Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-01-2022, 09:27   #152
Lord Melkor
 
Lord Melkor's Avatar
 
Reputacja: 1 Lord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputację
- I co, próbujemy przebić się do świątyni? - zawołał Kargar do pozostałych. Pozostawało im chyba albo to albo uciekać z miasta?

Endymion kiwnął głową łapiąc dech i zwrócił się do drugiej drużyny.
- Idziemy do helmitów. Tam będą się zbierać ludzie. Tam najwięcej uratujemy. Chodźcie z nami.
- Im nas więcej, tym lepiej - dodał Gabriel. - Czy ktoś z was jest ranny?
- Mamy inne sprawy na głowie, i pójdziemy gdzie indziej, to dla nas ważne.. - Powiedział półorczy mięśniak, wzruszając ramionami.
- Obejdzie się. Potrafię leczyć - Wtrącił zaś siwy krasnal.
- To szerokiej drogi - kiwnął głową Endymion - Idziemy. Kargar, nie wyrywaj się przede mnie. Widzę jak cię ciągnie, ale to ja mam tarczę i adamantytowy pancerz na sobie - polecił kompanowi i pobiegł przodem. Ludzie cały czas umierali.
- Dobrze, w takim razie prowadź rycerzu, będę cię ubezpieczał - odparł wojownik.
- Powodzenia - rzucił tamtym Gabriel, po czym ruszył za kompanami.

Na ulicach panował chaos. Wszędzie były demony, wszędzie było zniszczenie i śmierć. Jakiś nieszczęśnik został najwyraźniej wyrzucony oknem, leżał bowiem rozpłaszczony na ulicy… inny mieszczanin właśnie biegł i wrzeszczał ze strachu.

Kilkanaście metrów dalej parka strażników toczyła nierówną walkę z kilkoma pomniejszymi demonami, wyraźnie ją przegrywając. Większe demony lądowały na dachach domostw i wdzierały się do nich, mordując mieszkańców… na skrzyżowaniu ulic leżał kolejny martwy, a kilka kroków dalej banda pokurczy próbowała zabić jego żonę, osłaniającą własnym ciałem młodocianą córkę.

Do świątyni były tak cztery rzędy domostw, a wszędzie krzyki, wybuchy, pożary, śmierć…

- Powinniśmy przeć do świątyni Helma! - zawołał Druid. - Gabriel, czym są te mniejsze demony!
- Tak, wszystkich nie uratujemy, nie mamy czasu, do świątyni! - odkrzyknął Kargar, starając się nie myśleć o tym co te demony zaraz zrobią tym dwóm kobietom…
- Dretche... Niby słabe i głupie, ale i tak groźne - odparł Wieszcz. - Nie działa na nich elektryczność i trucizna, a na kwas, zimno, ogień i niemagiczną broń też są częściowo odporne - dodał.
Endymion aż zgrzytnął zębami. Chciał zostać. Chciał walczyć i uratować wszystkich. Ale nie był w stanie… nie dało się. Więc parł naprzód. Biegł do świątyni przyspieszany zaklęciem Gabriela. Ale nie był w stanie powiedzieć drużynie “zostawiamy ich”.
Kargar podążył za Endymionem, było to smutne, że nie mogli ich wszystkich uratować, ale walcząc z całą armią mogli tylko zginać… wcale nie naprawiając przy bajzlu do którego się przyczynili…..

Grupka pobiegła więc ulicami miasta w kierunku świątyni, z grubsza ignorując otaczający ich chaos. Dretche pokonały w kilka chwil bezbronną kobietę, która padła zakrwawiona u stóp swej przerażonej córki. Ta z kolei… zastygła w przerażeniu, godząc się chyba ze swym losem.




Małe demony pochwyciły ją szybko, po czym wraz ze zwiotczałą i zakrwawioną matką, zawlekły z rechotem do wnętrza budynku… skąd w końcu dobiegły wrzaski przerażenia młódki.

Strażnik-kobieta, walcząca z inną grupką pokurczy, właśnie zginęła rozszarpana pazurami. Jej towarzysz, ledwo co stał na nogach, również już mocno poraniony. Jeden z Dretchy pochwycił martwą zbrojną za nogę, po czym zaczął ją gdzieś sobie ciągnąć po ulicy, podczas gdy inni osaczali, i wykańczali mężczyznę…

- Ja tak nie mogę!! - Wrzasnęła nagle Amara, po czym… ruszyła biegiem w kierunku młodej, którą wciągnięto do budynku.

Kilkanaście metrów przed grupką, w kierunku płonącego przybytku helmitów, cycata panna, osłaniana przez szkielet wywijający dwoma mieczami, posłała kolejną "Kulę ognistą", która zatłukła 6 rogatych kurdupli… zwróciło to jednak uwagę jednego ze skrzydlatych demonów na pobliskim dachu.
- Kogo wspieramy? - spytał Gabriel, zatrzymując się i spoglądając w ślad za biegnącą Amarą.
- Kargar! Gabriel! Pomóżcie Amarze! - rzucił szybko Endymion samemu zrywając się wprzód by stanąć między kobietą a demonem. Ona była cenną siłą w tej walce.
Gabriel nie od razu posłuchał Endymiona. Zanim ruszył na pomoc mniszce, zajął się grupą stworów dobijających strażnika miejskiego. Ten ostatni i tak był już praktycznie martwy, więc Wieszcz stłumił w sobie resztki wyrzutów sumienia i posłał zaklęcie w środek grupki demonów.
- Dobrze! - Odkrzyknał Kargar, czując wstyd, że Amara musiała dać im przykład. Po czym ujął swój nieodłączny miecz oburącz i pobiegł za nią.
Druid tymczasem podleciał bliżej magini, zamierzając osłaniać Endymiona, choć, jeśli będzie taka potrzeba, mógł także włączyć się do starcia z Kargarem i Gabrielem. W jego oczach więcej miało sensu, jeśli połączą się z tymi, którzy mogli walczyć.


Wewnątrz budynku
(Amara i Kargar)


Amara była o wieeeele szybsza niż Kargar, wpadła więc pierwsza do wnętrza budynku, po czym zaklęła pod nosem…

Trzy Dretche pastwiły się nad ciałem chyba już martwej matki. Dwa ją pożerały, trzeci ją gwałcił. Mniszka z furią zaczęła okładać rogate sukinsyny. Dwoma ciosami zabiła jednego z nich, dwoma kolejnymi następnego doprowadziła na granicę przytomności. Ale tu na klatce schodowej kamienicy było ich przecież więcej…

Trzy kolejne bestialsko traktowały córkę, leżącą na podłodze obok schodów na piętro. Jeden z demonów trzymał jej rękę, którą zżerał na ramieniu, drugi trzymał drugą rękę, a posilał się na piersi dziewczyny. Trzeci ją po prostu gwałcił… była zżerana żywcem, i jednocześnie gwałcona. Jeszcze żyła, wrzeszcząc z przerażenia.

Gdy jednak wpadł do środka i Kargar, trójka pokrak odskoczyła od młódki, i rzuciła się z pazurami na Wojownika… ten jednak zdołał się przed nimi obronić.

Dwóch pozostałych skoczyło zaś i ku Amarze, ta jednak również uniknęła ich ciosów.

Kargar szybko przebiegł wokół spojrzeniem, widząc scenę z piekła rodem.
- Wy sukinsyny! - ryknął. Na szczęście nie musiał szczególnie pchać się do wroga, bo te plugawe pokurcze już się na niego rzuciły, ale żaden nie przebił się przez jego wierną, wzmacnianą magią płytkę, więc z furią zamachnął się na nie dwurakiem.

Kargar chyba się nieźle wkurzył… zatłukł bowiem jednym ciosem pierwszego demonicznego pokurcza, po chwili drugiego, a potem i trzeciego! Rąbał wielkim mieczem ile pary w łapach, natychmiastowo kończąc ich plugawe żywota.
Amara zaś również nie próżnowała. Najpierw dobiła tego ledwie już stojącego, a potem wyprowadziła dwa dodatkowe ciosy w kolejnego, również go załatwiając.

Wszystkie cholerne, małe potworki zostały pokonane. A leżące przy schodach, okropnie urządzone dziewczę zaskomlało. Jeszcze żyła…
Chwilowe zadowolenie Kargara z dokonanego krwawego dzieła zniknęło, gdy zobaczył zmasakrowaną dziewczynę. Dobiegł do niej i wlał w usta miksturę leczącą. Młódka bardziej chyba z zaskoczenia, niż świadomie, dała sobie wlać w gardło eliksir, a potem… zwinęła się w kłębek, i zaczęła płakać. Amara spojrzała na Kargara.

Kargar zmarszczył brwi zdając sobie sprawę, że dziewczyna ma szansę przeżyć tylko idąc z nimi. A przecież pamiętał perypetię z Amzą…..
- Jeśli chcesz żyć, musisz iść z nami do Świątyni…-powiedział, kładąc jej dłoń na ramieniu.
Mniszka westchnęła, i pokręciła przecząco głową.
- Schowaj się tu z mamą pod schodami. Gdy wszystko się skończy, kapłani pewnie przez magię przywrócą życie twojej mamie… to w tej chwili jedyna, sensowna możliwość.
Kargar rozejrzał się dookoła nieco zagubionym spojrzeniem, potem spojrzał na zmaltretowaną dziewczynę.
- No dobrze… Amara ma rację, zrób tak jak ona mówi i schowaj się dobrze. A my wracamy do pozostałych, nie?

Amara stanowczo, choć delikatnie, pochwyciła młódkę, i schowała ją pod schodami. Po chwili zaś wspólnie z Kargarem przenieśli tam ciało jej matki…
- To siedź tu cicho, i pilnuj mamy, niedługo się wszystko skończy - Powiedziała, po czym postawiła wyrwane drzwi, leżące parę kroków dalej, jako zasłonę dla ukrycia obu kobiet - Tylko bądź cicho…

- Dobrze, to wracamy do pozostałych? - Mniszka spytała Wojownika.
- Tak, niedobrze byłoby chyba się zgubić. - Wojownik skierował się ku wyjściu z budynku.
 

Ostatnio edytowane przez Lord Melkor : 24-01-2022 o 09:30.
Lord Melkor jest offline