|
Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
16-01-2022, 19:23 | #151 |
Administrator Reputacja: 1 | - Wskakujcie - rzekł Druid. - Wynosimy się stąd. - Powiedzą, że to my... - Gabriel nie był do końca pewien, czy druid ma rację. - To teraz uciekamy przed strażą miejską? - westchnął wciąż skołowany Kargar. Wziął ciało Deidre, żeby tak nie leżało sobie. - Ale dobrze, zawsze możemy wrócić do Scornubel, chociaż mieliśmy poczekać aż się kapłani naradzą… A tak w ogóle Bharrig, to gdzie chcesz żebym wskoczył? - Zgadzam się z Gabrielem. Jak Janika chcesz to uciekaj, miło było cię poznać, ale my tę sprawę musimy wyjaśnić. - Nie dodawał, że Bharig nie zabrałby ich wszystkich jednocześnie i, że wciąż chciał od nich kilka zaklęć. - To co, zostajemy? Jedziemy? - pytał Druid, spoglądając to na towarzyszy, to Janikę. - Hmm, zostańmy w takim razie - wzruszył wielgachnymi ramionami. - To do zobaczyska! - Mała zielona łyknęła jakąś miksturkę, po czym zniknęła - Rozliczymy się przy okazji… - Dodała, najwyraźniej niewidzialna, po czym z jej strony nastąpiła już cisza. - Zostajemy - odpowiedział druidowi paladyn podnosząc kokon z Amzą - Jak chcesz to leć i spotkamy się potem. Wyjaśnię kapłanom to odpowiednio. Na schodach zadudniły buciory strażników miejskich, wśród chrzęstu ich pancerzy… A na ulicach rozległy się wrzaski. I rogi alarmowe. I bicie dzwonów. I po mieście rozbrzmiały jakieś eksplozje?? ~ Armia demonów opadła na Hluthvar z nieba, rozpoczynając najazd. Setki pokrak atakowały kogo się dało, wdzierały się do domów, mordowały bez wyjątków wszystkich mieszkańców, często i robiąc im gorsze rzeczy, tuż przed śmiercią. Lądowały na dachach, przebijały się przez nie do wnętrz, wpadały oknami. Lądowały na ulicach, na placach, na miastowych murach, pojawiały się wszędzie. Nie były jednak same. Wokół niemal każdego, który gdzieś wylądował, wśród małej chmurki dymu, po chwili pojawiała się i gromadka innych, nieco mniejszych pokrak, wysokości typowego Krasnala… te również od razu rzuciły się by siać śmierć i zniszczenie, atakując grupkami po około pół tuzina. Strażnicy idący na piętro karczmy, momentalnie zrobili w tył zwrot, i wybiegli z karczmy, by walczyć… coś gruchnęło ze dwa razy w dach samego przybytku, w jakim przebywali śmiałkowie, na parterze rozległy się również odgłosy wybijanych okien, i wrzaski gości. Zaczęło się. Apokalipsa… - Powinniśmy przebić się do kapłanów i ich wesprzeć! - Zawołał Kargar, który nagle doszedł do siebie. - Ruszajmy do Helmitów! - zgodził się Druid. Gabriel, który nie miał lepszego pomysłu, rzucił na wszystkich zaklęcie, mające wspomagać ich podczas nadchodzących minut. Endymion zaklął szpetnie pod nosem dobywając tarczy. - Za mną - rzucił i ruszył biegiem niesiony zaklęciem Gabriela. Na parterze karczmy, towarzystwo zauważyło brak większości gości(pewnie wszyscy uciekli w panice do domów), jednak Półork-mięśniak i jego grupka dzielnie walczyli z trzema małymi spaślakami-demonami… gdy kolejne okno poszło w strzępy, i wpadł przez nie do środka jeden ze skrzydlatych demonów. Był bliżej grupki Endymiona, niż tych innych śmiałków. Kargar nie zwlekając wyciągnął miecz i skoczył na demona. Druid tymczasem wyczekiwał kompanów na zewnątrz, rozglądając się, gdzie skupiły się demony. Gabriel chwilowo nie zamierzał włączać się do walki, wolał oszczędzać energię na wspomaganie i leczenie kompanów. Endymion zaklął i ruszył za Kargarem nie szczędząc razów żadnemu z demonów. Kargar chlasnął skrzydlatego demona przez tors, a po chwili pojawił się Endymion i poprawił , bydlak jednak nie miał zamiaru padać. Wyprowadził cios pazurami w ludzkiego wojownika trafiając go prosto w twarz!! Cios zostawił paskudne ślady, uszkodził oko, a same rany strasznie krwawiły. Następnie ledwie zipiący demon wyprowadził i cios pazurami ku Paladynowi, ten go jednak zbił tarczą… Gabriel zrobił to, co powinien był zrobić - zbliżył się do walczących i rzucił na Kargara zaklęcie leczące. -W oko skurwielu?! Zaraz sczeźniesz! - syknął Kargar, czując palące go oko i krew spływającą po czole, na szczęście poczuł leczące zaklęcie Gabriela i był już gotów do dobicia przeciwnika kolejnym ciosem, co też po chwili uczynił, rozcinając wielkim mieczem demoniczny łeb od góry na dwie połówki, wśród fontanny czarnej juchy. Endymion prawie przeskoczył nad dwugłowym demonem gdy Kargar wyrywał z niego swój miecz i pobiegł na odsiecz pozostałym walczącym w karczmie. Paladyn pognał ku innej grupce awanturników, walczących w karczmie z mniejszymi demonami, po czym chlasnął jednego z pokracznych rogaczy… ścinając mu łeb. Zamach mieczem był jednak potężny, i ostrze dopadło i drugiego demona, jemu również odcinając łepetynę! Trzecią z pokrak wykończył Półork-mięśniak, wspólnie ze swoim Krasnalem. Na kilka chwil w karczmie można było odetchnąć. Jednak serio jedynie na kilka. - Dobra robota... Może powinniśmy trzymać się razem? - zaproponował Gabriel. - Bo tych... przyjemniaczków... jest nieco więcej. Tymczasem Bharrig czekał na zewnątrz. Uleciał nieco wyżej, żeby rozeznać się. Pobieżny rzut okiem pozwolił Druidowi stwierdzić, że rozpętała się apokalipsa - w paru miejscach w mieście już rozpętał się pożar, na ulicach trwała mobilizacja straży, a z garnizonu wylewały się oddziały mające stawić opór pladze demonów. Mieszczanie albo pochowali się w piwniczkach płonących domów albo ginęli. Jakiś mężczyzna został rozerwany na strzępy przez kilka pomniejszych demonów, inny żywcem spalony w swoim domu. Nad tym wszystkim przewalały się zaklęcia magów zmobilizowanych z Hlutvar, niekiedy też można było dostrzec, jak grupki strażników zasadzały się na demony i wspólnie atakowały je halabardami i kłuły pikami… daremnie. W dali jakaś wielce cycata pannica wrzeszczała zaklęcia, i ciskała najwyraźniej kulami ognistymi, osłaniana przez najprawdziwszy szkielet posługujący się dwoma mieczami. Gdzie indziej dało się słychać głos grzmotu, a w powietrzu dało się poczuć smród siarki i krwi. Świątynia helmitów również płonęła, i co chwilę coś tam wybuchało. |
24-01-2022, 09:27 | #152 |
Reputacja: 1 | - I co, próbujemy przebić się do świątyni? - zawołał Kargar do pozostałych. Pozostawało im chyba albo to albo uciekać z miasta? Ostatnio edytowane przez Lord Melkor : 24-01-2022 o 09:30. |
30-01-2022, 10:46 | #153 |
Administrator Reputacja: 1 | Zaklęcie Gabriela spopieliło gromadkę Dretchy, oraz nieszczęsnego strażnika… wszyscy byli martwi. Nie spodobało się to jednak najwyraźniej jednemu ze skrzydlatych demonów na dachach budynków, ten przemieścił się bowiem nieco bliżej, po czym wyciągnął łapsko w kierunku Wieszcza na ulicy… gdzie po chwili pojawiła się nowa grupka cholernych Dretchy, osaczających Gabriela. Ten zaś, chwilowo jeszcze jakoś potrafił uniknąć ich pazurów. Sytuacja była jednak bardzo poważna. W tym czasie, Endymion podbiegł do cycatej i zbrojnego szkieletu, wypatrując wokół wrogów… na pobliskim dachu pojawił się jeden ze skrzydlatych demonów. Zamiast jednak atakować, sukinkot skierował jedynie w ich stronę swoje łapsko, a na ulicy tuż przy nich, pojawiły się mniejsze demony. Dretche od razu zaatakowały… Paladyn jednak był na to gotowy. Jeden cios i trup, i z rozpędu jeszcze raz, i kolejny przeklęty Dretch padł martwy na bruk. Pazury pozostałych nie uczyniły zaś ciężkozbrojnemu Orkowi żadnej krzywdy. Zbrojny szkielet czarującej panny obronił się zaś przed atakami. Nie było jeszcze aż tak źle… - A wyście co za jedni?? - Krzyknęła cycata - Nie atakujcie szkieletu! To mój przyjaciel! Gabriel nie czuł się zbyt komfortowo w otoczeniu sześciu kurduplowatych demonów. Rzucił w mgnieniu oka zaklęcie, dzięki któremu mógł bezpiecznie ominąć oponentów, a potem ruszył w stronę Endymiona. Gdy znalazł się w pobliżu paladyna rzucił kolejne zaklęcie. Za cel obrał dretche, które przed momentem okazywały mu nadmiar zainteresowania. - Połączmy siły i wspólnie stawmy czoła tej armii demonów! - zawołał Druid do kobiety, po czym zamienił się w tornado i wleciał w małe demony, które były blisko niego. - Domyśliłem się! - odkrzyknął Endymion - Jak masz jakieś zaklęcie lotu to chętnie zapoluję na tego skrzydlatego pokraka! - rzucił do nekromantki. ~ Wieszcz uciekł z małego tłumu Dretchy, wychodząc z ich łap bez zadraśnięcia… a po chwili przygrzmocił im kolejnym słupem boskiego ognia, zabijając całą grupkę. Bharrig widząc taki obrót spraw wleciał więc w pokraki tuż obok Endymiona, szkieletu, i cycatej. Żywiołak-wir pochwycił trzy małe demony w swój powietrzny wir… a ostatniego z nich dwa razy chlasnął mieczami szkielet, Dretch jednak nie padł. Nad ulicami coś przeleciało tu i tam, z jednych dachów na drugie. Te większe demony, skrzydlate, chyba się odpowiednio ustawiały do ataku… jeden z nich w końcu sfrunął prosto na Gabriela, i zaatakował obiema łapami. Trafił raz, a rana na ręce zaczęła obficie krwawić. -Chyba zgłupiałeś?! - Odparła Paladynowi cycata pannica - Ich są setki… a latając nad budynkami, będziesz od razu celem dla kilku tuzinów! Posłała serię "Magicznych pocisków", i wykończyła poranionego przez szkielet Dretcha. Zbrojny szkielet wskazał jedną z krótkich szabli to jeden pobliski dach, to drugi, to trzeci… skrzydlate Demony się na nich zasadzały, przygotowując do ataku. - Idę do ciebie! -zakrzyknął ork do wieszcza by wiedział, że już za sekundę nadejdzie wsparcie. - Wszyscy do środka! - zakrzyknął walcząc już z demonem. Gabriel odsunął się o krok od demona, a potem rzucił na siebie zaklęcie leczące. - Jakiego środka?! - spytał. - Dowolnego! - odpowiedział paladyn przyjmując na tarczę pazury demona. - Czy nie powinniśmy przeć dalej, do świątyni? - Druid wzniósł się w górę, na jakieś dwanaście metrów i upuścił demony, które porwało tornado. Obserwował też, gdzie wbiegają jego towarzysze. Nie był pewien, czy będzie musiał do nich dołączyć, ale tak zapewne wkrótce miał zrobić. Wieszcz próbował magią uleczyć swoje rany… ale się nie udało! Co to miało być?? Małe demony, w wirze żywiołaka-tornada, zostały ponownie w owym wirze "przemielone", a po chwili i zrzucone w dół… w końcu i te zdechły. Sam Druid zauważył zaś, że płonącą świątynię atakują ze dwa tuziny skrzydlatych demonów, co chwilę coś tam wybucha… i szaleje tam również ogromny żywiołak ziemi, rozwalający budynki. Paladyn z kolei zmierzył się ze skrzydlatym demonem. Chlasnął go mieczem, po czym sam sparował dwa ciosy pazurów przeciwnika. - Do świątyni blisko! - Krzyknęła cycata czarująca, po czym posłała w demona przy Endymionie serię "Magicznych pocisków" nieco go raniąc. - Chowamy się w budynkach?? - Dodała. - Co to da? - zawołał Druid. - Kapłani będą umieli się obronić! Bharrig stwierdził, że jeśli chcą ocalić Hluthvar (na razie nie udawało się to im zbyt dobrze), to większe szanse będą mieli, jeśli złączą się z kapłanami Helma. - Spróbujmy podejść do świątyni i zobaczymy, ile obrońców tam zostało! No to chodźmy do świątyni - powiedział Gabriel, przesuwając się w stronę druida i cycatej przyjaciółki szkieleta. - Może razem z kapłanami zdziałamy więcej. - Chyba że znajdziemy sposób, by uciec - dodał po chwili. - Tych demonów jest za dużo... Zabrał się za opatrywanie rany. Po chwili krwawienie ustało. Paladyn przyjął na tarczę kolejny atak demona, wraził mu miecz pod bok i odepchnął od siebie. Przeciwnik był już mocno poraniony, nadal jednak cholerny rogacz był sporym zagrożeniem. - Czekamy na Kargara i Amarę! Potem świątynia! Bharrig! Nie daj im się otoczyć w powietrzu! Jak wygląda sytuacja?! - Płonie! I atakują ją! - odkrzyknął druid. - Schowajmy się gdzieś... - Gabriel wskazał drzwi najbliższego budynku. - Bharrigu, jakieś szanse na wykopanie przejścia? Najlepiej takiego, który kończy się za murami miasta. Powinniśmy uciekać, zanim wszystkie demony zainteresują się naszymi skromnymi osobami. |
31-01-2022, 16:58 | #154 |
Reputacja: 1 |
Ostatnio edytowane przez Arvelus : 01-02-2022 o 10:27. |
02-02-2022, 15:34 | #155 |
Reputacja: 1 | Gabriel ponownie odsunął się od atakującego go demona, przesuwając się o krok w stronę cycatej magiczki, po czym rzucił na siebie zaklęcie, które powinno go lepiej chronić przed atakami demona. Kargar, wzmocniony nieco energią życiową wroga wyssaną przez jego miecz, zdecydował się zignorować krwawiące rany w miejscu gdzie pazury skrzydlatego bydlaka przebiły się przez jego zbroję, i zadawał kolejne ciosy. Musiał pozbyć się aktualnego przeciwnika żeby móc dołączyć do reszty grupy… chlasnął mieczyskiem demona po barku, i polała się czarna jucha. Wróg wyraźnie zmiękł, i był już na najlepszej drodze do wykończenia. Ech, gdyby tylko nie ta magiczna sztuczka tego dużego spaślaka, to Kargar już by skrzydlatego dawno ubił... Bharrig tymczasem wylądował z zamiarem zmiany formy na krasnoluda, dobycia statuetki tygrysa i wypuszczenia Geriego z niej. Co też po chwili w końcu uczynił. A w tym czasie, dinozaur zaatakował po raz kolejny wielkiego demona ogonem… i w końcu mu przywalił, a spasionego demona aż jakoś tak zamroczyło. Paladyn kopniakiem zrzucił demona ze swojego miecza i w dwa kroki doskoczył do drugiego, który atakował wieszcza, rycząc na niego jak wściekły byk. Trzy ciosy, i trzy razy tryskająca jucha demona, który ledwie już stał… no ale stał. I jakoś groźby Paladyna nie robiły na nim wrażenia. - Bharrig! Wykopiesz nam drogę poza miasto?! - krzyknął do druida pamiętając jak wydostali się z zawalonej komnaty jeszcze w kompleksie za leżem smoczycy. - Nie chcieliście się przebijać do świątyni?! - Krzyknęła cycata czarująca - Przecież jesteśmy tuż obok? - Sądzisz, że ktoś tam jeszcze żyje? - W głosie Gabriela było sporo wątpliwości. - Demony tam z kimś walczą! Widziałam wybuchy jasnej energii już kilka razy! - Padła odpowiedź. ~ Demon walczący z Kargarem zaatakował ponownie pazurami… wojownik znowu oberwał, choć w sumie były to raczej draśnięcia. Ten przy Endymionie również nie próżnował. Pierwszy atak szponów zgrzytnął po tarczy Paladyna, drugi jednak zabolał. Magiczne osłony Orka zniwelowały jednak część owego razu… nie było aż tak źle. Gdzieś na świątyni, na jej wyższych piętrach, wśród gruzu i dymu, faktycznie coś błysnęło. Jakieś wyładowanie jasnej energii, a po chwili i pojawił się Gabrielowi znany "Flame Strike", który przygrzmocił z niebios w wielgachnego żywiołaka ziemi, okładającego swymi pięściami samą świątynię. - Wszyscy do mnie! - zawołał Gabriel uznając, że w gromadzie będzie łatwiej stawiać czoła wrogom... i że łatwiej mu będzie wspomagać kompanów, jeśli ci będą niedaleko. A że demonem zajął się Endymion, więc Wieszcz nie musiał sobie zawracać nim głowy. Walnął więc w żywiołaka tym samym zaklęciem, jakiego przed chwilą użył jeden z broniących świątyni kapłanów. Wielka kupa kamieni oberwała całkiem nieźle, i w sumie… z owego żywiołaka była już tylko połowa. Kargar usłyszał wezwanie Gabriela, ponowił więc atak na bydlaka, który coraz bardziej go wykrwawiał…. nie wiedział ile jeszcze takich da radę powalić więc musieli się spieszyć…. może kapłani w Świątyni będę w stanie coś pomóc. Ale to za chwilę, najpierw jeszcze rozpłatać ukośnie tors demona aż wypadły z niego flaki. I w końcu było po sprawie... Endymion warknął dobijając demona. Nie wiedział co powinni robić. Przed chwilą świątynia wyglądała jak praktycznie już upadła, ale chyba jednak pospieszył się z oceną. Rozejrzał się wokół i nie widział by demony się zbierały, ale został jeszcze największy do pokonania. Chyba, że… - Amara, Kargar! Omińcie wielkiego i chodźcie do nas! - zakrzyknął Endymion. Nie miał skrupułów czy dylematów moralnych przed zostawieniem przywołańca na śmierć. - Pospieszmy zatem do świątyni! - zawołał Bharrig. Kargar spojrzał w kierunku paladyna, próbując ocenić sytuację. Wielki demon był związany walką z jakimś dziwnym stworem… - Dobrze, już do was biegniemy - odkrzyknął po czym pobiegł do pozostałych starając się wyminąć wielkiego potwora. …. Towarzystwo pobiegło więc do świątyni, której brama była rozwalona w drobny mak, a dwaj pilnujący ją Paladyni rozerwani na strzępy. Na dziedzińcu, z pamiętną fontanną, która znowu wywołała u Endymiona małe ukłucie w sercu, nie było zaś nikogo… za to wielkie drzwi wejściowe, do samego budynku-świątyni-warowni, stały otworem. Wewnątrz zaś chyba, w holu, ktoś tam urzędował na całego. Małe pokurcze, biegające tu i tam? Coś im mignęło takiego przed oczami, przy pierwszym zerknięciu do wnętrza. - I co teraz? - Powiedziała cycata czarująca - A w ogóle… to Mirelinda jestem - Przedstawiła się w końcu. Gabriel rzucił na siebie zaklęcie, mające na celu poprawienie jego stanu zdrowia, a potem... - Gabriel - przedstawił się. - Poczekajcie... Może wspomogę was zaklęciem, które nieco ochroni was przed demonami? - zaproponował. - Moje błogosławieństwa nie zatrzymują tego krwawienia - stwierdził fakt Endymion kładąc rękę na ramieniu Kargara i mimo to błogosławiąc go mocą swoich bóstw - więc tu chyba ty będziesz potrzebny mi i Kargarowi. Gabriel bez wahania udzielił pomocy, wspomagając przyjaciół tym samym zaklęciem, jakim przed momentem leczył siebie. - Dzięki, Gabriel - wojownik skinął głową towarzyszowi, na którego zawsze można było liczyć. - Ktoś to w ogóle kurde jeszcze się broni? - rozejrzał się dookoła z niesmakiem. - Idźmy dalej! - rzekł Bharrig. - Ktoś musiał się ostać!
__________________ Evil never sleeps, it power naps! |
08-02-2022, 13:50 | #156 |
Administrator Reputacja: 1 | W głównym holu urzędowały Dretche… jeden z nich zżerał flaki rozerwanego na pół akolity. Kolejny zrywał gobeliny ze ścian, dwóch innych rozwalało biurko i krzesło, jeden… smarował chyba własnym gównem ściany. Ostatni po prostu łaził tu i tam. Niewielkie demony jeszcze towarzystwa nie zauważyły. - Parszywe małe gnidy - Mruknęła Mirelinda, i posłała serię "Magicznych pocisków, na tego, który posilał się na zwłokach. Zabiło go to na miejscu… ale i zwróciło uwagę pozostałych na grupkę śmiałków wkraczających właśnie do holu. Gabriel zaklął pod nosem. Działania Mirelindy nastąpiły nieco zbyt szybko, a teraz było już za późno na rzucenie zaklęcia, które - być może - zniechęciłoby dretche do nawiązywania zbyt bliskich kontaktów z członkami drużyny. - Zabijcie je szybko i idziemy na piętro - powiedział, potem rzucił na Kargara kolejne zaklęcie leczące. Endymion kiwnął głową i wyszedł wprzód. - Hej! Bydlaki! - zawołał do trójki demonów lewej i wzniósł miecz do ataku, czekając na nie. Oczywiście pokurcze ruszyły po chwili na Paladyna z rykami… pierwszy zginął z odciętym łbem, drugi po ciosie otwierającym jego tors. Trzeci Dretch jednak uchylił się przed ciosem. Wojownik bez słów zaszarżował na demona łażącego bez celu po prawej stronie. Był wściekły z powodu tego co się tutaj działo i w szczególnie śmierci Deirdre, przynajmniej mógł odpłacić tych ohydnym kreaturom. I odpłacał. Potężny cios wielkiego miecza rozpołowił Dretcha od barku niemal aż po krocze, zabijając ścierwo na miejscu... Geri rzucił się za Endymionem. Teraz, kiedy został spuszczony ze swojej kamiennej formy, zamierzał odbić sobie za wszystkie czasy. Wielki kot usadowił się za paladynem, czekając na odpowiedni moment. Rzucił się więc po chwili na ostatniego z Dretchy przy Paladynie, i rozszarpał go na strzępy. Bharrig tymczasem rozglądał się i nasłuchiwał. Małe demony nie stanowiły dla nich żadnego wyzwania. To, co interesowało Druida, to usłyszenie głosów pozostałych obrońców. Krasnolud jednak nikogo nie słyszał… jeśli jacyś obrońcy jeszcze tu byli, to chyba walczyli wyżej. Na pierwszym, albo i drugim piętrze świątyni-warowni? Tak jak widziano ich z ulic, na samej górze budynków? Ostatni z Dretchy, smarujący ściany kupskiem, również rzucił się do walki, atakując Kargara. Jego pazury nie uczyniły wojownikowi jednak żadnej krzywdy, a sam mały demon zginął po chwili od kolejnego ciosu mieczem wojownika. Gabriel nie ruszał się z miejsca. Obserwując poczynania kompanów rzucił na siebie zaklęcie leczące z różdżki. - Nieźle, nieźle… - Powiedziała Mirelinda z uznaniem, a jej szkielet pokiwał głową. - To co, na górę? - Dodała. - Na górę - potwierdził Wieszcz, ruszając w stronę schodów prowadzących na pierwsze piętro. - Myślicie że znajdziemy żywych kapłanów na górze? - Kargar otrzepał się z obrzydzeniem z juchy rozpłatanego przez siebie przed chwilą demona, i spojrzał w górę schodów, nasłuchując odgłosów walki. - Musimy znaleźć kogokolwiek - rzekł Bharrig. - Oni będą mieli zapewne jakieś pojęcie, jak okiełznać tą plagę. Druid kroczył razem z tygrysem w stronę góry, ciągle nasłuchując i wypatrując niebezpieczeństwa, a także tych, którzy przeżyli. - Ktoś rzucał zaklęcia ze szczytu wieży - powiedział Gabriel. - Oby i nas nie potraktowano jak wrogów - dodał. - Demonów co prawda nie przypominamy, ale w ogniu walki mogą najpierw rzucić kulę ognia, a potem pytać, po co przyszliśmy. - Pójdę przodem. W najgorszym razie… przeżyję cokolwiek by we mnie rzucili - stwierdził Endymion, nie do końca pewny czy to jeszcze pewność siebie czy już arogancja - jak się zbliżymy na górę to trzymajcie się te kilka metrów ode mnie byście przy okazji nie dostali. Po wejściu schodami na piętro, przed oczami towarzystwa, ukazały się podobne widoki co na parterze… zniszczony osprzęt, lekko uszkodzone ściany, okna. Nigdzie jednak nie było widać demonów, ani trupów helmitów. Panowała również podejrzana cisza. Za to jeszcze piętro wyżej, w kierunku dachu przybytku, stamtąd było zdecydowanie słychać odgłosy trwających walk. Jakieś wybuchy, krzyki, ryki potworów, cała symfonia bitewna… - Idziemy do góry... - zasugerował Gabriel. - Tam z pewnością ktoś jeszcze jest i walczy. Zasugerował, ale sam nie pchał się jako pierwszy na schody. Wolał, by przodem ponownie ruszył Endymion. - Tak, idźmy - rzekł druid. - Nie rozdzielajmy się jednak. -Tak, idźmy tam gdzie jeszcze walczą - zgodził się Kargar, zaciskając szczękę z determinacją. Ork kiwnął tylko głową i ruszył przodem na piętro wspomóc kapłanów. ~ Krok za krokiem, coraz wyżej, na ostatnie piętro, ku odgłosom walk, na ratunek helmitom. Być może byli ostatnimi obrońcami miasta, na które spadła horda przeklętych demonów… Brakowało już połowy dachu. Wszędzie walał się gruz, a ogromny żywiołak ziemi wciąż walił kamiennymi piąchami po twierdzy, mając chyba zamiar rozwalić jej ile tylko zdoła. Dużo demonów… i to tych większych, skrzydlatych, nie tam te pokurcze Dretche, oj nie. Osaczały resztki broniących się, zabijały właśnie kolejnego z nich… Parka paladynów jeszcze dzielnie walczyła. Do tego i chyba jakiś Kapłan. Między nimi zaś, kompletnie nie pasująca do miejsca i sytuacji, jakaś "cywilna", niebieskowłosa pannica. Kilka pokrak już ubili, kilku z obrońców już zginęło. Wyglądało to wszystko dosyć kiepsko. Ostatnio edytowane przez Kerm : 08-02-2022 o 14:33. |
09-02-2022, 08:42 | #157 |
Reputacja: 1 | - Prawie się spóźniliśmy... - Gabriel stwierdził oczywistą oczywistość, po czym rzucił na kompanów zaklęcie, mogące na różne sposoby wspomóc ich w walce z demonami. |
10-02-2022, 11:55 | #158 |
Reputacja: 1 | Nagle bardzo blisko pola walki rozległ się odgłos rogu… gdzieś w powietrzu. Demony spojrzały w tamtym kierunku, po czym kiwnęły łbami, trzepocząc skrzydłami. Nad świątynio-twierdzą unosiła się demoniczna suka, łopocząc swoimi skrzydłami, dmiąc w róg, mający na celu obwieszczenie czegoś swojej plugawej armii? Zaśmiała się po chwili gardłowo, na moment pokazując wszystkim jakiś trzymany w dłoni wisior, po czym go schowała… czy ona coś właśnie ukradła z przybytku Helma? Nie była sama. Towarzyszyło jej kilka innych demonów, również unoszących się w powietrzu. A dwa z nich… trzymały nieprzytomną Amarę. Fuck!! Jak?? Kiedy?? Gdzie?? Przecież Mniszka była cały czas z nimi… chociaż… kiedy ją ostatni raz widzieli? Jeszcze na ulicach przed świątynią? Fuck!! Kiedy trzy tygrysy Bharriga rozszarpywały wrogów, ten zwrócił się w stronę rogu, szukając jego źródła. Wyraźnie nie podobało się Druidowi to. Kargar wydał z siebie triumfalny okrzyk kiedy rozpłatał potężnym cięciem kolejnego demona, który niemal przepołowiony opadł na ziemię. Jednak radość szybko zniknęła, gdy zobaczył demony w powietrzu trzymające Amarę. Jak mogli o niej zapomnieć? Najpierw stracili Deidre a teraz to… - Niech ktoś rzuci na mnie zaklęcie latania to tam podlęcę! - krzyknął do swoich towarzyszy i sojuszników. Gabriel przesunął się nieco, by móc zobaczyć, co się dzieje wyżej. I zaklął na widok "znajomej" kobiety. - Przeklęta suka! - rzucił, nie zważając na obecność kobiet. - Zgłupiałeś?! - zwrócił się do Kargara. - Rozszarpią cię, zanim zdołasz cokolwiek zrobić. - Nie Kargar, ja pójdę! - zadeklarował paladyn mało delikatnie odkładając na ziemi kokon z pleców - Daj mi ten przeklęty lot Mirelinda… lub Bharrrig! I nie ważcie się jej tu zostawić! - wskazał mieczem na ciało Amzy w materiałach. ~ - Dobra! Mówisz i masz! - Krzyknęła cycata pannica, i po chwili Endymion otrzymał odpowiednie zaklęcie. Ruszył drogą powietrzną do "czerwonej suki"... Kilka pierwszych metrów łapał równowagę i zakładał na głowę hełm, przeklinając że nie wyrobił sobie nigdy zwyczaju permanentnego noszenia go. Po cennych trzech sekundach dopiero ruszył z pełną, podwójnie magiczną (bo od zaklęć Mirelindy i Gabriela) prędkością na ratunek towarzyszce… a sucza rogata się wrednie uśmiechnęła. W stronę nadciągającego ku niej Paladyna pomknęło niebieskie wyładowanie, i oberwał pełną mocą jakiegoś lodowatego gówna… a po chwili, z jej drugiej ręki, poleciało coś podobnego, tym razem jednak palącego ogniem. Paladyn, strasznie zmrożony, i popalony, lotem koszącym przygrzmocił w ostatnie piętro świątynio-warowni, i tam zastygł, nieprzytomny i umierający… Wszystkie demony zaczęły się wznosić coraz wyżej i wyżej, ignorując wszelkich obrońców miasta i świątyni... -Tchórzliwa suka! - Zejdź tutaj do nas i zobaczymy jaka będziesz mocna! - Ryknął Kargar czując się sfrustrowany i bezsilny w obliczu tej paskudnej sytuacji. Gabriel podbiegł do Endymiona (z BF +9 metrów), przyklęknął przy leżącym i rzucił na niego najsilniejsze leczące zaklęcie, jakim dysponował. Paladyn otworzył oczy i warknął wściekły, że dał się tak załatwić. Nic to. Czuł resztki leczącego zaklęcie krążące w jego ciele i nie wątpił, że właśnie ktoś mu dupę uratował. - Niebieska! Mogę prosić?! - krzyknął licząc na jakieś dodatkowe leczenie, zbierając się z gruzów. -Endymion, może polecę z tobą!? - spytał Kargar. - Pomóż paladynom! - odkrzyknął ork zrzucając z siebie kamienie, ale widział, że demony wycofują się już z walki. Nie ma znaczenia. Teraz myślał o ratowaniu towarzyszki. - Już lecę, moment! - Rozległ się krzyk niebieskowłosej… no i zaczęła biec do Paladyna. - Jeśli ktokolwiek ma jakieś wzmocnienia to będę ich teraz BARDZO potrzebował! - dorzucił ork wstając wreszcie chwiejnie na nogi. Endymion zamrugał oczami, nadal czując się podle po atakach "czerwonej", i to mimo otrzymanego już leczenia. Coś, coś w nim jakby oberwało i wewnętrznie, jakby… jakaś zimna Pustka wdarła się i w jego duszę. Zrobiło mu się trochę słabo. Druid podbiegł kawałek, szukając tego, na co wcześniej wskazywali jego kompani. Wreszcie, kiedy zobaczył kobietę-demona, wymamrotał parę słów, zamierzając zamienić przywódczyni bandy w świnkę morską. Po chwili wyczuł, jak jego czar przebija magiczne bariery "czerwonej suki"... a potem nic. Magia została przez rogatą odparta. Szlag.
__________________ Evil never sleeps, it power naps! |
16-02-2022, 19:14 | #159 |
Reputacja: 1 |
|
21-02-2022, 10:06 | #160 |
Administrator Reputacja: 1 | W międzyczasie, niebieskowłosa stanęła przy Endymionie. - Nadal jesteś ranny… - Powiedziała, po czym wyszeptała kilka słów i dotknęła ramienia Paladyna który przyłożył palce do twarzy ich koniuszkami wyczuwając jak paskudne poparzenia się cofają i leczą, po czym zdrapał resztki zwęglonej skóry i zarostu które były już zbyt zniszczone by magia mogła im pomóc. Jej magia uleczyła go już kompletnie. - Dziękuję - Powiedział. - Nie ma za co - Odparła niebieskowłosa z miłym uśmiechem. -To może sprawdźmy czy któryś ze starszych kapłanów przeżył…. - podsumował Kargar, rozglądając się dookoła. Starał się nie myśleć o Amarze i jej losie, już raczej nie mogli nic dla niej zrobić. -Mówicie że Twierdza Zhentil może być na ich drodze? Znam trochę to miejsce, jakbyśmy chcieli tam się udać…. Zhentowie potrafią być wredni, ale nie wiem czy im po drodze z taką siejącą spustoszenie hordą… - Wiedźma w istocie może wiedzieć coś więcej - zamyślił się Druid. - Powinniśmy także skontaktować się z Ambermantle - Bharrig myślał głośno. Wyglądało na to, że kapłani Helma nie przydają się im już na nic w tej pladze. Hluthvar zaś w wielu miejscach płonęło, i wciąż było słychać krzyki mieszkańców i… gnębiących je potworów?? Skrzydlate demony odleciały, Dretche jednak nadal się panoszyły po mieście, zabijając i niszcząc!. - Trzeba im pomóc - Powiedziała z przejętym tonem niebieskowłosa - Te pomniejsze demony, przyzwane przez duże, będą tu szalały godzinę, nim same znikną, wracając do swojego plugawego świata!. -No to bierzmy się do roboty i oczyśćmy miasto! - Kargar wyszczerzył się, co wygłądąło nieco upiornie, biorąc pod uwagę, że był zalany demonią posoką. - Och, przepraszam, nie spytałam… czy ty też potrzebujesz jeszcze leczenia? - Zagadnęła go niebieskowłosa. - No… - Kargar spojrzał ze zdziwieniem na swoje rany, które zniknęły - Dziękuje, chyba już wszystko dobrze, rozumiem że to twoje dzieło? Jesteś jedną z kapłanek Helma? Ja jestem Kargar. - Zwę się Niramour - Uśmiechnęła się przelotnie rozmówczyni, która chyba nie całkiem była ludzką kobietą - Jestem tu przejazdem, wyznaję Alerię, "Panią życia". I chyba tak, jej błogosławieństwo już zadziałało na ciebie wcześniej… ale i tak wyglądasz jeszcze paskudnie… - Powiedziała i zachichotała, po czym wyciągnęła chusteczkę, i zaczęła przecierać twarz Kargara z posoki demonów. Była dosyć wysoka(170cm), więc nie miała z tym problemów… Kargar nieco się speszył: -Dziękuje Pani, nie ma potrzeby. Jestem tylko brudny, a tu trzeba dalej walczyć z tymi mniejszymi demonami…. - Ale teraz nie przypominasz jednego z nich - Odparła niebieskowłosa, i miło się uśmiechnęła - I nie "pani" Kargarze, "Niramour" wystarczy w zupełności… - Dobrze że na siebie natrafiliśmy, jak tak dobrze leczysz to będę mógł się większości tych demonicznych pokurczy sam pozbyć - wojownik odpowiedział uśmiechem. - To idziemy dalej sprzątać? Jak chcecie, mogę wam jeszcze pomóc… - Powiedziała Mirelinda, a jej szkielet kiwnął potakująco głową, i szpanersko wywinął dwoma krótkimi mieczami w swych łapach. - Wyrżnijmy resztę tego plugastwa w mieście i potem udajmy się w dalszą drogę - zgodził się Druid. - Po prawdzie jednak sądzę, że nikt nie będzie wiedział, w jaki sposób rozprawić się z tą plagą. Jeśli demony ukradły amulet, ani chybi zamierzają przywołać jeszcze większą chmarę albo coś jeszcze potężniejszego od nich. Powinniśmy zwabić je z powrotem do obszaru Wrót, a potem zawalić przejście na dobre lub znaleźć sposób, w jaki sposób zakląć wrota z powrotem. Krasnolud rzucił jeszcze wzrok na kapłanów Helma. - Zdaje się, że niewiele zdziałamy, pytając się innych. Trzeba nam sam zmajstrować na nich pułapkę. - Najpierw pozbądźmy się tych pokurczy, nim narobią w mieście jeszcze większych szkód - powiedział Gabriel. - Chyba że znacie jakiś sposób, by ostrzec niziołków i twierdzę. - Ostrzegać twierdzę?? Phi… - Wzruszyła ramionkami Mirelinda, a jej duuuże kobiece walory nieco podskoczyły. - Przygotowani zadadzą demonom większe straty, nim zginą - odparł Gabriel, na chwilę zatrzymując wzrok na biuście rozmówczyni, potem przenosząc spojrzenie na jej twarz. - Ogólnie biorąc, ułatwiliby nam życie. Ale zostawmy wymianę poglądów na później i chodźmy do pracy - zaproponował, po czym ruszył w stronę schodów. Po paru krokach zatrzymał się. - Panie przodem? - uśmiechnął się do zaklinaczki. - Damy Zhentom znać to albo zadadzą im większe straty, albo rozbiją albo bez znaczenia, bo się okaże że demony tam nie lecą. W żadnym wypadku nie stracimy. Ale to później… - stwierdził Endymion unosząc się w powietrze i na skróty zlatując w dół. Jeszcze wiele demonów było do ubicia. Wiele żyć które mogły zostać utracone. Wiele gniewu do wylania z siebie. *** Przez najbliższą godzinę, towarzysze wraz z Gerim, Mirelindą, jej szkieletem, i Niramour, oczyszczali Hluthvar z Dretchy… które praktycznie nie miały z nimi szans. Uratowano przez to wielu mieszczan, naprawdę wielu. W międzyczasie zaczęło padać, choć trwało to jedynie kwadrans, deszcz jednak ugasił wszystkie pożary w mieście. Wszyscy dzielnie walczyli… oprócz Niramour. Ta nie rzuciła ani jednego niszczycielskiego czaru, nie ubiła ani jednego Dretcha. Leczyła za to rany towarzystwa, rzucała na nich błogosławieństwa (czar "Bless, Protection from Evil") pomagające w walce, i leczyła również za pomocą różdżki, czy też i własnej magii prosto z jej rąk, każdego potrzebującego w mieście… W końcu, po godzinie czasu, nieco zmęczeni towarzysze, powrócili ponownie pod świątynię Helma. Tam z kolei, ujrzeli tuziny... dziesiątki… setki(!) rannych mieszkańców Hluthvar, którzy przybyli do helmitów, szukając u nich pomocy. Mężczyźni, kobiety, młodzi i starzy, małe dzieci, wszyscy poranieni, lamentujący, płaczący… rany po ugryzieniach, po pazurach, oparzenia, złamania, zgniecione ciała od gruzu. Niramour miała na ten widok łzy w oczach. - Trzeba im pomóc… - Szepnęła, i pognała czym prędzej do paru helmitów kręcących się wśród tłumów potrzebujących. - Ja się nie znam na leczeniu… może Gabriel coś pomoże - zmęczony siekaniem demonów Kargar przysiadł na schodach świątyni, z szacunkiem spoglądając na niestrudzoną uzdrowicielkę. Sam znał się tylko na zabijaniu, a ona była jego przeciwieństwem, tylko leczyła i ratowała życie. Chociaż przerwa sprawiała że znowu przypominał sobie o losie Deirde i Amary… wolał być czymś zajęty żeby o tym nie myśleć. - Przydałoby się kilka różdżek - odparł zagadnięty. - Może spytasz kapłanów? Może świątynia sprzedałaby nam kilka sztuk. A potem dołączył do tych, co leczyli poszkodowanych. Endymion wszedł pomiędzy rannych szukając tych najbliższych śmierci. Miał bardzo niewiele błogosławieństw, ale każde mogło potencjalnie uratować życie. Chciał aby każde z nich rzeczywiście to zrobiło. - Zaiste, pomóżmy im - rzekł Bharrig, który podążył za Niramour. |