Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-01-2022, 08:43   #6
Sindarin
DeDeczki i PFy
 
Reputacja: 1 Sindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputację
Pierwszy na miejscu pojawił się Wyran. Nie miał żadnych spraw do załatwienia w forcie, kręcenie się po mieście bez celu także nie leżało w jego naturze. Szedł spokojnym krokiem, rozglądając się po okolicy i przeżuwając kolejne kęsy jabłka. Jego strój nie zmienił się od wczoraj, gotowość do drogi podkreślał tylko solidny, wypchany ekwipunkiem plecak, do którego przytroczył kilka pokrytych symbolami kołczanów na strzały.
Półelf dotarł do zwiadowczyni i kiwnął jej głową na powitanie, po czym spojrzał na jej wilczego towarzysza.
- Witaj nieustraszony przywódco. Gdzie twoja drużyna? - zagadnęła żartobliwie Unkhara kończąc posiłek i rzucając kości swojemu partnerowi w łowach.
Zwiadowca zmarszczył brwi w zdziwieniu, po czym prychnął z lekkim rozbawieniem.
- Niedługo dotrą - rzucił - Byłem wcześniej przygotowany.
- Mhmm… - zamyśliła się półorczyca i dodała żartem.- Mam nadzieję że na szlaku będą się wcześniej budzić. Nie dogonimy goblinów, jeśli pół dnia spędzimy na pobudce.
Półelf uśmiechnął się i zerknął na wilka.
- Mokry jęzor albo kubeł wody każdego obudzą.
-To prawda. - przyznała po chwili namysłu Unkhara. - Mam tę przewagę zawsze pod ręką.
Niedługo później do tropicieli dołączył Jhin. Mimo swojej smukłej sylwetki nie było widać po nim większego zmęczenia, jego dotychczasowe podróże przygotowały go stosownie do marszów przez górzyste tereny. Skinął głową nieznajomej, choć jego twarzy nie było widać przez kaptur.
- Jin Dhis, wasz medyk. - przedstawił się krótko, odpuszczając sobie wszystkie tytuły. W terenie nie miały żadnego znaczenia.
Półorczyca skinęła głową, uznając zapewne że skoro przedstawiła się wczoraj to dziś nie musi.
Mari i Arice przybyły po szybkim uzupełnieniu zapasów oraz opłaceniu z góry za dalsze utrzymanie koni w stajni. Mari wyglądała na lekko znudzoną, o ile można było to wywnioskować z osłoniętej cieniem kaptura twarzy. Zwyczajowo poruszała się blisko Arice w typowej formacji ochroniarza i klienta.
Unkhara drapiąc za uchem siedzącego przy niej wilka mruknęła jedynie.
- To już wszyscy… chyba?
Mari kiwnęła głową milcząc.
- Brakuje Veltena, płatnerza i wojownika. - wciął się Jin.
- Acha… no cóż… wątpię by gobliny się spieszyły. Duże stado owiec to powolne stado.- oceniła przewodniczka drużyny.
Mari uśmiechnęła się pod nosem.
- Można zapomnieć… - szukała słów w niższym krasnoludzkim, po czym użyła zwrotu po elficku oznaczającego kogoś robiącego bardzo dobre wrażenie i spojrzała na Arice z pytaniem czy wiele kojarzy z lekcji, które ostatnio zaczęły.
- Tak, o pozerze można zapomnieć. - Arice odparła po namyśle - Choć chyba powinnam go mocniej określić... - dodała ciszej.
- Elfi jest w tym trochę subtelniejszy - kiwnęła głową akceptując odpowiedź jako mniej-więcej poprawną.
- I precyzyjniejszy - mruknął Wyran, wypatrując Veltena na drodze z fortu.
Valten w końcu pojawił się. Klął pod nosem, poranek spędził na wyliczeniach i szukaniu kilku fachowców.
- Wybaczcie. - przywitał swych towarzyszy - Przyszłość przesłoniła mi trochę obecne obligacje. - zerknął na pół-orczycię i kiwnął jej głową - Nie będę kłopotem na szlaku.
- Więc… zakładam że możemy ruszać już?- zapytała po chwili półorczyca wstając i otrzepując spodnie. - Jeśli spotkamy patrol orków, ja do nich podejdę i ja będę mówiła. Mam przygotowane dwie łapówki… potem, będziecie musieli się zrzucić na kolejne. Jakieś pytania?
- Po ile te łapówki? - zapytał Wyran - I czy dopiszemy je do zapłaty?
- Pięćdziesiąt sztuk złota lub równowartość tej sumy w towarze.- wyjaśniła Unkhara wędrując po grupie. - Wielkość zależy od tego jak dużą grupę uda się orkom przyuważyć. I nie wiem co żeście ustalili z szefem, więc… nie mam pojęcia czy wam uda załatwić rekompensatę.
- Jak duże są ich grupy?
- Zwykle od dwóch do pięciu, ale nie ma to znaczenia… lepiej nie wdawać się w walki i po prostu zapłacić. - odparła półorczyca.
Mari pokręciła głową milcząc, wyrażając jak na siebie i tak dość znaczną dezaprobatę. Ze zwykłego zlecenia zaczęła robić się inwestycja bez gwarantowanej stopy zwrotu.
Arice za to spojrzała na Mari, bo choć niepocieszona inwestycją, to na jej życzenie oddałaby swoje zasoby.

***

W końcu wyruszyli, z Unkharą i jej czworonożnym towarzyszem na czele. Podążali tropem goblinów i owiec, co czasem było widoczne nawet dla tych, którzy nie byli obeznani ze sztuką tropienia. Ciężko było bowiem ukryć ślady dużego stada owiec… zwłaszcza gdy można było w owe ślady wdepnąć. Poza tymi wpadkami podróż można było uznać za przyjemną wycieczkę. O tej prze roku góry były przyjemne dla podróżnych, a widoki zapierały dech w piersiach. Niemniej sama półorczyca często z nosem przy ziemi lub patrząca na swojego wilka wydawała się być zaniepokojona.

Podczas pieszej wędrówki Mari opierała się się o prosty kij, wędrując blisko Arice i tłumacząc jej, spokojnie i rzeczowo zawiłości elfiej gramatyki. Widać było, dla obeznanych, że dopiero od niedawna dziewczyna zaczęła nauczać towarzyszkę tego języka. Było w tym coś jeszcze… dziwnie przebłyskująca fachowość i swoboda nauczania, może nie do końca w umiejętnościach przekazywania wiedzy, lecz w postawie i swobodnym tonie znanym ze sposobu bycia wielu nauczycieli.
Wyran poruszał się blisko przewodniczki, uważnie lustrując zarówno otoczenie, jak i zachowanie samej Unkhary i jej wilka. Łuk trzymał w gotowości, gotów do błyskawicznego założenia cięciwy.

Późnym popołudniem drużyna dotarła na miejsce odpoczynku i uczty goblinów co świadczyło o czymś oczywistym. Owce są powolne, nawet pędzone strachem wobec wilków i worgów. Co też oznaczało, że gobliny były powolne i podążały wolniej niż ścigająca ich drużyna… prędzej czy później bohaterowie ich dogonią. Obozowisko goblinów było dość duże i wyraźnie chaotyczne i zaśmiecone. Owcze kości walały się wszędzie… tak jak i odchody nie tylko owiec. Gdzieniegdzie widać było plamy krwi i kawałki wełny. No i oczywiście ślady po kilku ogniskach.
Mari nie wyglądała na szczególnie zdegustowaną zastanym widokiem. Wraz z chylącym się ku dołowi słońcem, dziewczyna coraz swobodniej odchylała kaptur, tak jakby idące z zenitu w dół słońce budziło w niej nadzieję na swój koniec. Wciąż jednak jej oblicze skrywał kaptur.
Bez słowa zaczęła się rozglądać za rzeczami, które potencjalnie mogły by być nośnikiem jakiejś magii. Nawet jeśli by nic nie znalazła, brak tegoż był cenną informacją.
Półelf zaś zabrał się za bardziej przyziemne sprawdzanie obozowiska. Wyraz twarzy miał skwaszony - tak jak myślał, każda godzina zwłoki oznaczała mniejszą zapłatę dla nich. Zza ramienia towarzyszył mu Jin, wyraźnie obserwujący na jakie ślady zwraca uwagę doświadczony łowca.
Valten pozostawił pozostałym obejrzenie obozu. Sam zerknął w kierunku, do którego zmierzają.
- Co jeśli gobliny zapłaciły orkom w owcach?
Mimo że Arice odsunęła się od Mari, nie zamierzała nie poświęcać jej w ogóle uwagi. Wręcz mogło się zdawać, iż nie przestała jej obserwować, a jednak zajmowała się swoim uważnym przeszukiwaniem otoczenia.
- To te owce są stracone. Orki nie mają w języku pojęcia: “paserstwo”… - wzruszyła ramionami półorczyca badając wraz z resztą otoczenie.
Odkrycia drużyny nie były zaskakujące. Ot, gobliny rozbiły tu obozowisko i zjadły owce. Sześć owiec sądząc po szczątkach, spiły się bimbrem grzybowym. Odlały i opróżniały gdzie popadnie sądząc po śladach. Nie zostawiły żadnych magicznych przedmiotów, za to kilka noży kiepskiej jakości i strzał zostało po nich… oraz parę paciorków i obrzyganych szmat robiących za płaszcze. Widać też było że mają co najmniej jednego szamana i przywódcę… bo przy jednym z ognisk były jakieś ślady planowania trasy oraz inne “mistyczne” bazgroły mające zapewne wzbudzić strach i szacunek wśród pozostałych goblinów… bo te znaczki miały tyle wspólnego magią co teksty wypisywane w wychodkach.
Mari przyglądała się bazgrołom wzdychając ciężko, lecz nie skomentowała. Wyglądało to odrobinę jak rozczarowanie nie tyle samym znaleziskiem, co poziomem fachu.
Jin podobnie do Mari pochylił się nad bazgrołami, prześledził ich układ i mimo że sam się magią nie zajmował, to wiedział że symbole są absolutnie bezużyteczne.
- Ruszajmy. Im szybciej je dogonimy, tym szybciej wrócimy. Nie uśmiecha mi się bezpodstawne płacenie okupów. - powiedział po zakończonych oględzinach.
Mari kiwnęła głową zdecydowanie. Nie lubiła tracić czasu bez jakiegokolwiek celu na horyzoncie lub odrobiny przyjemności, a przebywanie na tym terenie nie zaliczało się do obydwu.
Wyran przyjrzał się znalezionej strzale, po czym schował ją do kołczanu.
- Idziemy. A orki raczej nie będą nas zaczepiać bez przewagi liczebnej.
- Będą.. to ich ziemia. - odparła przewodniczka ruszając przodem.- Tyle że nie będą atakować.

***

Dalsza podróż upływała w spokoju. Jakoś nie napotykali żadnych przeszkód, choć Unkhara robiła się coraz bardziej zaniepokojona. I otoczenie wydawało się dopasowywać do jej nastroju… ślady stada i goblinów prowadziły w coraz bardziej suchą i jałową okolicę.
Coraz mniej tu było zieleni, coraz więcej suchych chaszczy i spękanej gleby. Nieco to urtudniało tropienie spowalniając odrobinę awanturników.
W końcu w tej monotonnej wędrówce natrafili na coś nowego. Ślady rozdzielały się…
Wyglądało na to że trzy owce odłączyły się od stada i parę goblinów pognało za nimi. Nie było śladów świadczących o powrocie.
- Nie rozdzielajmy się. - zaproponował alchemik po obejrzeniu śladów - Jeśli dorwiemy gobliny zanim maruderzy przyprowadzą te kilka owiec będzie się nam o wiele łatwiej z nimi uporać.
Mari spojrzała w stronę, w która musiały powędrować gobliny w poszukiwaniu zagubionych owiec. Wpatrywała się bez ruchu w przestrzeń kilka dobrych chwil, praktycznie nie mrugając. Dopiero po tym czasie, wciąż nie zmieniając skupienia wzroku, cicho podzieliła się z resztą swoimi przemyśleniami.
- Sądzę, że te gobliny mogą już nie żyć. Trzeba pamiętać o tej okolicy.
Odwróciła wzrok od okolicy i spojrzała przelotnie na alchemika.
- Ruszajmy za głównym stadem - kiwnęła głową.
Valten spojrzał na ślady oddzielające się od głównej grupy.
- Całkiem możliwe też, że podążajace za zbiegłymi owcami gobliny, po prostu zabiły i zjadły uciekinierów i teraz spokojnie śpią gdzieś pod drzewem. Teren też robi się coraz gorszy, co może pomóc w dogonieniu większej grupy.
- Sądzę, że raczej gobliny ich nie zabiły. - odezwała się Arice - Zakładałabym, że by wróciły gdyby je po prostu zjadły.
- Ruszajmy dalej za resztą goblinów.- wypowiedział się Wyran.
I tak uczynili.
 
Sindarin jest offline