Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-09-2007, 21:45   #42
obce
 
obce's Avatar
 
Reputacja: 1 obce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputację
Kaeru Toshi, Zdobyte Miasto, terytorium klanu Lwa, rok 1113.

Przybył do Kaeru Toshi w trzy tygodnie po Akodo Ichizo.

Niektórzy stwierdzili, że te pierwszy przyjazd w żadnym razie nie mógł spowodować drugiego; inni mówili, że oto w końcu pojawił się człowiek, którego obecność sprawi, że Ichizo się zawaha, zrozumie w końcu swój błąd sprzed kilku lat; większość jednak wierzyła, że jedyne co przyjdzie z owego przyjazdu to krew, która poleje się w pojedynku.

Matsu Etsuya – człowiek, który żył dla walki, czy też może człowiek, który prawdziwie żył jedynie, gdy walczył. Samotnik bez rodziny, którego żona zmarła w połogu a syn zgodnie z tradycją użył wakizasi po tym, jak nie sprostał próbie bólu podczas swojego gempukku. Najlepszy przyjaciel Akodo Ichizo. Oji Matuya, jak dawno temu zaczęła go nazywać trzyletnia Yanagi, nie umiejąc poprawnie wymówić jego imienia. Wujek, który za każdym razem, gdy składał wizytę ojcu przywoził jej netsuke – niewielkie rzeźbione z korala, kości, kamienia czy drewna drobiazgi, które dziewczynka z dumą nosiła przy obi.

Odwiedziny tego niskiego człowieka oznaczały swobodę większą niż zazwyczaj – rodzice skupieni na swoim gościu zwracali jeszcze mniejszą uwagę na młodszą córkę, dzięki czemu Yanagi zaraz po przywitaniu, schwyceniu prezentu i obdarzeniu wujka szczerbatym uśmiechem mogła bez przeszkód biegać po zamku, wspinać się na drzewa czy biec do Starego Shosuro, żeby ten opowiedział jej kolejną bajkę.

Z upływem czasu pewne rzeczy zaczęły się jednak zmieniać – wizyty Matsu nie były już tak wyczekiwane, z twarzy matki nie znikało napięcie zaś ojciec coraz częściej kłócił się o coś z przyjacielem. Ani Yanagi, ani dorosłej już przecież Michiko nie została zdradzona przyczyna dla której wszystko zaczęło zmieniać się na gorsze. Żadna z nich nie spodziewała się jednak, że Etsuya będzie pośród tych, którzy na kilka lat odebrali im dom.

Teraz Etsuya i Ichizo mieli spotkać się po raz pierwszy od siedmiu lat.
I ci, którzy znali ich historię i wiedzieli o dawnej przyjaźni, spodziewali się, że teraz przetną wszystkie łączące ich więzi za pomocą mieczy.

Ku ich zdziwieniu zamiast wyzwania Ichizo otrzymał zaproszenie na herbatę.

Ichizo uważnym spojrzeniem obrzucił córkę rozmawiającą z Matsu Daitorą – ubrana w podobne do jego rdzawe kimono z prostym haftem przedstawiającym kwiaty wiśni była jeszcze bardziej podobna do ojca: dorównująca mu wzrostem, z tym samym wąskim, ostro zarysowanym nosem, tak samo przechylająca głowę podczas rozmowy, w identyczny sposób uśmiechająca się cieniem uśmiechu w kącikach ust. Podczas tych trzech tygodni pośród docinków i aluzji nie było chyba tylko tej jednej – nikt patrząc na nią nie mógł zaprzeczyć, że była krwią z krwi swego ojca. Skinął na nią. Dziewczyna szybko pożegnała się z chłopakiem i podeszła do ojca.

- Pójdziesz ze mną. Będziesz milczeć i uczyć się – rzucił w jej kierunku, po czym nie oglądając się na nią ruszył w kierunku wewnętrznego ogrodu.
- Czego, ojcze? – Keiko zmarszczyła brwi.
- Tego, co zwykle.

Stłumiła westchnienie pełne irytacji – enigmatyczność Ichizo czasem doprowadzała ją do cichej wściekłości. Aluzje, niedomówienia, tajemnice, zamiast prostej odpowiedzi sugestie, zagadki, które trzeba samemu rozwiązać. I choć rozumiała, że jest to po prostu kolejny element edukacji, kolejna droga przekazywania wiedzy – nie potrafiła być za nią wdzięczna. Szła więc obok Ichizo w milczeniu, pozwalając, by wyprzedzał ją o pół kroku, zła na siebie za to zupełnie niepotrzebne pytanie.

Gdy zobaczyła Etsuye rozpartego wygodnie na macie znajdującej się w altanie spochmurniała jeszcze bardziej. Przyjaźń, która kiedyś łączyła tych dwóch mężczyzn umarła na dziedzińcu Shiro no Ashinagabachi, zaś nawet jeśli przetrwała jakaś więź między nimi, to była to warstwa dawniej ukryta, warstwa kryjąca się pod uśmiechem, radością z sukcesu drugiej osoby i spokojnej rywalizacji. Warstwa, która okazała się nie być już taka piękna i godna zazdrości. Keiko wiedziała, że nie posiadła doskonałej umiejętności oceniania innych ludzi – zbyt często myliła się, zbyt często kierowała instynktownym impulsem, pierwszym wrażeniem – jednak patrząc na sztywne skinienia głową jakie wymienili między sobą, szorstkie „Matsu" „Akodo", miała wrażenie, że paradoksalnie łączące ich więzi są teraz silniejsze niż były kiedykolwiek, że niechętni sobie nawzajem są tak bliscy jak jeszcze nigdy nie byli. „Ale nie potrafiąc się pogodzić, będą ranić się nawzajem" pomyślała pochmurnie „a ojciec nie potrzebuje jeszcze jednego wroga, szczególnie takiego, który zna jego słabości".

Na razie jednak mężczyźnie wymieniali chłodne uprzejmości, Keiko zaś w milczeniu przyglądała się wujowi. Nie zmienił się wiele, choć nie można było powiedzieć, by czas był dla niego łaskawy – miał więcej szram, zmęczone oczy, palce, których zgrubiałe stawy świadczyły, że niedługo będzie mu trzeba odłożyć miecz. Wciąż jednak miał twarz, która fascynowała dziewczynę od dzieciństwa – twarz przypominającą źle ułożoną układankę z resztek pozostawionych przez innych: wąskie usta okrutnika, pyzate policzki dobrotliwego mnicha, bulwiasty nos pasujący bardziej do wiejskiego głupka niż samuraja oraz ciemne, głębokie piękne oczy, jedna brew ułożona wyżej nadając twarzy wyraz sardonicznego powątpiewania. Czy to tego oblicza miała się nauczyć? Poznać je na nowo tak, jak robi się rozpoznanie sił wroga, by móc nakreślić mapę słów, wartości, móc przewidzieć jego kolejny ruch? Prawdopodobne, ale to za mało. Chyba, że Ichizo nie tylko chciał, żeby dobrze się mu przyjrzała, lecz także, by Matsu mógł przyjrzeć się jej...

- Ha! Zapomniałeś co to znaczy być wojownikiem. Czy brałeś udział w bitwie o Jesienny Most? Czy walczyłeś nad Rzeką Trzech Panów, pod Shiro no Yojin? Nie widziałem cię tam.
- Nie, nie brałem udziału – odparł spokojnie Ichizo unosząc do ust czarkę z herbatą. – Wypełniałem obowiązki względem mojego daimyo. Zastanawiałeś się Matsu, czy to samo można powiedzieć o tobie?
- Ha! Obowiązki! Coś jednak musiało pójść nie tak, skoro twojego pana nie stać nawet na ochronę dla ciebie, skoro wysłał z tobą tylko twoją córkę, dla której , jak widzę, nawet na katanę nie starczyło!
Keiko szarpnęła gwałtownie głową wściekła, lecz zanim zdążyła otworzyć usta, Ichizo powstrzymał ją gestem dłoni.
- Czy podczas mojej nieobecności na ziemiach Klanu Lwa znalazło schronienie aż tylu bandytów? To wiele by tłumaczyło z ostatnich wydarzeń, choć dotychczas sądziłem, że to nieprawdopodobne. Może więc zamiast toczyć przygodne potyczki warto byłoby zająć się sprawami bezpieczeństwa? – Ichizo wykrzywił lekko wargi. – Powiedz mi proszę, czy faktycznie ja, Akodo Ichizo, z Klanu Lwa, Namiestnik Szmaragdowego Czempiona, zaprzysiężony wasal pana Tsuruchi, z którego polecenia przybywam tutaj by ustalić warunki umorzenia wendetty między Klanem Osy a Klanem Lwa, czy ja muszę mieć na ziemiach Lwa strażników?! - po czym dodał, niby pod nosem - To byłby dopiero upadek obyczajów...

Przez chwilę dziewczyna z przyjemnością obserwowała twarz Lwa, na której złość mieszała się z zakłopotaniem.

- Keiko, możesz już udać się do swoich spraw – Ichizo odprawił ją lekkim ruchem ręki.
- Ojcze, Matsu-san – dziewczyna bez zbędnej uprzejmości skłoniła się przed Etsuyą.
- Matsu-san? Ha! Nie oji Matuya więc?
- Nie jesteś już moim wujem, Panie. – wzruszyła ramionami. - Jesteś moją lekcją.
Zanim odeszła zauważyła jeszcze, że Etsuya wpatruje się w kościane netsuke, które, wbrew jej słowom, przypięte było do jej obi.

Inari Mura, terytorium Klanu Lwa; koniec miesiąca Onnotangu, wiosna.

Od momentu, gdy Keiko ujrzała wjeżdżającego na podwórze kuźni Jednorożca, nie przyszła jej do głowy myśl, że nawet jeśli on i jego towarzysz są czyimiś narzędziami, to mogą to być narzędzia nieświadome swego przeznaczenia. Aż do teraz.

Nie znajdowała powodów, by zarzucić Tomosagakiemu kłamstwo, nie znajdowała także wewnętrznych niespójności, które mogłyby podważyć prawdziwość jego słów. To, że nie wierzyła, by Satoe była zdolna wyrządzić krzywdę jej ojcu; to, że nie widziała powodów dla których Kamień mógłby chcieć ranić fizycznie jej ojca po tym, jak zdobył nad nim taką przewagę – to wszystko nie świadczyło jeszcze o niczym. Jeśli Ichizo umrze wojna między klanami będzie trwać a Tsuruchi, choć straci samuraja, zdobędzie prawo dyktowania warunków. Ale czyż nie bardziej opłaca się zdyskredytować Akodo tym samym godząc w honor Małej Osy. Keiko przygryzła wargę. Oczywiście, że żywy i odarty z honoru bardziej się opłaca – chyba, że to nie robota Kamienia... Chyba, że to nie była Satoe…

Nieskazitelnie uprzejmy i protekcjonalny Shinjo zadął w róg i zaczął zawracać konia najwyraźniej uważając sprawę za zakończoną, zaś incydent za godzien pożałowania. Jego towarzysz natomiast dalej stał w miejscu wpatrując się wyczekująco w twarz dziewczyny. I nawet jeśli krył się w tym jakiś haczyk, samuraj-ko wiedziała, że musi go połknąć.

- Czy…Zapewne nie mogę liczyć na to, że precyzyjna pamięć twego – lekki grymas, jakby zjadła coś gorzkiego, wykrzywił jej wargi – szlachetnego towarzysza pominęła jakikolwiek szczegół, prawda?
- Hai, opis Shinjo-san był dokładny – brązowooki lekko skinął głową.
- A ojciec…? - zadała całkowicie niepotrzebne pytanie podyktowane niepokorną nadzieją, że wcześniej się przesłyszała, że tym razem Jednorożec zaprzeczy.
- Nie wiem, widziałem Satoe tylko przez moment i przez ten moment zdążyła w zasadzie tylko płacząc poprosić , bym odnalazł „panienkę Keiko”, która wyjechała przez południową bramę na nakrapianym… wierzchowcu. Zanim uciekła wspomniała tylko, jak już powiedział Shinjo-san, że twój ojciec został pchnięty podczas pożaru. Bardzo jej zależało na przekazaniu tej wiadomości. Tyle wiem i tyle mogę ci powiedzieć, Pani.
Keiko przyglądała mu się ze ściągniętą twarzą.
- Nie wiesz więc, czy straż ją ujęła?
- Pani, nie wiem. Słuchając tej kobiety nie umiałem jej zignorować – samuraj ściszył głos i pochylił się lekko w stronę dziewczyny - ale chcę wiedzieć, czy pozwoliłem zrobić z siebie durnia? Czy też wiadomości jakie przywiozłem coś Ci mówią?
- Nie, Panie, nie robisz z siebie durnia – Keiko powoli pokręciła głową nie odrywając spojrzenia od oczu Jednorożca. „Powiedz mi, powiedz mi wszystko co wiesz. Powiedz mi, bym mogła dowiedzieć się jak najwięcej, bym mogła znaleźć jakąś rysę w tym, co mówisz”. – To, co mówisz jest prawdopodobne zaś kobieta o imieniu Satoe pracowała w domu mego ojca, choć nie potrafię w tej chwili dopasować do niego twarzy. Czy mógłbyś mi powiedzieć jak wyglądała? Proszę…
 

Ostatnio edytowane przez obce : 07-06-2012 o 17:34. Powód: zmieniona druga część posta
obce jest offline