Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-01-2022, 18:11   #8
Zell
Edgelord
 
Zell's Avatar
 
Reputacja: 1 Zell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputację


Valten usiadł naprzeciwko Wyrana, kiedy grupa zbierała się do odpoczynku.
Żal mu było pół-elfa. Taki potencjał, tyle możliwości… cały majestat jego istoty zabrany ponieważ jeden rodzic wybrał błędnie drugiego. No cóż, elfów jest coraz mniej na tym świecie, ten mieszaniec może być krokiem w dobrą stronę.

- Nietuzinkowa z nas grupa. - zaczął rozmowę - Jak sądzisz, co nas czeka kiedy już dogonimy gobliny?
- Szybka likwidacja albo dłuższa sieczka i dużo beczenia - Wyran uśmiechnął się nieznacznie - Zależnie od tego, czy dacie radę zachować ciszę.
- Wątpię, aby gobliny otoczone masą beczących owiec miały możliwość usłyszenia czegokolwiek. - kowal odwzajemnił uśmiech - Mam nadzieję, że się nie obrazisz, ale spotkać elfa w świecie to rzadkość, spotkać jego ludzkiego potomka jeszcze większa. Ciekawi mnie twoja historia.
- Nie tylko ciebie. Co chcesz wiedzieć?
- Od początku jak sądze. Spotkanie rodziców było czymś przypadkowym, czy jakaś "ckliwa romantyczna historia"?
Półelf prychnął.
- Musiało być romantycznie, skoro moja matka puściła się z elfem za plecami męża
Valten kiwnął głową.
- Musiało być nieciekawie, kiedy mąż to odkrył. Pozwól, że zgadnę. Wychował ciebie jak własne, otaczając miłością, zrozumieniem i tolerancją. - Valten się delikatnie uśmiechnął - Wybacz sarkazm to mój rodowity język. Pewnie wyrzucił ciebie i matkę?
- Dwa razy pudło - półelf zabrał się za rozpalanie ogniska, żeby nie tracić czasu - Przecież to byłby skandal… ale nie tak szybko. Odpowiedź za odpowiedź. Jak było z tobą?
- Ja? Ja jestem nudny. Środkowy syn rodziny składającej się z ośmiorga dzieci z dziewiątym w drodze kiedy wyruszyłem. Mam ciężką rękę, która pomogła mi spłaszczać metal w odpowiednie kształty. - kowal wzruszył ramionami - Takich jak ja jest setki.
- Nie spotkałem wielu najemnych kowali, ten zawód wydaje się bardziej ...statyczny
- Trudno być ludzkim kowalem, kiedy pierwszy lepszy krasnolud ma nad tobą stulecie doświadczenia i preferencje klientów. - Valten westchnął - W tym zawodzie, przynajmniej nikt nie patrzy na takie rzeczy, tak długo jak potrafisz sprawić, że ci drudzy padną pierwsi. Moje talenty pomagają też i tu. Zapewnienie, że zbroja dobrze pasuje, że miecz jest ostry, łuk naoliwiony… wielu awanturników, nie przykłada do tego wagi, a to potrafi zadecydować o zwycięstwie.
- Sam zajmę się swoim łukiem - Wyran spojrzał na kowala sceptycznie - Ale jeśli masz jakieś dobre ostrzałki do grotów, chętnie skorzystam z pomocy - dodał, wskazując na obwieszony kołczanami plecak.
Valten sięgnął do własnego plecaka, przerzucił kilka papierów i wyciągnął solidny kawałek piaskowca i sięgnął po jeden z kołczanów.
- Proszę bardzo. Więc, ja odpowiedziałem na twoje pytania. Teraz twoja kolej kontynuować opowieść.
- Niewiele jej zostało - półelf wzruszył ramionami - Dobrzy bogowie każą wybaczać grzechy, więc mąż przebaczył żonie, a dziecko zmarło na zarazę. Zanim uszy stały się zbyt widoczne - opowiadał to zupełnie beznamiętnym tonem.
- I gdzie w tym zakończeniu jesteś ty? - Valten zaczął spokojnie ostrzyć groty - Na zasadzie, zrobili z ciebie sługę? Zakładam, że ich znałeś. Czy może, aby "zmniejszyć ból żony, mąż przygarnął to biedne dziecko, aby się nim opiekowała"?
- Optymista - Wyran pokręcił głową - Trzymałbyś pod swoim dachem dowód na to, że żonka ci rogi przyprawiła? Wylądowałem w sierocińcu.
- Ciekawe… znaczy… - Valten westchnął - Przykre to co ci się przytrafiło, ponieważ matka rozłożyła nogi przed spiczastouchem, bez urazy. Skoro jednak oddali cię do sierocińca… skąd wiesz to wszystko?
Półelf najwyraźniej w ogóle nie przejął się komentarzem. Wskazał za to na czubek swojego ucha.
- One nie są tylko dla ozdoby.
- Wiesz co mam na myśli. Plotki plotkami, ale chyba nie tylko to napędza twoje przekonanie? Włamałeś się do dawnego domu, przyłożyłeś niedoszłemu olczulkowi grot do gardła i kazałeś wyjawić prawdę? Wybacz, rozważam napisanie książki. Taka historia… ma potencjał.
Wyran zmrużył oczy podejrzliwie
- Więcej sarkazmu? Skąd to zainteresowanie?
- To akurat prawda. Tworzenie broni ma swój artyzm, ale… - Valten spojrzał na grot, który właśnie ostrzył, szukając imperfekcji. - Metal rdzewieje, drewno próchnieje. Ludzie pamiętają historie o wielkich bohaterach i ich cudownych broniach tysiąclecia., Kiedy wspaniały miecz dawnego króla od pokoleń siedzi jako zastawa stołowa w szufladzie jakiegoś chłopa, ludzie ciągle szepczą o armiach, które powalił.
Opowieści mają siłę, chciałbym zmierzyć swoją. I jak powiedziałem, historia o porzuconym chłopcu, który dowiaduje się skąd się wziął… ma potencjał.
- Nie ta. Kilka razy podsłuchałem opiekunów, później udało mi się dobrać do dokumentów. Dalsze powiązanie faktów nie było problemem.
Kowal pstryknął palcami w zawodzie.
- No cóż… nie obrazisz się, jeżeli jednak nazwę chłopca w swojej opowieści Wyran? Może nawet dostaniesz jakiś udział.
- Imię nie ma znaczenia, ale jeśli masz zamiar to spisać i mieć z tego zysk, udział mi się należy.
- Och ty moja muzo -Valten się zaśmiał - Najpierw napiszę, później zobaczymy, czy będzie to coś warte.
- Przynajmniej nie będę strzępił języka na próżno.
- Tak długo jak twoja inspiracja będzie dobra. Co w sumie myślisz o naszych towarzyszach. Mają ciekawe historie?
Półelf spojrzał na pozostałych.
- Nie zdziwiłbym się, pytanie czy coś z nich wyciągniesz. Jin pewnie z radością sobie pogada, w przeciwieństwie do Mari. Arice jest wyszkolonym ochroniarzem, tak jak mówiła.
- Zwykli ludzie potrafią mieć niezwykłe historie. Nie dla każdego dzień zaczyna się na dojeniu krów i kończy na dojeniu węża. A Unkhara? Pół-orki nigdy nie zradzają się z miłości… dobre źródło na tragedie.
- No chyba że ktoś ma nietypowy gust… - mruknął Wyran. Obserwował zwiadowczynię wcześniej, ale nie dał rady nic wywnioskować z jej stroju, uzbrojenia czy zachowania.
- Bardzo nietypowy.. no chyba, że rodzice zrodzeni z tragedii. - kowal westchnął -Może później.


***


Gdy Mari miała iść spać, postanowiła chociaż pierwszej nocy zadbać o względne bezpieczeństwo drużyny. Kilka chwil wyglądała na niesamowicie wręcz skupioną gdy wędrowała we wspomnieniach. Przypominało to szukanie siebie (właśnie, czy siebie?) pośród nieskończonego oceanu. Czekały tam obszary głębi, mgieł, spokojnej wody oraz sztormów smutku, radości, żalu czy niewypowiedzianych prawd które, chociaż rozumiejąc, czasami się bała.
Tuż przy swoim i Arice posłaniu zaczęła zarysowywać palcem ochronną runę, a znaki najpierw błyszczały niezdrową biela aby na koniec stawać się matowe, pozostawiając uśpiony symbol pieczętujący wywołanie magii ochronnej. Przez ten cały czas dziewczyna nic nie mówiła, a nasycając glif magią, posłużyła się wyłącznie szczątkowym gestem dłoni.

Wprawni w rzemiośle magicznym, oraz znający kulturę użytkowników mocy, zauważyliby, iż sama runa jest dziwna. Pozornie spełniała wszystkie kryteria dobrze wyliczonego symbolu, wedle wszystkich akademickich prawideł. Jednakże sekcje odpowiedzialne za aktywację były mniej dokładne, jakby dziki, łamiąc kilka podstawowych zasad jakie utarły się na uniwersytetach - chyba nawet celowo - oraz pieczętując to kroplą krwi. Zupełnie gdyby ktoś zmieszał magię “wysoką” rozumianą jako uniwersytecką z pogardliwie zwaną “niską” kojarzoną z drutami, wiedźmami i szamanami, magię ludowa. :P
Zadowolona ze swej pracy Mari udała się na spoczynek.zli
Cały ten czas alchemik uważnie przypatrywał się jak Mari stawia okrąg, nawet nie próbując się kryć ze swoim zainteresowaniem. W myślach przebiegł przez procesy i etapy niezbędne do tworzenia magii, które on znał tylko z teorii i zauważył kilka odchyleń od tego do czego był przyzwyczajony. Postanowił jednak zostawić swoje pytania na później, widząc że kobieta szykuje się do snu. Do snu natomiast nie szykowała się jeszcze opancerzona strażniczka, więc Jin podszedł do niej powolnym krokiem, z złożonymi przed sobą dłońmi w których nic się nie kryło.
- Pani… Arice - przypomniał sobie imię nieznajomej w zasadzie osoby - Wydaje mi się że zaczęliśmy naszą znajomość na złej stopie. Proszę przyjąć moje przeprosiny.

Mari odwróciła w stronę mężczyzny głowę i lekko przechyliła ją w bok, patrząc nań bez mrugania, jakby obserwując ciekawe przedstawienie.
Arice obserwująca jak Mari odczynia swoją magię, została wyrwana z tej aktywności przez alchemika.

- Nieważny początek. - odparła powoli - Ważne, iż najwyraźniej zainteresowałeś teraz panią Mari.
Mężczyzna przetrawił te słowa. Były… niepokojące? Przywołał jednak na swoją twarz najlepszy uśmiech, który sprawiłby że nawet najbardziej zdesperowana kurtyzana skrzywiłaby się w odrazie.
- Cieszę się że znaleźliśmy wspólny punkt zaczepienia. Od jak dawna podróżują panie razem?
- To będzie... - zamyśliła się - Półtora roku bez dwóch dni i... kilku godzin.
- Musi mieć pani wyjątkowo ścisły, zdolny do chłonięcia informacji umysł, skoro prowadzi pani ten rachunek tak… dokładnie.
- To rachunek, który nigdy nie wypadnie z pamięci. - spokojny głos kobiety był... tak. Niepokojący, na pewno - Początek podróży to istotny element w moim życiu... Wręcz najważniejszy.
Alchemik pokiwał głową ze zrozumieniem.
- Tak. Dla mnie było to podobne. Spędziłem większość życia na uniwersytecie, chłonąc wiedzę, ale dopiero kiedy zacząłem praktykować… poza kontrolowanym warunkami, odkryłem jak wiele wciąż jest do odkrycia i jak dalece można się rozwinąć. I wiem że mam przed sobą jeszcze tysiąc metafizycznych kroków do wykonania. - przez twarz alchemika przebiegł cień emocji. Ekscytacji? Szczęścia? Ciężko było powiedzieć przez grubą warstwę blizn.

- Przypuszczam że skupia się pani na walce wręcz? Może mi pani coś powiedzieć o swoich taktykach, abyśmy dostosowali style walki?
W trakcie opowieści Jina, kobieta była bardzo skupiona na jego słowach, jakby chciała dobrze zapamiętać je. Uśmiechnęła się pod koniec.
- Sądzę, że będzie pan idealnym dodatkiem. - złączyła dłonie - Moja taktyka... - przymknęła oczy - Bronię towarzyszy, nawet za cenę życia. - na chwilę zerknęła na Mari - Także... - spojrzała znowu na Jina - ...moja ochrona jest w razie potrzeby...
Jin mógł w tym momencie wychwycić wyszeptane przez Arice słowa w języku magii... choć bardziej niż one mógł go zaaferować szmaragdowy błysk w oczach kobiety zwykle posiadającej szare tęczówki. Gdyby miał czas na rozmyślanie co te oczy przypominają...
- ...nieskrępowana odległością.
Te słowa Arice rozległy się za alchemikiem, który zobaczył, iż kobiety nie ma już na poprzednim miejscu.
Jin niemal podskoczył. Arice całkowicie go zaskoczyła, odnotował jednak fakt, że oczy kobiety błyszczały niemal identycznie jak Mari. Może nawet identycznie? Czyżby poza nauką języka mistrzyni magii uczyła też swojego kunsztu?
- Sfera teleportu? Imponujące. I użyteczne. - szybkim ruchem wyjął z bandoliera jakiś przedmiot i nagle pojawił się kilka kroków na bok od miejsca w którym stał wcześniej. Nie była to dosłownie teleportacja, ale prędkość z którą się poruszył graniczyła z możliwościami ludzkiego ciała.
- Ja efektywnie unikam zagrożenia i walczę z dystansu. Co prawda przemieszczam się nie w tak szokujący sposób jak pani, ale potrafię o siebie zadbać.
- Narodziłam się w oczekiwaniu... - wróciła bliżej Mari - i żyję spełniając powód mojego istnienia. Możecie być pewni, że będziecie z tego też korzystać, jako że wasz cel nie staje przeciw mojemu, a wręcz wiedzie obok. - słowa Arice były powolne bez emocji, jakby rozważała je... lub chciała jak najlepiej wypowiedzieć.
Mari uśmiechnęła się pod nosem.
- Znowu to robisz przy obcych…
Po tak długim czasie dziewczyna chyba bardziej się śmiała niż złościła, a może akurat miała dobry humor. Serdecznie lekko poklepała Arice po ramieniu, skinęła głową i tym razem już całkiem położyła się spać.
Alchemik pokiwał głową.

- Pora i na mnie. Jeszcze jedno. Jeśli zobaczy pani, że z czegoś co rzuciłem unosi się chmura, albo co gorsze nie widzi pani żadnego efektu to zdecydowanie odradzam oddychanie w pobliżu. Mam kilka… unikatowych substancji użytecznych w potyczkach.
- Więc nie oddychać w pobliżu jakiejkolwiek rzeczy, jaką pan rzuci. - stwierdziła.
- Och nie. - Jin się zaśmiał - zdecydowana większość jest spektakularna. To te niezwracające uwagi są prawdziwie niebezpieczne.
- Pańskie blizny nie wyglądają, jakby zostały uczynione czymś niezwracającym uwagi. - odparła, szukając czegoś w plecaku ułożonym przy posłaniu.
Alchemik kiwnął głową.
- Alchemiczny ogień, lotna receptura. Ale to jest tylko ciało. Prawdziwie niebezpieczne jest to co atakuje umysł. Co sprawia że nie odróżniasz wymysłu od rzeczywistości. Wroga od sojusznika. Przepaści od sadzawki. Zniszczone ciało zawsze da się naprawić. Złamany umysł… - umilkł i pozwolił by kobieta wyobraziła sobie co tylko chciała.
Arice skinęła ze zrozumieniem, wyciągając ciemnozielozielony rulon z materiału, nie większy niż kilkadziesiąt centymetrów.
- Ale czasem umysł stawia zbyt długo opór, który ciało pomoże złamać. - mruknęła zamyślona, wyrażając myśl wyrwaną nagle z kontekstu.
Jin ponownie pokiwał głową, ewidentnie zgadzając się z Arice, ale zmienił temat.
- Teraz proszę o wybaczenie, ale potrzebuję czasu na obróbkę swoich materiałów. Spokojnej nocy.

***


Arice powoli, z czułością rozsuwała materiał na trzymanym przedmiocie. Nie było obok już nikogo z tych przypadkowych towarzyszy. Mogła skupić uwagę na procesie, w którym każdy gest, każdy oddech był istotny.
Spojrzała na śpiącą Mari.
Nigdy by nie śmiała choć zamarzyć, iż to ona dostąpi zaszczytu... A jednak...
Wysunęła niewielki sztylet, o rękojeści zdobionej motywami roślinnymi, którego krawędź ostrza zdawała się posiadać złotawą poświatę mieniącą się czerwienią w blasku płomieni ogniska. Arice wyuczono każdej czynności, choć nigdy jej nie wykonała wcześniej i choć nie była przekonana czy chce - rozumiała, że musi.

Spojrzała ku tarczy księżyca i uśmiechnęła się odsłaniając swoje ramię naznaczone kilkoma wypalonymi znakami - mówiono jej, że są historią, a teraz dziewczyna powoli, jak najdokładniej, przesuwała ostrzem dość płytko po skórze ramienia, tak aby popłynęła krew.
- Moje życie twoim jest. - szepnęła zbierając palcami krew z rany, która wytarła w kawałki ziemi wokół posłania Mari.
 
__________________
Writing is a socially acceptable form of schizophrenia.

Ostatnio edytowane przez Zell : 25-01-2022 o 18:14.
Zell jest offline