Arnold
Gdy trójka strażników weszła na korytarz wyraźnie zdębiała. Wpierw odruchowo spojrzeli na kobiece obnażone stopy i nogi należące do jedynie częściowo okrytej płaszczem dziewczyny, a potem na całą resztę zgromadzonej tam barwnej gromady.
- Sso u...???
Wyraźnie pijany strażnik, który wydawał się ich przywódcą, aż czknął z wrażenia.
- Ale csso so tu się wyrabia, ja się pytam jaaaśniee panów, so? - z ledwością zasłonił usta.
- Łups...! - czknął ponownie, tym razem z wyraźnym odruchem wymiotnym, który w ostatniej chwili powstrzymał. Dobrą chwilę zajęło mu odzyskanie zdolności do mówienia.
- Zazgłoszono nam awanturrrę! - ogłosił w końcu, opierając się ciężko o jednego ze swoich towarzyszy, po czym łypiąc na nich po kolei przekrwionym okiem i szczególnie długo zawieszając wzrok na samym właścicielu, którego zapewne kojarzył.
Nikt z tamtejszych się nie odezwał. Hans też o dziwo trzymał język za zębami, najwyraźniej zupełnie nasycony tym drobnym wybuchem przemocy, na który mu pozwolono. Tylko właściciel wyraźnie gorączkowo kalkulował swoje szanse, trawiąc propozycję, którą usłyszał od Arnolda i na którą nie zdołał jeszcze odpowiedzieć. Widać było, że bardzo korciło go, by pójść w konfrontację i oskarżyć szlachcica o napaść, ale ostatecznie stchórzył, nie będąc najwyraźniej pewnym, ilu z obecnych stanęłoby po jego stronie.
- Wypadek mały i nieporozumienie... - wysyczał przez zęby, z ledwością kryjąc złość.
- Pan i jego goście już idą, chyba pobłądzili... a wy Kraśka... - rzucił z zażyłością do strażnika, jakby był z nim za pan brat.
- Chodźcie no z kolegami do mnie do środka, dobrą robotę robicie to i wypada coś wypić, by to uczcić, długi dzionek przed nami, to nie ma się co spieszyć do roboty!
Verschnautz spojrzał na Arnolda, wyraźnie nie kryjąc satysfakcji, wynikającej z tego, że (przynajmniej w swoim mniemaniu) otaczając się strażnikami, skutecznie się od niego uwolnił. Hans zerknął na swojego przełożonego z nadzieją, licząc, że może to jeszcze nie koniec.
Tupik - I miałbyś rację - skwitował chłopak jak na siebie krótko i zwięźle, nie do końca czyniąc jasnym, do której części wypowiedzi się odnosił. Najwyraźniej odróżniał czas na słowa i czas na czyny, bo gdy tylko dowiedział się o nożu, natychmiast pokracznie ni to przyskoczył, ni to przypełzł w okolice jego buta. Ale przez dokładnie zaciśnięte więzy, przy których napastnicy najwyraźniej bardziej postarali się niż przy tych tupikowych (zapewne nie musieli w tym samym czasie łapać świń) ciężko mu było wydobyć, chwycić i obsłużyć niewielką, ostrą broń. Miał jednak na to zdecydowanie większe szanse niż sam niziołek, który ledwo utrzymywał przytomność, tracąc siły w rytm nadal umykającej z jego ciała krwi.
Chłopak sprawność albo kradzież d20(-5 trudny)= 11 porażka
Młodzieniec starał się jak mógł, ale przez gruby sznur owinięty wokół jego dłoni miał problemy z dobrym chwyceniem i skierowaniem pod właściwym kątem niewielkiego ostrza. Wydawało się, że przeciął już drobny kawałek, gdy nagle prowadzące na zewnątrz drzwi otworzyły się z łomotem. Wyłaniający się nagle z mroku pełgający płomień pochodni zupełnie poraził wrażliwy wzrok niziołka. Jego głowa eksplodowała feerią kolorów. Zobaczył tylko potężną ludzką postać w ciężkim płaszczu. Poza pochodnią trzymała jeszcze coś w ręku, ale niziołek nie był w stanie dostrzec... Świat wirował.
Nagle usłyszał potężne metaliczne łupnięcie i upiorny gruchot zakończony przeszywającym uszy niemal zwierzęcym wizgiem. Chłopak omal nie wypluł swoich płuc z bólu. Nim Tupik był w stanie zebrać siły, by cokolwiek zrobić, cios się powtórzył, jeszcze potężniejszy i zakończony jeszcze bardziej potępieńczym rykiem. Wielki śmierdzący świniopas beznamiętnie łamał chłopakowi ręce i nogi uderzając w nie potężnym młotem do uboju.