|
Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
24-01-2022, 17:56 | #331 |
Reputacja: 1 | Chyba jednak trzeba było uciekać… choć to wcale nie gwarantowało sukcesu, kto wie może leżałby teraz martwy z nożami wbitymi w plecy? Te dywagacje nie służyły mu, póki krew w żyłach i świadomość w głowie póty wciąż miał szanse na przeżycie. - Mówisz całkiem elokwentnie jak na nastoletniego smarka… - rzucił całkiem poważnie choć cicho halfling przez moment oceniając swego towarzysza… - Na tyle elokwentnie że mógłbym wziąć cię za brata Bonifacego… ale na toś chyba zbyt młody, choć w tym ciemnościach aż tak dobrze nie widzę. – Zerknął czy chłopak nie ma czasem blizny na prawym uchu, ale włosy zasłaniały mu jedyną rzecz po której mógł go dokładniej rozpoznać. Niewysoki wzrost mógł nawet pasować do nastolatka, a może po prostu w ciemnościach i z obolałą głową zbyt szybko ocenił wiek rozmówcy? - Nie ważne, potem sobie porozmawiamy. Cholewa prawego buta czuje, że przegapili nóż przy przeszukaniu. – obrócił się tak jak mógł do rozmówcy by to on mógł dosięgnąć broni która mogła przeciąć więzy i wyswobodzić ich obydwu. – Obawiam się jednak, że zabrali pismo ze świątyni od ojca Waliusza , jeśli go nie odzyskamy kto wie jakich szkód mogą narobić , choć mówiąc szczerze w tym stanie jedyne co możemy zrobić to udać się po straż a i to będzie nie lada sukcesem. Tupik w miarę jak dochodziły do niego zmysły coraz bardziej podejrzewał że właśnie z Bonifacym miał do czynienia a w najgorszym razie z jakimś jego młodszym pomocnikiem. W tej chwili po prawdzie mógł to być ktokolwiek byle tylko dopomógł halflingowi nie stać się pokarmem dla świń. |
25-01-2022, 19:12 | #332 |
Reputacja: 1 | Arnold Gdy trójka strażników weszła na korytarz wyraźnie zdębiała. Wpierw odruchowo spojrzeli na kobiece obnażone stopy i nogi należące do jedynie częściowo okrytej płaszczem dziewczyny, a potem na całą resztę zgromadzonej tam barwnej gromady. - Sso u...??? Wyraźnie pijany strażnik, który wydawał się ich przywódcą, aż czknął z wrażenia. - Ale csso so tu się wyrabia, ja się pytam jaaaśniee panów, so? - z ledwością zasłonił usta. - Łups...! - czknął ponownie, tym razem z wyraźnym odruchem wymiotnym, który w ostatniej chwili powstrzymał. Dobrą chwilę zajęło mu odzyskanie zdolności do mówienia. - Zazgłoszono nam awanturrrę! - ogłosił w końcu, opierając się ciężko o jednego ze swoich towarzyszy, po czym łypiąc na nich po kolei przekrwionym okiem i szczególnie długo zawieszając wzrok na samym właścicielu, którego zapewne kojarzył. Nikt z tamtejszych się nie odezwał. Hans też o dziwo trzymał język za zębami, najwyraźniej zupełnie nasycony tym drobnym wybuchem przemocy, na który mu pozwolono. Tylko właściciel wyraźnie gorączkowo kalkulował swoje szanse, trawiąc propozycję, którą usłyszał od Arnolda i na którą nie zdołał jeszcze odpowiedzieć. Widać było, że bardzo korciło go, by pójść w konfrontację i oskarżyć szlachcica o napaść, ale ostatecznie stchórzył, nie będąc najwyraźniej pewnym, ilu z obecnych stanęłoby po jego stronie. - Wypadek mały i nieporozumienie... - wysyczał przez zęby, z ledwością kryjąc złość. - Pan i jego goście już idą, chyba pobłądzili... a wy Kraśka... - rzucił z zażyłością do strażnika, jakby był z nim za pan brat. - Chodźcie no z kolegami do mnie do środka, dobrą robotę robicie to i wypada coś wypić, by to uczcić, długi dzionek przed nami, to nie ma się co spieszyć do roboty! Verschnautz spojrzał na Arnolda, wyraźnie nie kryjąc satysfakcji, wynikającej z tego, że (przynajmniej w swoim mniemaniu) otaczając się strażnikami, skutecznie się od niego uwolnił. Hans zerknął na swojego przełożonego z nadzieją, licząc, że może to jeszcze nie koniec. Tupik - I miałbyś rację - skwitował chłopak jak na siebie krótko i zwięźle, nie do końca czyniąc jasnym, do której części wypowiedzi się odnosił. Najwyraźniej odróżniał czas na słowa i czas na czyny, bo gdy tylko dowiedział się o nożu, natychmiast pokracznie ni to przyskoczył, ni to przypełzł w okolice jego buta. Ale przez dokładnie zaciśnięte więzy, przy których napastnicy najwyraźniej bardziej postarali się niż przy tych tupikowych (zapewne nie musieli w tym samym czasie łapać świń) ciężko mu było wydobyć, chwycić i obsłużyć niewielką, ostrą broń. Miał jednak na to zdecydowanie większe szanse niż sam niziołek, który ledwo utrzymywał przytomność, tracąc siły w rytm nadal umykającej z jego ciała krwi. Chłopak sprawność albo kradzież d20(-5 trudny)= 11 porażka Młodzieniec starał się jak mógł, ale przez gruby sznur owinięty wokół jego dłoni miał problemy z dobrym chwyceniem i skierowaniem pod właściwym kątem niewielkiego ostrza. Wydawało się, że przeciął już drobny kawałek, gdy nagle prowadzące na zewnątrz drzwi otworzyły się z łomotem. Wyłaniający się nagle z mroku pełgający płomień pochodni zupełnie poraził wrażliwy wzrok niziołka. Jego głowa eksplodowała feerią kolorów. Zobaczył tylko potężną ludzką postać w ciężkim płaszczu. Poza pochodnią trzymała jeszcze coś w ręku, ale niziołek nie był w stanie dostrzec... Świat wirował. Nagle usłyszał potężne metaliczne łupnięcie i upiorny gruchot zakończony przeszywającym uszy niemal zwierzęcym wizgiem. Chłopak omal nie wypluł swoich płuc z bólu. Nim Tupik był w stanie zebrać siły, by cokolwiek zrobić, cios się powtórzył, jeszcze potężniejszy i zakończony jeszcze bardziej potępieńczym rykiem. Wielki śmierdzący świniopas beznamiętnie łamał chłopakowi ręce i nogi uderzając w nie potężnym młotem do uboju. |
26-01-2022, 17:03 | #333 |
Reputacja: 1 | - Stój ! Zaczekaj ! – zawołał w rozpaczliwej próbie ocalenia braciszka. – Mistrz Semiramidius z Emporium Ziemi ma zielony kamień, spaczeń , nie wiem czy wasz ale może być wasz tylko mnie wysłuchaj ! - Wykrzyczał próbując zebrać myśli rzucając na szale wszystko co miał a nawet to czego nie miał… - Po to tu przybyłem , chłopak miał mi pomóc dostać się do Emporium i odebrać tą zieloną skałę. Wam na niej zależy , nam zależy na życiu , wymieńmy się . Sami nie zdołacie odebrać go mistrzowi a już inni klienci ostrzą na niego pazury , taka okazja może się nie powtórzyć! Zacisnął zęby i oczy czekając na cios … Całe jego małe ciałko było do granic możliwości spięte, obolałe i wycieńczone . Być może jedyne co jeszcze miał na przetarg to coś czego jeszcze nie miał, w tej chwili jednak nie mógł sobie pozwolić na chwile wahania i kalkulacje czy robi dobrze. Chciał uratować życie swoje i chłopaka a kamień mógł być w tej chwili jedyną kartą przetargową jaką posiadał. |
26-01-2022, 18:50 | #334 |
Reputacja: 1 | - Zgoda. Ale może jeden z panów będzie nam towarzyszył? Zawsze to będzie dobrze wyglądać, przecież mogą się przestraszyć i nie otworzyć nam o tej porze. A pan - zwrócił się do majordomusa - byłby łaskaw towarzyszyć drugiemu z panów strażników do rezydencji? Piegus miał zgryza. Nie chciał zostawić ani rozmowy ani przeszukiwania innym, ale musiał dokonać wyboru. Uznał, że z dwojga złego bezpieczniej będzie operować na bardziej neutralnym gruncie. Nie wiedział, z kim przyjdzie mu w razie czego rozmawiać, ale być może była to jedna z tych osób, która chętnie wsuwała nos w nie swoje sprawy i równie chętnie o tym opowiadała? Kto wie, może nawet mu powie, kto zasadza się na schedę, jeżeli odpowiednio ją zapyta? Chociaż i tak najważniejsze było ustalenie czy widziała Alfa, czy wszedł do środka, jak wyglądało jego wejście... czy przyjechał czy przyszedł, w czyim towarzystwie? Co działo się potem, czy Schmidt był w tym czasie, kto wchodził, kto wychodził? Czy wyjeżdżał jakiś wóz (może Alfa wywieźli)? No i co sama wie o tym Schmidtcie? A może to ktoś, to wścibski nie jest, ale samotny? Może lubi popić ciepły napój i porozmawiać? Zawsze można wtedy trochę kuchennych tematów poruszyć dla ocieplenia rozmowy. Tak. Ważne, aby spróbować ustalić co lubi. Jeżeli się da, to szybko rzucić okiem na jej domostwo i ustalić, co ją interesuje. I pokierować rozmowę odpowiednio. |
27-01-2022, 18:23 | #335 |
Reputacja: 1 | Piegus Okazało się, że przyprowadzenie ze sobą strażnika znacznie ułatwiło całą sprawę i wszelkie zaplanowane taktyki urobienia mieszkańców kamienicy nie były w końcu potrzebne. Po paru chwilach oczekiwania otworzył im starszy, lekko przygarbiony wiekiem mężczyzna, który po usłyszeniu prośby od miejscowego przedstawiciela władzy bez słowa sprzeciwu, czy też oburzenia późną porą, poprowadził ich czym prędzej na górę. Widać, pochodził z pokolenia, w którym praworządność i szacunek do władzy nadal były powszechne. Cóż, w przypadku pomieszczenia, do którego ich wprowadził, nie było wątpliwości, co było ważne dla jego właścicielki. Niziołek naliczył co najmniej sześć poustawianych i powieszonych w różnych miejscach wizerunków młodego smutnego mężczyzny. Miał pewne podobieństwo do starszego pana, właściciela odwiedzonego domu, jednak raczej na pewno nie chodziło o jego własne obrazy z młodości. Trochę trwało, nim starsza pani po wymianie wstępnych uprzejmości pojęła, o co im chodzi i jakie obserwacje były dla przybyszy ważne. Nie mogła jednak nie opowiedzieć im przy okazji o okropnej grupie parszywie wyglądających osiłków kręcących się ostatnio w pobliżu, cała ta sytuacja najwyraźniej strasznie ją irytowała. - Nicponie spod czarnej gwiazdy! Że też ich matki zawczasu nie przemówiły im do rozumu! Panowie nie wyobrażają sobie nawet, jakich słów używali, gdy przechodzili pod moim oknem! To niewyobrażalne, w dawnych czasach takie rzeczy nigdy by się nie... och, wielkie nieba! - aż musiała się uspokoić i odetchnąć. Jej mąż, pan Wolfhard, jak dowiedzieli się wcześniej, delikatnie ją podtrzymał i z czułością pomógł dojść do siebie. Gdy to jednak zrobiła, poczęła ich przewlekle przepraszać i żalić się na swoje słabe zdrowie, uparcie nie dając się przekonać do powrotu do interesujących ich tematów. Trwało to zdecydowanie zbyt długo, a aż strach było ją pospieszać, by znowu się nie zdenerwowała i nie zasłabła. W końcu towarzyszący Piegusowi strażnik, którego cała sytuacja wyraźnie niecierpliwiła, nie wytrzymał. Cóż, pewnie w środku nocy miał inne, ciekawsze rzeczy do roboty. Ledwo ukrył wyszeptane pod nosem przekleństwo. - Uhh, pani wybaczy, ale muszę ehh... poczekam na dole. Pani powie temu halflingowi wszystko, co musi wiedzieć. I szybko się wycofał, szepcząc jednak do Piegusa na odchodnym. - Lepiej dla ciebie, żeby to coś dało... - dając do zrozumienia, że może się znaleźć w niezłych tarapatach jeśli marnował ich czas na próżno albo w tej całej sprawie kłamał. Po następnych paru chwilach niziołkowi udało się z grubsza nakierować ją na właściwe tory, choć widać było, że ma już coraz mniej sił na opowieść. Niestety nie tkwiła na stanowisku cały wieczór, toteż nie widziała Alfa, ale w końcu okazało się, że gadanie o osiłkach nie było zupełnie bez sensu. - I wtedy, miarkuj sobie młodzieńcze, te okropne urwisy odważyły się podejść do bramy tej pięknej posiadłości naprzeciwko i to prawdziwie nonszalancko, jakby szli do siebie i ich oczekiwano, to prawdziwie niepojęte! Oczywiście, jak to przystało na porządny dom, straż ich natychmiast przegoniła! Ale najdziwniejszym okazało się to, młodzieńcze, że słusznie odprawieni nie zniechęcili się, a miast tego weszli w alejkę o tam, od Kruczej, gdzie jest wejście dla służby. I powiem ci, młodzieńcze, że wzrok mam już nie ten, ale wyglądało to iście tak, jakby ktoś im otworzył. Nie dostrzegłam wszystkiego, bo mrok o tej porze był niczym sama opończa Morra, ale pozostali tam czas jakiś, aż w końcu nie poszli w kierunku Mostowej. Dziwne to zaprawdę wydarzenia. Ja bym tych biednych ludzi z tej cudnej posiadłości na młodzieńca miejscu ostrzegła, że coś mogło zostać wtenczas skradzione! Tupik Niziołek próbował gorączkowo ratować żywot swój i swojego towarzysza. Mimo pulsującego bólu i odpływającej coraz to świadomości sformułował w desperacji najbardziej kuszącą propozycję, jaką tylko był w stanie, mając jednocześnie nadzieje, że jego słabnący umysł i ciało nadal będą w stanie ubrać te słowa w odpowiednią, trafiającą do wyobraźni (tępego zapewne) odbiorcy intonację. Do końca nie był pewien, czy podoła. Przekonywanie d20(-5)= 2 sukces I coś chyba faktycznie trafiło do brzydala sukcesywnie okaleczającego leżącego koło niego młodzieńca. - Teraz mam przynieść smarka... - mruknął ni to pod nosem do siebie, ni do niziołka, uderzając jednocześnie prosto w drobne kolano nieszczęsnego chłopaka, które poddało się z upiornym chrupnięciem. Tym razem domniemany brat Bonifacy nie wytrzymał i po krótkim, przeszywającym krzyku stracił przytomność, może to i lepiej, bo jego ciało było już na tym etapie w większości zdruzgotane i chyba tylko cudem nie zemdlał wcześniej. Chwilę później świniopas odwrócił się do niziołka i smarknął. Jego tępa, poznaczona śladami po chorobie facjata skrzywiła się w ciężkim do odczytania grymasie. - spaczeń... - mruknął. - teraz mięso, potem spaczeń. - wskazał najpierw na Bonifacego, a potem na Tupika. Cóż, najwyraźniej mięso było w ich mniemaniu niezbędne do ich pilnych potrzeb, a dalekosiężne cele, nawet bardzo kuszące musiały zadowolić się drugim miejscem. Nim odszedł zerknął na krwawiącą nadal obficie ranę niziołka. I smarknął. A ułamek chwili później z całej siły wcisnął pochodnie w jego otwartą ranę. Tupik sprawność d20(-5 osłabiony)= 3 sukces Mózg niziołka eksplodował bólem. Słyszał swój krzyk jakby dochodzący z bardzo daleka, wydawało mu się, że utracił przytomność, że minęło, nie wiadomo ile. Ale jakoś udało mu się pozostać świadomym, otrzeźwił go huk zamykanych drzwi. Po chłopaku nie było śladu, poza mokrymi plamami na brudnej posadzce w miejscu, w którym wcześniej leżał. Nie była to chyba krew, a raczej łzy i ślina rozchlapane przez niego w czasie głośnej agonii. Tupik dostrzegł też podsunięty w kąt nóż do rzucania, który jego towarzysz resztką sił musiał odsunąć jak najdalej od siebie, by nie zauważył go świniopas, który go katował. |
28-01-2022, 10:45 | #336 |
Reputacja: 1 | Nie było chwili do stracenia , halfling doskonale zdawał sobie sprawę że zanęta spaczeniowa nie dawała mu gwarancji przeżycia. Los Bonifacego był już w zasadzie przypieczętowany, Tupik nie widział już możliwości ocalenia go a już na pewno nie osobiście. Nie w takim stanie… Dopełzał do noża i rozpoczął oswabadzanie się mając nadzieje jak najszybciej uciec z tego przeklętego miejsca i znaleźć jak najszybciej pomoc – strażników lub w zasadzie kogokolwiek. Raczej nie przewidywał by do tego czasu braciszek wciąż żył, ale musiał spróbować . Przede wszystkim musiał uciec by samemu przeżyć. Świadomość jak bliski jest zabicia z rąk kultystów i przerobienia go na karmę dla świń dawała dużą dawkę adrenaliny którą w tym momencie się wspierał. Przypieczona rana bolała jak diabli , ale przynajmniej już nie krwawił. Miał szansę i zamierzał przynajmniej spróbować. |
29-01-2022, 12:29 | #337 |
Reputacja: 1 |
__________________ Rozmowy przy kawie są mhroczne... dlatego niektórzy rozjaśniają je mlekiem! |
29-01-2022, 21:34 | #338 |
Reputacja: 1 | Karl zaspokoił głód. Był jednak łowcą z przyjemnością zatem podjął się pościgu za uciekającym koniem i goniącymi go wilkami. Pod postacią sowy przecinał powietrze wytężając zmienione zmysły. Bycie wampirem sprawiało, że czuł wszystko mocniej. Perspektywa walki czy pościgu wzbudzała w nim zadowolenie. Dawny Karl był rycerzem i walczył gdy musiał. Obecny walczyłby z chęcią gdy nadarzy się okazja choć moralność jaką miał za życia wciąż go nie opuściła. Czuł i widział jednak wszystko trochę inaczej niż wcześniej. Żądze i pragnienia były dużo bardzo intensywne. |
29-01-2022, 22:32 | #339 |
Reputacja: 1 | Arnold Właściciel zakładu, udając urażoną dumę, pozwolił złocie upaść na podłogę, ale dało się zauważyć, że cały czas zerkał na nie kątem oka i było prawie pewnym, że podniesie je, gdy tylko nie będzie tam tylu świadków. Jeśli zaś chodziło o dziewkę, to nie wyglądało na to, by po jej "zdradzie" chciał mieć ją jeszcze przy sobie, toteż w tej materii nie oponował, chwilowo zadowolony głównie z zabezpieczonego strażnikami spokoju, który szczęśliwie udało mu się ugrać. Arnold nie był w stanie przewidzieć, czy Verschnautz w końcu zdecyduje się na przyszłe spotkanie, póki co wyglądał jednak, jakby nieprzyjemnego gościa chciał się tylko jak najwcześniej pozbyć. Ale później, gdy opadną emocje? Któż to mógł wiedzieć. Tymczasem na zewnątrz słychać było jakieś zamieszanie. - Ludziska! Słuchajta! Powstanie, powstanie chłopskie!!! - darł się jakiś głos, zwracając zapewne na siebie uwagę wszystkich przebywających obecnie w skupisku manufaktur. Wzburzeni nowiną strażnicy odruchowo położyli dłonie na orężu i wybiegli na zewnątrz, zupełnie nie wiedząc, czego się tam spodziewać. Jakimś cudem z grubsza otrzeźwiał nawet ich dowódca. Na szczęście szybko okazało się, że to wieści z południa Ostermarku, z okolic Trautenau, za wzbudzanie paniki młodzieniec dostał więc należycie kułakiem po łbie od strażników. - Auuu miejcie litość, jaśnie panowie...! - sapał z wysiłku po długim biegu. - Jam ino... uprzedzić chciał... zbrojni są w mieście... od barona Husserla... pomoc wyprosić w obronie ziem ich pana. Ale i najmitów... i najmitów gotowi są opłacić. Ponoć niepokoje się szerzą i strach jest, że... że i ku nam... - ostatecznie zabrakło mu oddechu i tylko wskazał wszystko wokół. - Milcz, durniu! - rzucił jeden ze strażników, zamierzając się znowu na chłopaka pięścią. - Gdzie Trautenau, a gdzie Remer?! Na łeb żeś upadł, by tak ludziska straszyć?! Ale widać już było, że wieści wyraźnie wpłynęły na wyległy na ulicę tłum składający się głównie z pracowników pobliskich zakładów. I choć reakcje były skrajnie mieszane, od przerażenia, do ledwo ukrywanej złośliwej satysfakcji to prawie nikt nie pozostał na nie obojętny. Tupik Przeczołgał się boleśnie do okrytego mrokiem kąta pomieszczenia i chwycił pozostawiony przez chłopaka nóż. Ściany tam pokryte były obficie brązowo-czarnymi zaciekami. Smród był nie do wytrzymania. Czy była to wcześniej chlewnia, czy rzeźnia, ciężko było powiedzieć. Małe muszki nadal pchały mu się do nosa i do oczu, oblepiały zakrwawione bandaże na jego głowie, dekoncentrując go i utrudniając i tak już niemal niemożliwe w tym stanie zadanie. Pewne zazwyczaj dłonie niziołka teraz trzęsły się, wypuszczając coraz to jedyne narzędzie, które mogło zapewnić mu wolność. Przez cały czas miał nadzieję, że dadzą mu jeszcze trochę czasu, że nikt nie przyjdzie, że przekonał ich, by go oszczędzić, albo przynajmniej zajęci byli... Wolał o tym nie myśleć... Tupik sprawność albo kradzież d20(-10 trudny)= 2 sukces Chyba tego dnia sam Ranald do pary z niziołczym Merrillem Obrońcą pochylili się nad losem biednego Tupika. Obrabiany niewielkim ostrzem sznur w końcu puścił. Gdy wstał i zaczął niezdarnie kuśtykać ku drzwiom, omal nie zemdlał. Każdy, najmniejszy nawet gwałtowny ruch powodował zawroty głowy, które mogły skończyć się utratą przytomności i skutecznie zakończyć jego ucieczkę. Drzwi... Okazały się otwarte. Po prostu nie zamontowano w nich zamka ani zasuwy, a kultyści zapewne nie mieli czasu ani motywacji, by coś zaimprowizować. W przedsionku zburzonego parteru posiadłości paliło się niewielkie ognisko, w kącie porozrzucane były jakieś śmieci i szpargały, w oparach pół-świadomości rozpoznał swoje rzeczy, ale była tam obok też jakaś inna mniejsza torba. W oddali usłyszał zbliżające się gardłowe głosy. Chwycił, co mógł i chwilę później był już w okrytych mrokiem zaroślach posiadłości. Gdzieś w oddali słyszał podniecony kwik dużej grupy świń i brzydki gardłowy rechot. Tupik sprawność d20(-10)= 14 porażka Te proste czynności i pośpiech na końcu kosztowały go zbyt wiele. Padł na mokrą darń i poczuł, że świat mu odpływa. Spróbował stanąć, ale odzyskane sprzęty były za ciężkie, nogi dosłownie się pod nim złożyły. Jasnym stało się, że nie ucieknie z całym dobytkiem, o ile w ogóle na ucieczkę starczy mu sił. Mur posiadłości w tym stanie, mimo że przecież nie tak odległy, jawił się oddalony całe mile od niego. Mógł mieć tylko nadzieję, że nie zauważą jego ucieczki. Ostatnio edytowane przez Tadeus : 29-01-2022 o 22:50. |
30-01-2022, 03:57 | #340 |
Reputacja: 1 |
__________________ Rozmowy przy kawie są mhroczne... dlatego niektórzy rozjaśniają je mlekiem! Ostatnio edytowane przez Dhratlach : 12-02-2022 o 17:49. |