26-01-2022, 02:40
|
#29 |
| Wrażeniom, zdawać się mogło, nie było końca. Dziwne stwory, dziwny dym, dziwna utrata przytomności Dana i Malrofa, a teraz dziwne wrzaski tego drugiego. Co jak co, ale pierwszy dzień przydziału na Phileasa był nader ekscytujący. Jeszcze bardziej, gdy pojawiła się pani doktor Vulpine - chociaż tutaj z innych względów. Faraji, zamiast poklepać się po plecach w związku z szybkim działaniem, które ograniczyło możliwe skażenie, wpatrywał się w oficer jak w obrazek, oczekując aż przydzielona eskorta oficerów ochrony ruszy ku Pakledowi. Nawet i on, którego preferencje schylały się przeważająco w przeciwnym kierunku, nie mógł odmówić jej piękna i elegancji, które zapewne mogłyby rajcować tabuny artystów, poetów i malarzy przez długie lata.
W całym tym podziwianiu nie mógł umknąć mu szczegół, który bawił go niezmiernie. Nazwisko "Vulpine" pasowało do doktor jak ulał i Haivet miał ochotę zapytać się, czy był to jedynie szczęśliwy traf, czy może przemyślane nom de guerre. Ochota przeszła jednak bardzo prędko (może to i lepiej, biorąc pod uwagę dotychczasowy temperament doktor Vupline?), gdy korytarz wypełniły kolejne wrzaski Malrofa, a w chwilę później charakterystyczne dźwięki wystrzału fazera. Faraji odruchowo skulił się w miejscu i wcisnął w ścianę, ale obeszło się bez strat własnych. Tyle dobrego.
- Możemy go odciąć polami siłowymi?
Pytanie rzucone było w kierunku reszty drużyny interwencyjnej, z którą miał odeskortować Malrofa wedle rozkazu porucznika Th'riakrira, ale nie czekał na odpowiedź. Faraji za cel obrał apteczkę pierwszej pomocy rozłożoną na podłodze nieopodal doktor Vulpine i Danjwela. Dopadł do nich na czworakach, a smukłe palce siegnęły po hiposprej i fiolkę z anestyzyną. Skoro Malrof nie chciał kooperować, będą musieli uspokoić go na siłę.
|
| |