Grant walnął duszkiem. Zapiekło w gardle ale w sumie nie było aż takie najgorsze, dało się wypić. Przez chwile starał sie po smaku zidentyfikować skład i pochodzenie trunku ale po chwili zrezygnował. Może lepiej nie pytać.Zapalił kolejnego fajka. Powoli wypuszczał dym wbijając niewidzący wzrok w ścianę. Myślał. Za chwilę ruszą do akcji. Wtedy nie będzie już czasu na myślenie, trzeba będzie działać, działać szybko i bez zastanowienia. Ta chwila wyciszenie była mu potrzebna. Musiał sie skoncentrować. Po około dziesięciu minutach jakby sie obudził. Zerknął na zegarek i stwierdził: -Pora na mnie. Dowódca nie powinien sie spóźniać. Którędy do miejsca zbiórki mojej grupy?
Zapytał dziarsko, był gotów do działania. Znajomy ciężar karabinu na ramieniu dodawał pewności siebie. W końcu jakby nie patrzył to tylko konwój w niesprzyjających okolicznościach. Nie mają niczego zdobywać ani niszczyć tylko przejść z punktu A do punktu B. Nie powinno być źle.
__________________ Oj Toto to już chyba nie jest Kansas...
"Ideologia zawsze wynika z przyczyn osobistych, ja nie podaję wrogowi ręki chyba, że chcę mu połamać palce" |