Szlak wiodący ku jezioru
Zbrojna grupa opuściła niebezpiecznie odsłonięte wzniesienie zapuszczając się z powrotem w labirynt pogruchotanych skał, wśród których wił się umowny szlak ku jezioru. Co rusz któryś z wysłanników oglądał się w kierunku, z którego nadleciały skrzydlate stwory, zachodząc w głowę nad naturą usłyszanych przez Altego dźwięków.
Jeśli pozostali Łowcy wiedzieli coś na temat wzmiankowanego przez Kosiarza głównego wejścia, żaden nie odezwał się nawet słowem budząc w głowie milczącego Łasicy prawdziwą burzę dociekań.
Starszy brat Świrka uważał się za znawcę labiryntu Enklawy, ale nawet on nie zdołał dotrzeć do wszystkich zakamarków podziemnego labiryntu. Tu i ówdzie na jego drodze stanęły masywne pancerne włazy pozbawione mechanizmów ręcznego otwierania, trwałe zamknięte i skrzętnie kryjące swoich umieszczonych po drugiej stronie sekretów. Starszyzna zgodnie twierdziła, że według będących w jej posiadaniu planów za włazami nie znajdowało się nic prócz pustki ślepych odnóg, ale teraz - świadomy już ogromu kłamstw i matactw uprzywilejowanej kasty - Łasica nie wierzył w ani jedno usłyszane wcześniej zapewnienie Starszych.
Wspomnienie głównego wejścia nie dawało mu spokoju.
Kiedy idący akuratnie w szpicy Oczko wychynął znienacka z ciemności nocy, Łasica omal nie wymierzył w niego swego karabinu, przez wzgląd na niedaleką odległość do jeziora coraz bardziej zdenerwowany i niespokojny.
- Gdzie Blacha? - szepnął Rzemień, gdy szperacz przykucnął obok dowódcy wyprawy przechylając w jego stronę głowę. Łasica i Świrek musieli nieźle nadstawiać uszu, aby dosłyszeć szeptaną naprędce konwersację.
- Jest na wzniesieniu nad wioską - wyjaśnił Oczko - Osada jakby wymarła, ale słychać tam jakieś hałasy. Wygląda na to, że do trupów ściągnęli jacyś padlinożercy.
- Ludzie czy zwierzęta? - pytanie Rzemienia prawie wywołało u Świrka mdłości nasuwając młodzieńcowi na myśl wyobrażenie zdziczałych ludzi pożerających rozkładające się od kilku dni zwłoki.
- Nie widać - odszepnął Oczko - Ciemno na dole jak cholera, a nie chcieliśmy przedwcześnie używać latarek.
- Dobra, słuchajcie - Rzemień okręcił się w stronę reszty grupy - Idziemy z zachowaniem najwyższej ostrożności. Palce na spustach, ale nie panikować. Obejrzymy sobie osadę z bezpiecznej odległości, a potem pomyślimy, co dalej.
Wzniesienie nad jeziorem
Zwiadowcy leżeli płasko na brzuchach, kryjąc się w ciemnościach nocy i spoglądając z zapartym tchem na ledwie dostrzegalne w dole zarysy opustoszałych budynków. Blade światło księżyca nie potrafiło przeniknąć mrocznych zakamarków uliczek i stojących otworem wejść do nadpalonych domostw, ale odbijało się migotliwymi refleksami na gładkiej powierzchni jeziora, ustawicznie przyciągając w jego stronę spojrzenia bardziej wrażliwych na piękno natury przybyszów.
Nadstawiający bacznie uszu ludzie szybko zaczęli wychwytywać słuchem dźwięki, o których wspominał wcześniej Oczko: suche trzaski łamanych kości oraz odgłosy włóczenia czegoś ciężkiego. Hałasy te, chociaż stłumione zabudowaniami, pozostawały dość wyraźne, by wzbudzić głębokie zaniepokojenie zwiadowców.
- Na pewno nie jeden - wyszeptał Rzemień układając Enfielda w zgięciu lewej ręki - Dwa albo trzy, a żrą jak dzikie. Musiał je przyciągnąć fetor gnijącego mięsa. Widzicie któregoś?
- Nie - zaprzeczyła ledwie słyszalnie Grzywka, unosząc się na łokciach i napinając swe okryte starymi dżinsami pośladki, prężące się tuż przy nosie Świrka.
- Jeśli to padlinożercy, chyba nie musimy się ich obawiać - zasugerował niepewnie Blacha - Mają pod dostatkiem martwego mięsa, po co miałyby rzucać się na żywe?
- A wiesz, co takiemu zwierzowi do łba strzeli? - syknął w odpowiedzi Rzemień - Lepiej dobrze pomyśleć, zanim coś zrobimy. Altego, Magik, wyście tu już byli. Co myślicie?