Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-01-2022, 20:38   #25
psionik
 
psionik's Avatar
 
Reputacja: 1 psionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputację
Trzech mężczyzn, i dwie kobiety, będący w trakcie posiłku, spojrzeli w kierunku nieproszonych gości, minimalnie marszcząc brwi.
- Stało się coś strasznego? Ktoś potrzebuje pomocy? - Spytał najstarszy z "biesiadników".
- Ludzie znikają, szerzy się magiczna zaraza - Kołysanka, pamiętając prośbę burmistrza o nie rozgłaszanie że tym razem ofiarami były dwie osoby, nie wspomniał że teraz są wprost mordowani w środku miasta - Trzy osoby, tydzień w tydzień, a kolejny tydzień się kończy. Każdy dzień tylko zwiększa ryzyko -
Yarod został na korytarzu. Uznał, że jego obecność w niczym nie pomoże. Poza tym nie popierał takiego sposobu zawierania znajomości z kapłanami.
Vuko wcisnął się do pomieszczenia ostatni, zanim dziewczyna zamknęła drzwi, ale nie zamierzał brać czynnego udziału w dyskusji o ile kapłani będą chcieli pomóc.

- No i…? - Tym razem do Elrosa zagadnęła jakaś starsza kobieta.
- I jesteście pierwszymi do których udaliśmy się żeby wspólnie rozwiązać ten problem. Bo pierwsze pytanie jakie mi zadaliście, czy ktoś potrzebuje pomocy, pozwoliło mi zachować wiarę że jesteście częścią rozwiązania - półelf uważnie obserwował rozmówców - a zwłaszcza różnicę między nastawieniem najstarszego mężczyzny a starszej kobiety.
- Chorzy zostali wyleczeni, a na zaginionych nic nie wskóramy… nie widzę więc aż tak nagłej potrzeby, by nam przeszkadzać w posiłku, i pchać się do PRYWATNYCH KOMNAT. Porozmawiać o tym i owym możemy, nie widzę problemu, jednak odrobina kultury by się przydała - Odezwał się ponownie najstarszy z kleru.
- Przyczyna choroby wciąż tam jest, tak samo jak to przez co ludzie giną. A nie o bierności wobec zdarzeń opowiadali mi w Waterdeep wielbiciele Lśniącego Pana, a o czynach <może znajdę lepsze tłumaczenie> - Elros nie dał się zbić z pantykału i już nieco bardziej bezpośrednio powołał się na dogmaty wyznawców Mitry. Wciąż dopuszczał możliwość że kapłani podjęli działania, a jedynie ludzka pycha nie pozwalała im opowiedzieć się przybyszowi z drogi.
- Czy naprawdę wam tak trudno pojąć, że chcielibyśmy w spokoju dokończyć obiad?? - Wycedził rozmówca - Pięć minut was zbawi?? Nie jesteście w stanie poczekać, i nie możemy w spokoju porozmawiać za chwilę? Tak trudno to pojąć, i trzeba się pchać, gdzie nie powinniście? Powtórzę raz jeszcze: to prywatne komnaty. Więc nie macie tu czego szukać. Proszę więc wyjść, albo wezwiemy straż.
Półelf odwrócił się przez ramię do towarzyszy - Lepiej idźcie dalej jak planowaliśmy, dojście do porozumienia tutaj trochę zajmie. -
- Chodź więc ze mną, pozostali zjedzą w spokoju, a ty sam wezwiesz straż i opowiesz jej jak to obiad był ważniejszy niż ich tygodnie poszukiwań po mieście i lasach dookoła
- Ty również opuścisz świątynię, razem ze swoimi towarzyszami, tą samą drogą, którą tu wtargnęliście. Proszę więc wyjść - Starszy wstał od stołu, a wraz z nim reszta jego towarzystwa.
- A więc chodźmy po straż -
-Nie! - wypaliła stojąca za Kołysanką Tamishi. Wyciągnęła przed siebie dłonie:
- Usiądźmy. Czas ma ogromne znaczenie. Wiemy, że choroba jest związana z atakami. Spodziewamy się kolejnego. Każda minuta może więc uratować czyjeś życie. Czy pięć minut ma znaczenie? Pewnie nie ma. Za ile dotrze tu straż gdyby usłyszała krzyki? A tak to sobie chwilę pogadamy i nas nie ma.
Półorczyca zamilkła i od niechcenia położyła dłoń na głowni miecza wiszącego u pasa.

Kapłani spojrzeli na Tamish ze skwaszonymi minami…
- Poszkodowani przychodzili o różnych porach i w różnych dniach, leczyliśmy ich praktycznie wszyscy! - Powiedział nagle jakiś młodszy kapłan, do tej pory ciągle milczący.

Tamisha uśmiechnęła się szeroko.
- Chodź z nami. Opowiesz więcej, a reszta zje w spokoju.
Półorczyca złapała kawałek kurczaka i zaczęła obgryzać w drodze do drzwi.
- Odłóż to i zachowaj szacunek w miejscu kultu - Wędrowiec stojący dotąd z tyłu w mgnieniu oka pojawił się przy rosłej półorczycy. - Dość już nawyrabialiście.
Shanur wzięła wielkiego kęsa obgryzając tyle ile się dało jednym kęsem, a potem odłożyła lekko obślinioną nóżkę z powrotem na talerz. Pokiwała głową wędrowcowi na znak, że się z nim zgadza i skupiła się na przeżuwaniu.
Wędrowiec posłał wojowniczce pełne dezaprobaty spojrzenie, ale odstąpił.
- Chociaż ktoś rozsądny - mruknął Yarod, widząc zachowanie Wędrowca. - Może po prostu przeprosimy i pójdziemy? - zaproponował.
Vuko nie był najlepszym dyplomatą, całe zajście obserwował więc z bezpiecznej odległości. Fakt, że młodszy z kapłanów był skłonny do współpracy był dla mężczyzny wystarczający. Z resztą chyba nie mieli już szans, żeby się porozumieć. Wydawało mu się nawet, że usłyszał Yaroda mamroczącego coś na korytarzu, ale nie bardzo go interesowało jego zdanie.
Młodszy kapłan przez parę chwil spoglądał na paru awanturników dyskutujących między sobą… i w końcu się odezwał, trochę pobladły:
- Ale… gdzie iść z wami? Bo ten… - Powiedział do półorczycy.
- Wszyscy jesteśmy po tej samej stronie - odpowiedział kapłanowi Wędrowiec. - …nawet jeśli metody są kontrowersyjne. - dokończył splatając dłonie niczym do modlitwy. Głos miał szorstki, jednak nie było w nim agresji, ani nachalności. Był raczej beznamiętny, bardziej oznajmiający fakt, niż otwierający drogę do polemiki. - Potrzebujemy bezpośredniej relacji z wydarzeń. - powiedział lakonicznie. Jeśli ktoś czekał na dalszą część, na prośbę o pomoc, o zachęcenie do tego, by ich odprowadzić, cokolwiek - srodze się zawiódł. Wędrowiec był bardzo oszczędny w słowach, przekazał wszystko co miał do przekazania, stał więc w drzwiach czekając aż kapłan ruszy się, lub zacznie mówić. Jednak ani jedno, ani drugie nie miało miejsca… w końcu jednak coś znowu wydukał, wśród jakby zrezygnowanego kręcenia głową starszego kapłana:
- To co... wyście wreszcie... chcieli?
Mnich nie westchnął nawet. Niczym skała smagana deszczem wytrzymał idiotyczne pytanie kapłana, któremu najwyraźniej demencja nie pozwalała skupić uwagę na więcej niż chwilę. Spojrzał na Kołysankę, który przyprowadził ich w to miejsce i nieznacznie kiwnął głową by wyłożył ich sprawę.
Kołysanka powtórzył. Ba, nawet powtórzył cierpliwie, choć kapłani zaprezentowali swoją taką, a nie inną stronę. Wplótł nawet nadprogramową ilość pojednawczych stwierdzeń by udobruchać rozjuszonych kapłanów.
I tylko dla pewności sprawdził ich aury, czy ich zepsucie nie miało bardziej zewnętrznego charakteru.
- Usunięcie choroby(Remove Sickenss) nic nie dawało, Usunięcie przypadłości(Remove disease) też nie… Usunięcie klątwy nie poskutkowało, a mieszczanie dalej podupadali na zdrowiu. Wykrywanie magii, ją wykryło… średnia aura… i w końcu przełamanie zaklęcia pomogło(Break Enchantment). A potem trzeba im było pomóc z samym zdrowiem, regenerując jego ubytki(Restoration,lesser) - Powiedział młodszy kapłan jednym tchem, z widocznymi kroplami potu na czole.
Shanur nie była ekspertem od magii. Wydało jej się to dość skomplikowane. Spojrzała tylko pytająco na Kołysankę, który najwyraźniej dużo lepiej niż ona radził sobie w rozmowach.
Tłumaczenia kapłana niewiele powiedział Yarodowi, który stale nie widział związku między porwaniami a magiczną chorobą. Ale w tym momencie nie zamierzał wypytywać Kołysanki.
Półorczyca pokiwała z uznaniem głową.

Gdy opuścili świątynię zatrzymała się na moment.
- Tamci ruszyli do tartaku. Do miejsca uprowadzenia drwala. Zostają miejsca uprowadzenia żony burmistrza - spojrzała na Yaroda - i miejsce zaginięcia pastereczki. Moglibyśmy się spróbować podzielić, żeby było szybciej.
Potoczyła wzrokiem po reszcie ekipy i sięgnęła paznokciem, żeby wydłubać kawałek mięsa z kapłańskiego stołu spomiędzy zębów.
- Nie spodziewałbym się, żeby tamci podzielili się informacjami, więc nadal zostają trzy miejsca - Wędrowiec odpowiedział Shanur. Nie podzielał opnii o rozdzieleniu się, ale głównie z powodu motywacji stojącej za takim pomysłem.
- Możemy się rozdzielić. - Yarod skinął głową półorczycy. - Znacie się na magii? - Spojrzał na kompanów. - Jeśli podczas porwania użyto magii, to jak długo utrzymają się takie ślady?
- I - tym razem skupił wzrok na Kołysance - po kiego grzyba była ta wizyta w świątyni? Jaki niby widzisz związek między porwaniami a chorobą? Chyba nie sądzisz, że kapłani maczali w tym palce...
- Najpierw fakty. Obserwacje. Potem wnioski - półelf nie udzielił prostej odpowiedzi - Draugdin, co ty myślisz o tych kapłanach? - zapytał kapłana
- Potężne zaklęcia. - odezwał się Wędrowiec - Czymkolwiek się zarazili było to magiczne i potężne, skoro pomogło dopiero przełamanie zaklęcia. Nie wyczułem kłamstwa, choć dziwne, że nie zbadali sprawy. - zamilkł na chwilę. - Ruszajmy dalej, nic tu po nas.
- Racja - poparł go Yarod. - Idę obejrzeć miejsce, gdzie została porwana żona burmistrza. Jeśli gdzieś zostały jakieś ślady, to z pewnością tam - dodał, uzasadniając swe stanowisko. - Kto idzie ze mną?
Nie czekając na odpowiedź ruszył w stronę wschodniego rynku.
 
psionik jest offline