Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-01-2022, 20:40   #32
Ribaldo
Bradiaga Mamidlany
 
Ribaldo's Avatar
 
Reputacja: 1 Ribaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputację


“We're all time's captives, hostages to eternity.”
Borys Pasternak



Co to za dźwięk? - spytał kosmos.
Dźwięk przegiętej struny - odparł pan Q.


- Panie poruczniku, tak bez zagrychy na trupa? - zapiszczała z udawaną wstydliwością doktor Vulpine, kiedy Liev dosiadł ją, niczym kowboj z dzikiej prerii swoją klacz. Na jej twarzy rozkwitł figlarny uśmiech, pełen prowokacyjnych dwuznaczności. Ich spojrzenia się skrzyżowały i na sekundę zatracili się w sobie. Jakież to myśli kotłowały się im w tym momencie pod czaszką? Spuśćmy na to zasłonę milczenia, bo hiszpańska inkwizycja nie śpi.

Tymczasem…
W korytarzu świstały wiązki phaserowe i rozbijały się z głuchym trzaskiem o panele ścienne. Pakledzka awantura rozkwitała i zdawało się, że lada chwila opanuje ona cały statek. Kapitan na szczęście wykazał się zapobiegliwością i już wcześniej nakazał odcięcie pokładów zagrażających bezpieczeństwu statku.

Zaś szef ochrony zamiast skupić się na głównym zagrożeniu, postanowił urządzić sobie małe tete-a-tete. Cóż zrobić? Niezależnie od rasy rządzą nami pewne instynkty i pragnienia, których nikt nie jest w stanie w pełni kontrolować. Nikt poza dewiantami z Vulcana, którzy wyzbyli się wszelkich emocji. Wszak to logiczne, prawda.




Tellaryta biegł, co tchu. Oszukać przeznaczenie. Chciał obejść system i sprawdzić iluzoryczną ścianę z drugiej strony, niczym zaciekawione dziecko zobaczyć, co znajduje się za kinowym ekranem.
Pragnienie wiedzy sprawiło, że pozostałe zmysły i instynkty zostały uśpione lub zlekceważone. Dash gnał wprost sam środek małej bitwy. Kiedy więc skręcił w prawo i zderzył się z dyszącym ciężko Malrofem, omal nie połknął własnego języka. Durgie zdziwienie nadeszło, gdy ujrzał pościg jaki pędził za pakledem. Wymierzone w niego phasery drużyny ochrony sprawiły, że instynktownie uniósł ręce w górę. Kaskada konfuzji i niedowierzania zakończyła się największym z dotychczasowych szoków.
Malrof zgodnie ze swoim zwyczajem niewiele myśląc, złapał Dasha w pół, po czym schował się za niego. W następnej chwili tłuste przedramię zaciskało się już na szyi tellaryty, a lufa phasera boleśnie wbijała mu się w skroń.
- Chce… - porywacz zaczął artykułować swoje postulaty - Nie! Ja żądam spotkania z kapitanem!
Oddział ochrony zatrzymał się wpół kroku. Liev, który jakimś cudem znalazł się na czele grupy pościgowej, ponownie skrzyżował spojrzenie z Malrofem. Rozlew krwi wisiał w powietrzu.




Już od progu można było dostrzec, że ta kajuta należy do kobiety. Unosząca się w powietrzu delikatna woń perfum, cięte kwiaty w szklanym wazonie i atłasowa piżama z koronkowym wykończeniem leżąca na łóżku, stanowiły aż nadto widoczne tego atrybuty. W pomieszczeniu panowała też wyższa niż na korytarzu temperatura. Nie uszło to uwadze Ta’nar, która jednak nie potrafiła stwierdzić, czy to porucznik Doriam lubowała się w tropikalnym żarze, czy też to wciąż efekt bliskości szefa ochrony.

- Zdaje się, że nic tu nie ma - stwierdził andorianin.

I faktycznie, nic nie wskazywało, aby w kajucie działo się cokolwiek niezwykłego. Żadnych śladów na podłodze, ścianach, czy suficie. Wszystkie rzeczy zdawały się leżeć we właściwym miejscu i nienaruszonym w żaden sposób porządku. Żadnej sierści, śluzu, czy jakichkolwiek śladów bytności obcej formy życia. Jedynie drzwi od łazienki były lekko uchylone, ale czy można to było uznać za coś niezwykłego.

- Chorąży Jones do porucznika Th'riakririego - zaskrzeczał komunikator na piersi andorianina.
- Meldujcie chorąży - odparł wywołany oficer, służbowym tonem wyzbytym ze wszelkich przejawów familiarności.
- Powinien pan tutaj przyjść sir. Pan Malrof wziął zakładnika i żąda spotkania z kapitanem.
- Zaraz do was przyjdę - odparł krótko, po czym położył obie dłonie na ramionach Ta’nar. Ich spojrzenia się skrzyżowały, a arktyczny wicher wprawiał serca w drżenie. Drobinki lodu zalśniły w obłokach pary wydobywających się ust andorianina, kiedy rzekł on na pożegnanie.
- Proszę wybaczyć, pani porucznik. Obowiązki wzywają.
 
__________________
I never sleep, cause sleep is the cousin of death

Ostatnio edytowane przez Ribaldo : 29-01-2022 o 21:31.
Ribaldo jest offline