Przysiadło czarne ptaszysko dziób rozdziawiwszy. Nastroszyło się. Szpony w mokrą glebę wbiło. Gotowe skrzeczeć, gotowe szponami mięso do kości drzeć, do gardła się rzucić.
Nikczemnik stał kilkanaście kroków dalej, dowód zbrodni ciągle dzierżąc w dłoni. Nie spiesząc z ratunkiem, nie szukając ukrycia przed zemstą, wlepiając oczy w jawny rezultat swych czynów.
Krwisze już kotłowały się w płytkiej wodzie zwabione słodkim aromatem juchy, sączącej się między zgrabiałymi palcami starca.
Wiatr świstał między gałęziami drzew jak powietrze wychodzące z ust shyty.
- Mykes! - krzyknął z trudem przeciskając słowa przez zaciśnięte gardło. - Mykes! Bywaj!
__________________ LUBIĘ PBF
(miałem to wygwiazdkowane ale ktoś uznał to za deklarację polityczną) |