Lilawander szczerze odsapnął. Dopiero teraz w ciepłym i spokojnym miejscu poczuł jak trzęsą mu się ręce i całe ciało. Adrenalina którą pobudziła walka dopiero teraz zaczynała opadać co widocznie odzwierciedlało się na elfie. Krasnoludy jeszcze bardziej podniosły mu ciśnienie, mimo, że w dalekim poważaniu miał te marne próby zniewagi to sama możliwość konfrontacji była wystarczająco niemiłą perspektywą. Szczerze wierzył, że w przypadku przegranej to najlżejszym, czego mogli oczekiwać była śmierć. Całe szczęście w porę zdążyliśmy opuścić to niemiłe miejsce, tu raz jeszcze z podziwem spojrzał na Chloe
- Dziękujemy Ci Pani za przyprowadzenie nas w bezpieczne i schludne miejsce. Dobrze jest poznać tak miłą i przyjazną osobę w tym dzikim miejscu. Co na bogów się stało w tym mieście, że doszło już do takiej deprawacji?? Lincze, agresja, strach…widać, że mieszkańcy nie poradzili sobie jeszcze ze skutkami oblężenia. - Nie żywię urazy do tych krasnali Wolfgangu. Wyobraź sobie rasę, która ceni swą dumę i historię, na co dzień żyjąc już jedynie pamięcią o świetności. Kiedyś krasnale niepodzielnie władały górami. Dziś z trudem utrzymują ostatnie twierdze, jakie im zostały. Pełno w nich zajadłości, mstowania, wszędzie doszukują się winnych, wytykają źdźbło w oczach innych sami nie widząc belki we własnych… Tak w ogóle to gdzie nauczyłeś się klasycznego?? Nie przypominam sobie, żebyś o tym wspominał… Uśmiechnął się szczerze do towarzysza.
W międzyczasie otworzył torbę, wyjął nieco suchego prowiantu i wodę. Przepłukał solidnie gardło i zagryzał suchara by uspokoić swoje nerwy. Przyglądał się przez moment pracy Chloe po czym zaproponował pomoc. - Jeśli nie masz nic przeciwko chętnie bym asystował. Już dawno chciałem zobaczyć jak się to robi, nie mam wiedzy, ale moje ręce są sprawne i z wdzięcznością przyjmę tą małą lekcję. Kto wie, może w przyszłości będzie trzeba opatrzyć Ciebie Chloe, choć wolałbym aby do takiej sytuacji nie doszło. Ale, jak do tej pory w tak krótkim czasie dość sporo się już działo a mam przeczucie, ze to dopiero początek.
Uśmiechnął się do dziewczyny, wciąż nie mogąc nacieszyć się z jej obecności. - Nie wiem czyś szalony Celahirze, ale wysoce cenię sobie tą dumę którą w sobie nosisz. Nie brakło Ci odwagi tam gdzie ja już sam zwątpiłem. Pozostaje mi jedynie podziękować i uczyć się od Ciebie męstwa i odwagi.
Do wszystkich zaś: - Nie musicie mi dziękować, za tę drobnostkę, którą uczyniłem w karczmie to był mój obowiązek. W porównaniu z Waszą pasją i niesamowitą odwagą to była naprawdę drobnostka, do tej pory nie mogę wyjść z podziwu, gdy wspominam ostatnie wydarzenia.
Lilawander uspokoił się w końcu, dawno już złapał oddech po szaleńczym biegu, trzęsiawka jaką przeżywał tuż po ochłonięciu również się skończyła. Był gotów pomóc Chloe, jeśli nie będzie miała nic przeciwko a później dołączy się do warty. Marzył o spokojnej nocy i długim śnie obawiał się jednak, że w tym mieście jeszcze długo nie będzie mu to dane…
Ostatnio edytowane przez Eliasz : 07-09-2007 o 06:23.
|