01-02-2022, 08:25
|
#74 |
|
Yáraldiel podróż spędziła w milczeniu, pogrążona w swoich własnych myślach. Spojrzenie jej niebieskich oczu, jakby kto tylko obrócił się w jej kierunku by się przyjrzeć, wydawało się odległe i nieobecne. Dłonie miała luźno zaciśnięte na wodzach, zresztą cała jej postawa była rozluźniona. Sidar, jej biały wierzchowiec o srebrzystej grzywie, wcale nie potrzebował więcej kontroli, doskonale wiedząc jak i gdzie się kierować - choćby za przewodniczką, którą była Gléowyn.
Myślami elfka była w zupełnie innym miejscu. Tam, gdzie zazwyczaj, kiedy pogrążona była w głębokim zadumieniu. W Lothlórien - elfickim królestwie, z którego pochodziła, gdzie znajdował się jej dom, jej najbliżsi i jej ukochany. Tęskniła zarówno za samym lasem, jak i za Caras Galadon - miastem, w którym znajdował się jej dom wzniesiony wysoko na jednym z mallornów.
Choć podróżowanie i eksploracja Śródziemia była jej marzeniem, a ciekawość świata wciąż nie została zaspokojona, uczucie tęsknoty rosło z każdym kolejnym dniem, z każdym kolejnym krokiem, który oddalał ją od Doliny Śpiewającego Złota.
Gdy zapadła noc, a na niebie pojawiły się pierwsze gwiazdy, Yáraldiel jakby ocknęła się ze snu na jawie. W samą porę, by móc uczestniczyć w skromnych obradach Bractwa Skaczącego Konia.
- Pogoda nie jest najgorsza, niebo nad nami pięknie rozgwieżdżone, zgodzę się więc z Cadoc’iem i Gléowyn.
Potem spojrzała na Rogacza i uśmiechnęła się uprzejmie, przechylając delikatnie głowę na prawą stronę.
- Pozwolisz, drogi Rogaczu, że dotrzymam ci towarzystwa przy ognisku?
I choć ton jej głosu był bardzo uprzejmy i przyjazny, to w tym zgoła prostym pytaniu nie było miejsca na odpowiedź przeczącą. Zupełnie jakby decyzja już zapadła.
Yáraldiel położyła dłoń na boku szyi Sindara i wyszeptała kilka słów w języku elfów. Wierzchowiec parsknął kilka razy, po czym odszedł w sobie znanym tylko kierunku.
- Wróci z pierwszymi promieniami porannego słońca - oznajmiła spokojnie elfka, po czym usiadła nieopodal Rogacza. Nie zamierzała zadręczać go rozmową, jeżeli ten sobie nie życzył. Ceniła sobie jednak czas jaki dany im był, by spędzić go w swoim towarzystwie, gdyż nie miała jeszcze ku temu okazji.
|
| |