Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-02-2022, 15:34   #155
Santorine
 
Santorine's Avatar
 
Reputacja: 1 Santorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputację
Gabriel ponownie odsunął się od atakującego go demona, przesuwając się o krok w stronę cycatej magiczki, po czym rzucił na siebie zaklęcie, które powinno go lepiej chronić przed atakami demona.

Kargar, wzmocniony nieco energią życiową wroga wyssaną przez jego miecz, zdecydował się zignorować krwawiące rany w miejscu gdzie pazury skrzydlatego bydlaka przebiły się przez jego zbroję, i zadawał kolejne ciosy. Musiał pozbyć się aktualnego przeciwnika żeby móc dołączyć do reszty grupy… chlasnął mieczyskiem demona po barku, i polała się czarna jucha. Wróg wyraźnie zmiękł, i był już na najlepszej drodze do wykończenia. Ech, gdyby tylko nie ta magiczna sztuczka tego dużego spaślaka, to Kargar już by skrzydlatego dawno ubił...

Bharrig tymczasem wylądował z zamiarem zmiany formy na krasnoluda, dobycia statuetki tygrysa i wypuszczenia Geriego z niej. Co też po chwili w końcu uczynił. A w tym czasie, dinozaur zaatakował po raz kolejny wielkiego demona ogonem… i w końcu mu przywalił, a spasionego demona aż jakoś tak zamroczyło.

Paladyn kopniakiem zrzucił demona ze swojego miecza i w dwa kroki doskoczył do drugiego, który atakował wieszcza, rycząc na niego jak wściekły byk. Trzy ciosy, i trzy razy tryskająca jucha demona, który ledwie już stał… no ale stał. I jakoś groźby Paladyna nie robiły na nim wrażenia.
- Bharrig! Wykopiesz nam drogę poza miasto?! - krzyknął do druida pamiętając jak wydostali się z zawalonej komnaty jeszcze w kompleksie za leżem smoczycy.

- Nie chcieliście się przebijać do świątyni?! - Krzyknęła cycata czarująca - Przecież jesteśmy tuż obok?
- Sądzisz, że ktoś tam jeszcze żyje? - W głosie Gabriela było sporo wątpliwości.
- Demony tam z kimś walczą! Widziałam wybuchy jasnej energii już kilka razy! - Padła odpowiedź.

~

Demon walczący z Kargarem zaatakował ponownie pazurami… wojownik znowu oberwał, choć w sumie były to raczej draśnięcia.

Ten przy Endymionie również nie próżnował. Pierwszy atak szponów zgrzytnął po tarczy Paladyna, drugi jednak zabolał. Magiczne osłony Orka zniwelowały jednak część owego razu… nie było aż tak źle.

Gdzieś na świątyni, na jej wyższych piętrach, wśród gruzu i dymu, faktycznie coś błysnęło. Jakieś wyładowanie jasnej energii, a po chwili i pojawił się Gabrielowi znany "Flame Strike", który przygrzmocił z niebios w wielgachnego żywiołaka ziemi, okładającego swymi pięściami samą świątynię.

- Wszyscy do mnie! - zawołał Gabriel uznając, że w gromadzie będzie łatwiej stawiać czoła wrogom... i że łatwiej mu będzie wspomagać kompanów, jeśli ci będą niedaleko.
A że demonem zajął się Endymion, więc Wieszcz nie musiał sobie zawracać nim głowy. Walnął więc w żywiołaka tym samym zaklęciem, jakiego przed chwilą użył jeden z broniących świątyni kapłanów. Wielka kupa kamieni oberwała całkiem nieźle, i w sumie… z owego żywiołaka była już tylko połowa.

Kargar usłyszał wezwanie Gabriela, ponowił więc atak na bydlaka, który coraz bardziej go wykrwawiał…. nie wiedział ile jeszcze takich da radę powalić więc musieli się spieszyć…. może kapłani w Świątyni będę w stanie coś pomóc. Ale to za chwilę, najpierw jeszcze rozpłatać ukośnie tors demona aż wypadły z niego flaki. I w końcu było po sprawie...

Endymion warknął dobijając demona. Nie wiedział co powinni robić. Przed chwilą świątynia wyglądała jak praktycznie już upadła, ale chyba jednak pospieszył się z oceną. Rozejrzał się wokół i nie widział by demony się zbierały, ale został jeszcze największy do pokonania. Chyba, że…
- Amara, Kargar! Omińcie wielkiego i chodźcie do nas! - zakrzyknął Endymion. Nie miał skrupułów czy dylematów moralnych przed zostawieniem przywołańca na śmierć.
- Pospieszmy zatem do świątyni! - zawołał Bharrig.

Kargar spojrzał w kierunku paladyna, próbując ocenić sytuację. Wielki demon był związany walką z jakimś dziwnym stworem…
- Dobrze, już do was biegniemy - odkrzyknął po czym pobiegł do pozostałych starając się wyminąć wielkiego potwora.

….

Towarzystwo pobiegło więc do świątyni, której brama była rozwalona w drobny mak, a dwaj pilnujący ją Paladyni rozerwani na strzępy.

Na dziedzińcu, z pamiętną fontanną, która znowu wywołała u Endymiona małe ukłucie w sercu, nie było zaś nikogo… za to wielkie drzwi wejściowe, do samego budynku-świątyni-warowni, stały otworem. Wewnątrz zaś chyba, w holu, ktoś tam urzędował na całego. Małe pokurcze, biegające tu i tam? Coś im mignęło takiego przed oczami, przy pierwszym zerknięciu do wnętrza.

- I co teraz? - Powiedziała cycata czarująca - A w ogóle… to Mirelinda jestem - Przedstawiła się w końcu.

Gabriel rzucił na siebie zaklęcie, mające na celu poprawienie jego stanu zdrowia, a potem...
- Gabriel - przedstawił się. - Poczekajcie... Może wspomogę was zaklęciem, które nieco ochroni was przed demonami? - zaproponował.
- Moje błogosławieństwa nie zatrzymują tego krwawienia - stwierdził fakt Endymion kładąc rękę na ramieniu Kargara i mimo to błogosławiąc go mocą swoich bóstw - więc tu chyba ty będziesz potrzebny mi i Kargarowi.
Gabriel bez wahania udzielił pomocy, wspomagając przyjaciół tym samym zaklęciem, jakim przed momentem leczył siebie.

- Dzięki, Gabriel - wojownik skinął głową towarzyszowi, na którego zawsze można było liczyć. - Ktoś to w ogóle kurde jeszcze się broni? - rozejrzał się dookoła z niesmakiem.
- Idźmy dalej! - rzekł Bharrig. - Ktoś musiał się ostać!
 
__________________
Evil never sleeps, it power naps!
Santorine jest teraz online