Trójoki stanął z boku, robiąc miejsce Morrze. Z zaciekawieniem przyglądał się jak wprawnie krwotok zatamowała, przedłużając to, co wydawało się nieuniknione, a co z jej miny z łatwością odczytał. Niespodziewaną zmianę stanowiska Aranaetha przyjął z niesmakiem. Dobrze ludzie mówią, że Molsuli stałości nie ma i ich słowa niczym liście na wietrze, co rusz zmieniają kierunek. Nie dość, że łgarz to jeszcze morderca.
- Słowa złego przeciw tobie nie rzuciłem - odparł mu spokojnie, - a jeśli ofiarność ta nie głupotą jest a jedyne aktem odwagi i roztropności, możesz mnie śmiało Bezokim zwać.
Mógłby tu i teraz podejść do shyty i nim ktokolwiek by się połapał ranę ponownie otworzyć dając mu odejść w spokoju. Czyn ten nie budził w nim odrazy i wydawał się w pierwszej chwili najlepszym rozwiązaniem dla Otoki; straciliby wojownika ale nie ryzykowali życia Molsuli. Niejasno jednak zdał sobie sprawę, że ten akt łaski przez oboje nie zostałby zrozumiany. Nie pojeliby, że działał dla Otoki i dla ich ochrony. W ten sposób nie tylko shytę by stracił ale i oboje Molsuli.
- Jeśli Otoka to dla was furda i to jedno życie nad jej powodzenie przedkładacie, przeszkody wam czynić nie będę. Ale też ręki do tego nie przyłożę. Spieszcie się tylko, bo życia w nim coraz mniej.
Miał nadzieję, że sami pojmą swój błąd a jeśli nie, to cóż, szansa choć niewielka, zawsze istniała
__________________ LUBIĘ PBF
(miałem to wygwiazdkowane ale ktoś uznał to za deklarację polityczną) |