Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-02-2022, 21:08   #92
Arthur Fleck
 
Arthur Fleck's Avatar
 
Reputacja: 1 Arthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputację
Bóg mu świadkiem, Daryll wolałby znowu zachorować na białaczkę, przyjmować chemię, tracić włosy, mdleć i wymiotować niż przeżywać to co czuł wpatrując się w zaschniętą czerwień na koniuszkach swoich palców. Wilkołak nie dźgnął go nożem a mimo to Daryll miał wrażenie, że został przez maniaka rozpruty i wypatroszony. Myśli niczym wnętrzności wylewały mu się z głowy. Były czarne i ponure jak styczniowa noc. Przepełnione rozpaczą, brakiem nadziei i gniewem. Wszystko co do tej pory zrobił lub powiedział okazało się gównianym żartem. Po tym jak w szkole rozpuszczono obrzydliwe plotki uciekł w góry, wrócił wyziębiony i kiedy odsypiał upiorną wędrówkę omal nie zamordowano mu matki. Obiecał wtedy bronić ukochanej siostry, a teraz Wii walczyła o życie. Daryll nie potrafił zadbać o własną rodzinę, składał obietnice bez pokrycia, zawiódł Wikvayę, zawiódł mamę, zawiódł sam siebie. Nie mógł wyrzucić tych emocji z głowy, nie mógł zabić ich lekami i chemią, zżerały duszę chłopaka niczym najstraszniejsza nieuleczalna choroba.

Stał z nosem niemal przyklejonym do szyby okna, przysłuchując się wymianie zdań między szeryfem a szkolną psycholog. Blada twarz pozostawała nieruchoma, lecz każdy mięsień i ścięgno wyrażał dziwnego rodzaju nieustępliwość. Zupełnie jakby rzeźbiarz uchwycił moment, gdy w dręczonej i prześladowanej ofierze zaczyna rodzić się sprzeciw wobec czynów kata. Właśnie wtedy Daryll go dostrzegł. Nie miał wątpliwości na co…na kogo patrzy. Miał wrażenie, a nawet przekonanie że zbrodniarz w ohydnej masce wilkołaka też go zauważył i mu się przygląda. Jeszcze dwie godziny temu szesnastolatek podniósłby alarm, zawołał szeryfa, ale tamtego chłopaka już nie było, umarł w chwili gdy zobaczył jak Wikwaya się wykrwawia bo nie dotrzymał danego jej słowa.

Mary McBridge, to nie nasza sprawa.

Do końca życia będzie przeklinał moment, gdy wypowiedział te słowa. Bo okazało się, że to jest ich sprawa. Zaczęło się na Mary a skończyło na Singeltonach. Nie ma nic bardziej osobistego niż matka i siostra zaatakowane i posiekane nożem.
Daryll wyprostował palec wskazujący i środkowy, przykleił opuszki do szyby, wyprostował kciuk a potem oddał strzał w kierunku Wilkołaka.
Wysłał wiadomość.
W Twin Oaks mieszkali sezonowi myśliwi, ale tylko on, Daryll Singelton i Macrunowie byli prawdziwymi drapieżnikami.

Wilcza maska znikła. A może nigdy jej nie było? Halle i psycholożka szkolna (co ona tutaj robiła o tej porze?) kłócili się o to, czy może odpowiadać na pytania, czy nie. Tak, jakby Darylla nie było obok nich.

Daryll jeszcze przez chwilę wpatrywał się w szybę, wypatrując psychopaty w masce. Po tym co go spotkało w ostatnim czasie, wcale by się nie zdziwił gdyby wpadał w obłęd i miewał omamy. A może po prostu uderzył się za mocno w głowę? Niczego nie był już pewien, może prócz tego, że czas wziąć w sprawy w swoje ręce. Słyszał, że seryjni zabójcy w duchu pragną zostać złapani. Dlatego zostawiają wskazówki. Bawią z policją w kotka i myszkę. Tyle, że gliny chyba niczego nie odkryli, szeryf wydawał się błądzić jak dziecko we mgle, strzelał na oślep oskarżeniami, nawet w młodego Singeltona. Morderca nic nie robił sobie z obławy, przyszedł pod szpital, gdzie leżała jego druga ofiara, napadł na dzieci Debry. Czy poprzez kolejne ataki chciał przekazać jakąś wiadomość? Daryll miał przeczucie, że tak. Że jego rodzina w jakiś sposób musi być powiązana z tym potworem. Przypomniał sobie słowa matki. Odkleił w końcu wzrok od szyby i zwrócił do szeryfa dyskutującego przez ten cały czas z psycholożką.
- WILK WRÓCIŁ – zaakcentował wyraźnie przyglądając reakcji policjanta - Co to znaczy panie Hale?

Szeryf spojrzał na Darylla. Z jakąś taką zimną kalkulacją i uwagą.
- Wyjaśnijmy sobie coś, chłopcze. To ja tutaj jestem od zadawania pytań. Jasne?

- To proszę pytać - rzucił chłodno chłopak i skinął do psycholożki dając jej do zrozumienia, że nie ma nic przeciwko temu.

- Możesz coś więcej powiedzieć na temat napastnika? Wzrost? Płeć? Waga? Coś charakterystycznego w budowie ciała? Masywny? Gruby? Duży? Chudy? Cokolwiek.
Szeryf wyjął notesik z kieszeni munduru i przygotował się do notowania, jednocześnie spoglądając w twarz Darylla, jakby był potencjalnym podejrzanym. To chyba jednak było typowe zachowanie tego konkretnego przedstawiciela władzy.

Daryll przegryzł mocno wargę wracając do bolesnych wspomnień sprzed godziny. I gdy wydawało się, że nie wydusi z siebie już żadnego słowa, odpowiedział.
- Był wysoki. Wysoki i bardzo szybki…Nie zdążyłem mu się przyjrzeć, bo od razu się na mnie rzucił. I nosił maskę. To była maska wilka, nigdy wcześniej takiej nie widziałem. Ubrany był na czarno i wydawało mi się, że jego strój…
Tu chłopak zawiesił się i spojrzał niepewnie na policjanta.
- …dymił. Potem już niewiele pamiętam. Słyszałem tylko, że krzyczy coś do Wii.

Chłopak zamknął oczy, próbując jak najdokładniej odtworzyć tamten moment. W głowie miał ciemną plamę, ale po chwili z czeluści mroku wydobył się nieprzyjemny głos, który nawiedzać go będzie w koszmarach.

- „Zdychaj Bredock”. Tak właśnie krzyknął. A potem przyjechała karetka. Jak się ocknąłem tego zwyrola już tam nie było a Wikvaya…
Oczy młodego Singletona się zaszkliły, głos załamał. Nie musiał nic już więcej mówić. I tak by chyba nie dał rady.

- Bredock? Tak powiedział? Jesteś tego pewien? - szeryf spojrzał na Darylla uważnym wzrokiem. - Dymił? Czy to była jakaś świeca czy coś innego? Potrafisz to ocenić? Maska wilka? Pokażemy ci jutro takie najczęściej dostępne w sklepach, może będziesz w stanie ją rozpoznać?
Pytania, jedno po drugim, wybrzmiewały w pokoju, w którym Halle prowadził przesłuchanie świadka. Najwyraźniej szeryf nie przejmował się tym, ile te pytania kosztują Darylla. Za to przejmowała się psycholożka.

- Daryll powinien odpocząć. Powinien go też zobaczyć lekarz. To wrażliwy nastolatek, który wiele przeszedł. Nie może go pan tak dręczyć, szeryfie.

- Dręczyć? - Halle spojrzał na kobietę. - Ja nie dręczę, lecz chcę złapać sprawę. A Daryll jest twardszy, niż pani sądzi. Znam takich jak on. Znam bardzo dobrze.

Daryll rzeczywiście czuł się nieco przytłoczony szczegółowymi pytaniami. Wspomnienia wciąż były świeże. Bolały. Mimo to próbował wycisnąć z nich detale i szczegóły, które mogły pomóc szeryfowi. Nie cierpiał Hale’a i gdyby nie był tak rozczarowany sobą, przelałby całą złość na gliniarza. Młody Singelton słabo znał policyjnych procedurach, ale czy dzieciom niedoszłej ofiary maniaka z Twin Oaks nie należała się ochrona? Gdzie był Jack Falls gdy potwór zaczaił się na rodzeństwo i omal nie zadźgał nożem Wii? Chłopak nie zamierzał na razie tego roztrząsać, w końcu grali z szeryfem do jednej bramki, nawet jeśli ten wykazał ignorancją i popełnił błąd. To czy potwora aresztuje policja, czy wytropi go syn Debry Singelton nie miało teraz znaczenia.

- Chciałbym pomóc, ale nic więcej nie pamiętam, nie wiem skąd ten dym. I tak, jestem pewien, powiedział „Zdychaj Bredock”. Pan wie kto to jest ten Bredock? Dlaczego się tak zwracał do mojej siostry?

- Nie mam pojęcia. - Szeryf skłamał. Daryll to czuł.

Chłopak zmrużył swoje zimne oczy, robił tak zawsze gdy coś mu się nie podobało. Byłby kiepskim pokerzystą, ale na szczęście nie zamierzał iść w ślady ojca. Gapił się na szeryfa w pretensją, ale nic nie odpowiedział, ledwie tylko skinął głową. Po tym wszystkim co przeszedł, co przeżyła jego rodzina należały mu się jakieś wyjaśnienia, najwyraźniej jednak Hale miał inne zdanie. Daryll poczuł się zlekceważony, ale czy spodziewał się czegoś innego po szeryfie? Postanowił nie dopytywać o wilka, był pewien, że usłyszy taką samą odpowiedź. Szybko zmienił temat.

- Mam prośbę. Proszę na razie nie mówić naszej mamie o Wi. Ona jest jeszcze bardzo słaba i nie wiem jak to zniesie…Zrobi to pan dla mnie?

- Jasne - szeryf nawet posłał mu coś na kształt uśmiechu. - Nic nie powiem. Idź już odpocząć.
Zamknął notes i schował do kieszeni.
- Do tej rozmowy wrócimy jutro - zakończył wstając i kierując się do wyjścia z pokoju.

Nastolatek, odprowadził policjanta wzrokiem. Powoli w świadomości Darylla zaczęła rodzić się bardzo niepokojąca myśl. Dotarło do niego, że będzie musiał odbyć rozmowę z Hale’em, ale nie szeryfem tylko jego córką.
Jessica Hale.
Próbował przełknąć ślinę, ale zaschło mu w gardle. Wyobraził sobie jak podchodzi do przyjaciółeczki znienawidzonej Pauliny. Sam nie wiedział co gorsze, próba nawiązania rozmowy z popularną chirliderką czy kolejne spotkanie z zamaskowanym mordercą. To Wii miała ją wypytać, Wii a nie Daryll. Chłopak najchętniej rzuciłby to wszystko i uciekł w góry, ale bestia na którą polował nie ukrywała się w dziczy. Krążyła między domem McBridge’ów, „Sową i Niedźwiedziem”, szpitalem i Bóg wie gdzie jeszcze.
Zmęczony przysiadł na jednym z foteli i spojrzał na szkolną psycholog.
- A pani ma jakieś pytania?

- Nie - odpowiedziała psycholożka. - Jestem tutaj dla ciebie. I sugeruję, abyś poszedł się gdzieś położyć i pospać. Mogę ci przepisać pewne środki. Pytanie, czy masz gdzie się zatrzymać. Z oczywistych powodów lepiej by było, abyś nie wracał do domu. Może załatwić ci miejsce w tym szpitalu?
Jej głos był troskliwy i ciepły.

- Zostanę tutaj, z siostrą i mamą – potwierdził Singelton – Dziękuję.

Chłopak czuł się nieco rozdarty. Chciał spędzić noc w szpitalu, czuwając przy rodzinie, lecz jakaś część jaźni, ta której czasem się bał i próbował nie dopuszczać do głosu kazała mu wracać do „Sowy i Niedźwiedzia”. Kazała wracać i iść do pokoju Jacka Gunna mamiąc wyobraźnię młodego myśliwego obrazami broni z ostrą amunicją, którą nosił przy sobie turysta.
Nagle chłopak znieruchomiał i zbladł. W głowie usłyszał głos swojej siostry, wspomnienie stało jasne i wyraźne.
Cytat:
Ten Gunn. Nowy gość w pensjonacie. Miał naszywkę z wilkiem
A potem pojawiła osłabiona Debra Singelton leżąca w szpitalnym łóżku. Próbowała przed czymś ostrzec swoje dzieci.
Cytat:
Wilk wrócił
To nie mógł być przypadek. Wilcza maska, naszywka, słowa mamy. W jakiś sposób to się musiało ze sobą łączyć. Chłopak jeszcze raz odtworzył rozmowę z Wii, a potem moment gdy przeszukali rzeczy turysty. Tym razem nie skupił się na magazynkach z ostrą amunicją i myśliwskim nożu. W walizce było coś jeszcze.
Daryll poruszył się nerwowo w fotelu.
- Przepraszam, zmieniłem jednak zdanie. Muszę wrócić do pensjonatu. Podwiezie mnie pani? – zapytał próbując ukryć drżenie w głosie.
Nauczycielka zawahała się przez chwilę. Potem jednak skinęła głową.
- Tak. Oczywiście.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=C0uFakDj5D8[/MEDIA]

Samochód szkolnej psycholog przecinał opustoszałe ulice miasteczka. Utopione w ciemnościach Twin Oaks spało twardym snem, nieświadome tego jaki koszmar rozegrał się kilka kwadransów temu. Chłopak wbił wzrok w boczną szybę. Nie wiadomo czego szukał w mroku, od czasu do czasu, kiedy mijali latarnie udało mu się dostrzec tylko swoje zmęczone spojrzenie.

Psycholożka na szczęście nie zadawała za dużo pytań a Daryll przez całą drogę do pensjonatu milczał, rozmyślając co zrobi, gdy przystąpi próg „Sowy i Niedźwiedzia”. W pierwszej kolejności chciał sprawdzić księgę gości. Jeśli Gunn się jeszcze nie wymeldował, weźmie zapasowe klucze i uda się do jego pokoju. Zapuka i o ile turysta nie otworzy, Singelton wejdzie do środka i przeszuka raz jeszcze jego bagaż.

Miał przeczucie, że ktoś kto nosi w walizce ostrą amunicję i myśliwski nóż raczej nie jest melomanem. Dlatego zabierze kasety magnetofonowe a potem przesłucha je dokładnie na walkmanie Wii. Mogą okazać się czyste, a jeśli nie, raczej nie znajdzie tam najnowszych przebojów Bryana Adamsa.
Resztę nocy zamierzał spędzić w towarzystwie swojej strzelby, w pokoju Wikvayi, z oknami zabitymi deskami i drzwiami zamkniętymi na klucz. Dla zabicia czasu, o ile wygra ze zmęczeniem przejrzy stare albumy Debry, może tam znajdzie jakąś wskazówkę kim może być Wilk? I dlaczego wrócił? A rankiem zadzwoni do Franka Cyninga, i poprosi żeby podwiózł go do szpitala. Frank jest w porządku i raczej nie odmówi, sam pewnie zechce odwiedzić Wi, po tym co się stało.

Kasety Gunna, rodzinne albumy, córka szeryfa. No i rodzice Mary McBridge mogą przecież coś wiedzieć. Darylla czekało wiele pracy, wiele poświęceń. Ale musiał to zrobić dla swojej mamy i Wii. Bo dopóki kreatura w masce krążyła po Twin Oaks, osoby które kochał nigdy nie będą bezpieczne.
 
Arthur Fleck jest offline