Piegus nie był wojownikiem. Był wygadanym wesołym niziołkiem, który wolał sprawy załatwiać przy piwie i tytoniu i jedzeniu, a nie mieczem czy procą. Tak, jak tego uczył Merril Obrońca.
Nie był też pływakiem, ani biegaczem. Coraz bardziej zdawał sobie sprawę, że szanse na uratowaniem Alfreda spadają do zera. Być może przysługa, jaką mu oddał - dostanie się przez bramę - okazała się dla niego niedźwiedzią. Ale mimo to, nie miał czasu, by teraz robić rachunek sumienia. Strażnik nadal potrzebował jego pomocy. Dlatego Marchwiowy zapewniał mu ją - procą. Gdyby strażnik padł, będzie mógł bezpiecznie (miał nadzieję) uciec. Szansy takiej by nie miał, gdyby stał twarzą w twarz z przeciwnikami.
Dlatego kontynuował ostrzał i miał nadzieję, że fortuna się do niego uśmiechnie. Że zdarzy się coś, co pomoże mu uratować Weitrauba.
- Mówię wam... lepiej razem pić... niż się bić... sami widzicie... że nic dobrego... z tego... nie wynika... Zaraz... wpadnie tutaj... więcej strażników... i stracicie... szansę... wyjść z tego z życiem... będziecie martwi... i bez... pieniędzy...