Rada w radę ustalili... no i po kilkunastu minutach znaleźli się w sali głównej Zajazdu Kontynentalnego.
Wyglądało tu całkiem nieźle. Zaklinacz bywał co prawda w lepszych lokalach - ale niezbyt często. Zdecydowanie częściej zdarzało mu się jadać w gospodach czy zajazdach, które Zajazdowi nie dorastały do pięt.
- Nie mam nic przeciwko temu, by tu bywać częściej - powiedział, niezbyt głośno, do kompanów. - Ale uważam - dodał, nieco ciszej - że jeśli chcemy usłyszeć coś ciekawego, to nie powinniśmy się pokazywać w tych pięknych zielonych płaszczykach. W obecności przedstawicieli władz ludzie mogą się krępować - dodał tytułem wyjaśnienia.
- Na początek piwo dla całej czwórki - powiedział, kładąc na stół kilka srebrnych monet. - A potem... - Pojrzał na kelnerkę. - Co nam pani poleci? Cztery takie porcje poproszę.
Wyglądało na to, że Yann ma nie tylko połatane gacie, ale i pustą sakiewkę, na to ostatnie nie zamierzał zwracać uwagi.
- Jeszcze jestem przy forsie - oznajmił kompanom. - Potraktujcie to jako spotkanie zapoznawcze. Ja stawiam. |