Chłód panujący w komnacie wydawał się dodawać sił Ravistowi, a nie je odbierać, co spowodowało jeszcze jeden atak na Inghama.
Rav stał spokojnie, wchodząc głębiej w półmrok komnaty. Usłyszał wtedy głos kobiety, półdrowki, ale nie zwracał na to teraz uwagi.
-O co mu chodzi tak w ogóle? Ponoć miałam dostać tutaj jakieś zadanie do wykonania, a nie spotykać jakichś świrniętych kapłanów...-rzekła, zaś odpowiedź dostała od Elfa.
-To właśnie jest nasze zadanie-powiedział, ale Ravi nie zamierzał odstąpić od tego, co chciał powiedzieć, przeciwnie, słowa te dolały oliwy do ognia.
-Wiesz, co myślę kapłanie? Myślę, że coś paliłeś albo zjadłeś grzyby halucynogenne-to mówiąc, krążył powoli wokół Inghama, niczym tygrys czający się na swoją ofiarę, lecz nie miał w zamiarach skrzywdzenia go.
-Przestań mówić zagadkami, zacznij mówić jasno. Jeżeli chcesz, żebyśmy zrobili to, o co prosisz, musisz podać nam dokładne wytyczne, a nie gadać zagadkami niczym mędrzec z zachodu-zamyślił się, nie przestając krążyć, a jedynym dźwiękiem jaki wydobywał się od Maga, był cichy stukot drewna o posadzkę. Talander specjalnie stukał nią o podłogę, by nie było ani chwili ciszy, ona rozładowywała napięcie.
-Pójdę tam, gdzie prosiłeś, ale potrzebne mi więcej informacji...-rzekł cicho i przerywając wypowiedź, przestał stukać kosturem, ale nie przestawał krążyć. |