Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-02-2022, 13:50   #156
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
W głównym holu urzędowały Dretche… jeden z nich zżerał flaki rozerwanego na pół akolity. Kolejny zrywał gobeliny ze ścian, dwóch innych rozwalało biurko i krzesło, jeden… smarował chyba własnym gównem ściany. Ostatni po prostu łaził tu i tam. Niewielkie demony jeszcze towarzystwa nie zauważyły.

- Parszywe małe gnidy - Mruknęła Mirelinda, i posłała serię "Magicznych pocisków, na tego, który posilał się na zwłokach. Zabiło go to na miejscu… ale i zwróciło uwagę pozostałych na grupkę śmiałków wkraczających właśnie do holu.

Gabriel zaklął pod nosem. Działania Mirelindy nastąpiły nieco zbyt szybko, a teraz było już za późno na rzucenie zaklęcia, które - być może - zniechęciłoby dretche do nawiązywania zbyt bliskich kontaktów z członkami drużyny.
- Zabijcie je szybko i idziemy na piętro - powiedział, potem rzucił na Kargara kolejne zaklęcie leczące.

Endymion kiwnął głową i wyszedł wprzód.
- Hej! Bydlaki! - zawołał do trójki demonów lewej i wzniósł miecz do ataku, czekając na nie. Oczywiście pokurcze ruszyły po chwili na Paladyna z rykami… pierwszy zginął z odciętym łbem, drugi po ciosie otwierającym jego tors. Trzeci Dretch jednak uchylił się przed ciosem.

Wojownik bez słów zaszarżował na demona łażącego bez celu po prawej stronie. Był wściekły z powodu tego co się tutaj działo i w szczególnie śmierci Deirdre, przynajmniej mógł odpłacić tych ohydnym kreaturom. I odpłacał. Potężny cios wielkiego miecza rozpołowił Dretcha od barku niemal aż po krocze, zabijając ścierwo na miejscu...

Geri rzucił się za Endymionem. Teraz, kiedy został spuszczony ze swojej kamiennej formy, zamierzał odbić sobie za wszystkie czasy. Wielki kot usadowił się za paladynem, czekając na odpowiedni moment. Rzucił się więc po chwili na ostatniego z Dretchy przy Paladynie, i rozszarpał go na strzępy.

Bharrig tymczasem rozglądał się i nasłuchiwał. Małe demony nie stanowiły dla nich żadnego wyzwania. To, co interesowało Druida, to usłyszenie głosów pozostałych obrońców. Krasnolud jednak nikogo nie słyszał… jeśli jacyś obrońcy jeszcze tu byli, to chyba walczyli wyżej. Na pierwszym, albo i drugim piętrze świątyni-warowni? Tak jak widziano ich z ulic, na samej górze budynków?

Ostatni z Dretchy, smarujący ściany kupskiem, również rzucił się do walki, atakując Kargara. Jego pazury nie uczyniły wojownikowi jednak żadnej krzywdy, a sam mały demon zginął po chwili od kolejnego ciosu mieczem wojownika.

Gabriel nie ruszał się z miejsca. Obserwując poczynania kompanów rzucił na siebie zaklęcie leczące z różdżki.
- Nieźle, nieźle… - Powiedziała Mirelinda z uznaniem, a jej szkielet pokiwał głową.
- To co, na górę? - Dodała.
- Na górę - potwierdził Wieszcz, ruszając w stronę schodów prowadzących na pierwsze piętro.
- Myślicie że znajdziemy żywych kapłanów na górze? - Kargar otrzepał się z obrzydzeniem z juchy rozpłatanego przez siebie przed chwilą demona, i spojrzał w górę schodów, nasłuchując odgłosów walki.

- Musimy znaleźć kogokolwiek - rzekł Bharrig. - Oni będą mieli zapewne jakieś pojęcie, jak okiełznać tą plagę.

Druid kroczył razem z tygrysem w stronę góry, ciągle nasłuchując i wypatrując niebezpieczeństwa, a także tych, którzy przeżyli.
- Ktoś rzucał zaklęcia ze szczytu wieży - powiedział Gabriel. - Oby i nas nie potraktowano jak wrogów - dodał. - Demonów co prawda nie przypominamy, ale w ogniu walki mogą najpierw rzucić kulę ognia, a potem pytać, po co przyszliśmy.
- Pójdę przodem. W najgorszym razie… przeżyję cokolwiek by we mnie rzucili - stwierdził Endymion, nie do końca pewny czy to jeszcze pewność siebie czy już arogancja - jak się zbliżymy na górę to trzymajcie się te kilka metrów ode mnie byście przy okazji nie dostali.

Po wejściu schodami na piętro, przed oczami towarzystwa, ukazały się podobne widoki co na parterze… zniszczony osprzęt, lekko uszkodzone ściany, okna. Nigdzie jednak nie było widać demonów, ani trupów helmitów. Panowała również podejrzana cisza.
Za to jeszcze piętro wyżej, w kierunku dachu przybytku, stamtąd było zdecydowanie słychać odgłosy trwających walk. Jakieś wybuchy, krzyki, ryki potworów, cała symfonia bitewna…

- Idziemy do góry... - zasugerował Gabriel. - Tam z pewnością ktoś jeszcze jest i walczy.
Zasugerował, ale sam nie pchał się jako pierwszy na schody. Wolał, by przodem ponownie ruszył Endymion.
- Tak, idźmy - rzekł druid. - Nie rozdzielajmy się jednak.
-Tak, idźmy tam gdzie jeszcze walczą - zgodził się Kargar, zaciskając szczękę z determinacją.
Ork kiwnął tylko głową i ruszył przodem na piętro wspomóc kapłanów.

~


Krok za krokiem, coraz wyżej, na ostatnie piętro, ku odgłosom walk, na ratunek helmitom. Być może byli ostatnimi obrońcami miasta, na które spadła horda przeklętych demonów…

Brakowało już połowy dachu. Wszędzie walał się gruz, a ogromny żywiołak ziemi wciąż walił kamiennymi piąchami po twierdzy, mając chyba zamiar rozwalić jej ile tylko zdoła.

Dużo demonów… i to tych większych, skrzydlatych, nie tam te pokurcze Dretche, oj nie. Osaczały resztki broniących się, zabijały właśnie kolejnego z nich…

Parka paladynów jeszcze dzielnie walczyła. Do tego i chyba jakiś Kapłan. Między nimi zaś, kompletnie nie pasująca do miejsca i sytuacji, jakaś "cywilna", niebieskowłosa pannica.



Kilka pokrak już ubili, kilku z obrońców już zginęło.

Wyglądało to wszystko dosyć kiepsko.
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 08-02-2022 o 14:33.
Kerm jest offline