Towarzystwo elfki, Cadocowi w najmniejszym stopniu nie przeszkadzało. A przynajmniej takie sprawiał wrażenie. Skinął tylko z początku głową w odpowiedzi na jej stwierdzenie po czym z pomrukiem ulgi zsiadł z konia i wyprostowawszy grzbiet nabrał ochoczo w płuca powietrza tchnącego chłodem pobliskiej wysoczyzny. Następnie zaś zabrał za przygotowanie ogniska. W ciągu kilku chwil w trakcie których kręcił się w zasięgu kilku kroków, uzbierał i usypał niewielki krąg z kamieni. W ciągu następnych zaś, w jego środku utworzył kopczyk z suchych traw, kilku gałązek drobnych krzewów i… końskiego nawozu. Nie wiedzieć jak i kiedy z dłoni Dunlandczyka skrzesała się iskra, która spadła na tę konstrukcję i zajęła ją powoli rosnącym ogniem, w którego czerwonawym blasku widać było zadowolone z dzieła oblicze Cadoca. I gdyby nie to, że z raz czy dwa zerknął na elfkę dopatrując się jej reakcji, nie znać by w tym było niczego na kształt popisu czy deklaracji pozornego przynajmniej niewzruszenia tajemniczą aurą jaką chcąc nie chcąc roztaczała wokół siebie Yaraldiel.
Potem jego uwagę zaprzątnęło już wyłącznie przygotowanie posiłku. A były nim trzy upolowane nad samym ranem szaraki. O porządnym skruszeniu mięsa mowy nie było, a i mięsa samego po zimie jakoś wiele szaraki nie miały, o sadle nie wspominając. Ale i na to lud wzgórz miał sposoby. Po sprawieniu i wypatroszeniu tuszek, zostały one wypchane suszonymi warzywami i grzybami, oraz odrobiną tłuszczu, otrzymanymi w domu Gleowyn na drogę, kilkoma pastewnymi nowalijkami, a także paroma gorącymi otoczakami z ogniska. Teraz zaś opiekały się wysoko nad ogniem obracane miarowo, dopełniając tym samym wymagań tradycyjnego dunlandzkiego przyrządzenia.
- A zatem zawitałaś w progi Donośnego - rzekł nim jeszcze reszta drużyny powróciła do ogniska gdzie lada moment gotowe miało czekać pięć misek z dymiącą strawą. - Jakie wrażenie zrobił na Tobie jego lud i gościna?
W głosie Rogacza pobrzmiewała wyraźna ciekawość gdy sposobił się do podzielenia jadła na porcje dla wszystkich.