Nagle bardzo blisko pola walki rozległ się odgłos rogu… gdzieś w powietrzu. Demony spojrzały w tamtym kierunku, po czym kiwnęły łbami, trzepocząc skrzydłami.
Nad świątynio-twierdzą unosiła się demoniczna suka, łopocząc swoimi skrzydłami, dmiąc w róg, mający na celu obwieszczenie czegoś swojej plugawej armii? Zaśmiała się po chwili gardłowo, na moment pokazując wszystkim jakiś trzymany w dłoni wisior, po czym go schowała… czy ona coś właśnie ukradła z przybytku Helma?
Nie była sama. Towarzyszyło jej kilka innych demonów, również unoszących się w powietrzu. A dwa z nich… trzymały nieprzytomną Amarę.
Fuck!! Jak?? Kiedy?? Gdzie?? Przecież Mniszka była cały czas z nimi… chociaż… kiedy ją ostatni raz widzieli? Jeszcze na ulicach przed świątynią?
Fuck!!
Kiedy trzy tygrysy Bharriga rozszarpywały wrogów, ten zwrócił się w stronę rogu, szukając jego źródła. Wyraźnie nie podobało się Druidowi to.
Kargar wydał z siebie triumfalny okrzyk kiedy rozpłatał potężnym cięciem kolejnego demona, który niemal przepołowiony opadł na ziemię. Jednak radość szybko zniknęła, gdy zobaczył demony w powietrzu trzymające Amarę. Jak mogli o niej zapomnieć? Najpierw stracili Deidre a teraz to…
- Niech ktoś rzuci na mnie zaklęcie latania to tam podlęcę! - krzyknął do swoich towarzyszy i sojuszników.
Gabriel przesunął się nieco, by móc zobaczyć, co się dzieje wyżej. I zaklął na widok "znajomej" kobiety.
- Przeklęta suka! - rzucił, nie zważając na obecność kobiet.
- Zgłupiałeś?! - zwrócił się do Kargara. - Rozszarpią cię, zanim zdołasz cokolwiek zrobić.
- Nie Kargar, ja pójdę! - zadeklarował paladyn mało delikatnie odkładając na ziemi kokon z pleców - Daj mi ten przeklęty lot Mirelinda… lub Bharrrig! I nie ważcie się jej tu zostawić! - wskazał mieczem na ciało Amzy w materiałach.
~
- Dobra! Mówisz i masz! - Krzyknęła cycata pannica, i po chwili Endymion otrzymał odpowiednie zaklęcie. Ruszył drogą powietrzną do "czerwonej suki"... Kilka pierwszych metrów łapał równowagę i zakładał na głowę hełm, przeklinając że nie wyrobił sobie nigdy zwyczaju permanentnego noszenia go. Po cennych trzech sekundach dopiero ruszył z pełną, podwójnie magiczną (bo od zaklęć Mirelindy i Gabriela) prędkością na ratunek towarzyszce… a sucza rogata się wrednie uśmiechnęła. W stronę nadciągającego ku niej Paladyna pomknęło niebieskie wyładowanie, i oberwał pełną mocą jakiegoś lodowatego gówna… a po chwili, z jej drugiej ręki, poleciało coś podobnego, tym razem jednak palącego ogniem. Paladyn, strasznie zmrożony, i popalony, lotem koszącym przygrzmocił w ostatnie piętro świątynio-warowni, i tam zastygł, nieprzytomny i umierający…
Wszystkie demony zaczęły się wznosić coraz wyżej i wyżej, ignorując wszelkich obrońców miasta i świątyni...
-Tchórzliwa suka! - Zejdź tutaj do nas i zobaczymy jaka będziesz mocna! - Ryknął Kargar czując się sfrustrowany i bezsilny w obliczu tej paskudnej sytuacji.
Gabriel podbiegł do Endymiona (z BF +9 metrów), przyklęknął przy leżącym i rzucił na niego najsilniejsze leczące zaklęcie, jakim dysponował.
Paladyn otworzył oczy i warknął wściekły, że dał się tak załatwić. Nic to. Czuł resztki leczącego zaklęcie krążące w jego ciele i nie wątpił, że właśnie ktoś mu dupę uratował.
- Niebieska! Mogę prosić?! - krzyknął licząc na jakieś dodatkowe leczenie, zbierając się z gruzów.
-Endymion, może polecę z tobą!? - spytał Kargar.
- Pomóż paladynom! - odkrzyknął ork zrzucając z siebie kamienie, ale widział, że demony wycofują się już z walki. Nie ma znaczenia. Teraz myślał o ratowaniu towarzyszki.
- Już lecę, moment! - Rozległ się krzyk niebieskowłosej… no i zaczęła biec do Paladyna.
- Jeśli ktokolwiek ma jakieś wzmocnienia to będę ich teraz BARDZO potrzebował! - dorzucił ork wstając wreszcie chwiejnie na nogi. Endymion zamrugał oczami, nadal czując się podle po atakach "czerwonej", i to mimo otrzymanego już leczenia. Coś, coś w nim jakby oberwało i wewnętrznie, jakby… jakaś zimna Pustka wdarła się i w jego duszę. Zrobiło mu się trochę słabo.
Druid podbiegł kawałek, szukając tego, na co wcześniej wskazywali jego kompani. Wreszcie, kiedy zobaczył kobietę-demona, wymamrotał parę słów, zamierzając zamienić przywódczyni bandy w świnkę morską. Po chwili wyczuł, jak jego czar przebija magiczne bariery "czerwonej suki"... a potem nic. Magia została przez rogatą odparta. Szlag.