Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-02-2022, 05:19   #79
Campo Viejo
Northman
 
Campo Viejo's Avatar
 
Reputacja: 1 Campo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputację



Jeśli kto byłby ślepcem w Grimslade tego wieczoru, to do karczmy trafiałby po słuchu. Oblegana była dosłownie na zewnątrz, bo w środku nie mieściła wszystkich. Na polu przy karczmie wielki ogień skupiał dziesiątki siedzących wojów, którym młode chłopaczki donosiły dzbany i miski ze strawą.
Ślepiec nie dostrzegłby jednak szyldu „Śpiewający Piekarz”, ani tego, że gospoda dobudówką była do młyna, bo środkiem miasteczka płynął wartko strumień na wiosnę zmieniany, topniejącym górskim śniegiem, w małą rzeczkę.
Jeden z krótko ostrzyżonych chłopaków, z zatkniętym za pas drewnianym mieczem prawie wylał piwo na panią Eiliandis, gdyby go za kaptur kapoty w ostatniej chwili Roderick zwinnie nie ucapił.
Zmieszało się dziecko, oblało rumieńcem, bo zapatrzone w córkę Gléomera o własne kulasy się zaplątało. Obie panie z bractwa od razu poznały w osobie umorusanego pomocnika karczmarza przedstawicielkę własnej płci, która w skórzanych spodniach i męskich butach a przepasana starym pasem łatwo z chłopięciem mylona być mogła.

U „Śpiewającego Piekarza” nikt nawet nie nucił. Wszystkich pochłaniały rozmowy, a patronami przybytku w większości byli mężczyźni, a wielu spośród nich zbrojnych eoredu. Przy szyknkasie uwijał się wąsaty Rohirrim o długich, rzadkich, siwych włosach.

Gwar wzmógł się wraz z wejściem do karczmy postawnego Rohirrima. Wobec niego obracano twarze i jemu miejsce w tłocznej izbie zrobiono schodząc z drogi. A ścisk jeszcze większy się zrobił i ciasno jak w ulu, bo za wojem z zewnątrz więcej ciżby się wlało.

- Opowiedz Goldhelmie!
- Jak to było? - zachęcali obecni.

Kiedy żołnierz stanął przy stole zająwszy miejsce wziął do ręki puchar i nalawszy sobie z garnca pił do dna. A gdy podniósł rękę, wszyscy zamilkli. Odstawił naczynie i spojrzał po zgromadzonych.

- Wieści jakiem przyniół Grimbornowi już znacie i tajemnicą nie jest co się wydarzyło w Dzikich Krajach. A było to tak…

Słysząc to Zwinnoręki uniósł brew, lecz z dalszej części wywodu szybko rozeznał, że podobnej nazwy słusznej dolinie Anduiny, miejscowi używają określając Dzikie Kraje Rohańskie, gdzie krew władców koni z dunladzką mieszana od pokoleń tworzyła odrębną i niebezpieczną przygranicę Marchiom właściwym.

- Tydzień minął, gdy Éogar opuścił Helmowy Jar, aby dunlandzkie pogranicze między rzekami Adorn i Iseną corocznym, pierwszym na wiosnę obchodem w imieniu króla patrolować. My, wybrańcy z przybocznego éoredu Marszałka pod dowództwem Mildryd Tarczowniczki, oraz Marszałkowa Esfeld z synem Erkenveandem. W sile sześćdziesięciu włóczni konie przekroczyły zachodnią granicę. - wskazał ku Górom Białym na południowy zachód. - Drugiego dnia stanęliśmy w leśnej dolinie zielonego cienia przetykanego wodospadami, głęboko w bruzdach pogórza u stóp mniejszych stoków Thrihyrne. Kiedyśmy namioty na noc stawiali mgła z gór jak mleko rozlała się po dolinie między pniami drzew. Księżyc i gwiazdy zakryła gęstą kotarą topiąc wszystko jak okiem sięgnąć w nienaturalnej ciszy…

W karczmie również prócz cichego szmeru słyszeć tylko się dało czyjeś przełknięcie trunku oraz gwar z zewnątrz dochodzący od biwakujących przy ogniach.

- Na wyciągnięcie dłoni jedynie wzrok nasz sięgał a konie bez innego powodu płaczliwie wołały po swojemu, wystraszone. - niemal czule mówił o czworonogach, które i pod siodło wojenne jako nieustraszone hodowane były. - A wielkie zamieszanie wybuchło w obozie…

Upił polanego przez sąsiada piwa.

- Pani Esfeld znikła! I nic z tym zrobić w ciemnej mgle nikt nie mógł… W końcu wrócili tropiciele niosąc Éogarowi wieści o śladach, co do porywaczy należały. Dunlandzkie psy na zachód uszły - warknął - a my za nimi klucząc, tracąc trop by odnaleźć go później… Mnie Marszałek do Grimborna wysłał, aby éored do najazdu szykował. Ot, i tak tu teraz jestem z wami bracia!

- Dunlandzą krwią wzbiorą potoki! - rzekł głośno któryś w Rohirrimów.
- Król im nie popuści!
- Marszałek!
- Grimborn ich wioski wypali jak suche trawy…
- Zapoluje jak na wilki!

Buńczuczny gwar rozpalił karczmę całkiem pochłonąwszy zgromadzonych.




Tymczasem Cadoc z wolna obracał rożen polewając chude zające od czasu do czasu, aby nie były suchsze niż być musiały. Rozmowa z Yáraldiel toczyła się spokojnie, a oboje rozmówcy pogrążeni w niej byli połowicznie, bo dyskretnie nie tracili nieuwagi na otoczeniu. Nieopodal w olbrzymiej zagrodzie pasało się wielkie końskie stado pilnowane przez wartowników. Zbrojni przy namiotach i ogniach byli zdyscyplinowani. Nikt nie był przesadnie pijany, nikt nie awanturował się i tylko te niektóre spode łba spojrzenia w kierunku ogniska Cadoca, zdradzały, że żołnierze chodzili na smyczy rozkazów. Uzbrojenie, dyscyplina wojskowa oraz wysokość końskiego siodła, to było to co przewyższało synów Dunlandu o wiele bardziej niż liczebność w otwartym polu czy kunszt operowania bronią.
Więcej jednak było spojrzeń zaintersowanych, bo Cadoc i Yáraldiel jako para pasowali razem jak siodło przy krowie w oczach Władców Koni, lub raczej zdziczały osioł przy szlachetnej końskiej klaczy.
Kiedy spokojna chwila ciszy nastała przy odpoczywających przy ogniu i czekających na resztę towarzyszy bractwa, usłyszeli głos z bliska.

- Dokąd jedziesz piękna pani? - zagadnął nieformalnie ku elfiej dziewczynie niemal beztrosko jeden z wojaków z sąsiedniego ogniska w westronie z silnym akcentem syna Rohanu. - Ku Edoras czy w Dzikie Kraje?

Zapewne nie zdawał sobie sprawy z jej pochodzenia biorąc po prostu za cudzoziemkę. Wyglądał na oficera, bo jego zbrojne ozdoby niczym insygnia wyróżniały spośród reszty éoredu. Czy to okoliczności czasu i miejsca w jego mniemaniu dawały mu prawo do wszczęcia takiej rozmowy z nieznajomą na odległość? A może zderzenie kultur, którego efektem było porzucenie utartych obyczajów? Czy też po prostu bezczelnie nie zależało mu na konwenansach?

Choć siedział samotnie bez łatwego przyrównanie do postury innych, to gołym okiem widać było, że był słusznego wzrostu. Kilka minut wcześniej rzucił na Rogacza wzrok surowy niebieskich oczu, w których tańczyły przeglądające się płomienie. Głos miał mocny jak dłonie, w których łamał badyle dorzucając do ognia, a spojrzenie bystre.


 
__________________
"Lust for Life" Iggy Pop
'S'all good, man Jimmy McGill

Ostatnio edytowane przez Campo Viejo : 12-02-2022 o 05:35.
Campo Viejo jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem