9 sierpnia 2050, okolice Blairsville
Samochód podskakiwał na wybojach i zgrzytał zmaltretowaną skrzynią biegów, ale śpiący na tylnym siedzeniu szoferki Hector nie zwracał na te dźwięki żadnej uwagi. Pogrążony w niespokojnym śnie, za wszelką cenę próbował się zorientować, gdzie właściwie był i jakie zagrożenie stanowiło dla niego stado piszczących gryzoni.
Wysoka temperatura rur świadczyła o sprawnym układzie ciepłowniczym, a Hector nie potrafił sobie przypomnieć, kiedy ostatni raz znajdował się w obiekcie z działającym ogrzewaniem. Gdyby nie niepokojące zachowanie szczurów, czułby się podekscytowany, ale zachowanie zwierząt wzbudziło w nim zrozumiały niepokój.
Na samą próbę wyobrażenia sobie, co mogło spłoszyć tak duże stado monter odnosił wrażenie, że jego zaopatrzony w szpikulec łom był tylko bezwartościowym kawałkiem metalu.
A mimo to szedł dalej wspinając się na palce i dając baczenie na to, by żadne z nadbiegających zwierząt nie spróbowało wspiąć mu się po nogawkach spodni. Desperacko potrzebował gambli, a jeśli w tym budynku działało sprawne ogrzewanie, musiały być w nim również inne maszyny, a koniec końców paliwo.