Po spotkaniu Rudolf udał się do domu, złorzecząc na paskudnego khazada, który mu groził. Planował natychmiast udać się na spotkanie Alfonsa i w tym celu przywołał Carlo. Wyjaśnił mu, że Tileańczyk ma przebrać się za swego pryncypała i odciągnąć szpiega. Wypchać brzuch, naciągnąć kaptur i wyjść powłóczyć się na mieście. On sam uda się w tym czasie do Powrotu zbója.
Młodzieniec spojrzał się sceptycznie na szefa.
- Don Rudolfo, koncept ten nader kuriozalny i was na nieprzyjemności naraża. To nie są okolice, w których chcielibyście znaleźć się samotnie o tej porze. Przełóżcie to na rano - stwierdził.
Kupiec podrapał zarost i się zamyślił. Chciał sprawę mieć z głowy jak najszybciej, aby było się czym pochwalić Manfredowi. Ale jak go ktoś napadnie, to się nie pochwali - być może już nigdy i nikomu. Choć niechętnie, zgodził się więc na zmianę.
Rano wdrożyli jego pomysł w życie. Carlo wyszedł pierwszy, a Rudolf spozierał spoza zasłon, czy ktoś za nim podąża. Sam zaopatrzył się w pół weksla. Drugą połowę zamknął w szufladzie biurka. Przebrał się też dość niepozornie i odczekawszy dość, by nie natknąć się na kogoś, kto mógłby ruszyć za Tileańczykiem sam wyruszył z domu.