Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-02-2022, 04:55   #508
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 84 - 2519.02.27; mkt (3/8); południe

Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; Dz. Północna; ul. Imperialna; rezydencja van Zee
Czas: 2519.02.27; Marktag (3/8); przedpołudnie
Warunki: jadalnia, jasno, ciepło, cicho; na zewnątrz jasno, pogodnie, łag.wiatr, b.mroźno (-20)



Pirora



Kolejny poranek okazał się dla Pirory całkiem wygodny. Obudziła się w przysłowiowym puchu i atłasach w pokoju gościnnym rezydencji van Zee. Ładnie zdobione ściany, grube, miekkie dywany na podłosze dodawały otoczki luksusu jaki był trudny do osiągnięcia w jakiejś karczmie czy w domu mieszczan. Życie i poranki lubianego gościa ważnych i szanowanych na mieście państwa było więc całkiem lekkie i przyjemne. A za oknem przywitał ją zaskakująco ładny, słoneczni, zimowy dzień. W skroniach i na potylicy odczuwała pewne dolegliwości po tym wczorajszym wypitym winie i wypalonych ze swoimi równieśniczkami loklach. Je obie spotkała w jadalni w jakiej wczoraj wspólnie z Gerdem van Zee jadły kolację.

- Trochę spóźniłyśmy się na śniadanie z papą. Zresztą Margo mówi, że z samego rana ktoś do niego przyszedł. Jak jeszcze ciemno było. Pewnie coś się stało bo papa wyszedł niedługo potem. - oznajmiła Kamila wskazując na ciemnoskórą, młodą, pokojówkę jaka grzecznie dygnęła i potwierdziła jej słowa skinieniem głowy. Przez tą ciemną karnację wydawała się w naturalny sposób podobna do gospodyni jakby były ze sobą spokrewnione. Jednak po stroju i zachowaniu bez trudu dało się odczuć kto jest tu panią a kto służbą. Sama Kamila chyba trochę się martwiło o papę co go tak wywołało w dzień handlowy z samego rana chociaż ten przez Margo przekazał aby się nie martwiła i poprosił aby nie opusczała z Saną rezydencji póki nie wróci. Co brzmiało właśnie nieco niepokojąco. Co do Pirory to Herr van Zee widocznie nie czuł się władny organizować jej życie bo o niej nic nie wspomniał. Siłą rzeczy więc zostały we trzy przy stole z wizytami ciemnoskórej służącej jaka dochodziła aby coś im przynieść lub odnieść ze stołu.

- Ah, bo ty pewnie nie wiesz Piroro. Ale chciałam namówić papę i Kamilę aby nam odstąpiły Margo. Widziałaś jak ona egzotycznie wygląda? To by było coś mieć taką służącą. - Sana wskazała na drzwi przez jakie przed chwilą wyszła owa kolorowa służąca. Faktycznie ktoś o tak ezgotycznej urodzie musiałby się rzucać w oczy w dość naturalny sposób podobnie jak to było z samą Kamilą.

- Oj nie, nie, nie, Margo ci nie oddam! Bardzo ją lubię. Papa mi ją znalazł jak jeszcze byłam mała. Tuż po przyjeździe tutaj. Ona jest trochę starsza ode mnie no ale właściwie jesteśmy w tym samym wieku. Bo w Marienburgu to więcej było tych nacji i ras niż tutaj. Tu to jednak czułam się trochę samotna. I inna. Więc Margo bardzo mi pomogła. Ale ona ma tu trochę kuzynów i kuzynek na mieście to jak chcecie mieć kogoś takiego egzotycznego na służbie to ją zawołam i może uda wam się kogoś zwerbować. - odparła wesoło Kamila ale dało się wyczuć, że żywi sympatię do swojej pokojówki. Przez chwilę trwała dyskusja jak to by było mieć kogoś o tak rzucającym się w oczy całkiem innym typie urody. W takim wielkim i kosmopolitycznym mieście jak Marienburg to zdaje się było nawet modne i na miejscu. Przynajmniej tak to relacjonowała panna van Zee. Może i w owiele mniejszym Neus Emskarank by się to przyjęło bo mimo wszystko było to jednak miasto portowe jakie dzięki morzu miało połączenie z innymi egzotycznymi krainami. Ale w głębi lądu to nie była o wiele mniejsza świadomość i potrzeba takich innych typów i ras ludzkich i nieludzkich. Kto wie? Może nawet ktoś zabobonny kto nigdy nie widział ani nie słyszał o takich ciemnoskórych ludziach uznałby ich za jakichś plugawych mutantów? Nawet tutaj Kamila dała do zrozumienia, że służba u tak znanego rodu jak van Zee jest niejako ochroną dla Margo. Dlatego prawie zawsze chodziła z jakimś ich emblematem w widocznym miejscu aby dać znać postronnym komu służy.

Przy reszcie tego spóźnionego śniadania znów wrócił temat tatuażu dla Sany. Młodą pannę męczyło to strasznie. Albo traktowała to jako temat zastępczy dla problemu z utratą swojego dziewictwa. W obu wypadkach wspólne było to, że najchętniej by chciała aby to była niesamowita przygoda, coś tajemniczego i niepowtarzalnego godnego do zapamiętania na resztę życia. Brzmiało to nieco infantylnie ale i romatycznie. Może i sama panna Moabit zdawała sobie sprawę ale skoro trafiła na tak swojskie i siostrzane towarzystwo to chyba chciała się z tego zwierzyć i wygadać.



Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; port; ul. Łabędzia; tawerna “Pod pełnymi żaglami”
Czas: 2519.02.27; Marktag (3/8); południe
Warunki: pokój Pirory, jasno, ciepło, cicho; na zewnątrz jasno, zachmurzenie, łag.wiatr, mroźno (-15)



Pirora



Zanim blond szlachcianka zaczęła dzień, zjadła śniadanie ze swoimi gospodyniami i wróciła do siebie to już było w okolicach południa. Ładna, zimowa pogoda przez ten czas zasnuła się ponownie ponurymi chmurami. Kamila miała jednak gest i sympatię dla niej bo kazała ją odwieźć ich powozem. Więc przed “Żaglami” Pirora wysiadła z eleganckiego powozu z herbem van Zee na drzwiach. Wewnątrz przy kapitańskim stole czekała ją pewna niespodzianka. Oprócz Benony która ostatnio jakoś w naturalny sposób była pośrednikiem i sekretarzem Pirory w przekazywaniu wiadomości różnym osobom jakie miały do niej jakiś interes albo ona chciała zostawić jaką wiadomość siedziała także Burgund i Silke. W końcu miały z nią różne sprawy do załatwienia. Chociaż każda inną. Jednak po wspólnych przygodach z ostatnich dni ich obecność nie była aż taka dziwna. W przeciwieństwie do Łasicy która przez ostatnie tygodnie pokazywała się tu rzadko. Wszystkie cztery jednak powitały nadchodzącą szlachciankę wesołymi, przyjaznymi uśmiechami i zachęcającym machaniem rączek pomagając jej nawigować we właściwym kierunku.

- Dzień dobry Piroro. Nie uwierzysz co się stało. Dziewczyny mówią, że ktoś uciekł z lochów. - przywitała się pierwsza ciemnowłosa służka estalijskiej kapitan wstając i wychodząc z ławy aby zrobić miejsce dla blondwłosej przyjaciółki swojej kapitan. Zdradzała pewne niedowierzanie i zaskoczenie tym wieściom.

- No! Robią kipisz w całym mieście! Wszędzie ich szukają! - Silke i Burgund jako dziewczyny z ferajny wydawały się wręcz jawnie i złośliwie ucieszone z takiej spektakularnej wpadki miejskiego systemu sprawiedliwości z jakim pewnie mniej lub bardziej, rzadziej lub częsciej mogły mieć na bakier. A jadąc przez miasto faktycznie z okien powozu widać było ze dwa czy trzy razy jakieś patrole straży które czegoś albo kogoś sprawdzały albo szukały.

- Dobra, dobra, nie siadaj, chodź idziemy na górę. - Pirora nie miała okazji usiąść i pogadać bo Łasica się podniosła i zwinnie przeszła nad udami Silke wyskakując zza stołu i stając obok Averlandki. Potem pociągnęła ją za rękę jakby szły na romans i przygodę na pięterku. Ale nie dała rady ukryć dobrego humoru i ekscytacji. I wyglądała jak Łasica. W tych swoich prawie firmowych czarnych, skórzanych spodniach i całej reszcie jakie nadawały jej drapieżnego wyglądu dziewczyny z ferajny i miejskiego cwaniaka. A nie w tej szarej i burej roboczej spódnicy w jakiej ostatnio najczęściej pokazywała się na spotkaniach kultystów gdy wracała tuż po robocie w więziennej kuchni. Poczekała aż zostaną same we dwie w pokoju Pirory po czym wreszcie mogła dać upust swoim emocjom.

- Udało się! Udało! - roześmiała się serdecznie i z całych sił objęła i pocałowała Pirorę w usta. Potem się nieco odsunęła jakby pierwszy raz od dawna widziała jakaś swoją siostrę czy kuzynkę i chciała się jej lepiej przyjrzeć. I znów ją uściskała i pocałowała. Wreszcie złapała ją za ręce i zawirowała kilka razy w kółko w tanecznym pląsie i cały czas się śmiała bez pamięci.

- No wreszcie! Wreszcie koniec z tą durną, Katią i jeszcze durniejszym umzigiwaniem się do tych idiotów! I koniec z uczciwą pracą na kolanach! I to nie taką jaką lubię, mówię ci oni kompletnie nie umieją wykorzystywać uległych ślicznotek co same padają na kolana aby służyć! - opowiadała emocjonalnie i chaotycznie ale przez to to co jej leżało na sercu. W końcu uspokoiła się na tyle aby streścić siostrze w spisku i wierze co tam się w końcu wydarzyło. Chodziła po pokoju z nadmiaru tych emocji i mocno gestykulowała dając im upust.

Opowiedziała jak to Starszemu i Karlikowi udało się sfałszować list z ratusza jaki napisali dzięki temu oryginałowi na wzór jaki im dostarczyła Pirora no i Vogela którego tak bardzo chciał uwolnić Egon przenieśli do specjalnego. Niestety na drugi dzień czyli właściwie wczoraj ściągnęło mu to na łeb łowców czarownic Hertwiga. Tego nikt z kultystów nie przewidział. A plan uwolnienia był na dzisiaj w dzień. Niedługo w kazamatach była pora obiadowa no i po niej wedle oryginalnego planu Katia miała zostać ze strażnikami Hermana po to aby się z nimi zabawić i uśpić doprawionym winem. No ale ten plan kompletnie nie przwydiywał buszujących właśnie po specjalnym łowców czarownic.

- I rany, była z nimi Louisa Kruger. To ta łowczyni czarownic z jaką nieco z Ver baraszkowałyśmy. Jakbyś miała ochotę na przygodę z dominującą kochanką jaka lubi brutalnie traktować swoje partnerki w łóżku to mogę ci ją śmiało polecić. No ale jednak wczoraj to bałam się, że mnie rozpozna. Więc nie wyściubiałam nosa z kuchni i poprosiłam aby ktoś mnie zastąpił. No ale cały nasz plan szlag trafił. Zwłaszcza, że mieli dzisiaj wrócić aby wziąć się na poważnie za tego Vogela. Bo nie kupili tego kitu co im wciskał wczoraj. - relacjonowała na gorąco wydarzenia z ostatnich kilkunastu godzin. Potem opowiedziała jak to na alarmowej naradzie na “Adele” wczoraj wieczorem postanowiono zebrać kogo się da i spróbować nocnej akcji. Wejść przez kanały i dalej… No jakoś zrobić ten numer. Było tyle niewiadomych z tą nocną porą bo wcześniej wszystko co wiedzieli i planowali dotyczyło dziennej zmiany. I sama akcja miała być w środku dnia. A o nocnej zmianie w lochach wiedzieli tyle co nic.

- Ale udało się! Uwolniliśmy wyrocznię, Vogela i tą myszkę. Ale się sprawa sypła jeszcze w kazamatach i deptali nam po piętach. Udało nam się ich zgubić i teraz wszyscy są w “Kogucie”. Wiesz gdzie to jest? “Czarny kogut”. Na Piwowarskiej. Znaczy oprócz Vogela bo jego ktoś od Cichego wyprowadził kanałami. No i w końcu Starszy powiedział aby dać znać reszcie tym co nie byli na akcji to ja się zgłosiłam aby odwiedzić ciebie i Ver. U Ver już byłam wcześniej no a teraz czekałam na ciebie. I dziewczyny mówiły mi, że byłaś u van Zee. No, no! Wysokie progi! I to tak z noclegiem? Ale się rozhulałaś dziewczyno! - szybko mówiła już o wydarzeniach z właściwie już z dzisiaj a nie wczoraj dochodząc do chwili obecnej. Na koniec nie powstrzymała się od nieco ironicznego i kpiącego uniesienia brwi jak widocznie dziewczyny powiedziały jej o wizycie Pirory u jednych z najznamienitszych rodów w tym mieście. I to wieczorno - porannej wizycie.

- Ale jak byłaś całą noc to dobrze. Masz żelazne alibi. W końcu sami van Zee mogą za ciebie zaręczyć. No i właśnie po to mnie Starszy wysłał. Nieważne kto i co by cię pytali to się zachowuj jakbyś o tych lochach wiedziała po raz pierwszy. Znaczy byłaś tam raz jako portrecistka i tyle. No właśnie, byłaś i to nie tak dawno to mogą cię o to wypytywać. Bo ja i Egon zniknęliśmy no to nie będzie trudne połapać się, że braliśmy w tym udział. No ja się o siebie nie boję bo w końcu będą szukać rudej idiotki z kuchni o niezbyt lotnym umyśle. No ale Egon to jest dość duży i charakterystyczny. Trudno go przegapić. - mimo euforii wróciła do instrukcji i porad jakie miała dla młodszej stażem koleżanki od Starszego a może i od siebie.

- No i Starszy kazał przycichnąć. Na razie nie pokazuj się w “Kogucie”. Używają psów tropiących. Podeszli całkiem blisko. Szukają nas. Nie wiadomo czy nie trzeba będzie zmienić kryjówki. Więc na wszelki wypadek lepiej aby ci co nie byli na akcji nie pokazywali się w kryjówce. Póki nie będzie innych instrukcji to powinniśmy się wszyscy spotkać w Angestag na statku jak co tydzień. No i, że gorąco teraz będzie bo będą nas szukać to miej oko i ucho na różne liściki od Wujka albo od kogoś od nas. A jakbyś sama dowiedziała się coś ciekawego to też daj nam znać. - zakończyła przekazywanie wytycznych od lidera ich zboru i chociaż akcja zakończyła się sukcesem to jednak brzmiało na to, że piłka wciąż jest w grze. I jakaś głupia wpadka kogoś z ich grupy może naprowadzić śledczych na właściwy trop. Więc gdyby miała jakieś wieści to Łasica radziła przekazać albo do “Wieloryba” gdzie bywał Karlik a ten zwykle działał w imieniu Starszego no albo do “Mewy” gdzie łotrzyca znów zamierzała bywać regularnie albo do Versany bo w końcu niby były kuzynkami w oficjalnej wersji więc nie było tak dziwne, że się odwiedzają. Wreszcie wygadała się na tyle, że usiadła na skraju łóżka i poczęstowała się napitkiem dając gospodyni dojść do słowa.




Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; Dz. Południowa; ul. Piwowarów; gospoda “Czarny kogut”
Czas: 2519.02.27; Marktag (3/8); przedpołudnie
Warunki: jadalnia, jasno, ciepło, cicho; na zewnątrz jasno, pogodnie, łag.wiatr, b.mroźno (-20)



Egon i Joachim



- Szukają. Dalej szukają. - drzwi do dawnej gospody otworzyły się po tym gdy ktoś zastukał w umówiony sposób. Po czym łysy mięśniak otworzył drzwi i do środka weszła zakutana w łachmany postać. Wraz z nią do środka wkroczył aura brudu i smrodu jaki Strupas roztaczał wokół siebie. Starszy wysłał go na przeszpiegi aby zorientowała się jak idzie drugiej stronie w szukaniu zbiegów. Z okien nie było tego widać. A kolejny żebrak na ulicy wydawał się nie rzucać oczy bardziej niż inni przechodnie.

Nocna akcja się udała. Udało się wydobyć główny cel tej prawie dwumiesięcznej operacji czyli błękitnoskórą, rogatą wyrocznię. Udało się wydobyć Vogela który co prawda reszty zboru niewiele obchodził ale był ważny dla Egona. Więc ostatecznie Starszy zgodził się zaryzykować rozszerzenie operacji o jego muskularną osobę. Chociaż ten ruch akurat sprowadził im wczoraj niespodziewaną wizytę łowców czarownic na łeb. Udało się nawet odzyskać kostur wyroczni a Łasicy chyba pod wpływem impulsu uwolnić tą nieboraczkę jaką tak chętnie zabawiali się strażnicy Hermana. I to wszystko bez własnych strat! Więc był to pod tym względem pełen sukces. Jednakże gra nie była skończona. Silna reakcja spiskowców wywołała nie mniej silną reakcję drugiej strony.

Zaczęło się prawie od razu, jeszcze w nocy. Straż ścigała ich kanałami chociaż jak nie mieli światła za jakim mogli podążać ani psów które by podjęły trop to dość szybko stracili ich ślad. Pozwoliło to spiskowcom wrócić na czekającego w koźle Aarona i sanie a potem strzelić z bicza i odjechać. Przejechali tak przes uśpione i zasypywane świeżym śniegiem miasto bez przeszkód. Zatrzymali się na skrzyżowaniu przed “Kogutem”. To był pomysł Łasicy. Aby nie robić śladow w śniegu prowadzących ewidentnie do głównego wejścia niedawo remontowanej karczmy. Tylko przejść na piechotę i wejść od tyłu, przed zaplecze. Tak zrobili a Aaron pojechał dalej aby odstawić sanie w umówione miejsce. Zaś Silny niosący wyrocznię, Łasica za jaką jak wierny pies podążała ta wyzwolona dziewczyna, Egon i Joachim podążali za Cichym jaki ich prowadził ten ostatni kawałek. Na miejscu zastali przyjemnie oświetlone i ogrzane miejsce. Oraz Starszego i Sebastiana jacy na nich czekali. No i Lilly. Dziewczyna o liliowych włosach jakie wpadały w oko a przy okazji całkiem ładnej buzi i cieszących oko kształtach. To, że miała być odmieńcem w ogóle nie było po niej widać ale to musiała być ta mutantka jaka przyjechała w zeszłym tygodniu z jaskini odmieńców Kopfa i Opal co wpadła w panikę po przyjeździe do miasta i zwiała garbusowi z sań. Ale się znalazła i teraz była tutaj.

- Jesteście! Udało się nam! Udało! Brawo moje dzieci, brawo! Świetnie się spisaliście, jestem z was dumny! Ha! A podobno z tych lochów nie da się uciec! A my tego właśnie dokonaliśmy! - Starszy, zazwyczaj tak stonowany i opanowany tym razem okazał się jowialny i serdeczny. Pomimo maski dało się poznać, że śmiał się i radował na całego. Potem nastąpiło zwyczajowe zamieszanie związane z tym aby umieścić wyrocznię w przygotowanym dla niej pokoju. No a ich lider zorientował się, że mają tu kogoś kogo plan nie przewidywał.

- A to kto? - zapytał wskazując na uwolnioną z lochów dziewczynę. Jej się tu widocznie nie spodziewał.

- To był jej pomysł. Ja mówiłem, żeby ją zostawić. - Silny wzruszył ramionami i z mściwą obojętnością z miejsca się odciął od sprawy z nadprogramowym wyzwoleńcem. Zwłaszcza jak była okazja dokopać przy tym Łasicy. Co prawda tam przy saniach już się nie upierał aby zostawiać ją na ulicy jak włamywaczka chciała ją zabrać ale teraz jak była okazja się jej pozbyć i przekazać sprawę liderowi to to z miejsca zrobił.

- To Myszka. No nie mogłam jej tam zostawić! O ona i tak skazana na takich jak my. Podnieś koszulę i pokaż im. - Łasica posłała mu zirytowane spojrzenie ale sama podeszła do okrytej kocem dziewczyny. Ta pewnie z całej ich bandy właśnie ją jako rudą Katię co przynosiła jej posiłki przez ostatnie tygodnie kojarzyła ją najbardziej. No i właśnie ona ją uwolniła parę pacierzy temu to chyba z nią czuła się najbardziej związana. Teraz czując, że jej los znów się waży zawahała się. Ale zsunęła koc i jeszcze raz się zawhaała. Łasica uśmiechnęła się do niej ciepło i łagodnie zachęcając ją ruchem ręki. Starszy potiwerdził to zachęcającym ruchem swojej maski. Pozostali czekali. Więc uniosła skraj swojej koszuli. I wtedy na boku, gdzieś gdzie kończyły się żebra, widać było nadprogramowy otwór. Podobny do dodatkowych ust. Była odmieńcem. Nic dziwnego, że zamierzano ją spalić na stosie za parę dni.

- Dobrze, wystarczy. Jak masz na imię moje dziecko? - Starszy uspokoił ją i podszedł do niej mówiąc kojącym, ojcowskim tonem.

- Greta. Gretchen. - wyszeptała wodząca przestraszonym spojrzeniem dziewczyna. Do tej pory nikt właściwie nawet jej nie znał nie mówiąc o jej imieniu. Łasica mówiła na nią Myszka ale też nie było pewne czy zna jej prawdziwe imię. W końcu poznała ją jak już była w celi śmierci a podczas rozdawania posiłków ze strażnikami za plecami niezbyt była okazja do rozmowy.

- Możesz z nami zostać. Lily ci pomoże. - lider zboru wskazał na dziewczynę o różowych włosach. Ta uśmiechnęła się pogodnie, podeszłą do przestraszonej Gretchen i ponownie okryła ją kocem prowadząc gdzieś na schody do góry.

- Jesteś ładna dziewczyna Gretchen. Masz ochotę na ciepłą kąpiel? Zmjemy z ciebie ten brud i smród lochów. - powiedziała przyjaźnie gdy szły razem na górę. Propozycja chyba zaskoczyła Gretę bo spojrzała na nią z niedowierzaniem. Ale po chwili zastanowienia pokiwała ostrożnie głową jak ktoś kto nie chce sprawiać kłopotów i boi się powiedzieć cokolwiek aby się nie narazić.

- Jakby co to mogę pomóc w tej kąpieli! - zawołała za odchodzącymi Łasica. Ale została w sali głównej gdzie niegdyś toczyło się życie towarzyskie tej gospody. - Biedna dziewczyna. Robili jej tam straszne rzeczy w tych lochach. - powiedziała włamywaczka współczującym tonem obserwując jak dwie mutantki znikają im z widoku na tych schodach.

- Na razie może zostać. Potem się zastanowimy co dalej. I tak mamy już Lilly i wyrocznię. - Starszy na razie to odsunął na przyszłość. Bo mieli na pokładzie trójkę kobiet z mutacjami a każda jedna powinna spłonąć na oczyszczającym stosie zaś osoby jakie by je ukrywały mogły zająć miejsce obok w podobnej roli.

Jak na dole zostali sami spiskowcy to Starszy chciał usłyszeć relację jak to było z tą akcją w lochach. Bo w końcu ostatni raz to widział się z nimi parę dzwonów wcześniej, jeszcze na “Adele” jak się żegnali i życzył im powodzenia udzielając błogosławieństwa. Dopiero teraz była okazja aby mu opowiedzieć jak to było. Może dlatego też wolał odesłać obie dziewczyny na górę aby móc swobodnie rozmawiać. Wcześniej Sebastian zajął się wyrocznią którą Silny zaniósł do jej pokoju po czym mięśniak wrócił na dół. Każdy z uczestników tej akcji mógł więc wreszcie się wypowiedzieć co i jak było z jego perspektywy.

Rozmowa trwała w najlepsze gdy w nią się wdarł odgłos na jaki zamiera serce każdego zbiega i spiskowca. Ujadanie psów gończych. Wyglądało jakby przez moment wszyscy w głównej izbie znieruchomieli i odwrócili głowy.

- Gasić światła! - syknęła pierwsza dziewczyna z ferajny. Jak na komendę rzucili się aby gasić te lampy jakie tu mieli. Ona sama pobiegła na górę aby to samo powiedzieć to tym którzy tam byli. Na dole zrobiło się ciemno więc przenieśli się do kuchni i siedzieli przy słabym blasku jaki bił z otwartych drzwiczek pieca. A ujadanie psów dochodziło z zewnątrz. Jeszcze nie tak bliskie. Ale jednak nie trzeba było wiele wyobraźni aby domyślić się, że pościg ściągnął psy tropiące aby wytropić zbiegów. I te musiały niepokojąco dobrze pójść ich tropem.

- Żywcem mnie nie wezmą. - mruknął z ponurym spokojem Silny głaszcząc swoją okutą pałkę jaką w paru ruchach zatłukł jednego z wartowników.

- Może dajmy stąd dyla? - zapytała niepewnie Łasica jaka nie była zwolenniczką siłowych rozwiązań.

- Lepiej nie. Nie są jeszcze tak blisko. Ale jak zauważą ruch i świeże ślady to może to przykuć ich uwagę. - Vasilij pokręcił głową przyznając niechętnie bo też pewnie wolałby dać dyla niż czekać aż topór sprawiedliwości spadnie na jego kark.

- Spokojnie moje dzieci. Bądźmy dobrej myśli. Niedługo będzie świtać. Zacznie się dzień i ruch. To zatrze nasze ślady. Musimy tylko wytrwać do świtu. - Starszy zachował spokój i to chyba wpłynęło też na resztę. Był tu z nimi i mówił, że będzie dobrze. Że jakoś się z tego wykaraskają a te pościgowe psy ich nie odnajdą. I tak czekali niewiele się odzywając i czekając do rana. Silny i Łasica poszli na górę aby mieć z górnych okien baczenie na to czy pościg już podchodzi pod budynek. Niestety widać było dość wąski fornt albo zaplecze budynku co dawało szansę na podejście pod niego kogokolwiek. Jednak ujadanie psów chociaż zbliżało się coraz bardziej to jeszcze nie było tak całkiem blisko.

- Może złapały trop sań. To by pojechały za Aaronem a nie za nami. Dobrze, że nie zatrzymaliśmy się przed frontowym wejściem. - mruknął w ciszy Vasilij. Na razie trudno było odgadnąć co zrobi druga strona. Jednak im nie odpuszczali i obława zapowiadała się na całego. I w tym napiętym oczekiwaniu dotrwali w końcu świtu. Zaczął się kolejny dzień. Na ulice wyszli mieszkańcy spiesząc do swoich spraw co dawało nadzieję, że psy stracą trop nawet jak go wcześniej złapały. W międzyczasie zszedł do nich Sebastian mówiąc, że z wyrocznią wszystko dobrze. Jest osłabiona kiepskim żywieniem i długim bezruchem. W końcu ostatnie dwa miesiące spędziła przykuta do więziennej pryczy. Więc prawie zapomniała jak się stoi i chodzi. Ale to powinno jej minąć w ciągu paru dni. Ogólnie sprawiała całkiem zdrowe wrażenie. O ile miała taką anatomię jak zwykli ludzie.

- Ona jest niesamowita! Jeszcze nigdy nie spotkałem kogoś takiego. I te jej oczy! Takie złote i niesamowite! - Sebastian wydawał się zafascynowany wyrocznią jaką spotkał po raz pierwszy i musiała zrobić na nim niesamowite wrażenie. Wcześniej tylko Egon ją widział ze dwa razy ale krótko i razem z innymi strażnikami. I raz podczas wizyty Pirory gdy była jako portrecistka. Właśnie jej portrety mogli wcześniej widzieć inni kultyści. Tylko Łasica miała okazję się z nią oswoić jak od kilku tygodni karmiła ją trzy razy dziennie ale też trudno było aby mogły swobodnie rozmawiać gdy strażnicy Hermana dyszeli jej w kark.

Ale w końcu zrobił się ranek. Pochmurny ale spokojny. Starszy zdecydował, że skoro ich nie wyłapali od razu w nocy to piłka wciąż jest w grze. Chociaż zgadywał, że taka kompromitacja zmusi władze do obławy na szeroką skalę więc będą szukać zbiegów do skutku. To spowodowało jego następne decyzje.

- Łasica idź do Versany i Pirory. Powiadom ich o sytuacji. Na razie niech będą w pogotowiu ale nie przychodzą tutaj. - polecił włamywaczce jaka właśnie uroczyście spaliła w piecu rudą perukę jakiej używała jako Katia. Zaraz za nią powędrowała szarobura, ciężka suknia jakiej używała do tej pory. Teraz w swoich czarnych, skórzanych spodniach ładnie podkreślających jej zgrabne biodra i nogi znów wyglądała na bezczelną, żwawą dziewczynę z ferajny. A nie na rudowłosą, chuderlawą kucharkę o niezbyt lotnym umyśle.

- Ta je! I orgie! Koniecznie musimy zrobić jakąś cholerną orgię aby oblać to wszystko! Taką z masą wina, wyuzdanych tańców, sprośnych piosenek i chętnych panienek! - zawołała zawadiacko czym rozbawiła chyba wszystkich skrępowanych dotąd tym ponurym oczekiwaniem na to czy pościg zacznie łomotać do ich drzwi czy nie.

- Oj tak, na pewno coś zorganizujemy. Wszyscy zasłużyliśmy aby się zabawić i zrelaksować po tej ciężkiej i długiej pracy. Ale proszę was abyście na razie się z tym wstrzymali. Głupio by było wpaść z powodu takiej błahostki. Porozmawiamy o tym w Angestag na kolejnym spotkaniu jak będziemy wszyscy razem. - Starszy uśmiechnął się łagodnie ale właściwie zgodził się z łotrzycą. Chociaż chciał to zrobić z głową i aby nie stało się przyczyną ich wpadki i klęski. Łasica wzięła to za dobrą monetę i w końcu wyszła tylnym wejściem aby powiadomić obie koleżanki o akcji z ostatniej nocy.

- Użyliśmy kanałów. Mogą więc szukać kanalarzy. Dlatego obawiam się, że trzeba będzie usunąć Trójhaka. Nie sądzę aby przyparty do muru trzymał język za zębami. A może wsypać każdego z nas kto u niego był albo widział. Nawet jeśli nie wie dokładnie kim jesteśmy to może nas opisać. Dlatego trzeba się zająć tym jak najszybciej zanim śledczy go odwiedzą. - Starszy na chłodno kalkulował i widocznie bez mrugnięcia okiem był gotów poświęcić kogoś spoza kultu kto mógł im sprowadzić pościg na łeb. A Trójhaka odwiedzała większość z ich grupy więc mógł się okazać cennym świadkiem dla śledczych. Zwłaszcza jakby to byli tacy zawodowcy jak Hertwig.

- A co ze mną? Jest Marktag. Właściwie powinienem jechać do lochów z dostawą. - zapytał Silny. Lider grupy zawahał się i zastanawiał chwilę. Pytanie było na miejscu. W końcu jednak uznał, że Silny raczej ma małe szanse na przetrwanie pytań kogoś takiego jak Hertwig. Zwłaszcza jakby kultysta już nie miał efektu zaskoczenia jaki wczoraj miał choćby Vogel a przecież łowca przejrzał jego bajeczki nawet nie wiadomo kiedy. Było wątpliwe aby Silny okazał się lepszym bajkopisarzem od kamrata Egona. A w końcu niby na początku razem dowozili dostawy dla lochów więc niby powinni się znać. Więc zamaskowany lider zboru uznał w końcu, że lepiej nie ryzykować i chociaż to z miejsca umieści łysego dostawcę wśród podejrzanych i poszukiwanych to jednak posłanie go w łapy śledczych wróżyło mu marny koniec.

- Joachimie ty lepiej wracaj do siebie. Wymyśl sobie jakieś alibi. Myślę, że jako gość van Hansenów raczej nie powinieneś być w pierwszej linii podejrzanych ale kto wie do czego dojdą podczas śledztwa. Więc co sobie wymyślisz to tego się trzymaj. I udawaj, że jesteś zaskoczony całym tym zamieszaniem i ucieczką. Ale lepiej unikaj tego tematu i sam do niego nie nawiązuj. Chociaż pewnie będzie teraz popularniejszy od tej syreniej sprawy. - Starszy poradził coś kolejnemu uczniowi dając znać, że lepiej aby opuścił ten lokal idąc w ślady Łasicy. W końcu w oficjalnej wersji był astrologiem, astronomem, młodym uczonym no i gościem jednego z najznamienitszych rodów w mieście.

- Ty Sebastianie zostań. Miej oko na nasze panie. Ja będę już szedł. Ale przyślę Strupasa. Pomoże wam mieć oko na okolicę. - potem lider zwrócił się do kolejnego podopiecznego. Młody cyrulik pokiwał twierdząco głową.

- A co z Normą i Kornasem? Powinienem im zmienić opatrunki rano. No i jak Strupas tu przyjdzie to Gustawa nie ma kto pilnować. - szczupły, ciemnowłosy młodzian zapytał go jednak o to co zaprzątało jego myśli.

- Jeśli z Normą i Kornasem jest lepiej jak mówiłeś to nic im się nie stanie jak trochę poczekają. I gdyby Gustaw sprawiał kłopoty to powinni sobie poradzić. Zaś nasz garbus ma na tyle oleju w głowie aby podać mu te ziółka co mu kazałeś przed wyjściem. To powinno dać nam czas do południa. Poślę kogoś z wiadomością na wszelki wypadek, niech cię to nie martwi. - Starszy opiekuńczo położył mu dłoń na ramieniu. To chyba pokrzepiło chłopaka bo uśmiechnął się blado i pokiwał głową.

- Sami widzicie chłopcy. Potrzebujemy więcej ludzi. Mamy za dużo ogonów i zaczynają nam się wyślizgiwać. Może teraz jak ty i Łasica już nie musicie spędzać czasu w lochach to się wyprostuje. Albo te dwie na górze do czegoś się przydadzą. Ale potrzebujemy więcej ludzi. - lider uśmiechnął się do pozostałych chyba smutnym uśmiechem. Bo ewidentnie mieli problem za krótkiej kołdry i zawsze coś z niej wystawało. Teraz też trzeba było żonglować szczupłymi zasobami aby jakoś połatać co się da w tej zmiennej sytuacji.

- Wy chłopcy będziecie teraz poszukiwani. Obaj. Zwłaszcza ty Egon. Jesteś charakterystyczny przez tą brodę i gabaryty a strażnicy mieli mnóstwo czasu aby ci się przyjrzeć. Lepiej zmień kryjówkę i nie wracaj tam gdzie mieszkałeś. Na razie zostań tutaj. Gdybyś musiał uciekać udaj się do tego mieszkania w porcie co miało być dla Normy. Kazałem je przygotować Kurtowi na wszelki wypadek. Jest tam opał i jedzenie. Ale nie pokazuj się na “Adele”. Dopiero jak będzie zbór. Vasilij znajdź mu jakąś kryjówkę ty jesteś dobry w te klocki. I na wszelki wypadek trzeba pomyśleć o nowej kryjówce dla nas wszystkich na wypadek gdyby łowcy zapukali tutaj do drzwi. Jak nie znajdą wyroczni ani żadnych zbiegów i niczego z kazamatami to może uznają to za tylko kolejny dom do sprawdzenia. To potem by można tu wrócić. Ale na razie musimy mieć nową kryjówkę tak na wszelki wypadek. Łowcom może przyjść do głowy sprawdzać dom po domu w tej okolicy gdzie stracili trop. - powiedział Starszy poważnym tonem. W końcu wciąż gdzieś tam słyszeli poszczekiwania psów i nawet jeśli dzienny ruch zatarł ich tropy i ślady to nie oznaczało to końca obławy. To był dopiero początek. Cichy obiecał, że się rozejrzy i trochę żałował, ze tutaj nie ma żadnego włazu do kanałów ani innych podziemi. Bo by dało się czmychnąć nawet jeśli łowcy otaczaliby już dawną karczmę. Starszy popatrzył jeszcze na nich po raz ostatni sprawdzając czy mają coś jeszcze do omówienia nim się rozstaną. A potem ich opuścił też wychodząc tylnymi drzwiami.

Niedługo po jego wyjściu przyszedł śmierdzący garbus. I Silny wprowadził go w sprawę. Śmierdziel rechotał na wieść, że akcja udała się tak pięknie. Ale jak się uspokoił ubrał się w swoje brudne szmaty i wyszedł na zewnątrz aby rozejrzeć się jak idzie pościgowi. No i teraz wrócił.

- Zaglądają w gęby każdemu przechodniowi. Sprawdzają dom po domu. Obejścia i podwórka. Mają psy. Ale są dwie krzyżówki stąd. Cholera wie czy tu dojdą. - wzruszył krzywymi ramionami gdy zdał relację z tego jak wygląda sytuacja na ulicach. - I sanie. Chyba złapali rozmiar sań jakimi jechaliście bo mają miarkę i sprawdzają. Trzeba powiedzieć Karlikowi aby się pozbył tych swoich. - rzekł wyciągając dłonie nad piecem aby się ogrzać.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline