Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-02-2022, 10:06   #160
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
W międzyczasie, niebieskowłosa stanęła przy Endymionie.
- Nadal jesteś ranny… - Powiedziała, po czym wyszeptała kilka słów i dotknęła ramienia Paladyna który przyłożył palce do twarzy ich koniuszkami wyczuwając jak paskudne poparzenia się cofają i leczą, po czym zdrapał resztki zwęglonej skóry i zarostu które były już zbyt zniszczone by magia mogła im pomóc. Jej magia uleczyła go już kompletnie.
- Dziękuję - Powiedział.
- Nie ma za co - Odparła niebieskowłosa z miłym uśmiechem.

-To może sprawdźmy czy któryś ze starszych kapłanów przeżył…. - podsumował Kargar, rozglądając się dookoła. Starał się nie myśleć o Amarze i jej losie, już raczej nie mogli nic dla niej zrobić.
-Mówicie że Twierdza Zhentil może być na ich drodze? Znam trochę to miejsce, jakbyśmy chcieli tam się udać…. Zhentowie potrafią być wredni, ale nie wiem czy im po drodze z taką siejącą spustoszenie hordą…
- Wiedźma w istocie może wiedzieć coś więcej - zamyślił się Druid. - Powinniśmy także skontaktować się z Ambermantle - Bharrig myślał głośno. Wyglądało na to, że kapłani Helma nie przydają się im już na nic w tej pladze.

Hluthvar zaś w wielu miejscach płonęło, i wciąż było słychać krzyki mieszkańców i… gnębiących je potworów?? Skrzydlate demony odleciały, Dretche jednak nadal się panoszyły po mieście, zabijając i niszcząc!.
- Trzeba im pomóc - Powiedziała z przejętym tonem niebieskowłosa - Te pomniejsze demony, przyzwane przez duże, będą tu szalały godzinę, nim same znikną, wracając do swojego plugawego świata!.
-No to bierzmy się do roboty i oczyśćmy miasto! - Kargar wyszczerzył się, co wygłądąło nieco upiornie, biorąc pod uwagę, że był zalany demonią posoką.
- Och, przepraszam, nie spytałam… czy ty też potrzebujesz jeszcze leczenia? - Zagadnęła go niebieskowłosa.
- No… - Kargar spojrzał ze zdziwieniem na swoje rany, które zniknęły - Dziękuje, chyba już wszystko dobrze, rozumiem że to twoje dzieło? Jesteś jedną z kapłanek Helma? Ja jestem Kargar.
- Zwę się Niramour - Uśmiechnęła się przelotnie rozmówczyni, która chyba nie całkiem była ludzką kobietą - Jestem tu przejazdem, wyznaję Alerię, "Panią życia". I chyba tak, jej błogosławieństwo już zadziałało na ciebie wcześniej… ale i tak wyglądasz jeszcze paskudnie… - Powiedziała i zachichotała, po czym wyciągnęła chusteczkę, i zaczęła przecierać twarz Kargara z posoki demonów. Była dosyć wysoka(170cm), więc nie miała z tym problemów…

Kargar nieco się speszył:
-Dziękuje Pani, nie ma potrzeby. Jestem tylko brudny, a tu trzeba dalej walczyć z tymi mniejszymi demonami….
- Ale teraz nie przypominasz jednego z nich - Odparła niebieskowłosa, i miło się uśmiechnęła - I nie "pani" Kargarze, "Niramour" wystarczy w zupełności…
- Dobrze że na siebie natrafiliśmy, jak tak dobrze leczysz to będę mógł się większości tych demonicznych pokurczy sam pozbyć - wojownik odpowiedział uśmiechem.

- To idziemy dalej sprzątać? Jak chcecie, mogę wam jeszcze pomóc… - Powiedziała Mirelinda, a jej szkielet kiwnął potakująco głową, i szpanersko wywinął dwoma krótkimi mieczami w swych łapach.
- Wyrżnijmy resztę tego plugastwa w mieście i potem udajmy się w dalszą drogę - zgodził się Druid. - Po prawdzie jednak sądzę, że nikt nie będzie wiedział, w jaki sposób rozprawić się z tą plagą. Jeśli demony ukradły amulet, ani chybi zamierzają przywołać jeszcze większą chmarę albo coś jeszcze potężniejszego od nich. Powinniśmy zwabić je z powrotem do obszaru Wrót, a potem zawalić przejście na dobre lub znaleźć sposób, w jaki sposób zakląć wrota z powrotem.

Krasnolud rzucił jeszcze wzrok na kapłanów Helma.
- Zdaje się, że niewiele zdziałamy, pytając się innych. Trzeba nam sam zmajstrować na nich pułapkę.
- Najpierw pozbądźmy się tych pokurczy, nim narobią w mieście jeszcze większych szkód - powiedział Gabriel. - Chyba że znacie jakiś sposób, by ostrzec niziołków i twierdzę.
- Ostrzegać twierdzę?? Phi… - Wzruszyła ramionkami Mirelinda, a jej duuuże kobiece walory nieco podskoczyły.
- Przygotowani zadadzą demonom większe straty, nim zginą - odparł Gabriel, na chwilę zatrzymując wzrok na biuście rozmówczyni, potem przenosząc spojrzenie na jej twarz. - Ogólnie biorąc, ułatwiliby nam życie. Ale zostawmy wymianę poglądów na później i chodźmy do pracy - zaproponował, po czym ruszył w stronę schodów.
Po paru krokach zatrzymał się.
- Panie przodem? - uśmiechnął się do zaklinaczki.

- Damy Zhentom znać to albo zadadzą im większe straty, albo rozbiją albo bez znaczenia, bo się okaże że demony tam nie lecą. W żadnym wypadku nie stracimy. Ale to później… - stwierdził Endymion unosząc się w powietrze i na skróty zlatując w dół. Jeszcze wiele demonów było do ubicia. Wiele żyć które mogły zostać utracone. Wiele gniewu do wylania z siebie.

***


Przez najbliższą godzinę, towarzysze wraz z Gerim, Mirelindą, jej szkieletem, i Niramour, oczyszczali Hluthvar z Dretchy… które praktycznie nie miały z nimi szans. Uratowano przez to wielu mieszczan, naprawdę wielu.

W międzyczasie zaczęło padać, choć trwało to jedynie kwadrans, deszcz jednak ugasił wszystkie pożary w mieście.

Wszyscy dzielnie walczyli… oprócz Niramour. Ta nie rzuciła ani jednego niszczycielskiego czaru, nie ubiła ani jednego Dretcha. Leczyła za to rany towarzystwa, rzucała na nich błogosławieństwa (czar "Bless, Protection from Evil") pomagające w walce, i leczyła również za pomocą różdżki, czy też i własnej magii prosto z jej rąk, każdego potrzebującego w mieście…

W końcu, po godzinie czasu, nieco zmęczeni towarzysze, powrócili ponownie pod świątynię Helma. Tam z kolei, ujrzeli tuziny... dziesiątki… setki(!) rannych mieszkańców Hluthvar, którzy przybyli do helmitów, szukając u nich pomocy. Mężczyźni, kobiety, młodzi i starzy, małe dzieci, wszyscy poranieni, lamentujący, płaczący… rany po ugryzieniach, po pazurach, oparzenia, złamania, zgniecione ciała od gruzu.

Niramour miała na ten widok łzy w oczach.
- Trzeba im pomóc… - Szepnęła, i pognała czym prędzej do paru helmitów kręcących się wśród tłumów potrzebujących.

- Ja się nie znam na leczeniu… może Gabriel coś pomoże - zmęczony siekaniem demonów Kargar przysiadł na schodach świątyni, z szacunkiem spoglądając na niestrudzoną uzdrowicielkę. Sam znał się tylko na zabijaniu, a ona była jego przeciwieństwem, tylko leczyła i ratowała życie. Chociaż przerwa sprawiała że znowu przypominał sobie o losie Deirde i Amary… wolał być czymś zajęty żeby o tym nie myśleć.
- Przydałoby się kilka różdżek - odparł zagadnięty. - Może spytasz kapłanów? Może świątynia sprzedałaby nam kilka sztuk.
A potem dołączył do tych, co leczyli poszkodowanych.

Endymion wszedł pomiędzy rannych szukając tych najbliższych śmierci. Miał bardzo niewiele błogosławieństw, ale każde mogło potencjalnie uratować życie. Chciał aby każde z nich rzeczywiście to zrobiło.

- Zaiste, pomóżmy im - rzekł Bharrig, który podążył za Niramour.
 
Kerm jest offline