Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-02-2022, 11:17   #502
Mi Raaz
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Cytat:
Nie bądź z tych, co winu hołdują
lub mięsem się lubią obżerać;
bo pijak i żarłok jest w nędzy,
ospałość chodzi w łachmanach.
Księga przysłów rozdział 23, wersy 20-21.
Gdzieś w lesie...

Nie miał przy sobie swojego krzyża, ani nawet psałterza. Ciężko było Bogumysłowi zrobić cokolwiek. A jednak klęczeli na przeciwko siebie z nowo poznaną dziewczyną za powalonym drzewem. Z nieba siąpił deszcz, ale gęste korony drzew większość powstrzymywały.

Jej deszcz….
Zabrał jej deszcz…
Zabrał moc. Jak?

Kapłan był boskim pomazańcem. Czymkolwiek był jego bóg czuła to wyraźnie.
Ale o czarach miał raczej średnie pojęcie. Kilka razy gdyby nie zainterweniowała to najpewniej rytualne rany pozbawiłby ją rąk.

Słońce w końcu zaszło. A pieczęcie nadal były na przedramionach wszystko się ciągnęło. Bogumysł nie znał tej magii. Żeglował po nieznanych sobie wodach. Jeszcze co chwile uwagi od Nawii. Kim była kobieta? Miejscową czarownicą? Dlaczego mag ją spętał? Łapał wilkołaki. I ją..

W końcu modlitwa rozplotła ostatnią z pieczęci. Blizny się zagoiły na oczach Bogumysła. Jedynym źródłem światła była niewielka pochodnia. Konie niepokoiły się. Wiatr dął nieprzerwanie, a deszcz przemoczył ich już całkiem konkretnie.

Nawia nagle zaczęła wszystko widzieć. Odzyskała swoją moc. I czuła zbliząjącego się pierzastego maga. Był tam… wysoko nad drzewami. Latał niesiony wiatrem i szukał ich, albo Dalegora.

***


Płock. Plebania

Francisca uzbrojona w swoją nienaganną prezencję, zadarty podbródek i krocząca w majestacie Inkwizycji szła na spotkanie na plebanii. Oto nadchodził czas rozliczeń. Czas podejmowania decyzji. Nie byłby to pierwszy biskup wysłany przez Rembertini na stos.

Do zachodu słońca zostało sporo czasu, jednak nad Płockiem zbierały się czarne chmury. Można było łatwo pomyśleć, że już jest po zmroku. Na plebanii kołysał się lampion przy drzwiach. Francisca stanęła przed drzwiami i ozdobną kołatką. Przez chwilę wszyscy się zastanawiali o co chodzi.

Odchrżakneła i dopiero wtedy Trypl zrozumiał. Sięgnął po kołatkę i zapukał mocno. W drzwiach pojawił się jeden z wychudzonych księży. Został wepchnięty do środka, a kolejni zbrojni przetoczyli się zajmując cały korytarz. Franciszka weszła powoli, podczas gdy zbrojni zajęli miejsce wzdłuż ścian.

- Prowadź do biskupa - wypalił Trypl prosto w twarz księdza, który otworzył im drzwi.
- On właśnie spożywa wieczerzę - odpowiedział swym przyprawiajacym o ciarki głosem. Tymczasem Francisca uśmiechnęła się kącikiem ust na wspomnienie kaczki.

***


Gdzieś indziej w lesie...

Ruszyli do przodu. Wolrad wiedział, że muszą dopaść uciekiniera w słońcu. A czas uciekał. Koń Wilhelma rżał zaniepokojony. Po chwili również Wolrd poczuł głód. Ciepło narastające w żołądku. Przez moment tylko w biegu zerknał w głąb Umbry i zrozumiał…

Ciało istoty było utkane z cienia. Najczarniejszego cienia jaki tylko mógł zobaczyć. Wolrad widział długie kończyny nie przypominające rąk, ani nóg, które łamały drzewa jak patyki. Czuł to… znał tę istotę i nie wierzył, że kiedyś ją spotka. Niektóre plemiona nazywały ją Nihilach. Duch Apoklipsy. Ostateczne zniszczenie. Istota pożerająca wszystko na swej drodze. Duchy drzew, duchy zwierząt… wszystko to ginęło. Nieodwracalnie.

Drzewa wokół nich zaczynały usychać. Koń pod Walterem padł. Mężczyzna chwycił swój młot szykując się do walki.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline