Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 18-02-2022, 19:59   #501
 
Arvelus's Avatar
 
Reputacja: 1 Arvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputację

Wolrad nie miał czasu wdać się z Walterem w dyskusję o Umbrze, choć bardzo miał na to ochotę. Panika duchów była widoczna. Coś nadchodziło. Coś strasznego.
Długo myślał nim w końcu się odezwał.
Część go chciała uciekać. To nie była walka w jakich lubił brać udział. Zbyt wiele niewiadomych. Nie wiedział nawet z czym będzie walczył a presja czasu tylko pogarszała sprawę… ale nie mogli pozwolić by czerwony plugawiec odwiózł ciało wampirowi.

- Czeka nas walka. Coś dużego nadchodzi i duchy po drugiej stronie się tego boją. Czuję tego obecność… może jakiś fomor. Albo przywołany demon. Zobaczymy… musimy się spieszyć. Zabić plugawca. Zniszczyć ciało i uciekać. Nie jesteśmy gotowi na walkę z kałdunem.

Wolrad znów przeoblekł się w wilczą sierść. Dał towarzyszowi czas aby wdrapać się na konia i ruszył pędem za tropem.
 
Arvelus jest offline  
Stary 21-02-2022, 11:17   #502
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Cytat:
Nie bądź z tych, co winu hołdują
lub mięsem się lubią obżerać;
bo pijak i żarłok jest w nędzy,
ospałość chodzi w łachmanach.
Księga przysłów rozdział 23, wersy 20-21.
Gdzieś w lesie...

Nie miał przy sobie swojego krzyża, ani nawet psałterza. Ciężko było Bogumysłowi zrobić cokolwiek. A jednak klęczeli na przeciwko siebie z nowo poznaną dziewczyną za powalonym drzewem. Z nieba siąpił deszcz, ale gęste korony drzew większość powstrzymywały.

Jej deszcz….
Zabrał jej deszcz…
Zabrał moc. Jak?

Kapłan był boskim pomazańcem. Czymkolwiek był jego bóg czuła to wyraźnie.
Ale o czarach miał raczej średnie pojęcie. Kilka razy gdyby nie zainterweniowała to najpewniej rytualne rany pozbawiłby ją rąk.

Słońce w końcu zaszło. A pieczęcie nadal były na przedramionach wszystko się ciągnęło. Bogumysł nie znał tej magii. Żeglował po nieznanych sobie wodach. Jeszcze co chwile uwagi od Nawii. Kim była kobieta? Miejscową czarownicą? Dlaczego mag ją spętał? Łapał wilkołaki. I ją..

W końcu modlitwa rozplotła ostatnią z pieczęci. Blizny się zagoiły na oczach Bogumysła. Jedynym źródłem światła była niewielka pochodnia. Konie niepokoiły się. Wiatr dął nieprzerwanie, a deszcz przemoczył ich już całkiem konkretnie.

Nawia nagle zaczęła wszystko widzieć. Odzyskała swoją moc. I czuła zbliząjącego się pierzastego maga. Był tam… wysoko nad drzewami. Latał niesiony wiatrem i szukał ich, albo Dalegora.

***


Płock. Plebania

Francisca uzbrojona w swoją nienaganną prezencję, zadarty podbródek i krocząca w majestacie Inkwizycji szła na spotkanie na plebanii. Oto nadchodził czas rozliczeń. Czas podejmowania decyzji. Nie byłby to pierwszy biskup wysłany przez Rembertini na stos.

Do zachodu słońca zostało sporo czasu, jednak nad Płockiem zbierały się czarne chmury. Można było łatwo pomyśleć, że już jest po zmroku. Na plebanii kołysał się lampion przy drzwiach. Francisca stanęła przed drzwiami i ozdobną kołatką. Przez chwilę wszyscy się zastanawiali o co chodzi.

Odchrżakneła i dopiero wtedy Trypl zrozumiał. Sięgnął po kołatkę i zapukał mocno. W drzwiach pojawił się jeden z wychudzonych księży. Został wepchnięty do środka, a kolejni zbrojni przetoczyli się zajmując cały korytarz. Franciszka weszła powoli, podczas gdy zbrojni zajęli miejsce wzdłuż ścian.

- Prowadź do biskupa - wypalił Trypl prosto w twarz księdza, który otworzył im drzwi.
- On właśnie spożywa wieczerzę - odpowiedział swym przyprawiajacym o ciarki głosem. Tymczasem Francisca uśmiechnęła się kącikiem ust na wspomnienie kaczki.

***


Gdzieś indziej w lesie...

Ruszyli do przodu. Wolrad wiedział, że muszą dopaść uciekiniera w słońcu. A czas uciekał. Koń Wilhelma rżał zaniepokojony. Po chwili również Wolrd poczuł głód. Ciepło narastające w żołądku. Przez moment tylko w biegu zerknał w głąb Umbry i zrozumiał…

Ciało istoty było utkane z cienia. Najczarniejszego cienia jaki tylko mógł zobaczyć. Wolrad widział długie kończyny nie przypominające rąk, ani nóg, które łamały drzewa jak patyki. Czuł to… znał tę istotę i nie wierzył, że kiedyś ją spotka. Niektóre plemiona nazywały ją Nihilach. Duch Apoklipsy. Ostateczne zniszczenie. Istota pożerająca wszystko na swej drodze. Duchy drzew, duchy zwierząt… wszystko to ginęło. Nieodwracalnie.

Drzewa wokół nich zaczynały usychać. Koń pod Walterem padł. Mężczyzna chwycił swój młot szykując się do walki.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline  
Stary 09-03-2022, 13:17   #503
Cai
 
Cai's Avatar
 
Reputacja: 1 Cai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputację
W lesie…

Nawia przeciągnęła się, odsłaniając rząd perlistych zębów w błogim szerokim uśmiechu. Z dziecięcą manierą wybiła się i wylądowała stopami w kałuży, rozbryzgując wodę na wszystkie strony. Wymachami rąk próbując zachować równowagę po zagłębieniu w grząskim torfowym gruncie. Odwrócona plecami w stronę Bogumysła, przechyliła się w tył i wyciągnęła szyję, patrząc za siebie znad ramienia. Drapieżnymi oczami spomiędzy pasm przyciemnionych wilgocią, przywierających do twarzy włosów, opadających dalej ku ziemi na pięść za łopatki.
Fruwa nad nami, ptasior załgany. Podjąćli Waść go chciałby? – zapytała przebijając szum deszczu i wiatru.

Ten się nasilił. Wiekowe konary trzeszczały pod naporem podmuchów, wprawiając w drżenie swe długie, rozcapierzone cienie, wyraźne na tle ciemności wyblakłej nikłą poświatą księżyca. Wir tańczył wokół niewiasty, łopocząc luźniejszymi fragmentami przesiąkniętego odzienia, unosząc liście i połamane gałęzie w powietrznej spirali.

Bogumysł z respektem spojrzał w górę.
Wymagać to będzie nie lada sztuki. Gdy mnie ujął nie zdałem sobie sprawy z jego istnienia. Coś zdecydowanie musimy zrobić, by nie podjął Dalegora. Mamy konie, zdołamy zwrócić na siebie uwagę tego heretyka.

Racja – ego, poczucie własnej istotności, musiało zagłuszyć pomysł, by magus mógł szukać zwierzoluda, nie ich. Choć pewnie z radością złapie tych co mu się pierwej w szpony nawiną. Nawia przysiadła, wbijając palce w ziemię, tę przebiegł spazm, jak gdyby gruby korzeń się pod nią poruszył. Wstrząsowi podłoża zawtórował szelest listowia i opad kropli, który się na nim zgromadził.
Możemy sprawić, że podąży za nami, choć nigdy nas nie doścignie – bacznie, w skupieniu rozglądała się wokół, czy aby nie przyjdzie jej cofnąć rzuconych słów. Natura przyjmie ją w swoje objęcia, czy gniewnie odrzuci za próbę zakłócenia spokoju lasu?


Głucho.
Na nic, żadnego pożytku ponad drwa w palenisku.

Przetarła dłonią zmrużone powieki, pozostawiając je zamknięte. Przerzuciła zmysły. Tak było wygodniej. Ponadto rozpędzony pył drażniąco nie powodował łzawienia. Ciemność stała się częścią jej bytu. Czuła faktury, po których przesuwały się okoliczne cienie złączone z jej własnym. W nocy? Niemal wszystko. Zagłębienia, nory gryzoni i ptasie dziuple. Wysokie konary, pnące się ku niebu. Odwróconego chrząszcza, walczącego o życie w błotnistym potoku. Doznała też uczucia milczącej wrogości. Nieprzyjemnie namacalnej.

Przeszła w stronę wierzchowców, ciągnąc za sobą swój wietrzny tren, który i im się udzielił. Wzburzone grzywy, uniesione ogony, kopyta narowiście uderzające o glebę.
Jeśli masz coś w zanadrzu, dobry nadszedł moment – przekrzyczała wzbierający wicher. – Ziema jest przeciwko nam, co do powietrza jeszcze nie mam pewności. Gdy to się stanie będzie jednak za późno na wszystko poza najlepszą gonitwą twojego życia.

Ziemia, wicher – zastanowił się szeptem Bogumysł, a przed oczyma stanęła mu przywódczyni wilkołaków i jej ruchome piaski.
Podczas wizyty w Płocku widział kilka niezwykłych sojuszy, ale ten zdał mu się najohydniejszy. Oto wataha wilkołaków mogła być porozumiana z kijowskim lenjira elementali, który właśnie ich ścigał.
– Każda siła natury będzie dziś przeciw nam. Nie zbliżajmy się do wód, jeśli to nie konieczne – dodał, chwytając łęk i podnosząc się na koński grzbiet.
– W tej godzinie próby, ode złego chroń mnie, Panie – wypowiedział na głos słowa modlitwy.

Ta, choć przetłumaczona na mowę polan, spowodowała w jego ciele niewyobrażalne ilości przyjemnego ciepła. Tchnęła otuchę. Bogumysł chwycił zdobyczną broń i trzymając ją jak podpatrywani kawalerzyści szturchnął konia pod boki. Chwilę później obraz zaczął się rozmywać.

Zabrał jej deszcz, teraz odbierał huragan. Przez kilka uderzeń serca miała nad nim władzę. Nadciągały ciemne chmury, pełne wody, grzmotów i błyskawic. Kłęby powietrza na niebie nabierały prędkości, niszczycielskiej siły, przed którą można by szukać schronienia jeno za grubymi murami. Nie nadeszła powódź, drzewa nie pękały pod naporem rozszalałego wiatru i zgubnej iskry piorunów. Ukradł i rozproszył wszystko czym chciała go ugościć. Uśmiechnęła się krzywo, nie ukrywając pewnej dozy uznania.

Omiotła cieniem sylwetkę Bogumysła, przedłużeniem jej zmysłów. Trwał odmieniony. Słowa modlitwy spłynęły na niego nieprzyjemną w dotyku łaską, zniechęcającą do… wyrządzenia krzywdy? Nawet myślą, o uczynku i zaniedbaniu nie wspominając. Zadworowała z którejś z chrześcijańskich treści, nie będąc pewną akuratnego źródła. „Ode złego, taak?” Cóż poradzić… wzruszyła ramionami w wewnętrznym dialogu. „Bywam.” Zdawała się nie mieć w sobie najskrytszego ze struchlałych głosów sumienia.

Umościła się wygodniej w siodle. Ułożenie było dla niej obce i niepraktyczne. Wszelkie niedogodności przesłaniała jednak ekscytująca myśl o tym co nastąpi. Pochyliła się w przód, łapiąc mocno jeden ze skórzanych pasów uprzęży i wzięła pod włos wierzchowca, rzecząc do niego.
Naprzód, najszybszy rumaku na świecie. Chyba nie dasz się przegonić byle kaznodziei? Nie więcej jak siedzą po klasztorach i brzuchy pasą. Toż to sromota wiekuista.

Szarpnęło, gdy koń wybił się z ziemi, gwałtownością podobną wystrzałowi z trebusza. Nim spostrzegła przebyli ze staje. Kopyta ledwie co dotykały podłoża, muskając je w nieokiełznanym cwale. Nawia złapała się na tym, że przywiera ściśle do szyi zwierzęcia, by podmuch szaleńczej prędkości lub przecinająca ścieżkę gałąź nie wyrwała jej z siodła nagłym uderzeniem. Groźnie, intensywnie, wyzwalająco.

Ruszyli szybko. O wiele szybciej niż zwykłe konie byłyby w stanie biec. Przez moment obydwoje z Bogumysłem byli pewni, że się uda. Trzeba było tylko biec szybciej niż wiatr do nieznanego celu omijając wodę.

Mag zniżył lot. Drzewa pochylały się przygniecione siłą huraganu. Nawia na moment odwróciła się, żeby ocenić sytuację. Był tam… ich spojrzenia na chwilę się spotkały. I wtedy jej koń się potknął. Nie widział w ciemności tak dobrze jak ona. Na co dzień nie biegał tak szybko.

Poczuła jak unosi ją wiatr, gdy wyleciała z siodła. Koń skręcił kark przy upadku. Nie cierpiał ani chwili. Sama czarnowłosa zaś opadła na mech i przetoczyła się. Nic jej nie było, ale inkwizytor zauważył, że spadła z konia.

Bogumysł zmarnował pierwszą chwilę na reakcję, zaskoczony biegiem wydarzeń. W następnej chwili, pędząc na grzbiecie rumaka, obejrzał się, czy czarownik wciąż za nim podąża.

Wierzchowiec mocno pragnął sprostać wyzwaniu. Nie chciał żyć okryty niesławą. Teraz przemierzał wiecznie zielone, bezkresne łąki. Grzmotnięcie o podłoże wybiło Nawii dech z płuc. W głowie wirowało od piruetów, które wykręciła, zanim udało się w końcu wytracić impet i zatrzymać w gąbce mchu i porostów. Kości nie wystawały ponad skórę, wgłębień w czaszce od zaliczonych kamieni też nie miała, ani sterczących z ciała wbitych głęboko ostrych kawałków drewna. Na śmierdzący oddech Ślepej Nyx, czyżby czarownik, tak się troszczył, że wyścielił jej siennik z delikatnej, orzeźwiającej bryzy?

[media]https://c4.wallpaperflare.com/wallpaper/499/809/204/landscape-trees-horse-wind-wallpaper-preview.jpg[/IMG][/media]

Gdy Żerca wylądował, wokół poderwały się kawałki ziemi i krzaków. Mierzyli się wzrokiem, pierzasty mag i dziewczyna, która zaledwie przed nocą czmychnęła mu z lochu. Rozległ się jakiś dziwny rytm, jakby padający deszcz? I choć nie padło, to Bogumysł słyszał wyraźne stukanie. Żerca szedł powoli w stronę uciekinierki, a ona niezachwianie patrzyła wprost w jego oczy. Wiatr wokół zawirował, niosąc liście i igły. Bogumysł zaczął zaś słyszeć w uszach szepty. Jakby cały las postanowił coś obgadać.

Dźwięk deszczu również był coraz bardziej wyraźny. Stukał coraz szybciej i szybciej. Czarownik zatrzymał się, jakby wiatr wirujący wokół Nawii go powstrzymywał. Jakby nie pozwalał mu podejść. Bogumysł nie był pewny, ale odniósł wrażenie, że cała skóra dziewczyny zmienia kolor. Ciemniała. Za to jej oczy zapłonęły. Zapłonęły czymś co inkwizytorowi nie kojarzyło się z ogniem. Wręcz przeciwnie. Miał wrażenie, że jej oczy zmieniły się w płonące zimno, o ile coś takiego mogło w ogóle istnieć.

Żerca uśmiechnął się wrednie, a jego oczy jakby w odpowiedzi, zapłonęły żywym ogniem. Czwartym z żywiołów jakie miał pod kontrolą. Powiedział coś w języku, którego Bogumysł już nie słyszał, bo narastające szepty, szum wiatru i trzaskający wokół niewidzialny deszcz skutecznie zagłuszyły. Między palcami Mag uformował płomień i cisnął nim w dziewczynę.

Ona jednak stała niewzruszona. Wiatr wirujący wokół unosił ziemię i drobne kamienie tworząc osłonę. Kula ognia uderzyła w nią zapalając większość materii. Nawia jęknęła gdy jej ciało ogarnęły płomienie. Przewróciła się w tył, Żerca zaś opadł na kolana.

Wiatr ucichł. Zimno odeszło. Szepty jedynie nadal odbijały się echem w głowie dziewczyny i Bogumysła.

Leżała oceniając poparzenia. Piekła lewa noga i większość klatki piersiowej. Ale żyła. Liście nadal unosiły się wokół niej, jakby targana maleńkimi huraganami. Żerca zaś siedział na swoich piętach i patrzył na dłonie. Zdawał się nie mieć pojęcia cóż dzieje się wokół niego.

Z ust zamyślonego nad widokiem inkwizytora wyrwało się jedynie:
– Kto w Boga wierzy…
Przełożył włócznię do lepszej ręki, zawrócił konia i ruszył do szarży. Uniósł się w siodle, by nie podrygiwać, grotem celując w Żercę. W myślach odruchowo wznosił modły. Impet wierzchowca był powalający, a siła uderzenia miała się skupić na wąskim żeleźcu.

Nawia przejechała palcami po chropowatej, spieczonej skórze sklejonej ze zwęglonymi strzępami więziennego łachmanu. Równie dobrze mogła go zrzucić. Ział wypaloną dziurą odsłaniając biust wyglądający jak po spotkaniu z rozgrzanym prętem w inkwizytorskim lochu. Spód nie lepszy, pierwotnie sięgał kostek. Obecnie pocięty, poszarpany i okopcony, przypomniał szaty króla Popiela z dnia jego zgonu. Pozostając w temacie nagłych odejść, uniosła wzrok. Wsłuchała się w tętent nadjeżdżającego kawalerzysty, następnie przeniosła spojrzenie na zagubionego w czasie i przestrzeni czarownika. Stukała paznokciem o zęby odsłonięte w niewinnym uśmiechu, machając mu dłonią w geście pożegnania. W kąciku jej ogromnych fioletowych oczu, zamigotały łzy, czyniąc je podobne do obmytych wodą kamieni, ametystów.
 
Cai jest offline  
Stary 13-03-2022, 22:43   #504
 
druidh's Avatar
 
Reputacja: 1 druidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputację
Francisca ukłoniła się księdzu i z pewnym niesmakiem chrząknęła w obliczu bezpośredniości wojaka.
- Niech będzie pochwalony… - powiedziała uprzejmie - nie chciałabym niepotrzebnie niepokoić jego Ekscelencji Księdza Biskupa przy posiłku, ostatnio jednak tyle się dzieje, że pewne sprawy nie mogą czekać do rana… - chrząknęła raz jeszcze, dygnęła na dodatek i najwyraźniej czekała na odpowiedź.

Ksiądz wyglądał na przestraszonego. Chwilę trwało zanim zrozumiał cóż się dzieje. Obraz delikatnej Franki wśród wojów był takim kontrastem, że jego pojmowanie osiągnęło już jakieś granice. Pokiwał tylko bezgłośnie głową i ruszył otwierając kolejne drzwi.

Francesca delikatnie skinęła na Annę i ruszyły za przewodnikiem.

W ślad za nimi rozległy się nierówne kroki zbrojnych wypełniających niewielkie korytarze plebanii.
Biskup nie jadł w jadalni. Zostali zaprowadzeni do sporej wielkości pokoju, w którym znajdował się spory, okrągły stolik z czterema krzesłami oraz sekretarzyk. Na obu paliły się świece. Podobnie jak w dwóch kandelabrach stojących pod ścianami. To pomieszczenie służyło najpewniej do pracy. Na sekretarzyku były rozłożone jakieś pisma, a pióro stało w kałamażu.

Na stoliku była ułożona skromna jak na obecne w tym miejscu standardy kolacja. Kilka grubo skrojonych plastów szynki, wino, pieczywo wypiekane całkiem niedawno, bo uderzało w zmysły Franki zapachem świeżego wypieku, cebuli i ziół.

Francisca skinęła mężczyznom, aby zaczekali za drzwiami, a sama okazując należny szacunek głowie Inkwizycji w Płocku weszła do pomieszczenia zaraz za Anną.

- Niech będzie pochwalony… - skinęła głową - niestety jesteśmy zmuszone niepokoić Jego Ekscelencję jeszcze przed zmrokiem.
Franciscę zastanawiało co wiedzą przebywający tu księża, niemniej z tego co udało jej się zobaczyć wszystko pozostało po staremu.
- Czy jest to dla księdza Biskupa duża trudność? - uśmiechnęła się uprzejmie.
- Niedogodność - odpowiedział Gunter.
- Rozumiem, że zdecydowałyście się na pokojową współpracę i będziemy próbować wspólnie pozbyć się bestii z lasu, prawda? Wszak inne rozwiązania nie przyniosą żadnej ze stron pożytku.

Wstał i przeszedł się po pokoju. Franka wykorzystała moment, żeby przesunąć się w światło lampy i zerknąć na zapisane kartki. Część listów była już w kopertach i zapieczętowana, ale jeden nadal czekał na zakończenie. Najpewniej jedzenie przybyło w trakcie jego spisywania.

- Napijecie się dla przypieczętowania sojuszu?

Anna poprosiła o kieliszek wina najwyraźniej zauważając poczynania włoszki i grając na czas. W końcu gdy już wrócili do rozmowy zakonnica zaczęła.

- Mamy pewne obawy wasza ekscelencjo. Otóż Inkwizycja ma pewne środki a wasz… - Anna myślała jak określić wampira - mocodawca, najwyraźniej takowych nie ma. Stąd mam uzasadnione obawy, że chcecie wykorzystać nas jako mięso armatnie. Tak to się określa?

Biskup opadł za biurko i jednocześnie przesunął wszystkie listy i dokumenty tak, że Francisca już nie mogła więcej na nich dojrzeć.

- Bez naszego udziału jesteście mięsem armatnim. Giniecie. Jedna zakonnica, brat Reznov. Ta cygńska służka. Zbrojni pod wodzą drugiego czerwonego brata. Teraz ten oprych, któremu zdrajca wypuścił flaki na bruk Płocka. Jesteście jak te dziewczynki bładzące na ślepo. - Tłuste palce zastukały swymi pierścieniami o kielich, Anna zaś poczerwieniała na określenie Gerge oprychem.

Wenecjanka, która wykonała kilka w tym czasie kilka chaotycznych kroków podeszła do stołu i nachyliła się nad biskupem niebezpiecznie osaczając go zapachem wody różanej. Spojrzała mu w oczy mając na twarzy przylepiony beznamiętny uśmiech.

- Tak. Właśnie. Jego Ekscelencja zapewne zauważył, że naprzeciw niego siedzi głowa lokalnej Inkwizycji. Osoba, która podejmuje decyzje - poczekała chwilę, żeby te słowa wybrzmiały - Niektórych jeszcze nie podjęła i niezręcznie by było, gdyby ktoś poprzez niepotrzebne wylewanie swoich żali zaprzepaścił czyjeś inne misterne plany i przysporzył mu dodatkowych trudności, prawda?

Kobieta błyskawicznym ruchem sięgnęła po chleb z talerza, a potem powoli odłamała sobie jego kawałek.

- Ciągle jesteśmy tutaj po to, aby poszukać dróg współpracy? - dodała.

Ta uwaga trafiła biskupa niczym obuch. Wyprostował się.

- Tak. Racja. Niestety my od jakiegoś czasu utknęliśmy w Płocku. Wiemy, że nasz wróg używa szczurów i innych szkodników, żeby nas szpiegować. Jednocześnie my jesteśmy ślepi.

- Kim jest Rokita?
- wypaliła Anna, a biskup pobladł zanim odpowiedział upłynęło kilka uderzeń serca.
- Cóż… on poniekąd służy naszej sprawie. Jest naszymi oczyma.Choć trudno go kontrolować.

Francisca pokręciła głową:
- Negocjacji nie otwiera się opowiadając o brakach i trudnościach. Jego Ekscelencja na pewno da radę nam opowiedzieć coś bardziej pozytywnie… Mistrz Auditore uwięziony w podziemiach katedry ze sługą uwięzionym na plebani i drugim… dość lekkostrawnym… bronionymi przez mgłę i kilka strachliwych cieni. Na zakończenie szpieg, którego trudno kontrolować. Na pewno nie tak chcemy was widzieć… Potrzebujemy… - potarła palcem skórkę chleba - jakiejś barwniejszej opowieści.

Gunter upił nieco wina.
- Mistrz Auditore pochodzi z Włoch, tam urodził się jako człowiek. Miał szczęście przyjąć święcenia kapłańskie i niósł słowo Pana. Tak dotarł na półwysep Iberyjski. Tam zainteresowały się jego życiem byty będące aniołami Pana. Nie w tym sensie, w którym je sobie wyobrażaliśmy. Nie mają skrzydeł. Są ludźmi, którzy zostali przemienieni. Ich ciała nie potrzebują już jedzenia, ani picia. Nie starzeją się. Jednym słowem umieją ludzi zmusić do posłuszeństwa.

- Plugawe wampiry!
- przerwała Anna.

- To zależy od punktu widzenia. Czy fakt, że Jezus przemienił wino w swą krew i dał ją spożyć apostołom czyni ich wampirami? Od wieków wiemy, że krew ma boską moc. Mistrz Auditore został więc wybrany, by po wsze czasy nieść swe posłannictwo. Mnie znalazł w trakcie podróży do Świętego Imperium Rzymskiego. Postanowił mnie pobłogosławić i wspólnie ruszyliśmy na wschód, by zaprowadzić Chrześcijański porządek w tej dziczy. Tymczasem tutaj natknęliśmy się na pogańską istotę, która odwróciła się od Pana. Tutaj spotkaliśmy istotę określaną jako Rokita. On jest… specyficzny. Nosi klątwę, której Mistrz nie umie odwrócić. Za życia Rokita był krzyżowcem. Stawał do walki z tym, co siostra nazywa Wampirami. A one w zemście uczyniły go jednym ze swoich. Nie jest to dla niego łatwe, gdyż w przeciwieństwie do mistrza Auditore jemu zmienia się ciało. Stopy zmieniły się w kopyta, a na głowie wyrosły koźle rogi. Służy naszej sprawie, żeby odkupić swe grzechy.

Gunter dopełnił sobie kieliszek z winem.

- Co zaś do cieni, to Auditore ma nad nimi władzę, podobnie jak król Salomon miał władzę nad demonami, które zbudowały dlań największą świątynię starożytnego świata. Nie jest ważne jakimi drogami dążymy do celu, jeżeli cel jest godzien.

Wenecjanka poczekała moment, aby sprawdzić, czy Anna nie chce czegoś powiedzieć. Ta sama chwila pozwoliła jej pominąć wątpliwe zakończenie biskupiego wywodu. W innych okolicznościach Francisca zapewne zaordynowała by Sroce i Tryplowi przygotowanie drewna na stos.

- Czyli - rozłożyła dłonie - Jego Ekscelencja, a także Mistrz nie macie możliwości opuszczenia miasta, a pułapka, którą widzieliśmy w katakumbach, znajduje się dokładnie w jego centrum - prawa dłoń uniosła się wyżej i opadła - Tymczasem Tryglaw jest w okolicznych lasach i raczej do miasta się nie zapuszcza - lewa dłoń wykonała podobny gest.
Twarz Francisci mówiła to czego zabrakło w słowach. Plan nie rzucał na kolana.

- Co wiecie o demonach? Jak planowaliście je zwabiać? Czy one wiedzą, gdzie szukać Mistrza? Jeśli nie to, czego mogą szukać lub pożądać? Na ten moment jedyny demon jakiego spotkaliśmy zaatakował nas. O Mistrzu nawet nie wspomniał. - Francisca nie chciała dodawać, że biskup i jego Mistrz mniej kojarzyli się z żądzą niż inne osoby obecne w tym pokoju oraz poza nim.

- Myślimy, że Tryglaw pragnie niepodzielnej władzy. I że chce wrócić do statusu sprzed wieków, gdy był postrzegany jako bóg o trzech twarzach. Kiedyś pewnie to by przeszło, bo lokalni poganie wierzyli w wielu bogów. Ale dziś wiemy, że Bóg jest jeden. Nie ma miejsca dla innych. Dlatego wy jak i katedra są oczywistym celem dla tego potwora.

Francisca słabo znała się na lokalnych bóstwach. Istota mogła jednak zapewnić sobie nawet pewien posłuch u lokalnej ludności. Zaś chrześcijański wampir bardzo słabo mieścił się w jej wiedzy o tym świecie.

- Dobrze, a co z demonami, które przywołuje? Za mało o nich wiemy, a na ten moment to chyba one stanowią największe bezpośrednie zagrożenie.

- Zgadza się. I tu liczę na waszą pomoc - odpowiedział Biskup.

Francisca westchnęła.
- I przez ostatnie dni nie daliście rady się czegoś o nich dowiedzeć? - jej niezadowolenie było tłumione nieznacznie przez delikatny zapach róż.

- Do jakiego stopnia jesteście w stanie zapewnić bezpieczeństwo w mieście?

- Nie stosujemy rozwizań siłowych, jeżeli o to pytasz. Natomiast potrafię przemawiać do ludzi. Biskup ma tu swój autorytet.

"O ile nie okaże się sługą mrocznego władcy" pomyślała kobieta i niezbyt pewnie kiwnęła głową.

- Jak daleko cienie mogą się poruszać?
- Są szybsze niż człowiek, jednak wolniejsze niż koń w galopie. Powstają o zmroku, giną w świetle słońca.


Francisca potarła dłonią o dłoń.
- Jeśli siostra Anna wyrazi zgodę, proponuję utrzymać zawieszenie broni. Nie wiemy co przyniesie noc, ale wiemy co przygotowaliście w katakumbach. Nie wiem na ten moment jak moglibyśmy to wykorzystać, o ile demony same nie zechcą tam wejść - Francisca westchnęła.
- Nie zamierzamy atakować nikogo z katedry, ale będziemy musieli działać szybko, a do tego wróg może być pośród nas, dążąc do tego by swoich przeciwników słać przeciwko sobie. Jeśli, ktoś z nas zaatakuje drugą stronę, to zanim sięgniemy po odwet spróbujmy się porozumieć. Czy Jego Ekscelencja i mistrz przystaną na te warunki?
 
__________________
by dru'
druidh jest offline  
Stary 16-03-2022, 08:09   #505
 
Arvelus's Avatar
 
Reputacja: 1 Arvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputację

Wolrad zadrżał gdy zdał sobie sprawę z czym przyjdzie mu walczyć… rozważał jeszcze możliwość ucieczki póki koń Waltera nie padł. Teraz, nawet gdyby był w stanie uciekać musiałby go zostawić.
- Musimy wejść do Umry aby z nim walczyć! Nie zapomniałeś jak to się robi, prawda?!

~ Nadzieja! ~ zawołał poprzez przestrzeń do swej alfy dzięki mocy Borsuka ~ Kołdun spętał Nihilacha. Zmierzymy się z nim w Umbrze. Jeśli nie wyjdę z tej walki… niech Pesna wymyśli heroiczną opowieść! ~ rzucił nonszalancko, ale głos mu drżał na kilku sylabach toteż Nadia łatwo wyczuła, że Wolrad nie był bezczelny dla bezczelności, ale aby dodać sobie odwagi.

- Borsuku… teraz jest moment gdy potrzeba mi twojego wsparcia… - wyszeptał w powietrze, wiedząc, że totem sfory zawsze słucha i z bojowym warknięciem przekroczył próg Umbry, aby wyjść na przeciw duchowi ostatniej entropii.

- Nie! - pierwszy odpowiedział głos Nadzieji - Czekaj na nas! Idziemy!

Borsuk patrzył na Wolrada. Nie musiał niczego mówić. Obydwaj wiedzieli, że nie zdąży.

W umbrze Nihilach miał około czterech metrów wzrostu. Był wielką kulą ciemności, z której w różnych kierunkach wystawały długie na osiem metrów macki. Te macki właśnie chwytały duchy drzew, a Wolrad widział jak umierają w męczarniach. Ich esencja wędrowała wprost do kuli.

Macki nie wychodziły w jakiś regularny sposób z “ciała”. Zamiast tego istot przetoczyła się raz mackami łapiąc nowe duchy, innym razem chwytając ziemi i używając ich jak nóg.Po chwili wszystkie macki wbijały się w ziemię. Bestialski duch przestał zabijać. Widział Wolrada. Widział też borsuka. Zmieniał się w wielkiego, umięśnionego i nieco obżartego… psa. Teraz nadal miał cztery metry ale w kłębie. Z pyska ściekała mu ślina, a wokół unosił się cień ośmiu macek wyrastających z pleców.

Wolard wszedł w Umbrę jako wilk. Wielki, ale nawet nie blisko tak wielki jak duch. Zjeżył się gotów do pierwszego uniku, ale przez pierwsze pół sekundy atak nie nastąpił. Przez to mrugnięcie okiem patrzyli na siebie wyczekując. Obwąchując się. Wyczuwając siłę przeciwnika.
- Kołdun zakuł cię w kajdany - rzucił czymś pomiędzy słowami a czystą myślą - Mogę je zerwać.
Był gotów. Cały czas gotów jakby walka miała się zacząć w ułamku sekundy.

Najpierw przyszło krótkie “uważaj”. Rozbrzmiało głosem borsuka w głowie Wolrada. Odskoczył, ale macki wystrzeliły z ogromną siłą z pleców tłustego psa.

Kawałki rozrzuconej ziemi uderzyły w bok wilka, a spora ich część posypała się na Borsuka. Ziemia między nimi zaczynała pękać oddzielając ich od siebie.

- Trzymaj się tam - Nadia przemawia w jego głowie. I choć Wolrad wiedział, że mówi w myślach, to niemal czuł jej sapanie. Biegła. Biegła co sił, żeby mu pomóc.
Wolrad rzucił się w bok, skacząc nad rozszerzającą się szczeliną nim nabrała ona rozmiarów zdolnych ich realnie oddzielić. Nie chciał zostać w tej walce sam.
- Ja nie poganiam! - rzucił poprzez przestrzeń do alfy znów nonszalancją i bezczelnością dodając sobie odwagi. Rozglądał się. Musiało coś być… jakaś przewaga którą mógłby wykorzystać. Walka z nichilachem nie była czymś co mógł wziąć zupełnie na siebie. Potrzebował jakiejś przewagi… duch entropii drwił z niego przyjmując szkaradną karykaturę wilkołaczej formy… albo to Kołdun drwił. Nie miało znaczenia

Z prędkością wiatru przebiegł obok… w przelocie dostrzegł małego żuczka. Ducha chowającego się pod liściem, drżącego ze strachu przed potworem przed którym nie mógł uciec.
- Ty! Pomóż mi! Tylko tak przeżyjemy! - warknął Wolrad w tył za siebie wkładając w słowa rozkaz. Nie lubił tego. Wolał negocjować z duchami niż je niewolić, ale nie było czasu teraz na negocjacje i przekonywania przerażonego bytu, że to mimo wszystko jego najlepsza szansa.

Duch chrząszcza zdawał się przerażony. Jego opór nie trwał sekundy. Nad wilczą sylwetką rozbłysła para chitynowych skrzydeł, które go osłoniły.

Tymczasem Borsuk zaczął szarpać Nihilacha.

Tłusty pies złapał ducha za kark zębami i cisnął między rozerwane duchy martwych drzew.

A zaraz po tym cisnął kolejny raz ogromnymi mackami w ziemię. Tym razem wybiły się po przeciwległych stronach. Cała wataha usłyszała jęknięcie Borsuka.

Wolrad poczuł jak macka wystrzeliła z ziemi i przejechła mu po boku. Zobaczył na moment jak materializuje się tam pancerz żuka i jak nagle pokrywa go głeboka rysa.

- Dajcie nam chwilę! Grajcie na czas! - w głosie Nadii było słychać panikę.

Wolrad poczuł się… silny. Żuczek dał mu przewagę której potrzebował. Wraz z Borsukiem odwracającym uwagę teraz było ich trzech na jednego, a już drugi raz dostał bezpośrednio od nichilacha i wciąż stał!

Skręcił z nowym zastrzykiem odwagi. Pierwszy raz w tej walce gniew przewyższył w nim strach i instynkt samozachowawaczy. Warknął z mocą jaką tylko wilkołak potrafi wyrwać z gardła i rzucił się do ataku. W trzech nieludzko długich i szybkich skokach już nurkował do jego gardzieli, unikając potężnych kłów zaciskających się tuż ponad nim z obrzydliwym mlaśnięciem. Kły i pazury zagłębiły się w gardzieli, barku i jednej z macek ducha entropii, wzniosły go w górę i pół sekundy potem ziemia zadrżała gdy się z nią spotkał w bardzo brutalny sposób. Nichilach rozpadł się. Rozwiał i z powrotem zmaterializował dwa kroki obok mierząc Wolrada spojrzeniem… spojrzeniem tak ciężkim, że zatrzymał go w pół kroku. Spojrzeniem które kazało mu się… poddać. Dać zatłuc, bo przecież nic i tak nie miało sensu. Przytrzymało to wilkołaka całe trzy sekundy nim z warknięciem szału nie wyrwał się i doskoczył znów szarpiąc, rwąc, odganiając się siebie macki pazurami i kłami.

Ogromny i tłusty pies rzucił się do gardła wielkiego wilka. Starli się ponownie, choć Nihilach używał kłów na pokaz. Tak naprawdę ciosy szły z jego macek i trafiały wszystko wokół. Jednak Wolrd nie przejmował się ciosami. Sam z wielką furią wyprowadzał kolejne ataki. Jednak pazury zdawały się ślizgać po na wpół materialnym ciele bestii. Było coś w Nihilachu co nie pozwalało go zranić. Gdyby tylko udało się to jakoś zneutralizować…

Wolrad odskoczył jednym susem dwa metry w tył, aby objąć wzrokiem całego nichilacha. Nie zatrzymał się ani na moment. Wciąż pędził jak wiatr ale gdy zmrużył oczy, gdu skupił się na czym trzeba dostrzegł plugawe migotanie, układające się w coś na kształt skorupy kryjącej ducha. Warknął unikając kolejnego uderzenia macki i wrócił do ofensywy zostawiając to na później. Nadja ze sforą już nadchodziła. Wtedy coś się z tym zrobi jak będzie trzeba.

W umbrze pojawił się Walter. Nadal kurczowo trzymał się swojej ludzkiej formy, choć wyglądał specyficznie. W dłoniach dzierżył swój młot, który teraz zdawał się świecić jaśniejącym światłem. Wybił się z całych sił i przeskoczył nad powstającą przepaścią. Przeskoczył i uderzył młotem w skałę na której od kilku chwil szarpał się ogromny pies z wielkim wilkiem.

Nihilach zdawał się zaskoczony trafieniem. Odbił się od unoszącej się w powietrzu skały i… rozmył.

Wolrad ryknął ze złością.
- Uciekł… materialna… - bardziej wykrztusił niż wypowiedział słowa do których jego krtań teraz nie bardzo się nadawała i dowarczał w jego naturalniejszym języku, licząc, że Walter albo domyśli się co mówił, albo jednak wciąż pamięta swoje korzenia i zrozumie mowę wilków… Po czym zawył i zatrzymał się w pół kroku, już prawie przeskakując na drugą stronę. To mogła być pułapka. Mógł już czekać tam brat-zdrajca na przykład. Zmusił się aby się zatrzymać i najpierw spojrzał poprzez zasłonę na drugą stronę.
 
Arvelus jest offline  
Stary 17-03-2022, 11:41   #506
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację

Cytat:
Życie bywa jak ruchomy most. Herosem może być wszak każde z nas. I ty i ja. Nie przejmuj się gdy spada cios. I choćbyś czuł, że idzie dół
Zasłona nie była mocna. W zasadzie mógł się tego domyślić. Nihilich nie był duchem, który potrafił wyjątkowo łatwo przechodzić za zasłonę. W zasadzie, to Wolrad nigdy dotąd nie słyszał o takich zdarzeniach.

Gdy jego wzrok dostosował się do obrazu zza zasłony pierwsze co go zaskoczyło, to panująca ciemność. Nihilich zwabił ich w pułapkę. Na zewnątrz panował mrok, co znaczyło że pijące krew potwory żmija znów były aktywne.

Nie zdążył sobie dobrze ułożyć w głowie konsekwencji tego, gdy zauważył Nihilicha… a w zasadzie jego nowe ciało.

Był wielkości konia. Składał się z powykręcanych i powrastanych ciał martwych zwierząt. Była to jedna z bestii, które grasowały w tym lesie. Stworzył je potwór, który ich odcinał, a teraz jakąś magią związał wypaczone ciało z duchem zniszczenia. Wszystko szło tak źle, jak to tylko było możliwe.

***
Cytat:
Idźcie i starajcie się zrozumieć, co znaczy: Chcę raczej miłosierdzia niż ofiary. Bo nie przyszedłem powołać sprawiedliwych, ale grzeszników.
Ewangelia wg św. Mateusza, rozdział 9, wers 13
Anna spojrzała na Franciscę. Szły tu z myślą o oczyszczeniu katedry. Jednak Wenecjanka chciała to rozegrać inaczej.

- Taka jest nasza wola.

Gunter pokiwał głową.

- Liczyłem na nieco mocniejszy sojusz. Dziś Mistrz ma zlokalizować miejsce przebywania ich maga. Zwą go Żercą i jest szczególnie niebezpieczny. Posiadł moc wiatru. Nie chcę jednak zostawiać katedry bez obrony. Tedy liczę na waszą pomoc. Trzeba byłoby maga tutaj sprowadzić i wrzucić do portalu.

Biskup patrzył wyczekująco.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline  
Stary 19-03-2022, 20:46   #507
Dział Fantasy
 
Avitto's Avatar
 
Reputacja: 1 Avitto ma wyłączoną reputację
Żerca usłyszał rozpędzonego konia. Uniósł głowę i spojrzał niczego nie rozumiejąc na Bogumysła. Spróbował nawet odskoczyć, odtoczyć się, uniknąć jakkolwiek nieuniknionego. W połowie takiego uniku włócznia przebiła ramię wyłamując obojczyk i wchodząc głębiej w klatkę piersiową. Grot wyszedł z drugiej strony pod łopatką maga, łamiąc ją przy okazji. Bogumysł wypuścił drzewce z dłoni i zawrócił konia po przejechaniu kilku metrów. Żerca zdawał się nie rozumieć dlaczego jeszcze żyje. Prawa dłoń zwisała mu kompletnie bezwładnie, a lewą pochwycił drzewiec jakby chcąc go z siebie wyjąć.

Łzy spłynęły dziewczynie po policzkach, zawisły kroplą na koniuszku brody, po czym oderwały się i rozbryzły na uszkodzonych tkankach sponiewieranego ciała. Zroszone pooparzeniowe bruzdy zasklepiały się w oczach, a przebijające przez nie, zwęglone cienisto-czarne mięso goiło i pokrywało zdrową, jasną skórą, nie pozostawiając najmniejszych śladów po odniesionych ranach. Ściągnęła brwi, wpatrując się w przeciwnika. Zaskoczył ją. Spisała go już na straty, a on po mocarnym ciosie wciąż był w stanie utrzymać się na nogach. Przeniosła się do pozycji stojącej, pomagając sobie ręką.
Proszę, proszę, świat pełen niezgłębionych tajemnic… – z okrucieństwem zwróciła słowa, którymi dręczył ją każdej nocy. – Dobrze widzieć, że zdrowie ci dopisuje.
Przymknęła powieki, polegając już tylko na zmierzchnym dotyku. Zacisnęła pięści i wezwała na pomoc wiatr, gotując się na dłuższy pojedynek.

Inkwizytor minął czarownika chwilę, która zdała się po słowach Nawii całym dniem oczekiwania. Czerwony brat nie próżnował jednak w tym czasie, dyskretnie opuszczając siodło. Powoli kroczył w kierunku powalonego żercy, między krokami w jego dłoni pojawił się krótki nóż. W końcu, będąc w zasięgu ramion, zamierzył się na wstającego z kolan mężczyznę. Nóż błysnął żercy obok oka.

Ten odwrócił się gwałtownie i odskoczył ze słowami:
- Czego ode mnie chcecie? Dlaczego mnie atakujesz?

– Bracie, chyba jego jaźń się przebiła!
– Nawia wykrzyczała z ulgą, powstrzymująco. Skoro chciał rozmawiać, można było spróbować znaleźć w tym korzyść.
Jesteś waść opętany, niczego nie pamiętasz? – zapytała z troską. – Wieźliśmy cię do Płocka, by poddać egzorcyzmom, gdy wpadłeś w amok, gorejąc ogniem piekielnym, wyklinając wszystko co święte i atakując wiedziony diabelską siłą.
Pokazała kolejno na rany na swej nodze i konia z łbem wygiętym pod nienaturalnym kątem, naciągając przy tym resztki ubrania, by się osłonić i nie narażać mężów na bezwstydność.
Nie wolno nam sprawy porzucić, ni póścić wolno, ale naprawdę myśleliśmy, że już nie ma nadziei. Chwała Panu. Pozwól dla bezpieczeństwa się spętać, a inkwizytor odstąpi i wrócimy co rychlej na trakt. Nie wiadomo kiedy nawiedzenie znów nabierze mocy, nie można tracić czasu.
Mag patrzył nieufnie to na dziewczynę i wirujące wokół niej liście, to na inkwizytora z obnażonym ostrzem.

Nawia zdjęła skórzane pasy z uprzęży zabitego konia i rzuciła w stronę swojego niedawnego oprawcy. Przy okazji przemieszczenia sięgając ku potędze wiekowych dębów, strażników lasu. Nie sądziła, że czarownik ulegnie, ale gra na czas tak czy inaczej pozwalała jej się przygotować na przeprowadzenie ostatecznego ataku. Fragmenty odsłoniętej skóry dziewczyny przyjęły kolor kory i zaczęły się marszczyć.
Proszę – była prawie bliska płaczu, tak się wczuła w inkwizytorską akolitkę. Wysłanniczkę Lateranu, której bardzo zależało na ocaleniu biednej ofiary mrocznych potęg. Zaprawdę, najłatwiej oszukać kogoś, jeśli wcześniej uwierzy się we własne kłamstwa. – Jak sądzisz, dlaczego przebicie włócznią cię nie położyło? Nie jest to ludzka rzecz. To diabelski czyn. Nie jesteśmy wszakże wobec mocy piekielnych bezsilni, inaczej jakże mielibyśmy stawiać im czoła? – odniosła się bagatelizująco do wiatru, który wokół niej krążył i zdawał się przyciągać uwagę maga.
W oczach mężczyzny było widać strach. Stała nad nim kobieta, której skóra zaczynała przypominać korę, a wiatr unosił wokół niej liście i co drobniejsze kamyki.
- Chcecie mnie zabić?
Inkwizytor opuścił broń, milcząc zrobił kilka kroków naprzód i gwałtownie wyszarpnął włócznię z przeciwnika.
Nawia zmęczona, brudna, coraz bardziej poirytowana przedłużającym się impasem, mocą wymykającą się spod kontroli i to w obrzydliwie niegustowny sposób, z trudem zachowywała resztki pokojowego nastawienia. Inkwizytor wyglądał jakby chciał ukrócić temat tu i teraz. Powoli skłaniała się ku jego metodzie. Jednak by cały trud nie poszedł na marne, postanowiła dać czarownikowi ostatnią szansę.
Zawieźć do Płocka, by mędrsi od nas ocenili twój stan – odpowiedziała rzeczowo. W domyśle „i zdecydowali o dalszym losie”.
Podniosła rzucone wcześniej na ziemię skórzane pasy, zbliżyła się do Pierzastego.
Pozwolisz? – zapytała raz jeszcze, tonem dającym do zrozumienia, że więcej powtórzeń nie będzie. Wskazała na kończyny, by je wyciągnął i dał się związać.
- Nie zabijajcie mnie, proszę - uniósł dłonie i osłonił twarz gdy kobieta się zbliżyła.

Zagubił przeszłość, pamięć o przyjaciołach, wrogach, utraconych bliskich. O miejscu pochodzenia, całą historię, która doprowadziła go do obecnego momentu. Zdobywaną latami wiedzę, pragnienia i cele. Ale również ból i żal, który ze sobą niósł. Pozostał instynkt, zwierzęce pragnienie przetrwania, które wybijało na wypolerowaną do czysta powierzchnię świadomości.
Nawia zaczęła owijać ramiona żercy pasami, krępując je między sobą, a następnie wiążąc do tułowia. Nie bacząc na nieprzyjemną dla mężczyzny styczności ze skórą jej dłoni, czymś, co przypominało dotyk wilgotnego, gnijącego drewna. Spętała mu również nogi i założyła na głowę skórzany wór, będący niegdyś częścią końskich juków.
– [i]Lepiej ograniczać bodźce[i] – wyjaśniła, spoglądając na swoje dzieło, czarownika przygotowanego jakoby do wędzenia.
- Jedźmy dalej, w takim razie - rzekł inkwizytor i umieścił jeńca na końskim grzbiecie tuż przed sobą.
W tym stresie pilnował noża bardziej niż kiedykolwiek. Podróżował za Nawią gotowy na wszystko.

Nawia mierzyła inkwizytora spod przymkniętych powiek, wyczekując salwy nadchodzących pytań. Nawet jeśli posiadał ogrom wątpliwości odnośnie jej osoby, zamierzeń, tego czego przed chwilą doświadczył, nie dał po sobie nic poznać. Stoik, jakich mało.
Zaczekaj – rzuciła, gdy zbierał się już do drogi. Słowa wypowiedziane w łacinie, zapewne w zamyśle, by więzień ich nie zrozumiał. Akcentowanej i wymawianej na dziwną modłę. Zdrewniałe wargi mogły nie być w stanie oddać płynności języka. Brzmiał on nazbyt pierwotnie, jakby z czasów gdy dopiero się rodził.
Zbliżyła się do jeźdźca, odwiązała od pasa srebrną sieć i przytroczyła do znajdujących się przy siodle tobołów. Podejrzewała, że materiał mógł być całkiem cenny. Wyciągniętym palcem dotknęła noża, który Bogumysł dzierżył.
Gdybyś wyczuł zagrożenie, nie wahaj się. Zabrałam mu pamięć, wszystko prócz imienia. Miesiąc, może mniej, któż by przeniknął jego przypadek – mimo wszystko, niewątpliwie nieludzka istota była z siebie dumna. Wyglądała obco. Zesztywniała, pozbawiona mimiki twarz. Jednostajny głos, niczym pomruk niespiesznego dębu. Nieruchomość całego ciała z wyjątkiem ust, otwierających się na wzór pęknięcia.
Obecnie nie jest w stanie korzystać z magyi, bez całej swojej wiedzy. Oko za oko. Z ludzkich kodeksów ten mi najbliższy – wycedziła.
Odprowadzę cię do Płocka, kapłanie Jezu Chrysta. Tam też się rozdzielimy do świtu następującego po najbliższym.
Zrzuciła z ramion pozostałości ubioru. Drobna sylwetka na tle wielkiego lasu, nie różniące się między sobą ani barwą, ani i wierzchnią strukturą. Obrośnięta w korowy brąz driada.
Ah i nie rozpowszechniaj o mnie zbytnich niuansów. Mogłbyś wyrządzić mi tym *szkodę* – podkreśliła coś istotnego, więzy które ich złączyły. Zaczęła się zmieniać. W jednym momencie dziewczyna, w drugim amorficzny bezkształt tracący na objętości, oddając z siebie ciemność sycącą okoliczne cienie, które pęcznieją i nabierają mroczniejszej barwy. Wystrzępienia chybotliwie przesuwające się wzdłuż konturu wyciąganego w szpic. Przy końcu metamorfozy na sługę bożego spoglądało osadzone z boku głowy ruchliwe krucze ślepie. Olbrzymi ptak o metalicznie połyskującym upierzeniu czarnym jak sama noc, na grzbiecie z lekką nutą purpury, rozwarł ku gwiazdom masywny dziób, eksponując nastroszone podgardle. Wydał z siebie głębokie, dźwięczne Krr Krrr Kaarkk i silnym, świszczącym uderzeniem skrzydeł wzbił się ku niebiosom.
 
Avitto jest offline  
Stary 21-03-2022, 08:57   #508
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Cytat:
„Wtedy przystąpił Piotr do niego i rzekł mu: Panie, ile razy mam odpuścić bratu memu, jeżeli przeciwko mnie zgrzeszy? Czy aż do siedmiu razy? Mówi mu Jezus: Nie powiadam ci: do siedmiu razy, lecz do siedemdziesięciu siedmiu razy.”
Ewangelia wg świętego Mateusza, Rozdział 18, wersy 21 do 22
W oddali rozległo się wycie wilka. Bogumysł miał za sobą najdziwniejszą przygodę swego życia. Oto przybył do Płocka by walczyć ze złem i tworami szatana. Stanął naprzeciw wilkołaków władających pradawną magią, otarł się o szalonego kultystę, który doprowadził do samobójstwa prawie wszystkich mieszkańców wioski w imię fałszywego boga.

Z drugiej strony pomógł rodzinie przeklętej wilkołactwem i posłużył się wielką bestią, by uciec z więzienia czarnoksiężnika. Czarnoksiężnika, któremu leśna driada wyrwała wspomnienia.

Ruszył mając ze sobą rannego i spętanego maga, który przeżył szarżę, jaka powaliłaby rycerza w zbroi. Cóż mógł począć? Istota ta była bezpośrednim wykonawcą woli wielkiego Zła, z którym się zderzyli. Byłby bezcennym źródłem informacji… tyle, że nie pamiętał nic oprócz swego imienia.

Znów rozległo się wycie wilków. Cóż, powinien rozbić obóz. Z drugiej strony każda chwila miała znaczenie, a on do końca nie wiedział gdzie się poruszać. Wprawdzie czuł, że czuwa nad nim Pan. I być może driada o ciele kruka.

***


Cytat:
Z oddali to co wielkie
Swój ogrom traci w mig
Dawny strach co ściskał gardło
Na zawsze wreszcie znikł
Zobaczę dziś czy sił mam dość
By wejść na szczyt, odmienić los
I wyjść zza krat, jak wolny ptak
O tak!
Nawia cieszyła się wiatrem. Nikt jej go nie zbierze! A już na pewno nie jakiś podrzędny czarownik. Jej był wiatr, ona była wiatrem. Była wolna.

Wtedy ujrzała błysk. Coś było nie tak w lesie. Zobaczyła polanę. Potrzebowała chwili, żeby zrozumieć, że to nie polna, tylko masa drzew rozrzucona na boki przez bestię. Wyglądało to tak, jakby coś nieba uderzył w środek lasu i odrzuciło drzewa wokół łamiąc ich korony.

Na polanie stała ogromna bestia. Bogumysł w teorii nie miał jak do niej dotrzeć. Z drugiej strony pytanie czy bestia nie spróbuje dotrzeć do niego.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline  
Stary 24-03-2022, 13:27   #509
 
Arvelus's Avatar
 
Reputacja: 1 Arvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputację


~ Wyskoczył z umbry… i jest już noc ~ rzucił do Wolrad do Alfy poprzez przestrzeń, szukając spojrzeniem blasku księżyca by nakarmić Wilka w jego sercu ~ Jak go zaszlachtuję zrobię z niego fetysz! ~ Warknął zarówno w myślach do Nadji jak i na głos zrywając się do szarży.
~ Postaram się go nie rozszarpać nim nie dotrzecie! Zostawić wam odrobinę krwi!
Miał mało czasu. Wampira jeszcze tu nie było. I zawsze wierzył, że da radę uciec z powrotem do Umbry. Dla niego przejścia zawsze były proste…

W głosie wciąż miał nonszalancję. Walka w Umbrze dała mu więcej nadziei niż się spodziewał. Czuł, że mógł wytrzymać dość długo, a jeśli dobrze by poszło… może Kałdun się pojawi tylko po to aby sfora wyskoczyła mu na plecy z Umbry!

Wymienił kilka ciosów, zanurkował pod kilkoma zamachami samamu nie zadając poważnych ran. W pewnym momencie odskoczył w tył, wilk o masie niedźwiedzia warknął
~ Stój! Czekaj! Nic nie rób! ~ wydał rozkaz z mocą, w języku duchów, którego śmiertelne uszy nie były w stanie nigdy zrozumieć.


Gift: Command Spirit
Koszt: 1 WP
Pula kości: Charisma + Leadership = 7
Trudność: Gnosis ducha


 
Arvelus jest offline  
Stary 24-03-2022, 22:41   #510
Cai
 
Cai's Avatar
 
Reputacja: 1 Cai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputację
Kruk szybował niesiony powietrznymi prądami. Zataczał obszerne kręgi nad pejzażem z połamanych drzew i groteskowym artystą, który go uczynił. Nawia obniżając lot próbowała wychwycić więcej szczegółów, by z ich pomocą znaleźć szufladę pamięci zawierającą nazwę powykręconego stworzenia i zagrożenia, które mógł ze sobą nieść. Osiadła na skraju karczowiska, chwytając pazurami wysoką gałąź z pierwszego rzędu ocalałych.

[MEDIA]https://besthqwallpapers.com/Uploads/7-5-2018/51505/thumb2-raven-forest-darkness-artwork-black-bird.jpg[/MEDIA]

Przyglądała się istocie spomiędzy listowia. Dopóki nie obierał drogi w stronę Bogumysła i nie zagrażał jej intencjom, pozostawał jedynie obojętną ciekawostką. Coraz to bardziej intrygującą, gdy w dodatku, na zdewastowanej arenie, zupełnie znikąd zmaterializował się wilk wielkości niedźwiedzia i gwałtownie zwarł z poprzednikiem w horrendalnym starciu. Dzikością przywodzili na myśl Zimowe hordy w szarży Bitwy Kamienia. Duch ten sam, jedynie skala batalii dużo mniejsza. Kruk z zainteresowaniem przekrzywił głowę. Jeszcze bardziej na dźwięk słów wypływających z gardzieli bestii mogącej być dalekim krewnym Dalegora. Z pewnością z odnogi obdarzonych większym rozumem. Używała już dziś mowy bezcielesnych. Niedawny towarzysz, ten który zaplata się w sieci, nie znał podobnej sztuki.
 
Cai jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 06:01.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172