Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-02-2022, 21:10   #97
Arthur Fleck
 
Arthur Fleck's Avatar
 
Reputacja: 1 Arthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputację
Kiedy Daryll przesłuchał kasetę, na której rozpoznał głos pani McBridge w pierwszej chwili pomyślał, że Gunn musi być jakimś dziennikarzem szukającym taniej sensacji. Tyle, że ten facet w żaden sposób nie przypominał mu pismaka. Nastolatek miał pewne wyobrażenie tego zawodu, wyniesione z filmów i telewizji, ale nie tylko. W myślach przywołał Davida Bianco, dziennikarza lokalnej gazety, którego czasem widywał w miasteczku albo pod szkołą. Nie wyobrażał sobie by Bianco nosił przy sobie broń, a już na pewno z niej strzelał. Ojciec Darylla w zależności od tego ile wypił nazywał takich jak on pierdolonymi demokratami albo pedalskimi inteligentami.

Kolejną część tej długiej nocy spędził na oglądaniu rodzinnych albumów i przekonał się, że łatwiej jest mu tropić zwierzynę w lesie niż duchy z przeszłości. Kiedy w pewnej chwili natrafił na stare zdjęcie, na którym niespełna dwuletnia kruczoczarna dziewczynka uczy stawiać pierwsze kroki swojego młodszego braciszka rozkleił się i zaczął dusić łzami. Ściśniętą pięść włożył w usta próbując stłumić wydzierający się z gardła szloch, ale nie był w stanie pokonać emocji. Wszystko znowu do niego wróciło jak fala tsunami. Nagle pożałował, że nie jest w szpitalu, obok łóżka Wii, albo chociaż nie czeka za drzwiami do jej sali. Pomyślał wtedy, że powinien zadzwonić do szpitala, albo nawet nie czekając do rana, wziąć z garażu rower i wrócić tam, ale to była jedna z ostatnich świadomych myśli nastolatka. Pożarło go zmęczenie, rosnące wraz z każdą odsłuchaną kasetą i przejrzanym zdjęciem. Z jednej krainy koszmarów Daryll przeniósł się do drugiej. Jeśli zrywał się tej nocy z krzykiem, to rano już tego nie pamiętał

Gdy o świcie wybudzony przez natarczywe dzwonienie, otwierał drzwi spodziewał się zobaczyć w progu pensjonatu szeryfa Hale’a albo któregoś z jego zastępców. Na widok Gunna zamarł a gdy ten wkroczył do holu, nastolatek słowem się nie odezwał. Słysząc jego pytanie otworzył w zdziwieniu usta i wydukał tak cicho, że sam ledwo siebie usłyszał.

- Prawie….

Przyjezdny ruszył w kierunku schodów a Singelton nie mógł oderwać od niego wzroku. Zrobiło mu się wstyd, że grzebał w jego rzeczach i czuł trochę jak złodziej, choć wszystko co znalazł w walizce wróciło na swoje miejsce. Wtedy zauważył krew. Kto jak kto, ale Daryll potrafił doskonale rozpoznawać jej kolor i konsystencję. Wypatroszył w swoim życiu wiele królików, nieraz upuszczał juchę z upolowanych jeleni. A po wczorajszym wieczorze pod szpitalem, o krwi wiedział już wszystko.

- Panie Gunn…

Nie był pewien, czy wypowiedział jego nazwisko na głos, czy jedynie głośno pomyślał, bo mężczyzna się nie obejrzał ani nie zatrzymał. Powiedzieć, że Daryll nie ma donośnego głosu to nic nie powiedzieć. Chciał zawołać za nim raz jeszcze, ale wtedy rozległ się dźwięk samochodowego klaksonu. Nie mógł oderwać wzroku od tajemniczego turysty, ale w końcu odwrócił się i uchylił drzwi wyglądając przez próg na parking.
To był stary Macrum. Zatrąbił raz jeszcze.

Daryll nie zważając na chłód poranka w końcu wyszedł na zewnątrz i ruszył w kierunku auta myśliwego. Zatrzymał się przy drzwiach od strony kierowcy.

- Słyszałem o waszej matce - burknął brodaty mężczyzna. - Przywiozłem tobie i siostrze coś do jedzenia.
Wskazał głową na kosz leżący na siedzeniu pasażera.
- Twoja siostra pomogła mojej matce ostatnio, to siem odwdzięczam.

Daryll posłał staremu myśliwemu spojrzenie zbitego psa, ale nie odważył się odezwać. Bo co miał powiedzieć? Jak? Chłopak zadrżał. Nie tylko z zimna.
- Dzi…dziękuję panie Macrum – to było jedyne co zdołał z siebie wydusić po trwającej nieznośnie długo chwili milczenia.

- A jak twoja matka się czuje?

Wzruszył ramionami, gapiąc się na czubki swoich białych palców, wystających ze sportowych klapek, które zdążył założyć zrywając się z łóżka.
- Rozmawialiśmy tylko chwilę -wydukał - Wczoraj, wieczorem. Jest jeszcze słaba, ale najgorsze chyba minęło.

W końcu odważył się podnieść wzrok nieco wyżej
- Panie Macrum…Czy mama miała jakichś wrogów? Ktoś jej źle życzył? Zastanawiam się, kto chciałby ją… - chłopak westchnął zasysając zimne powietrze - Może pan coś wie? W końcu nasze rodziny znają się już tyle lat.

- Twoja matka to kobieta, którą wszyscy lubią. Nie wiem, kto mógłby jej życzyć. Ale miejscowe gadają, że to jakiś psychol w masce biega i sztyletuje ludzi. Wasz pensjonat jest nieco na boku. Może dlatego. I wcześniej ktoś wam szyby powybijał, ponoć. Może to ten sam typek. Dobrze, że twoja matka czuje się lepiej. Cieszy mnie to. Pozdrów siostrę.
A więc Macrum nic nie wiedział o Wi. Tego był Daryll pewien.
- Miła z niej dzioucha.

- To prawda proszę pana - Chłopak poczuł jak niewidzialna pięść ściska go za gardło - Na pewno ją pozdrowię.

Między Singeltonem i starym Macrumem znów zapanowała cisza, wydająca się trwać całą wieczność. W końcu jednak Daryll zebrał się w sobie.
- Gdy mama się ocknęła chciała nas chyba przed czymś ostrzec. Powiedziała, że wilk wrócił. WRÓCIŁ – podkreślił wyraźnie - Czyli kiedyś już tu był albo nawet mieszkał. Słyszał pan coś kiedyś o jakimś wilku z Twin Oaks?

Marcum uciekł gdzieś wzrokiem, wyraźnie podenerwowany.
- Muszem jechać - rzucił szykując się do odjazdu.
Najwyraźniej coś wiedział. Tylko co? I jak chłopak miał wpłynąć na tego dorosłego dziwaka i odludka, aby coś powiedział?

Daryll zauważył, że wyraz twarzy mężczyzny się zmienił. Zaskoczyło go to. Zanim Macrum zdążył nacisnąć pedał gazu, nastolatek jak grzechotnik rzucił się na maskę samochodu, stanął przed autem, wbił wzrok w przednią szybę, za którą siedział myśliwy.
- Panie Macrum…Wi leży w szpitalu. Wczoraj wieczorem ten morderca nas zaatakował. Nosił maskę wilka. Dźgnął Wikvayę nożem. Prawie umarła mi na rękach.

Chłopak nie czekając na reakcję staruszka wylewał z siebie kolejne słowa. W jego głosie i spojrzeniu czuć było desperację i rozpacz.
- Widzę, że pan coś wie! Kim jest ten wilk, czego od nas chce? Przecież sam pan powiedział, że moją mamę wszyscy lubią a Wikvaya to miła dziewczyna. Nikomu nie zrobiliśmy nic złego, nie zasłużyliśmy na to wszystko! Proszę mi pomóc, błagam!

- Wsiadaj - warknął starszy mężczyzna wskazując głową miejsce od strony pasażera. - Pogadamy w aucie.

Młody Singelton wahał się tylko jedno uderzenie serca. Po chwili już był w samochodzie Macruma, zamykając za sobą drzwi.
Stary ruszył przez parking w stronę gór, zapewne kierując się do farmy Macrumów na skraju Twin Oaks.
- Wilk. Co o nim wiesz? Widziałeś go?

- Tak. I nie – odpowiedział w emocjach chłopak znów wracając myślami na szpitalny parking – Zaskoczył nas, był szybki jak sam diabeł. Zdążyłem tylko zauważyć tą wilczą maskę. I kostium tak jakby mu dymił. A jak się ocknąłem, zniknął, wystraszył się karetki.
Singelton przeniósł wzrok z deski rozdzielczej na pomarszczony profil starego myśliwego.
- Nic o nim nie wiem. Dlatego pytam pana. Kto to jest?
 
Arthur Fleck jest offline