| Post wspólny Eiliandis uśmiechnęła się do dziecka i do Gléowyn.
- W tym tłumie nie trudno o potknięcie - powiedziała łagodnie. - Dobrze, że nasz druh ma taki refleks - tu posłała Zwinnorękiemu delikatne skinienie głowy, które miało być wyrazem jej uznania dla jego czujnego zachowania.
Zasłyszane przypadkiem wieści wyjaśniły i to bardzo dobrze obecność tyłu wojów. Niestety oznaczało to, że ich plan musiał zostać zmodyfikowany.
- Zamówmy czym prędzej to piwo, póki większość jest zajęta opowieścią - eadweardowa córka wskazała głową na gawiedź. - I czym prędzej wracajmy. Trzeba nam jak najprędzej do marszałka uderzyć. Nim ta cała tłuszcza ruszy się. W tym uprowadzeniu drugie dno musi być. A jeżeli te cietrzewie ruszą się, to biada marszałkowej. Jeżeli jeszcze żyje, to jedynie jej ciało sprowadzą. - Gondoryjka mówiła cicho. Z jej tonu wynikało, że nie ma najlepszego zdania o zaślepionych żądzą mordu Władcach Koni.
Mówiąc to przesuwała się w kierunku kontuaru.
A gdy tam dotarli zamówiła piwo dla nich wszystkich.
- Z tą pewnie wieścią pędziła owa wysłanniczka, cośmy ją napotkali. Źle wróży naszej misji to nieszczęsne zdarzenie. - Odrzekł Zwinnoręki równie cicho, mimowolnie zaciskając dłonie wsparte na stylisku topora. - Dobrze pani Eiliandis mówi, że trzeba nam jak najszybciej do naszych towarzyszy wracać, nim się wieść po obozie rozniesie. - Gléowyn? - obrócił pytające spojrzenie na Rohirrimkę, odnosząc wrażenie, że ta ma inne zamiary.
Słysząc opowieść Goldhelma, Gléowyn zmarszczyła brwi. Na słowa Eiliandis i Zwinnorękiego pokręciła przecząco głową.
- Idźcie zamówić napitek, ja spróbuję się wywiedzieć, gdzie Marszałek ze swoim wojskiem się znajduje. Wszak zachód to pojęcie dość rozległe, a czasu nie mamy, by go tracić na jazdę po polach. - Mówiąc to, poczęła się przedzierać przez ciżbę w stronę postawnego Rohirrima.
- Niech i tak będzie. - Zwinnoręki skinął głową i podążył za Eiliandis, starając się jednak nie stracić z oczu Gléowyn, która zwinnie poruszała się pośród ludzi oddzielajacych ją od owego Goldhelma.
Wielu stłoczonych ludzi zaczęło opuszczać izbę i tłok zelżał.
Mężczyzna jeszcze przed chwilą przemawiający do tłumu, siedział i posilał się pieczonym czerwonym mięsem z suszonymi owocami.
Wokoło patroni karczmy dyskutowali, jedli, pili i jeżeli w karczmie czegoś brakowało to muzyki.
Bardka podeszła do stolika, przy którym biesiadował Goldhelm i z przyjaznym uśmiechem zagaiła rozmowę.
- Bądź pozdrowiony Goldhelmie, mężu na służbie Marszałka Éogara, zwą mnie Gléowyn, córką Gléomera. - Mówiąc to, przysiadła się naprzeciwko wojownika. - Wraz z moimi towarzyszami dopiero co przybyłam z Edoras. Po drodze napotkaliśmy wojowniczkę, która nawoływała do przybycia do Grimslade i nie wyjaśniając niczego pośpieszyła do stolicy. Do karczmy weszliśmy w trakcie twojej opowieści i przyznaję, że twe słowa mocno mnie zaniepokoiły. Straszne jest to, co opowiadacie. Marszałek jak rozumiem, nadal ściga porywaczy? Gdzie się teraz znajduje? Byłeś tam panie podczas ataku, widziałeś porywaczy? - Cała ta sprawa bardzo martwiła Gléowyn i dało się to usłyszeć w jej głosie, kiedy przemawiała do Rohirrima.
Wojownik odgarnął kręcony lok spadający z czoła i przyjrzał się dziewczynie. Nie wyglądał jakby skończył więcej niż trzydzieści wiosen.
- Aye. - kiwnął potwierdzająco. - Byłem tam, ale mgła przeklęta nic widzieć nie dała. - rzucił z gniewnym wyrzutem na wspomnienie. - Éogar pod Sekretnym Lasem stoi.
Słysząc to, dziewczyna lekko przygryzła wargę.
- Lord Grimborn zebrał wielu wojów pod Grimslade. Jutro wyruszacie?
Upił z klicha.
- Czekamy na zgodę króla. Trzeciego dnia posłaniec wróci. - rzekł postawiwszy naczynie na stole. - Dokąd zmierzacie z Edoras? - zapytał.
Rohirrimka, zerknęła na swoich towarzyszy, a widząc, że już gotowi są do wyjścia, zwróciła się do rozmówcy z jeszcze jednym pytaniem.
- Jechaliśmy do Helmowego Jaru, do Marszałka Éogara. Teraz będziemy musieli zmienić nieco plany, ale spieszno nam do niego. Może będziemy go mogli wspomóc w tej czarnej godzinie. Proszę Goldhelmie, czy możesz mi wskazać gdzie znajduje się Sekretny Las i jak tam dojechać? - Zapytała uprzejmie wojownika.
- Po śladach kopyt koni jedź jak wielkim gościńcem. - wzruszył ramionami.
Gléowyn skinęła głową.
- Tak zrobię, dziękuję. - Powoli wstała od stołu. - Spokojnej nocy. - Pożegnała się i dołączyła do czekających na nią przy wejściu do przybytku, towarzyszy.
Razem wyszli na zewnątrz. Noc była gwarna, a ludzie zgromadzeni wokół ognisk ożywieni. Dziewczyna cicho zwróciła się Eiliandis i Roderica.
- Wracajmy szybko do obozu. Tutaj lepiej nie rozmawiać. - Mówiąc to, ruszyła szybkim krokiem w stronę, gdzie czekali na nich pozostali. Pilnując, by zarówno Gondyryjka, jak i Zwinnoręki, nie zgubili jej w tłumie.
__________________ Nawet jeśliś czysty jak kryształ i odmawiasz modlitwę przed zaśnięciem, możesz stać sie likantropem, gdy lśni księżyc w pełni... |