- O ja pierdolę. - to było pierwsze, co przyszło Brandonowi na myśl i jedyne co powiedział. Nie mieściło mu się po prostu w głowie to, co przed chwilą zobaczył. Choć z drugiej strony wyjaśniła się niechęć Ishidy do Brandona, jak ten się do niego zameldował. Już wtedy go nie interesował, musiał już wcześniej podjąć decyzję o tym. Brandon wszystkich tutaj jeszcze nie znał, wystarczyło że usłyszał o Mandarynie. Reszta była czysta. Teoretycznie.
Jak ostrzał artyleryjski dosięgła go informacja o historii Nowego Vermontu. W szkole nie był żadnym prymusem, historię kolonizacji jeszcze pamiętał, ale te wszystkie wydarzenia z wszechświata umykały mu, miał problemy z ich uporządkowaniem. A z resztą chrzanić to. Wychodziło na to, że nastąpiła kolonizacja zamieszkałej planety, czyli inwazja, a on był potomkiem nieświadomych kolonistów. W co kurwa grał Ishida i reszta tej gwiezdnej bandy? Ishida zbroił wroga, następnie z nim walczył. Nie, stop kurwa, stop.
Niby on sam był czysty, ale siedział na skrzynce dynamitu. Każdy jest podejrzany i do zastrzelenia. Przeklęty Ishida, wpakował Burke'a w pułapkę! Że też miał zostać operatorem mecha budowlanego! Było mu źle w zwykłej koparce?
__________________ Ten użytkownik też ma swoje za uszami. |