Nareszcie Detlef mógł odetchnąć powietrzem pełnym zapachu kurzu, końskiego potu, skóry i malowanego drewna, z którego wykonano powóz. Zapach gościńca zawsze dobrze mu się kojarzył - było to coraz bardziej odległe wspomnienie jakby z poprzedniego życia, gdy martwił się wyłącznie o dobrą strawę, zacny trunek i kilka sztuk złota w sakiewce. Choć Nuln przypominało nieco zawsze zatłoczone i duszne wnętrza krasnoludzkich twierdz, to przyjemnie było być przez choćby przez chwilę daleko od wielkomiejskich intryg i zwyczajnie cieszyć się niewygodami podróży.
Nawet takimi, które pachną perfumą na milę i gadają bzdury o sprawach, o których nie mają pojęcia. A nawet o sprawach, o których nie powinni gadać w ogóle, jeśli miły im aktualny stan uzębienia oraz brak dodatkowych otworów w ciele.
Thorvaldsson był zdziwiony jak bardzo zmienił się przez te miesiące w służbie prowincji. Wcześniej zapewne nie zdzierzyłby obelg i zdemolował twarz adwersarza tak, jak na to podlec zasługiwał za kalumnie pod adresem dawi - teraz jednak zdołał zachować spokój i rzuciwszy znudzone i nic poza tym nie mówiące spojrzenie na szlachetnie urodzoną parę kontynuował obserwację przesuwającego się krajobrazu za oknem. Szlachciura był na granicy, po przekroczeniu której Detlef będzie musiał zareagować. I, o ile doświadczenie go nie myliło, skończy się to niezbyt dobrze dla chełpliwego umgi, ale będzie również oznaczało niepotrzebne kłopoty dla krasnoluda. Za poturbowanie tego imbecyla, nie mówiąc o czymś poważniejszym, groził mu karcer albo i szafot. Pojedynkowanie się z tym durniem uważał za idiotyzm - i zakończy się z podobnym efektem. Mógłby go w jakiś sposób ośmieszyć przed jego wypacykowaną dziewką, ale to przysporzy mu kolejnego wroga (do tego z zasobnym trzosem i nieznanymi koneksjami), których mu ostatnio jakby nie brakuje.
Jeśli wielmożny pan nie postanowi palnąć głupoty w postaci lżenia samego Detlefa, jego rodzinnej twierdzy (o której wszakże nie miał pojęcia, więc szanse na to były nikłe) lub któregoś z krasnoludzkich królów, to tenże gotów był puścić jego obelgi mimo uszu. Jeśli jednak okaże się aż tak durny, to niestety będzie trzeba stanąć w obliczu tych wszystkich nieprzyjemności, jakie wiążą się z podniesieniem ręki na szlachcica.
Jeśli tak się nie stanie, to Detlef sobie dobrze gębę paniczyka zapamiętał i pewien był, że kiedyś będzie okazja zrewanżować się za to niegodne zachowanie. Może jeszcze po drodze, a może za kilka lat dopiero. W końcu był krasnoludem i miał czas...