Northman | Bart wciąż oszołomiony wiadomością o ataku na Squaw i dziwnym wspomnieniem zamaskowanego policjanta, stał w drzwiach w samych slipkach i skarpetkach patrząc na szeryfa.
- Baaaaabciuuuu!!!- krzyknął w końcu obracając głowę w lewo jak kiedyś zwykł krzyczeć gdy był mały, aby przyniosła mu kanapkę. - Szeryf Hale chce mnie aresztować chyba!!!
Popatrzył na policjanta.
- Seryjny morderca na naszych ludzi poluje, a wy mnie się czepiacie o niewiadomo co? - popatrzył zgryziony na stróża prawa ani myśląc ubierać się.
Hale spojrzał na niego twardym wzrokiem.
- Wiem, że jesteś młodociany, ale to poważna sprawa. Ktoś dał mojej córce - akcent położony na tym słowie zmroził Barta - jakieś paskudne pigułki. Leży teraz w szpitalu. Większość ludzi z imprezy zgodnie mówi, że Bart Spineli rozprowadzał narkotyki na przyjęciu. Już samo to stanowi poważne oskarżenie. Może ci napsuć w papierach. Wylecisz z hukiem ze szkoły, ani się obejrzysz. Więc twoja decyzja, gnojku - znów akcent na to jedno słowo - współpracujesz, czy wolisz się stawiać?!
- To bzdury szeryfie. - Spineli odpuścił nieco a wziąwszy oddech, który mógł był wzięty za ziewniecie, przybrał spokojną minę. - Ja tylko marihuanę palę, a od tabletek trzymam się z daleka. - wzruszył ramionami odpowiedziawszy szczerze. - To samo powiem na komisariacie, bo to prawda. A tylko prawdę pan chce słyszeć, prawda? Ale nich panu będzie. Zaraz wyjdę, muszę się ubrać. - zaczął zamykać drzwi mu przed nosem.
Przypomniał sobie wtedy o konfiskacie tabletek na posterunku i nowe opakowanie schowane w aucie, którego nie odebrał Milusiński.
Nim domknął - odtworzył je z powrotem.
- Szeryfie, przykro mi z powodu córki, ale ja do ukrycia nic nie mam i zeznania mogę złożyć. - powiedział. - Nie pan wejdzie i mnie w domu wypyta przy babci. No chyba, że mnie pan chce aresztować, to nie będę stawiał oporu. Wejdziesz pan? - otworzył drzwi na oścież.
Wszedł. Rozejrzał się. Ukłonił babci.
Wyjął notatnik, siadł na jednym z wolnych krzeseł i wbił wzrok w Barta.
- Zatem przyznajesz się, że rozprowadzałeś narkotyki na imprezie wczorajszej nocy? - zapytał prosto z mostu.
- Nie. - odrzekł spokojnie. - Miałem trochę marihuany. Wie pan, na imprezach prawie każdy pali. Kto chciał to się częstował i nie płacił mi za to. Marihuana nie jest szkodliwa dla zdrowia. Nie można sie tym zatruć. Zresztą, Jess nie prosiła mnie i nie przypominam sobie, aby paliła. Mam nadzieje, że z nią wszystko będzie dobrze. - nawijał, a tok rozumowania zaczynał skakać w innym kierunku. - A co z Wikvaya? Złapał pan już pan tego seryjnego napastnika?
- Pracujemy nad tym. Wróćmy jednak do sprawy tabletek na imprezie. Wiesz, kto mógł w takim przypadku dać jej Jessice?
- Naprawdę nie wiem. - popatrzył na szeryfa i na babcię. - A Jess nie chce powiedzieć co brała i od kogo? - zapytał ostrożnie.
- Jeszcze jest nieprzytomna - warknął, patrząc na Barta, jakby zastanawiał się, czy coś ukrywa. - Może. Dobra. Zrobimy tak. Pomożesz mi dowiedzieć się, kto to mógł być, a ja nie postawię ci zarzutów w kwestii tej trawki.
- Ehhh… mogę popytać. Ale co ja mogę? - westchnął. - Kto się przyzna?
Po chwili dodał.
- Po tej masce dojdziecie do mordercy, tak? On maskę zgubił, prawda?
- Kto ci tak powiedział? - Szeryf zmrużył oczy.
- Widziałem sam. Wracałem do domu i ktoś od was przymierzał.
Szeryf ożywił się.
- Widziałeś kto?
- No… nie wiem dokładnie. To była chwila, a on miał maskę
- Zapamiętałeś numer boczny samochodu? Jesteś pewien tego, co mówisz? Może tylko wydawało ci się? Szedłeś zapewne zmęczony tym, co się działo na imprezie.
- Przejeżdżałem obok, a on był zaparkowany. - wytłumaczył mniej więcej gdzie z pamięci. - Nie patrzyłem na żadne numery, ale widziałem, że to nasz lokalny wóz patrolowy.
- Przejeżdżałeś - szeryf spojrzał na niego, jakby złapał go na czymś.
- No tak.
- Paliłeś wcześniej?
- Paliłem. - odrzekł bez namysłu. - Ale jak mnie straszyć pan chce to musiałby zarzuty stawiać dzieciom połowy rodzin naszego miasteczka. Pan na chyba grubsze ryby do smażenia niż młodociani motoryści…
- No dobra. Odpuszczę. Potrafisz powiedzieć coś więcej na temat tej maski?
Bart zaczął się zastanawiać. Potem popatrzył prosto w uczy szeryfa i powiedział poważnie bez cienia śmieszkowania.
- To była taka maska, co zakrywa cała twarz z przodu. Nie takie, co się naciąga przez głowę. Maska jakiegoś zwierzęcia. Gdybym miał obstawiać w kasyno to postawiłbym na drapieżnika. - cały czas patrzył na policjanta. - I nie, trawa nie jest halucynogenna. A ja przestaję jarać na długo zanim wsiądę za kierownice. Aż taki durny nie jestem, aby jeździć pod wpływem zaraz po zapaleniu…
- Rozumiem. Dobrze. - Skończył coś pisać. - To bardzo cenna informacja. Dziękuję.
- A co z Singeltonami? Przeżyją te napaści? - zapytał Bart.
- Nie mogę udzielać takich informacji.
- A dlaczego? To tajemnica? Są pod ochroną policyjną? To by znaczyło, że to nie były przypadkowe ataki. Ktoś ma problem z kilkoma rodzinami może?
- Nie. Po prostu nie udziela się takich informacji cywilom, kiedy trwa jeszcze śledztwo. Poza tym nieletnim cywilom.
Coś zmieniło się w zachowaniu Hale'a. Stał się bardziej uprzejmy ale zarazem nerwowy. Tak go teraz "odbierał" Bart.
- Okay. - rzucił rutynowo jak to zwykle werbalnie przyjmował do wiadomości polecenia, pouczenia i wywody dorosłych.
- Dobra, Spineli. Tym razem ci odpuszczę. Nikomu nie mów o tej masce i tym co widziałeś. Powęsz wśród kumpli o to, kto mógł podtruć Jess. Jeżeli mi pomożesz, będziesz miał u mnie taryfę ulgową.
- Nie jestem kablem. Ale jeżeli ktoś naprawdę tak załatwił Jess, to pomogę. Czy można odwiedzić Wikivayę w szpitalu?
- Jeżeli lekarz pozwoli, to tak.
- Aaaa... No tak. Jak będzie wynik badań toksykologicznych Jess, to by było łatwiej coś się dowiedzieć. - dodał
- Wtedy się skontaktuję. Mam twój numer.
- Okay.
Spineli zamknął drzwi za szeryfem, obrócił się i zobaczył stojącą przed nim babcię. Patrzyła się czekając na wyjaśnienia?
- Prawdę mu powiedziałem.
Babcia westchnęła i objęła wnuczka. Uwierzyła mu.
- Babciu, a jak nazywał się emerytowany dziennikarz? - zapytał prosząc o przypomnienie.
__________________ "Lust for Life" Iggy Pop 'S'all good, man Jimmy McGill |