Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-02-2022, 23:10   #2
Eliasz
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
Żył i był bezpieczny. To już było nader imponujące osiągnięcie, biorąc pod uwagę krętą i wyboistą ścieżkę, jaką przyszło Tupikowi przebyć, by dobić do bezpiecznej przystani. Przeklęty Wusterburg, bitwa, zasypane śniegiem trakty, rzeź na Wiedźmim Wzgórzu - po drodze ocierając się o śmierć nie raz i nie dwa. Nawet moc piekielna, która nawiedzała sny ocaleńców wusterburskich i snuła złowieszcze wizje przyszłości, jakby przestała sięgać ku Tupikowi. Koszmary dalej się pojawiały, jakżeby nie mogły, ale ich intensywność lżała z dnia na dzień, z tygodnia na tydzień i z miesiąca na miesiąc. Może była to kwestia odległości od Wusterburga i grubych murów Teoffen?

Jakby nie było, Teoffen było dlań i jego kompanów schronieniem. Czy stałym, czy nie, to pozostawało do ustalenia, ale całą wiosnę spędzili na zamku, liżąc rany i dochodząc do siebie. Należało im się, przeszli wiele. Tupik na dworze odnalazł się... No, może nie jak ryba w wodzie, ale niszę swoją znalazł. Papiery poświadczające szlachectwo przydały się w odnajdywaniu owej niszy, ale prawdziwy sukces zapewniło to, co von Goldenzungen wyniósł z Bretonnii. Młody panicz Detlef, który wychował się w tamtych stronach i forsował rycerską kulturę na zamku, od razu zainteresował się Tupikiem i nić porozumienia z czasem przeszła w coś na kształt znajomości.

Znajomości, której nie każdy był tak chętny jak młodociany dziedzic i jego rycerze. Lady Matilda, Matrona Teoffen, była w swojej niechęci powściągliwa i dyskretna jak diabli, ale Tupik wiedział że za tym chłodnym, kalkulowanym uśmiechem i skrupulatnie utrzymywaną facjatą kryła się kobieta, której nie należało wchodzić w drogę. Widział takie, znał takie. Wiedział lepiej. Stryjek Detlefa, Dietmar, nie krył się ze swoją niechęcią. Nie krył się w sumie z niczym, ale tutaj zapewne górę brały lata żołnierskiego wychowania. Prosty człowiek o prostym podejściu, z charakterem prostym jak konstrukcja cepa.

Dworskie intrygi, jak prędko się okazało, nie były domeną jedynie bogatych rejonów i docierały nawet tutaj, na prowincję. Ba, nawet niżej, do dworu, służby i pewnie dużo, dużo niżej. “Pewnie i psy w psiarni kopią tu jeden pod drugim dołki,” myślał czasami. Tupik przez tygodnie uważnie obserwował i układał w głowie skomplikowaną sieć intryg, która powstała pod nieobecność lorda Erycka i utrzymywała się dalej - “Łupacz”, słabując na zdrowiu, miał guzik do gadania. Matrona sprawowała rządy w jego imieniu, będąc de facto regentką Teoffen. Dietmar skupiał wokół siebie tradycjonalistów, knując zarówno przeciw bratowej, jak i młodemu Detlefowi. Sam panicz z kolei rwał się do sterów, snując szlachetne plany zjednoczenia wszystkich przeciw rewolucji. Jak to bywa, każdy grał na własną rękę, snując własne plany i chcąc ziścić własne ambicje.

Polityczna sieć sięgała nawet Serrig za południową granicą. Zimna wojna, którą tamtejsza lady Henrietta prowadziła wobec Teoffen, ocieplała się nader prędko, napędzana przez wspólne oskarżenia, insynuacje i plotki. Serrig wytykało palcem wstrzymanie wojsk przed ruszeniem na front i wycinkę granicznego Freundeswald, która naruszała stare umowy; Teoffen ripostowało, oskarżając sąsiadów o zawalenie kopalni i przestawanie z rewolucjonistami. Niesnaskom nie było końca, nawet w obliczu niepokojących wieści z innych części Wissenlandu, w tym z samego Nuln. Rozmowy pokojowe, o których zdecydowano, dawały nadzieję na pojednanie, albo chociaż na pierwsze kroki w kierunku jakiegoś porozumienia. Znikomą, bo znikomą, ale zawsze...

Wszak nadzieja matką głupich.


***

- Płaszcz prosto z Altdorfu . Wspaniała okazja. Podszyty gronostajem o proszę Panie , proszę spojrzeć jak pięknie ! – Tupik długo nie myśląc dał się namówić na zakup , kosztowało go to dwa pierścienie z całkiem pokaźnymi rubinami, część fantów zabranych z poległych pod Wusterburgiem…

To było zanim piękny płaszczyk stał się nadpaloną szmatą…

- Na ziemie ! - zakrzyknął po czym praktycznie podcinając Semena przyśpieszył jego lądowanie na glebie. Chwilę później piękny, gronostajem podszyty płaszczyk stał się ratunkiem dla płonącego Kislevity , Tupik szybko zdusił ogień, niemal tak szybko jak wewnętrzną rozpacz spowodowaną poświęceniem kosztownego – a co ważniejsze – stylowego ubranka… „Gdzie ja teraz taki płaszczyk znajdę” – zastanawiał się w duchu jednocześnie oceniając sytuację.

Widok Klanowych wzbudził w Tupiku najgorsze wspomnienia. Rzeź jaka miała miejsce pod Wusterburgiem. Helga – wspaniała kobieta, na której ramionach Tupik zamierzał zwojować cały świat… No może chociaż wygrać bitwę… Wiedział że z Klanowymi nie ma żartów. Chwilę po tym jak pomógł Semenowi już szykował w dłoni procę oddzielając się od napastników dzielnym Kislevitom. W zasadzie oddzielając się każdym jednym rycerzem, żołnierzem, kimkolwiek, nie śpieszyło mu się bowiem do powtórki z Wusterburgu, gdzie chcąc nie chcąc ( raczej nie chcąc ) stanął ostatecznie w pierwszym szeregu. Zwłaszcza że tym razem nie miał pod ręką żadnej Helgi na którą mógłby wskoczyć.

Choć zbierało mu się na bojowe okrzyki i komendy wolał zachować milczenie. Po co rzucać się dodatkowo przeciwnikowi w oczy? Niech tłuką się inni. Tupik mógł co najwyżej pomóc a gdy pomaganie stawało się nazbyt niebezpieczne to cóż … Halfling z wozu koniom lżej…

Z drugiej strony zgubne dla halflinga przywiązanie do ludzi których znał i lubił nie pozwalało mu tak całkiem brać nogi za pas przy pierwszych – a czasem nawet drugich niesprzyjających okolicznościach. Zbyt wiele ich przeżył by rejterować na pierwszą lepszą oznakę trudności. „Chronić medyka” – przemknęło mu przez myśl. Dobrze wiedział że Philiphus może być najbardziej narażony w tym momencie. Jako że bardziej znał się na szyciu ran niż ich zadawaniu - choć dotychczas pokazał że i to potrafi...

Klanowych mogła nająć lady Henrietta oskarżana wszak o zawalenie kopalni. Jednak czy na pewno, skoro nawet droga do kopalni była tak bardzo okryta tajemnicą? Czy za zamachem nie stał ktoś bliższy Detlefowi, ktoś kto dobrze wiedział którędy panicz będzie szedł i kto miał bezpośredni interes w tym by się go pozbyć? A może zasadzkę urządził ktoś trzeci , inny sąsiad wyznający zasadę gdzie dwóch się bije i oskarża nawzajem, tam trzeci niechybnie skorzysta?

Tupik był na dworze wystarczająco długo by mieć pewne podejrzenia co do natury zasadzki. Przecież klanowi nie siedzieli tak sobie z dupy wzięci gdzieś w głębinach lasu, przypadkiem na drodze, która poruszał się panicz do strzeżonej pilnie kopalni , na drodze owianej tajemnicą…

Jedyne co mógł w tej chwili zrobić to lawirować gdzieś pomiędzy Semenem a Philippusem, szyjąc z procy, wykorzystując naturalną zasłonę z drzew i przewagę swojej wielkości – czy też niewielkości, pozwalającej łatwiej mu się schować za sojusznikami. Przynajmniej dopóki nie był przyparty do muru. Wówczas miecz i tarcza obita łuską z wywerny - ta sama która nie raz już uratowała go od śmierci... Wolał jednak unikać bezpośredniego starcia zostawiając je w rękach lepszych - choćby Semena.


K100 : 11, 09, 17, 07, 06 ... chyba zachowam te kostki

 

Ostatnio edytowane przez Eliasz : 28-02-2022 o 15:05.
Eliasz jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem