Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-03-2022, 12:16   #9
hen_cerbin
 
hen_cerbin's Avatar
 
Reputacja: 1 hen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputację
Doktor Hohenheim, jak go w Teoffen nazywali wdzięczni pacjenci (lub "głupi konował", jak nazywali go ci mniej wdzięczni, nie zapominajmy też o "pierdolonym rzeźniku" według uczonych akademików - ale oni mówili tak o każdym chirurgu, więc nie brał tego osobiście, bo ni nie było za co się obrażać), był człowiekiem, który co prawda sporo się już napodróżował, ale zwykle jednak szlakami i trasami przez bardziej cywilizowane okolice. Może nie zawsze chodził po kocich łbach, ale teraz przyjąłby nawet zwykły wysuszony słońcem i zakurzony trakt. A nie dzikie wądoły, gałęzie łapiące za kołnierz, pajęcze sieci klejące się do twarzy i korzenie tylko czekające na okazję. Pełno tu było żyjątek, Miał wrażenie, że wszystkie, jak jeden mąż, nienawidziły medyka. Z wzajemnością, dodajmy. nawet taki o, ośmionożny, o spłaszczonej grzebietowo-brzusznie budowie ciała i ryjku przystosowanym do przysysania się i wysysania krwi, jaki właśnie wylądował mu na rękawie i usiłował przeleźć zanim się go nie rozgniotło, miał niecne zamiary. I z pewnością przenosił jakąś chorobę, gotów był pójść o zakład na każde pieniądze.
I te kolory, od których kręciło się Phillippusowi Aureolusowi Theophrastusowi Bombastusowi Hohenheimowi (dla przyjaciół Theo) w głowie. Bursztyn, brąz, zieleń... No dobra, zieleń wydawała się interesująca. Miała kojący wpływ na pacjentów. Ale od brązu i bursztynowych poblasków robiło się mu niedobrze.
Nagle ludzie wokół zaczęli krzyczeć, a do kolorów dołączył jasnoczerwony.
Kiedyś przeraziłoby go to. Tak, kiedyś by pewnie spanikował. Ale po tym co widział w klasztorze, co przeżył w Wusterburgu, po tym co stało się na Wiedźmim Wzgórzu... i po tym co śnił każdej nocy, zwykły ogień i zasadzka bandytów nie robiły na nim wrażenia. Żadnego. Co prawda wyglądało na to, że trzeba uciekać... ale zapewne dokładnie o to chodziło napastnikom. Podniósł tarczę porzuconą przez nie wiadomo kogo. To co teraz powie, sprawi że tarcza może być przydatna. W drugą nabrał proszku, jaki już wypróbował na Wzgórzu. Na wypadek, gdyby jakiś chciał go załatwić z bliska.
- To zasadzka głosicieli. Chcą nas skłócić! - krzyknął. Nie miał pewności, ale kto inny by zyskał na na nowo roznieconym konflikcie dwóch sąsiadów rewolucji? Musieli mieć szpiega na spotkaniu. Gdyby rewolucja wyglądała tak jak sobie wymarzył, medyk by im nawet kibicował. Ale władzę jak zwykle przejęła banda pojebów i zamiast ideałów wolności i rozwoju, postanowili zniszczyć wszystko, by wszyscy mieli gówno, ale po równo.
- Słuchać się dowódców i nie panikować! Oni chcą żebyśmy uciekali na ślepo, żeby wygodnie celować w nasze plecy!.
Medyk był tchórzem. Do walki się nie nadawał. Każdy to wiedział. Więc jeśli nawet on nie panikował... Hohenheim nie mógł pomóc walcząc mano a mano. Ale zadbanie o morale to już inna bajka.
E: zapomniane rzuty: [5d100=71, 64, 36, 89, 66]

 
__________________
Ostatni
Proszę o odpis:
Gob1in, Druidh, Gladin

Ostatnio edytowane przez hen_cerbin : 02-03-2022 o 14:59.
hen_cerbin jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem