- Co robimy? - To pytanie odbiło się echem w głowie młodej kobiety.
Brigit chyba oczekiwała, że Vannessa zapanuje nad tymi istotami. Miło byłoby. Problem w tym, że Billingsley nie miała pojęcia jak tego dokonać. Uporczywe powtarzanie, że Vannessa ma jakąś moc wcale nie pomagało. Wręcz irytowały.
- Czego one chcą? -Billingsley odpowiedziała pytaniem na pytanie łamiąc przy tym zasady dobrego wychowania.
- Czego chcieć?! - Krzyknęła w kierunku banshee osaczających ich. Włożyła w to całą złość jaką nagromadziła się w niej od czasu nieprzyjemnej pobudki w nieznanym jej miejscu.
- Weszliście na teren Mglistego Dworu - zajęczła jedna z banshee. - Czego szukacie na zakazanej ziemi, śmiertelnicy?
Vanessa spojrzała na Brigit. Następnie na banshee i znowu na Brigit. Prawdę powiedziawszy, to wcale nie oczekiwała, że stwór przemówił.
- Drogi do domu - powiedziała ponownie przenosząc wzrok na banshee. - Chcemy tędy tylko przejść nie niepokojąc nikogo.
- Domu? Gdzie jest ten dom? Czym jest ten dom?
- Dom to magiczne miejsce na ziemi, ...ostoja miłości, … miejsce do którego zawsze się wraca - Vannessa wyrecytowała zasłyszaną czy przeczytaną gdzieś formułkę.
- Miłości? Szukasz miłości. Magicznej miłości. To piękne.
Zjawy cofnęły się.
- Możemy ci jakoś pomóc?
- Jak już mówiłam chcemy tędy przejść - Billingsley rzuciła spojrzenie w kierunku Brigit. Ale tylko na chwilę. Chciała się upewnić, że ta nadal tam jest.
Wojowniczka była. Niby spokojna, ale czujna i gotowa do walki, gdyby zaszła taka konieczność.
- Przepuścimy cię - powiedziała jedna z banshee z jękliwym zawodzeniem, od którego Vannessie zrobiło się zimno. - W zamian za odrobinę twojej miłości. Twojego ciepła.
- Raczej spasuję Haronie - Vannessa aż cała wzdrygnęła się przy tym. - To zbyt wygórowana cena za przeprawę.
Nie było dobrze. Z jednego bagienka wpadły w drugie. Vannessa Billingsley była całkiem zdezorientowana. Jak to z prawie wszystkimi istotami nie będącymi ludźmi bywało i banshee były niebezpieczne i nieprzychylnie nastawione do ludzi. Niestety nie działo przeciw nim srebro.
- Generalnie to ja też nie wiem co robić - Billingsley odezwała się do swojej towarzyszki.
- Może poproś aby nas przepuściły za darmo lub za inną cenę? - zaproponowała Brigit czujnie obserwując fae, jakby chciała uprzedzić ich ewentualny atak.
- Haronie? - Banshee chyba nie bardzo zrozumiała jej odpowiedź. - Spasuję? Co znaczy górna cena? Chcemy trochę ciepła. Życia. Miłości. Rozpacz i smutek też się nada. Może być Lśnienie. Twój Blask. Odrobina Blasku i wskażemy wam drogi przez Domenę Mgieł.
- Albo postraszę podkową - burknęła cicho Vannessa przerzucając wzrok z jednego upiora na drugiego.
- Jakiego znowu blasku? - tym razem to Druidka zdawała się nie rozumieć wypowiedzi. - Może jednak dacie przekonać się by poprowadzić nas za darmo? - Poprosiła bardzo ładnie. - Za darmo? Nie! Nie. Nigdy za darmo. Cena. Zawsze jest jakaś cena. Zawsze musi być jakaś cena. Zawsze! Takie są Prawa Dworów. Jeśli nie Blask - sposób, w jaki Fae wymawiała to słowo sugerował, że okreslało ono coś ważnego - to co zaproponujesz? Twój śmiech? Twoje łzy? Twój smutek? Twoje sny? A twoja towarzyszka? Jaką cenę ona gotowa jest zapłacić?
Banshee nie odniosła się do straszenia podkową. Może nie chciała? Może nie zrozumiała? A może po prostu je zignorowała lub uznała za coś mało istotnego.
Pozostała dwójka widmowych kobiet krążyła wokół nich. Brigit nie spuszczała z nich oka,
gotowa bronić siebie i Vannessy.
- Zapłacę wam szeptem - odpowiedziała jednak Brigit na pytanie przywódczyni Banshee. - I westchnieniem przedśmiertnym mojego wroga.
- Doskonała cena. Szept i ostatni oddech wroga ofiarowany dla Dworu Mgieł. Akceptuję taką zapłatę. A ty?
Spojrzenie widmowej kobiety znów wpiło się w Vannessę? Co ty nam dasz?
Billingsley powoli odwróciła głowę w kierunku Brigit. Spojrzała na nią z wyraźnie zarysowanym zdziwieniem na twarzy. Bo poetycki tekst, który wydobył się z ust jej był bardzo dobry. I nie tylko banshee spodobał się.
- Łzy chcecie? Łzy śmiertelnika? - Vannessa znów spojrzała na upiory. - Dobrze. Dorzucę do ceny jaką ona płaci łzę. Moją łzę uronioną za wrogiem, którego tchnienie otrzymacie.
- Dobrze - Banshee zaakcpetowała propozycję. - Przeprowadzimy was przez Domenę, na drugą stronę.
__________________ - I jak tam sprawy w Chaosie? - zapytała.
- W tej chwili dość chaotycznie - odpowiedział Mandor.
"Rycerz cieni" Roger Zelazny |