- A co wy tu niesiecie co? Przemycacie coś? No już, otwierać mi tą szafę natychmiast!
Cóż, jak pech, to na całego. Szafa upadła i ściągnęła uwagę strażników.
Egon niespecjalnie czuł się jakoś zagrożony od ich strony. On i Silny mogliby rozłożyć ich w parę chwil, ale wiadomo było, że nie chcieli zarżnąć strażników, a cichcem jedynie przemknąć.
Pozostało liczyć, że pozostali także podejmą jego kłamstwa i pomogą mu. Egon wcale nie był dobry w gładkiej gadce.
- A panie, poniechajcie - odparł Egon. - W szafie trupa niesiemy, co na czarny mór zszedł i leżał na ulicy od zeszłego Angestag. Wyrzucić chcieliśmy go, jako że to zarażone truchło jest i choróbska na uczciwych ludzi przeniesie. Nie sposób otwierać bez ryzyka dla uczciwych ludzi. Poniechajcie, panie, bo mi matka i brat zmarli na paskudztwo!
Strażnicy spojrzeli na szafę, paru z nich wymieniło spojrzenia. Ten i owy szepnął coś nerwowo, a trzeci wziął kapitana na stronę i zaczął gestykulować żywo i półgębkiem tłumaczyć coś z przejętym wyrazem twarzy. Kapitan, niechętny z początku tym wyjaśnieniom, wreszcie niechętnie pokiwał głową.
- Dobra, zabierajcie to truchło - rzekł w końcu. - Ino mi tego w mieście nie otwierać, wynocha mi z tym!
Egon i Silny podnieśli szafę. Nie gadali już nic, tylko czym prędzej zeszli z pola widzenia i wreszcie zniknęli w uliczkach Neues Emskrank.