|
Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
26-02-2022, 10:32 | #511 |
Reputacja: 1 | Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; Dz. Południowa; ul. Piwowarów; gospoda “Czarny kogut” Kiedy pojawili się w Kogucie Joachim z ulgą pogratulował towarzyszom udanej misji. Zrealizowali wszystkie swoje cele, do czego sam też się przyczynił, a jednocześnie chyba trzymał się na tyle z tyłu, że wątpił by został rozpoznany, co było jego celem. Najbardziej teraz interesowała go wyrocznia. Kiedy odpoczywali po ucieczce, podszedł by przyjrzeć się jej bliżej. I tej jej jakże cennej lasce również. - Kim właściwie jesteś? - spytał się. Zastał ją w pokoju który został dla niej przygotowany przez Vasilija i jego chłopaków. Był to jeden z dwóch czy trzech pokojów jakie zdążyli przygotować w tak krótkim czasie jaki mieli do dyspozycji. Sebastian już zrobił swoje i wyszedł z pokoju rogatej pani o niesamowitych złotych oczach. Jakie zdawały się świecić jakimś wewnętrznym, słonecznym blaskiem. I nawet laikom zdradzały, że mają do czynienia z istotą naznaczoną czymś nadnaturalnym. - Jestem przepowiednią i puzzlem układanki młodzieńcze. Elementem większego planu, słowem bogów i drobnym okruchem w ich zamiarach. Częścią jednego z wielu frontów wiecznej wojny jaką oni toczą na przestrzeni nieskończoności czasu i przestrzeni. - odparła z enigmatycznym uśmiechem i nawet jak siedziała na łóżku wydawała się być ucieleśnieniem żywej tajemnicy. Istotą jaka jest tylko krótkotrwałym gościem na tym świecie. - Ale możesz mówić mi Merga. Chcę być tu znana pod tym imieniem. A ty? Kim jesteś? - zapytała i odpowiedziała zdając sobie pewnie sprawę, że zbyt enigmatyczna i tajemnicza odpowiedź nie będzie zbyt pomocna w kontynuowaniu dyskusji. Czarodziej wpatrywał się w fascynacją w złote spojrzenie tej tajemniczej istoty. - Jestem Joachim, mag i astromanta. Moim Patronem jest Pan Przemian, a w gwiazdach szukam odpowiedzi. Choć zakładam, że moja zdolność czytania przyszłych wydarzeń jest niczym wobec twojej, prawda? - Tak czułam, żeś naznaczony przez Moc. I nie przejmuj się, młodyś jeszcze, cała kariera przed tobą. I astromanta mówisz? To pewnie ze szkoły niebios? Oni się zajmują takimi sprawami. - zapytała z łagodnym uśmiechem i musiała dość dobrze się orientować w tradycyjnym podziale na osiem podstawowych wiatrów eteru jaki przenikał ten materialny świat i szkół jakie się nimi zajmowały. - Tak, szkoła niebios, jestem utalentowany we władaniu Niebiańskim Wiatrem, Azyr. Zacząłem też studiować nauki demonologiczne - odparł z nutą dumy Joachim. - Ty też na pewno znasz się na mistycznych sztukach, prawda? Ktoś cię nauczał? - spytał się Mergi, będąc ciekaw jaką mocą i wiedza dysponowała. Może mógł się czegoś od niej nauczyć. - Owszem mam pewne przydatne umiejętności. Myślę, że jeżeli zostanę z wami to będzie okazja się o tym przekonać. A droga u jakiej progu stoisz jest bardzo stroma i wyboista. Łatwo spaść w przepaść potępienia i szaleństwa. Niewielu udaje się wspiąć na sam szczyt. Czym się zajmujesz na co dzień? Pod jaką maską się skrywasz? - rogata głowa zadumała się patrząc gdzieś w dal a może w głąb siebie. Wróciła do rzeczywistości gdy zadała rozmówcy pytanie. - Maską? - zadumał się Joachim - Nie ukrywam swojej natury jako czarodzieja, staram się zdobyć wpływy pośród tych, którym mogą imponować moje sztuki. Niedawno przybyłem do tego miasta. Zająłem się natomiast sprawą syreny przez którą giną marynarze - zdecydował się na szczerość, ciekaw w jakim kierunku zmierza ta rozmowa. - Czyli działasz jako magister niebios w mieście. - Merga skinęła głową jakby zastanawiając się nad tym faktem przez chwilę. - A o co chodzi z tą sprawą syreny? - zapytała po tej chwili widocznie spędzając ostatnie miesiące w lochu nie była na bieżąco z tym co się dzieje poza murami ponurej twierdzy. - Tak, robię zasadniczo to co bym robił gdybym nie odnalazł prawdziwej ścieżki. - skinał głową Joachim. - Syrenę oskarżano o zaginięcia marynarzy. Próbowałem ją odnaleźć i natknąłem się na jej śpiew, który oczarował i prawie doprowadził moją grupę do zguby. Obecnie mam plan wywabić tę zwodniczą istotę śpiewem poza obszar gdzie z powodu wirów trudno ją dopaść… jak mogłabyś coś doradzić w tej sprawie to będę wdzięczny- odpowiedział Joachim. ************************************************** *********** Joachim zbierał się do wyjścia zgodnie z sugestią Starszego. -Przydałoby mi się jakieś alibi, powiedziałem wychodząc od van Hansenów że złapałem trop tej Syreny na którą wcześniej polowałem…. - zastanawiał się na głos. Niepokoiła go myśl o możliwej utracie pozycji, którą wyrobił sobie w mieście. - Łasico, myślisz że mogłabyś mi z Burgund znaleźć jakiegoś świadka gdybym potrzebował alibi? Myślę, że powiem, że ktoś rzekomo widział syrenę przy brzegu, ale niestety nie udało mi się tego potwierdzić. - zwrócił się do sprytnej łotrzycy. - Pewnie takiego co by mógł wcisnąć kit nawet łowcom? No to będzie trudne. I kosztowne. Burgund mogłaby się nadawać. Jakby się zgodziła. Ja jestem zamieszana w kazamaty to jest ryzyko, że nawet pomimo przebrania ktoś mnie tam może rozpoznać. Więc wolałabym się w to nie mieszać. - niebieskowłosa pokręciła głową na znak, że pewnie nawet jakby mogła znać kogoś kto za skromną opłatą mógłby poświadczyć co trzeba to raczej niewielu z nich mogłoby wytrwać w konfrontacji z zawodowym śledczym. I nie miałby takiej motywacji bo po co miałby się narażać dla kogoś całkiem obcego? Niemniej jej zdaniem jej koleżanka mogła spełniać takie warunki. - Ciebie raczej nie będą podejrzewać. Jesteś dobry chłopiec na garnuszku bogatych państwa. Się nie będziesz wychylał albo nie zrobisz czegoś głupiego to chyba nie powinni do ciebie dojść. - poradziła mu jakby próbowała sobie wyobrazić jakim torem mogłoby pójść śledztwo. Chociaż na ten moment to trudno to było zgadnąć. - Na to też liczę, ale zawsze warto mieć plan na wypadek gdyby sprawy przybrały zły obrót. W każdym razie dobrze że mogę liczyć na ciebie i Burgund, musimy się wspierać. Mam nadzieję, że wyrocznia przyniesie nam dobrą fortunę i łaskę naszych Bogów. - Czarodziej skinął głową i uśmiechnął się do obrotnej łotrzycy. - Na pewno. Starszy tak mówi a on ma łeb na karku. A odkąd tylko ją złapali to mówił, że trzeba ją odbić. No i wreszcie się nam udało! - łotrzyca machnęła dłonią i wydawała się pewna siebie i swojego zaufania do lidera zboru. - No a ty lepiej spotkaj się z Burgund. Aby ustalić co i jak robiliście ostatniej nocy. Ale najlepiej to się nie wychylaj i zachowuj się jak reszta z tymi wieściami o ucieczce z kazamat. - poradziła mi tonem dobrej rady. - Taki też mam plan. Gratuluje raz jeszcze udanej akcji i powodzenia! - Joachim uśmiechnął się do Łasicy i skierował w stronę drzwi. ************************************************** * Astromanta po powrocie do rezydencji Van Hansenów miał zamiar nieco odpocząć po męczącej nocy. Na pytania odpowie, że jakiś rybak podobno widział syrenę przy nabrzeżu ale nie udało mu się tego ostatecznie potwierdzić. A na informację o ataku na lochy wyrazi oczywiście zaskoczenie i oburzenie. Poza tym powinien wrócić do sprawy syreny. Może tym razem udałoby mu się zapoznać z księgami w Akademii Morskiej no i miał ustawić na dalszą część tygodnia z rybakiem kolejną wyprawę na morze, tym razem z udziałem śpiewaczki z którą zapoznała go Pirora. Co do kwestii kupna domu skłaniał się ku temu żeby kupić dom uczciwie i poprosić Hansenów o poręczenie. W przypadku gdyby fałszerstwo się wydało miałby duże problemy, a takie akcje jak dzisiejsza mogły mu je i tak stwarzać. Natomiast na wszelki wypadek dobrze byłoby pogadać z Burgund o alibi na tę noc. Ostatnio edytowane przez Lord Melkor : 26-02-2022 o 13:57. |
27-02-2022, 20:07 | #512 |
Majster Cziter Reputacja: 1 | Tura 85 - 2519.02.27; mkt (3/8); popołudnie Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; Dz. Centralna; Port; ulica Czas: 2519.02.27; Marktag (3/8); popołudnie Warunki: na zewnątrz jasno, pada śnieg, d.si.wiatr, siarczysty mróz(-25) Egon - Niby taka drobna. A ile waży nie? - wysapał zdyszany łysol do swojego partnera w tej męce. Wózek albo sanki faktycznie mogły bardzo ułatwić sprawę z tymi przenosinami szafy z wyrocznią. Jednak chyba nikt nie chciał tracić w “Kogucie” więcej czasu niż to niezbędne. I tak nie wiadomo na czym i jak zeszło im całe południe na tych naradach, przeszukiwaniu karczmy i szykowaniu się do tych przenosin. Rano lokal opuścili Łasica i Starszy. Potem Vasilij i po nim Joachim więc grupka spiskowców znacznie się uszczupliła w porównaniu do ostatniej nocy. Na sam koniec jak już wynosili szafę na zewnątrz to odbił od nich garbaty śmierdziel. Jaki zgodnie z poleceniem Silnego miał mieć oko na lokal jaki opuszczali. Jak wyszli okazało się, że ładna pogoda się skończyła i została zastąpiona przez śnieg padający z nieba. A, że też zaczęło trochę mocniej wiać to zamiatało tym pyłem a z zasp zwiewało ten luźny, biały puch. Pierwszy niejako z musu szedł Sebastian. Znał drogę do mieszkania w porcie jakie jakiś czas temu naszykowali dla Normy. Póki nie okazało się, że wolała ona dalej mieszkać ze swoimi znajomymi węglarzami. Lilla i Gretchen były nowe w mieście. Lilla była pierwszy raz w mieście i do tej pory spędzała go w kryjówkach. Najpierw u Strupasa, potem w “Kogucie” więc w ogóle nie znała miasta. Gretchen podobnie. Więc szły za dwoma tragarzami jacy nieśli ciężką szafę. Z początku dźwiganie tego kloca drewna z wyrocznią w środku to była fraszka i igraszka dla dwóch takich mięśniaków jak Egon i Silny. Obaj byli chłopy na schwał to i z jakąś szafą mogli sobie poradzić bez większego wysiłku. No ale jakby chodziło o wniesienie jej na górę czy zniesienie albo dotrzeć z nią przez szerokość ulicy no może na jej drugi koniec. A trzeba było z nią przejść z jednej dzielnicy do drugiej. Całkiem spory kwartał miasta do przejścia z czymś dużym, nieporęcznym i ciężkim. To dawało się we znaki coraz bardziej. Dla odpoczynku zmieniali się kto niósł przód a kto tył. I robili przystanki coraz częściej. Obaj mieli już zaczerwienione policzki i głośno dyszeli. Pot lał się po ich szyjach i twarzach a w kożuchach zrobiło się za gorąco. No ale uparcie parli dalej. Już zbliżali się do portu. W porcie był jeszcze kawałek ale jak już by było widać stalowe, zimowe morze to jakoś wszystkim by się pewnie zrobiło lżej bo znaczy, że już blisko. Jeszcze ostatni kawałek i już w domu. Ale jeszcze dźwigali tą szafę przez ulicę jaka dopiero prowadziła do portu i nawet morza jeszcze nie było widać. Śnieg pokrył po cichu i delikatnie tą szafę cienką warstwą puchu i padał dalej. Ludzie ich mijali i wozy też. A oni ich. I pewnie nikt z przechodniów nie spodziewał się jak niebezpieczny ładunek zawiera szafa. Obie kobiety z mutacjami jakie szły za nimi wyglądały jak każde inne. Zwłaszcza jak kaptur i chusta przykryły włosy Lilly co były nietypowej, liliowej barwy. Ale Egon z Silnym mogli je widzieć tylko jak robili przystanki. Tak jak dźwigali szafę to trudno było się skupić na czymś więcej niż znalezieniu przejścia i aby się nie poślizgnąć. Właśnie takie potknięcie sprowadziło na nich pechowy zbieg okoliczności. Potknęli się nie pierwszy raz. Trudno się szło po tym śniegu jak człowiek miał ograniczoną swobodę ruchów i patrzenia pod nogi a jeszcze dźwigał wielkiego kloca na spółkę z kolegą. Wystarczyło, że jeden z nich stracił równowagę i prawie zawsze owocowało to podobną reakcją u partnera. Teraz właśnie jak byli już blisko portu potknęli się i to tak, że przewrócili się razem z szafą. W środku coś trzasnęło i gruchnęło. Silny syknął z bólu więc pewnie się uderzył albo spadająca szafa go uderzyła. Nawet nie zdążyli się ogarnąć po upadku jak z sąsiednich drzwi jakie by minęli otworzyły się. I wyszedł z nich patrol strażników miejskich. Dało się poznać po hełmach, halabardach i pikowanych przeszywalnicach. Normalnie może by ich minęli a może nie. Ale jak prawie nadziali się na wypadek z szafą to i spojrzeli w ich stronę, zatrzymali się i spoglądali krytycznym wzrokiem. Sebastian który przed chwilą minął te zamknięte drzwi jak tyle poprzednich zatrzymał się z kilkanaście kroków dalej. Podobnie dwie mutantki jakie wyglądały jak dwie młode koleżanki idące przez miasto. Gdyby strażnicy wyszli trochę wcześniej dałoby się ich dostrzec w porę a jakby trochę później to już nie byłoby to istotne. Ale pechowo napatoczyli się właśnie teraz jak szafa leżała na śniegu razem ze swoimi tragarzami. Wcześniej też natknęli się na patrole straży. Ale dzięki Sebastianowi na szpicy udało im się w porę skręcić gdzieś i ominąć tą przeszkodę. Widać było niecodzienną ilość patroli i ogólnie aktywność władz na mieście. - A co wy tu niesiecie co? Przemycacie coś? No już, otwierać mi tą szafę natychmiast! - strażnik który chyba był szefem trzech pozostałych jakby po tym momencie wahania się zdecydował. Bo odezwał się rozkazująco do dwóch tragarzy jacy właśnie upuścili szafę. Całkiem sporą. Taką w jakiej można ukryć sporo rzeczy. Chyba nie podejrzewali czegoś wyjątkowego. Raczej jak rutynową okazję do wykazania się albo uprzykrzenia komuś życia. Jednak nawet jeśli liczyli na może pustą szafę albo standardowy przemyt to rogata, niebieskoskóra kobieta jaką szukało całe miasto co zbiegła ostatniej nocy z miejskich lochów raczej byłaby trudna do przegapienia. Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; Dz. Północna; Port; Akademia Morska Czas: 2519.02.27; Marktag (3/8); popołudnie Warunki: na zewnątrz jasno, pada śnieg, d.si.wiatr, siarczysty mróz(-25) Joachim Dzisiaj był na mieście po raz kolejny. Najpierw z południowej i dość bezludnej części miasta gdzie był “Kogut” do północnej gdzie stały rezydencje tych sławnych i możnych. A teraz do Akademii Morskiej. Tu miał bliżej bo uczelnia morska też była w północnej części miasta chociaż bliżej zatoki. O ile poprzednio jak wracał do rezydencji bogaczy to była ładna pogoda tak teraz zaczął prószyć śnieg. I wiatr go trochę zamiatał chociaż nadal było dość spokojnie i w żadnym razie nie była to zadymka. Jednak jak tak sobie spaceorwał po mieście miał aż nadto okazji aby obserwować poruszenie. Co prawda był Marktag czyli dzień handlowy. Zawsze było tłoczniej i głośniej. Jak do miasta zjeżdżali się okoliczni chłopi aby coś kupić lub sprzedać a i mieszkańcy miasta zmierzali na Plac Targowy w tym samym celu. Zaś dla wszelkich karczm i gospód to był tradycyjnie jeden z najlepszych dni w tygodniu. Ale dzisiaj było inaczej. Dzisiaj straż kogoś czy czegoś szukała. Joachima też nie ominęło zatrzymanie przez mężczyzn z halabardami. Oglądali mu twarz i pytali kim jest, skąd, dokąd, gdzie się zatrzymał i tak dalej. Wyglądało jak rutynowa kontrola i właściwie straż miejska miała do tego pełne prawo. Ale zatrzymano go tak ze cztery razy w ciągu jego wędrówki z “Koguta”. I ze dwa razy nim przeszedł dość krótki odcinek w Północnej Dzielnicy. Poza tym widział jak patrole sprawdzały innych przechodniów. Nawet widział kolejki gdy sprawdzano wozy. Wypruwano worki, dźgano je czubkami halabard i dało się znać, że strażnicy są rozzłoszczeni i tylko czekają na jakąś zaczepkę. No i, że intensywnie kogoś lub czegoś szukają bo obława zdawała się obejmować całe miasto. W porównaniu do tego co się działo na zewnątrz to wnętrze rezydencji van Hansenów wydawało się okazją luksusu i spokoju. Chociaż i tu wkradł się pewien element chaosu z zewnątrz był jednak skutecznie kontrolowany przez nienaganne maniery szlachetnego państwa. Najmniej kontrolowała się najmłodsza pociecha państwa van Hansen. - Ciekawe czy za miastem też będą szukać. Mam nadzieję, że tak. Wzięłabym moją sworę i zapolowała sobie na coś interesującego. Te odyńce i wilki już mi się trochę znudziły. - poza członkami zboru kultystów Froya zdawała się być jedną z niewielu osób jakie zdawały się w ucieczce z kazamat dostrzegać coś pozytywnego. Chociaż oczywiście miała swoje powody i na całą sprawę patrzyła jak na kolejną okazję do rozrywki jaką dostarczała jej gorąca krew płynąca w żyłach podczas walki i polowania. Czy po obiedzie poszła spełnić swoją zachciankę tego Joachim już nie wiedział ale jak wychodził z rezydencji słyszał ujadanie ogarów dochodzące gdzieś z zaplecza rezydencji gdzie był ogród i budynku gospodarcze. - To skandal. To miało być najlepsze więzienie w Nordlandzie. Lepsze niż te co mają w Saltburgu bo nowoczesne. Przecież nie ma nawet stu lat jak i reszta miasta. Jak można było do tego dopuścić? Będę musiał złożyć protest w tej sprawie. Mam nadzieję, że szybko tych bandytów złapią i powieszą. - pan van Hansen też był wzburzony takimi wieściami o ucieczce więźniów. I kompletnie tego nie aprobował. Wiadomość musiała go zaskoczyć i wcale mu się nie spodobała. Był zdania, że możni tego miasta powinni wykazać patriotyczną solidarność i użyczyć swoje środki aby schwytać tych zbiegów. Co nieźle się wpisywało w chęci jego córki no ale to raczej ona nieco popsuła mu szyki swoją aktywnością jakiej chyba nie przewidział, że będzie chciała osobiście wziąć udział w tych poszukiwaniach. - Dobrze, że chociaż tobie Joachimie nic się nie stało. Słyszałeś jakie straszne rzeczy działy się ostatniej nocy? A ty wyszedłeś tak nagle z jakąś kobietą wczoraj wieczorem. Dobrze, że wróciłeś cało. - pani van Hansen zwracała się do ich gościa jaki z nimi jadł obiad jak dobra ciotka do swojego siostrzeńca. Nie wydawała się podejrzewać go o jakieś niecne czyny zaś jej mąż był bardzo zaaferowany całą sprawą i planował co tu można zdziałać w tej sytuacji zaś córka planowała swój udział w pościgu za zbiegami. Po obiedzie rozstali się a obiad się przydał. Smaczny i wielodaniowy, przyjemnie rozgrzewał od środka na tą mroźną niepogodę jaka panowała na zewnątrz. Zwłaszcza jak kogoś ominęło śniadanie. Teraz jednak dotarł w końcu do głównej bramy Akademii Morskiej. Była zamknięta tak jak poprzednio. Więc uderzył w nią i po chwili otworzyła się mała klapka a za nią widział kawałek twarzy wartownika. Musiał się przedstawić i powiedzieć po co przyszedł. Tamten zaś poszedł coś sprawdzić czy zapytać no ale w końcu wrócił i go wpuścił. Wiedział już gdzie jest biblioteka to dokąd iść. Szedł wydeptaną w śniegu ścieżką gdzie po bokach hałdy starego śniegu były wyższe od niego. A nowy puch wciąż padał. Niezbyt silny wiatr zwiewał zaś świeży, luźny śnieg z tych hałd obsypując także maszerujących. Wewnątrz murów też panowało poruszenie jakiego nie zauważył poprzednio. Jakby musztra albo jakiś apel. Widział jak zebrano w karnych szeregach jakichś ludzi i coś tam im mówiono albo intruowano. A potem wszedł do wnętrza biblioteki gdzie zastał tego samego młodego skrybę co poprzednio. - Pochwalony. Widzę, że wróciłeś. Czego szukasz tym razem? - zapytał raczej przyjaznym tonem patrząc na petenta zza swojego biurka. Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; port; ul. Łabędzia; tawerna “Pod pełnymi żaglami” Czas: 2519.02.27; Marktag (3/8); popołudnie Warunki: pokój Pirory, jasno, ciepło, cicho; na zewnątrz jasno, pada śnieg, d.sil.wiatr, siarczysty mróz (-25) Pirora Zanim Łasica się wygadała i opowiedziała koleżance ze zboru jak to było w nocy w tych lochach, kanałach i ulicach no to zeszło całe południe. W międzyczasie za oknami zaczął sypać śnieg. Łotrzyca w swoim żywiołowym stylu malowała opowieść na nową ją przeżywając. Jak to się wczoraj niespodziewanie w lochach pojawili łowcy czarownic wraz z Louisą, jak wieczorem po robocie wspólnie postanowili spróbować przyspieszyć akcję i odbić wyrocznię tej nocy. No i potem jak tam weszli przez kanały, jak po kolei otwierała zamknięte drzwi, potem jak chłopaki skołowali i pozbyli się strażników a jej udało się zabrać klucze i otworzyć cele z wyrocznią i tym kolegą Egona na jakim mu zależało. Potem jak szukali kostura wieszczki a ona sama na własną rękę postanowiła uwolnić Myszkę. Bo szkoda jej się jej zrobiło dziewczyny. I akurat jak ją uwolniła to Egon zablokował drzwi do reszty lochów a chłopaki znaleźli kostur. No i dalej dali dyla do kanałów a potem na sanie i do “Koguta”. - Dzięki kochanie! To bardzo miłe, że zapraszasz mnie do siebie! Ale jak bez ciebie to się nie liczy! - roześmiała się wesoło gdy usłyszała propozycję gościny od Pirory. Zastnawiała się nad tym przez chwilę ale ostatecznie uznała, że ma znaczne towarzyskie zaległości w “Mewie”. Z Cori i Burgund na początek. Jak za dawnych lat! A potem jeszcze cała reszta ferajny! - Jak nie masz jakichś nadąsanych planów z napuszonymi koleżankami z wyższych sfer to wpadaj. Zawsze będziesz mile widziana. Urządzimy sobie jakieś balety czy tam orgie. Tylko wiesz, tak jak kiedyś ze mną byłaś, nie jako jakaś damulka tylko zwykła dziewczyna. To wpadaj czy dziś czy jutro czy kiedy tam chcesz. Zamierzam się puszczać na okrągło z kim popadnie za te parę tygodni posuchy! - zawołała wesoło obejmując blondynkę gorąco. W tym jej nieco chaotycznym i hałaśliwym stylu trochę trudno było rozpoznać czy tak do końca sobie żartuje czy nie. Ale zaproszenie wydawało się chętne i szczere. O ile w tej podejrzanej knajpie Pirora by nie przyszła jako szlachcianka. Łotrzyca zdawała się mieć ochotę pofolgować wreszcie swoim żądzą jakie starała się ograniczać i krępować przez ostatnie miesiące pracy pod przykrywką głupiutkiej kuchennej w kazamatach. - Byłaś tam jako portrecistka. To mogą do ciebie uderzyć po nowe portrety albo w ogóle popytać czy coś ci się nie rzuciło w oczy. A w ogóle to jak się to wszystko uspokoi to chyba pogadam ze Starszym o przyjęciu Burgund. Już kiedyś o tym myślałam ale się pożarłyśmy. No ale jak się już pogodziłyśmy no to znów się nad tym zastanawiam. - przyznała zadumana bujając nogami na krześle i bawiąc się w podrzucanie i łapanie małego noża jaki wyciągnęła nie wiadomo właściwie skąd. Jak się nagadały tak towarzysko i kultystycznie była okazja zaprosić dziewczyny z dołu aby pogadać o tym i owym. Okazało się, że Łasica z Silke też się zna tak samo jak z Burgund. We trzy stanowiły dość wesołe i hałaśliwe trio dziewczyn z ferajny. Chociaż każda wydawała się mieć inną specjalizację. - No i ja przyniosłam tą figurkę syreny. - wyjaśniła Silke wyciągając z chlebaka zawiniątko. Jak je odwinęła pokazała koleżankom alabastrową figurkę syreny. Figurka była wysokości może dwóch pięści ale była trochę dłuższa niż wyższa. I przedstawiała nagą, młodą i atrakcyjną kobietę z wyzywająco nagimi piersiami. Na głowie miała jakiś diadem czy coś podobnego. Nieco zaskakujące były cztery ramiona. Właściwie to trzy bo czwarte było ułamane w przedramieniu. Ale były w różnych pozach jakby mała syrenka zastygła w trakcie lubieżnego tańca. Dół zaś był rybi albo wężowy. Bo był obły i widać było starannie wyrzeźbione łuski. Do tego ukształtowany w dość obsceniczny sposób jak to dziewczyny z ferajny określiły aby można kobieta w potrzebie mogła go sobie dopasować gdzie czuła największą potrzebę. I tylko na samym dole, tu gdzie powinna być podstawka był ułamany kawałek. Właśnie jakby ktoś odłamał tą podstawkę przez co figurka nie mogła stać w pionie samodzielnie ale musiała leżeć na którymś boku. Zaś o tatuażach Silke jak i jej koleżanki z ferajny rozgadała się całkiem chętnie. Właściwie wszystkie trzy zgodnie poleciły Inka jako najlepszego tatuażysty w mieście. Jak mówiły, jak tylko coś da się napisać lub narysować na papierze to Ink jest w stanie to wytatuować na skórze. On właśnie wytatuował węże u Łasicy i Burgund oraz kilka tatuaży jakie miała Silke. Do tego był dyskretny i nie zadawał zbędnych pytań. No i dlatego miał wielu klientów. - Jakaś twoja koleżanka ze szlachty chce sobie zrobić coś tak plugawego jak tatuaż? Przecież to coś dla marynarzy i innego pospólstwa a nie dla dziewcząt z dobrych domów! - zaśmiała się Łasica nieźle parodiując oburzony ton gderliwej ciotki albo guwernantki a i jej koleżanki się roześmiały. Chyba wszystkie były nieco zaskoczone, że jakaś “damulka” myśli o zrobieniu sobie tatuażu. A gdy już panny naoglądały się i pośmiały z tego alabastrowego cuda mogły przejść do sprawy okupu. Łasica podzielała zdanie jakie jakiś czas temu Burgund poradziła Pirorze. W takich szantażach delikatną sprawą jest zaufanie obu stron. Jak w każdym oszustwie trzeba było chociaż uzyskać jego pozory. Nadia była zdania, że póki facet nie dostanie do ręki tego co napisał to nie ma co liczyć, że ruszy się po sakiewkę. Po prostu nie mógł mieć żadnej pewności, że kiedykolwiek te żądania się skończą. A i okup był bardzo wysoki a nie na coś co można machnąć ręką i oddać tygodniowe kieszonkowe. Nie miała przekonania, że metoda jaką obrała Pirora okaże się skuteczna ale podobnie jak Burgund nie upierała się przy tym. Doradziła jej, że może rozłoży to na kilka rat, zwłaszcza jak ma więcej niż jeden list. Ot mogłaby sprzedawać je po jednym no albo zrobić od razu cały pakiet za całą sumę. Tak czy inaczej jednak powinna wysłać mu coś co sam wcześniej napisał. Cisza z jego strony raczej bowiem nie wróży zbyt dobrze takiej transakcji. Albo bierze ją na przetrzymanie, albo nie ma takiej kasy na zawołanie, albo właśnie uważa, że jak raz zapłaci to będzie wiecznie na nim pasożytować. Jakaś meta tej niepewności i limit mogłyby go skłonić do współpracy.
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić |
04-03-2022, 20:07 | #513 |
Reputacja: 1 |
|
05-03-2022, 13:07 | #514 |
Reputacja: 1 |
__________________ Evil never sleeps, it power naps! |
05-03-2022, 23:52 | #515 |
Reputacja: 1 |
Ostatnio edytowane przez Lord Melkor : 05-03-2022 o 23:56. |
06-03-2022, 11:33 | #516 |
Majster Cziter Reputacja: 1 | Tura 86 - 2519.02.28; bkt (4/8); ranek Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; Port; tawerna “Wesoła mewa” Czas: 2519.02.28; Backertag (4/8); ranek Warunki: główna izba, jasno, ciepło, gwar rozmów; na zewnątrz jasno, pada grad, umi.wiatr, lodowato (-30) Pirora Pirora siedziała razem ze swoimi nowymi i starymi koleżankami przy tym samym stole przy jakim wczoraj się najpierw zbierały a potem zaczynały te balety. Było gwarno i wesoło. Tak wczoraj jak i dzisiaj. Wczoraj jako przedsmak tej zaczynającej się zabawy a dziś jako słodki i nieco wymęczony finał po kotłowaninie jakiej punkt kulminacyjny był ostatniej nocy w dwóch wynajętych przez Łasicę pokojach na piętrze. Te szemrane towarzystwo potrafiło się bawić na całego, bez zbędnych konwenansów i podchodów. Zwłaszcza jak Łasica jeszcze w pokoju Pirory wczoraj dała wyraźnie do zrozumienia o jaką zabawę jej chodzi. - Zamierzam się dobrać do majtek i gorsetów każdej z was! Nie myślcie, że którejś się upiecze! - zawołała wesoło w udawanej groźbie. Chociaż wywołała ona wtedy raczej uśmiech rozbawienia i wesołości skoro właśnie po to się umawiały. Zanim nastał wieczór w “Mewie” dziewczęce twarzystwo zebrało i zaczęło grzeszyć na całego miały jeszcze swoje sprawy do załatwienia w drugiej połowie handlowego dnia. Łasica poszła przygotować “Mewę” na ich przybycie, Burgund zanieść te dwa listy do szantażowanych przez Pirorę adresatów Silke miała jeszcze coś do załatwienia. Panna z Averlandu zaś ruszyła do sklepu Grubsona. Tam zastała tego samego spokojnego kierownika sklepu co poprzednio. Oboje się już nieco znali z widzenia z tych poprzednich wizyt ale nie do niego tam poszła. Oksana też tam było i póki chodziło o relacje krawcowa - klient to niczym się nie zdradziła, że cokolwiek więcej łączy ją z akurat tą klientką co zamawiała u niej spodnie. Dopiero jak poszły do niewielkiej izdebki jaka była przymierzalnią i zostały same mogły sobie obie pozwolić nieco odkryć karty. - Kolejna wizyta w tamtym cudownym miejscu? Bardzo chętnie. Ale no jak widzisz ja jestem wolna raczej wieczorami. W dzień to mi nieco ciężko coś takiego zorganizować. Chyba, że znów w Festag bo mam wolne. A myślisz o kimś konkretnym kogo byś chciała widzieć na mojej smyczy i pod moim batem? - Oksana już jako nie krawcowa a jako madame wcale nie ukrywała swojej sympatii do tamtego lochu i zabaw z nim. Uśmiechnęła się sympatycznie i z błyskiem w oku na myśl o kolejnej zabawie w tym dawnym pokoju wychowawczym. Chociaż nie dysponowała tak czasem jakby sobie życzyła na takie wizyty. - Właściwie to miałabym kogoś co idealnie by pasował w tamte dyby i lochy. - przyznała po chwili gdy już padł temat tamtego lochu. Wyglądało na to, że jakaś dama z towarzystwa świetnie się czuje “pod butem” madame chociaż nie zdradziła o kogo chodzi. Owa dama jednak zawsze opuszczała dom w towarzystwie swojej podejrzliwej guwernantki która byłą niczym innym jak przyzwoitką. Chociaż głównie pilnowała aby jej podopieczna nie zostawała sam na sam z jakimiś mężczyznami. Kobiet chyba nie podejrzewała o takie przygody. No ale wizyta w opuszczonym pensjonacie co cieszył się kiepską opinią no raczej to niezbyt wpisywało się w repertuar damy z towarzystwa a już na pewno jej guwernantka nie powinna spuszczać jej z oka. Co Oksana bardzo żałowała bo uznała, że w jej młodej klientce żywioł aż się kotłuje pod skórą a wąż jest w niej bardzo silny więc byłaby pewna, że świetnie by się spisała pod butem i pejczem w prawdziwym lochu. Jednak zasady dobrego wychowania i manier mocno utrudniały zorganizowanie takiego spotkania. Może jutro by się z nią widziała no to by zapytała czy w ogóle by była chętna. - A może przyjdziesz do mnie jutro? Burgund do mnie przychodzi wieczorem jak skończę robotę. Wiesz po co. - zapytała i zaprosiła ją wczoraj, jeszcze w przebieralni sklepu. Dzisiaj przy śniadaniu w “Mewie” madame nie było z nimi ale Burgund była jedną z wesolutkich partnerek Pirory z jakimi jadła śniadanie po wspólnie spędzonej nocy. Podobnie jak Silke. Silke bez większego zastanowienia zgodziła się pokazać swoje tatuaże tej szlachciance co była ich tak ciekawa. Sama szulerka była ciekawa reakcji owej szlachcianki i tego co by jej mogła pokazać. W końcu niektóre tatuaże miała dość widoczne, w dekolcie, na brzuchu to wystarczyło podwinąć koszulę albo jej rękawy aby pokazać ramiona. Ale tak naprawdę to trudno było znaleźć kawałek anatomii Silke gdzie nie miała jakiegoś tatuażu. Zaś co do samego dziarania szlachcianki dziewczyny dość zgodnie były zdania, że Ink to najlepszy wybór. I, że najlepiej jakby ona sama do niego przyjechała. To by było najprostsze. A jeśli się wstydzi czy co to niech się przebierze za zwykłą dziewczynę tak jak teraz Pirora na wizytę w tawernie. No bo czy Ink by się zgodził pojechać do “Mewy” albo “Żagli” aby zrobić komuś tatuaż to żadna nie była pewna. Trzeba by pogadać z nim i zapytać. W końcu to taki artysta i niekoniecznie robił to co robił dla pieniędzy. Raczej dlatego, że lubił to robić. I mógł sobie pozwolić na swoje artystyczne widzimisie. I był bez obu nóg. Tylko kikuty mu zostały. Więc także z tego powodu niezbyt chętnie się przemieszczał poza swój warsztat. No ale dziewczyny obiecały, że mogą go zapytać no albo nawet zaprowadzić Pirorę aby sama mogła go zapytać. - Oj nawet nie wiecie jak ja bardzo tego potrzebowałam! Wreszcie wolność, wino, kobiety, śpiew i przypadkowa miłość! - Łasica wydawała się być w pełni zadowolona z ostatniej nocy. Gdzie dość burzliwie używali łóżek w obu wynajętych pokojach w późnych godzinach wieczornych. I łotrzyca mogła sobie odbić napięcie i strach z ostatnich tygodni. Towarzystwo z “Mewy” też chętnie się integrowało wczoraj z grupą młodych i ochotnych ślicznotek. I nawet jak Pirora nadal praktycznie nikogo z nich nie znała do niejako chroniła ją renoma dziewczyn z ferajny jakby sama była jedną z nich. Z samych dziewczyn oprócz niej, Łasicy, Burgund i Silke była Cori. Bretonka po matce została wynajęta przez Łasicę na całą noc aż do rana aby była ich osobistą kelnerką. A w gruncie rzeczy po to aby mogła się legalnie bawić razem z nimi. Ostatniej nocy sakiewka Łasicy była bardzo szczodra i właściwie włamywaczka była główną gospodynią organizatorką i sponsorem całej zabawy. Wynajęła nawet prawdziwą kurtyzanę na tą noc. Tak to wyglądało w pierwszej chwili gdy przedstawiała Olenę Priorze. Ale potem jak biesiadowały i wspominały stare czasy to okazało się, że z blondwłosą, sympatyczną kurtyzaną z “Nocnej przygody” znają się bardzo dobrze od czasów “gdy zaczynały nam rosnąć cycki”. Burgund i Nadia nawet pracowały razem z nią w tym zamtuzie i były ciekawe czy ta sala z trumnami wciąż tam jest. Wedle Oleny wciąż była. I cieszyła się nie słabnącym wzięciem. Kolejnej panny nie było z nimi bo Łasicy nie udało jej się ściągnąć ale ją akurat Pirora zdążyła poznać osobiście. Nije Simonsberg. Wedle słów wychowanek miejskich karczm i ulic to Nije kiedyś latała “w krótkich majtkach” tak samo jak one i razem z nimi. No ale teraz była wielką artystką co dawała koncenrty dla sławnych i możnych tego miasta. Brzmiało trochę jak zazdrość, dla tej której udało się wybić ponad ten uliczny poziom jaki reprezentowała reszta ich szachrajskiej paczki. Ale niezbyt. Bo nadal Nije czasem pokazywała się tu czy tam na starych śmieciach no i nie udawała, że ich nie zna co dziewczyny miały jej za spory plus. - No to za spotkanie po latach! - Silke wzniosła kielich i w górę poszedł kolejny toast. A za oknami grad bębnił o szyby zwiastując mało przyjemny poranek. Na razie jeszcze było śniadanie ale wkrótce trzeba będzie wyjść na ten zimny i świat aby zacząć kolejny dzień. - A słyszałyście co wczoraj mówili? Podobno Hugo zgarnęli do wieży. Szkoda. - zagaiła Burgund nie będąc pewna czy do towarzystwa dotarła wczoraj ta plotka. Wieść nie była zbyt wesoło. Hugo to był oszust, obibok i bajarz. Czyli oficjalnie minstrel. No a przy okazji wyśmienity flirciarz. I chyba poza Pirorą każda z koleżanek miała z nim przyjemność zawarcia bliższej znajomości i każda miło to wspominała. Dlatego teraz im się go żal trochę zrobiło, że wpadł w złym miejscu i czasie. Bo przez tą ucieczkę to władze mogą chcieć go surowiej ukarać niż normalnie. Tak to by dostał reprymendę, może posiedział w wieży albo przy słupie postał dzień czy dwa i by go puścili. No a tak to mogło się skończyć gorzej jak władze były tak skompromitowane tą ucieczką z ich lochów, że mogły chcieć się pochwalić jakimkolwiek sukcesem. Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; Port; mieszkanie Normy Czas: 2519.02.28; Backertag (4/8); ranek Warunki: główna izba, jasno, ciepło, cicho; na zewnątrz jasno, pada grad, umi.wiatr, lodowato (-30) Egon - Ale sypie. - mruknął Silny patrząc ponuro za okno. Trudno było to przegapić. Nawet na słuch. Odkąd wstali dał się słyszeć monotonny stukot małych, zimnych, twardych kulek o szyby. Pogoda była mało przyjemna. Co jednak nie powstrzymało imperialnych przed wznowieniem poszukiwań kolejnego poranka. Właściwie sądząc po ruchomych plamach światła widzianych w ciągu ostatniej nocy w porcie to chyba szukali przez całą noc. A w dzień pewnie też. Chociaż ten grad mocno ograniczał widoczność dalszą niż kilka najbliższych domów. Ale ze dwa razy już widzieli patrol z halabardami jaki przeszedł ulicą przed zajmowanym przez kultystów domem. Przeszedł ale nie zajrzał do środka. To, że polowanie i obława wciąż trwa potwierdzało ujadanie psów słyszalne bliżej lub dalej. Ale nie ustawało ani na chwilę. Wciąż szukano zbiegów. - To mówisz, Strupas, że sprawdzili “Koguta”. - zagadnął Starszy jaki stał z rękami założonymi na plecach i wpatrywał się w ten ponury widok za oknem. - Tak, wczoraj. Szli dom po domu. W tamtej okolicy to chyba każdy dom sprawdzili. To “Koguta” też. - śmierdzący żebrak potwierdził swoje słowa. On to wczoraj późnym wieczorem przyniósł te wieści. A Starszy kazał mu przyjść rano. - Myślisz mistrzu, że ktoś nas wsypał z tym “Kogutem”? - zapytał mięśniak zerkając na zamyślonego, zamaskowanego druida wpatrzonego w szare wody zatoki zasypywane drobnymi kulkami gradu. - Może. Ale niby kto? Musiałby być ktoś od nas. Nie sądzę. Raczej przeczesali okolicę tam gdzie psy straciły trop. - lider pokręcił głową ale chyba spodziewał się właśnie tego o czym mówił w sprawie poprzedniej kryjówki. - To niedobrze. Oficjalnie kupiliśmy tą karczmę. Jest jakaś szansa, że dotrą do nas. - Karlik otarł spocone czoło chusteczką. Przyszli dzisiaj rano razem aby sprawdzić jak wygląda sytuacja. Na razie była stabilna. Dzięki udanemu blefowi Egona strażnicy chociaż wczoraj zwrócili na nich uwagę to ostatecznie puścili ich bez sprawdzania zawartości szafy. Dzięki czemu trochę później mogli dotrzeć do tego mieszkania. Jednak ciągłe poszukiwania nadal im zagrażały. Reakcja władz okazała się równie mocna jak akcja spiskowców. Postawili na nogi całe miasto i przeszukiwali je całkiem solidnie. Silny całą noc się zastanawiał czy lepiej siedzieć w jednej dziupli czy się przemieszczać co jakiś czas. Oba rozwiązania miały i wady i zalety które on sam dostrzegał. Wbrew temu co o nim lubiła mówić Łasica to nie był takim tępym osiłkiem. W końcu też był chłopakiem z ferajny. Tylko od bardziej bezpśrednich działań niż ona. I główkował, że jakby siedzieć w jednym miejscu no to unika się ryzyka przypadkowych kontroli na jaką oni trafili choćby wczoraj. Ale też większa szansa, że ktoś cię w końcu zdybie i naprowadzi pościg. No a jakby zmieniać dziuplę co jakiś czas to można się wpakować właśnie na taką przypadkową kontrolę ale też jest szansa, że pścig jak trafi to na jakieś byłe miejsce. Tak jak wczoraj na “Koguta” prawie tuż po tym jak się wynieśli. - Jeśli nawet. To się od wszystkiego odetniemy. Powiemy, że nic o tym nie wiedzieliśmy. Remont był. Może ktoś z robotników nie zamknął drzwi czy co. Poza tym karczma zwykle stała pusta to może dlatego. - Starszy skinął głową na uwagi ich skarbnika. Widocznie nie uważał ich za bezpodstawne. Ale uspokajający ton zdawał się wierzyć, że nawet w tak niekorzystnym przypadku zdołaliby się wyłgać. Grubas zastanawiał się chwilę nad tym i pokiał głową. - Jeśli nawet to jako kryjówka i tak jest spalona. Przynajmniej przez jakiś czas. - Silny wzruszył swoimi wielkimi barami dając znać jak widzi sprawę. Z nim też ich lider się zgodził chociaż jako nieme kiwanie głową. - Tyle pieniędzy! Tyle wysiłku aby to przygotować! I jeszcze remont! A teraz wszystko na nic! - zawołał rozzłoszczony Karlik który zazwyczaj ponosił największe koszty wszystkich ich operacji. A tego “Koguta” szykowali przecież i jako kryjówkę dla zbiegów i jako nową siedzibę dla zboru. Takiego gdzie można by swobodnie umieścić wyrocznię. No i te dwie odmieńce jakich też początkowo nikt nie planował. - Spokojnie mój synu. To nie jest zmarnowana inwestycja. Remont się dokończy. I otworzymy tam najwyżej zwyczajną knajpę. Albo coś w tym stylu. Ale kryjówkę no tak, trzeba będzie znaleźć nową. - Starszy odwrócił się do niego i odezwał się uspokajającym głosem. Podziałało. Karlik westchnął jeszcze raz ciężko ale nie wydawał się przekonany. - Może uda się tam otworzyć te walki co Egon miał zamiar? Albo coś z tego teatru co planowała Pirora? Zobaczymy. Coś się wymyśli mój synu. Plany naszych patronów mają wiele ścieżek. Nawet jak któreś wydają się nam ślepe to właśnie tak jest. Nam się tak wydają. - dopowiedział jeszcze wskazując na dodatkowe możliwości jakie niosła ze sobą taka nowa karczma w mieście. Nawet jeśli już niezbyt nadawała się do planów dla jakich pierwotnie ją kupili. Karlik w końću dał się przekonać i pokiwał głową na znak zgody. - No to i tak trzeba znaleźć jakąś nową dziuplę. - Silny odczekał trochę aby się upewnić, że ci dwaj ważniejsi od niego w ich grupie skończyli ten wątek nim się odezwał. - Ano trzeba. Powiedz jeszcze raz Strupasie jak to wyglądało z tym “Kogutem”. - zamaskowany mężczyzna zwrócił się do najpodlejszego z ich grona na jakiego na ulicy zwykle najmniej zwracano uwagę. Dlatego nieźle się sprawdzał w roli szpiega. - No szli dom po domu. Doszli do “Koguta”. Zaczęli walić w drzwi. Nikt nie otwierał to wyważli. Potem weszli do środka. Nie wiem co tam robili bo zostałem na zewnątrz. Coś musieli jednak znaleźć. Bo potem posłali jednego gdzieś dalej. A potem przyjechali saniami. Łowcy czarownic jak nic. Weszli do środka, sprowadzili psy. I węszyli dalej. Potem poszli za psami. Szli waszym tropem jak po sznurku. Ale chyba stracli trop już w samym porcie. Dalej musiałem dać dyla bo mnie psy obszczekały na tyle, że zaczęli się na mnie gapić. To zwiałem. - garbus powtórzył to samo co wczoraj. Tylko to co najważniejsze bo w końcu już o tym gadał wczoraj. Wszyscy obecni to słyszeli ale widocznie mistrz myślał nad tym wszystkim co dalej. Nawet jeśli pościg poszedł p tropie bywalców “Koguta” to tutaj nie doszedł. Ale znów dotarli dość blisko co mogło wyjaśniać nocne światła w porcie. I znów mieli nerwową noc w oczekiwaniu na walenie do drzwi. Jednak nic takiego się nie stało. - Może przeniesiemy wyrocznię i te dwie na “Adele”? - zaproponował Karlik zerkając na Starszego. Ten pokręcił przecząco głową. - Nie. “Adele” to nasz azyl. Musi pozostać bezpieczna bez względu na okoliczności. Nie możemy jej narażać. Trzeba znaleźć nową kryjówkę. Z dala od portu skoro tutaj węszą. - zamaskowany lider uniósł do góry palec aby podkreślić to o czym mówi. Teraz zasłona gradu przesłaniała widok na nabrzeże przy jakim cumowała na stałe stara krypa kultystów jednak normalnie mogło ją z okien być widać. To było prawie po sąsiedzku. Odwrócił głowę jak i pozostali na dźwięk kroków na schodach. Po chwili do kuchni wszedł ciemnowłosy cyrulik. - Jest z nimi dobrze. Są wychudzone ale to po paru miesiącach w lochu nie jest dziwne. Wystarczy je podkarmić. Mają rany ale głównie obtarcia i odleżnyny. Wyrocznia ma pęknięte albo złamane dwa żebra. Musi się zrosnąć. Dlatego powinna unikać biegania, skakania, walki i innych takich aktywności póki się nie zagoi. Też się zrośnie samo. Za miesiąc lub dwa. - Sebastian który przyszedł dzisiaj rano przedstawił swój raport medyczny na temat swoich pacjentek. To, że mniej więcej obie uciekinierki z twierdzy są całe to chyba wszyscy widzieli już wczoraj. Dało się jednak dostrzec pewne zesztywnienie czy osłabienie trudno było jednak znaleźć przyczynę. No i właśnie ją poznali dzięki cyrulikowi. - Będe jeszcze do czegoś potrzebny? - zapytał młodzian widocznie gotów wrócić do siebie. Póki nie był z nimi ani nie przenosił jakichś podejrzanych ładunków to nawet w razie sprawdzania przez straże chyba nie powinien wpaść. Raczej słabo pasował do rysopisu zbiegów. - A te dwie gadają dalej? - Karlik zapytał wskazał na sufit gdzie urządzono pokój dla wyroczni. A drugi dla dwójki mutantek. Wiedzieli o kim mówi. Oprócz niego przyszła też Norma. Jak tylko zobaczyła Mergę przyklękła na jedno kolano przed nią i schyliła głowę mówiąc coś zduszonym głosem w swoim północnym języku jakiego południowcy nie rozumieli. Ale to, że uznaje rogatą wiedźmę jako jakiegoś wodza czy kogoś podobnego było czytelne i bez znajomości języka. Merga uspokajająco coś odpowiadała kłądjąc dłoń na myszatych warkoczykach Wilczycy. I o czymś zaczęły rozmawiać gdy w końcu Norma podniosła się z kolan. Ale wciąż dało się dostrzec sztywność i brak płynności w ruchach. I tak wyglądała znacznie lepiej niż na początku zeszłego tygodnia gdy ją Egon z Silnym z towarzyszami wynosili z podziemi do kanałów a potem jeszcze wyżej. Wtedy wyglądała jakby już jedną nogą była w ogrodach Morra. Widocznie dzisiaj jeszcze nie doszła w pełni do zdrowia co zresztą potwierdzały słowa Sebastiana. Ale już była na chodzie i jak się dowiedziała, że udało się uwolnić wyrocznię przybyłą natychmiast razem z nim. Tego się nie spodziewali a bez Kurta nawet po kislevsku trudno było się dogadać nie mówiąc już o języku barbarzyńców z północy. Niemniej obie, i wyrocznia i wojowniczka miały ze sobą wiele do powiedzenia bo w końcu obie poszły na górę i tam dokończyły rozmowę. - I nie chcę nic mówić. Ale jak znajdą u mnie Gustawa to lipa. A tam niedaleko mnie też się kręcą i szukają. - powiedział po chwili wahania Sebastian. No tak, za ukrywanie odmieńca to groziła czapa. Do tej pory nikt go tam nie szukał ale teraz jak miasto przypominało gniazdo wściekłych szerszeni to nawet rutynowe przeszukanie mogło przynieść tragiczne dla kultystów skutki. Znów usłyszeli kroki. Po chwili w kuchni pokazała się Merga wraz z Normą. https://whfb.lexicanum.com/mediawiki...9/Merga_01.png Merga chociaż poruszała się jeszcze ostrożnie, pewnie przez te połamane podczas śledztwa żebra, to jednak wyglądała dzisiaj o wiele bardziej władczo i dostojniej niż gdy była świeżo po uwolnieniu. Ze swoim kosturem i rogami jakie zrobiły niesamowite wrażenie na Lilly. Była nimi zachwycona i z miejsca okrzyknęła ją królową. Co brzmiało na tyle zabawnie, że rozbawiło chyba nawet samą Mergę. Ale różowowłosa z zapałem tłumaczyłą pozostałym, że rogi są oznaki łaski bogów no a takie duże, dorodne i piękne muszą należeć do jakiegoś ich ulubieńca i wybrańca. Z tym to nawet Starszy i sama Merga nie mogli dyskutować i na tym stanęło. - Witam wszystkich. Chciałam wam niezmiernie podziękować za ratunek i pomoc. A ty Egonie widzę, że potrafisz zachować zimną krew w nagłych wypadkach. Ślicznie sobie poradziłeś wczoraj z tymi strażnikami. - powiedziała witając się z kultystami jacy otoczyli ją opieką wyciągnęli z tarapatów. Teraz zaś dzielili z nią los i niebezpieczeństwo. - Rozmawiałam z Normą. Powiedziała mi co się z nimi stało. Dopadł ich los równie straszny jak mnie. Udało mi się ich wezwać na pomoc po moich schwytaniu. Niestety chociaż Orkan okazał się śmiałym żeglarzem i sternikiem to pochłonęły ich łódź mielizny tutejszej rzeki. No a dalej to już tutejsze siły z waszego miasta zrobiły z nimi porządek. Zapewne tylko Norma wyszła z tego cało. - wyjaśniła skąd się tu wzięła łódź pełna norsmeńskich wojowników, w samym środku zimy uznawanej za nie nadającą się do żeglugi tak przez żeglarzy z północy jak i z południa. - Ściągnęłaś ich tu z Norsci? Jak już byłaś w lochu? - Starszy chyba był pod takim wrażeniem tej wiadomości, że aż nie dowierzał. - Tak. Potem jednak zaczęli mi dodawać usypiacze do jedzenia i picia więc moje możliwości zostały znacznie ograniczone. Dopiero Łasica to przerwała pod koniec mojej niewoli. - przyznała Merga rozglądając się po zebranych jakby szuakała wzrokiem włamywaczki jaka była pierwszą wysłanniczką kultystów jakiej udało się do niej dotrzeć bezpośrednio. Nawet jeśli nie miała pełnej swobody manewru w jej pobliżu. - Nie ma jej. Pewnie się już puszcza gdzieś na mieście. - burknął pogardliwie Silny z nutką satysfakcji, że może podkopać autorytet nieobecnej. - No trudno. Niech się wyszumi. A teraz zgaduję, macie jakąś poważną sprawę nad jaką się głowicie. - zapytała rogata machając ręką na nieobecność niebieskowłosej. - Tak. Szukają cię w całym mieście. Za miastem też. Obława na pełną skalę. Zmobilizowali wszystkich co mogli. Znaleźli tą karczmę w jakiej ukrywaliśmy się wczoraj. Poszli po śladach do portu. I dalej szukają. - powiedział Starszy streszczając krótko to o czym właśnie mówili. Rogata pokiwała głową i popatrzyła na nich tymi niesamowitymi złotymi oczami jakie zdawały się promieniować nieziemskim blaskiem. - Rozumiem. I będą szukać. Bardzo dokładnie. Ten Hertwig i jego banda mnie przesłuchiwał. To są bardzo groźni przeciwnicy. Bystrzy. Zawzięci. Zdeterminowani. Będzie nas kosztowało sporo wysiłku aby im umknąć. A odpowiedzią na nową kryjówkę jest ziemia. Trzewia ziemi. Szukajcie pod ziemią. Tam będzie odpowiedź. Bezpieczne miejsce gdzie będzie można przeczekać tą zawieruchę. Nim będziemy mogli zabrać się za zrealizowanie planu jaki mnie tu ściągnął. - wyrocznia powiedziała to tak jakby mogła odsłonić mgłę teraźniejszości lub przyszłości chociaż w jakimś stopniu. Po czym podeszła do jednego z wolnych krzeseł przy kuchennym stole i usiadła na nim. Zaś Norma niczym jej gwardzistka stanęła za nią z rękami złożonymi na piersi. Nie odzywała się bo i poza Mergą nikt w tym gronie nie znał języków jakie znała ona. Pozostali popatrzyli na nią a potem po sobie zastanawiając się nad tym wszystkim co powiedziała. Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; ul. Złota; rezydencja van Hansenów Czas: 2519.02.28; Backertag (4/8); ranek Warunki: główna izba, jasno, ciepło, cicho; na zewnątrz jasno, pada grad, umi.wiatr, lodowato (-30) Joachim Dla astrologa kolejny poranek okazał się kiepski. Ledwo otworzył oczy i usłyszał charakterystyczne, monotonne stukanie o szyby. Chwilę później ponure chmury wiszące nad miastem z któych sypało drobnymi, białymi kuleczkami jasno wskazywały, że nie ma co liczyć na jakieś oglądanie gwiazd i nieboskłonu. Zresztą był już dzień a te najlepiej się oglądało w nocy. Jednak zawsze była jakaś szansa, że później się przejaśni. Pogoda jednak mogła namieszać w szykach także każdemu kto planował coś pod otwartym niebem. Bo czy chodziło o pływanie łodzią czy konną jazdę za miastem to gdy padał grad czy sypał śnieg też stawało to pod znakiem zapytania. Jak już zszedł na dół na śniadanie z państwem van Hansen okazało się, że ich najmłodsza blond pociecha wcale nie jest zadwolona z takiej kiepskiej pogody. - Spójrz na to inaczej moje dziecko. Przecież mogłabyś sobie zrobić krzywdę podczas takiego polowania. - matka chciała chyba pocieszyć córkę widząc jak ta kwaśnieje na ponure widoki za oknem. - Oj mamo, nie jestem już dzieckiem. - jęknęła smukła blondynka która faktycznie zdradzała kształy i wysławianie się młodej kobiety a nie małej dziewczynki. - Pani matka ma rację. Pościg jest organizowany przez zawodowców. A ci zbiegowie z kazamat to nie przelewki. Prawdziwe szuje. Podobno jedna z nich jest jakąś okropną, zdeformowaną wiedźmą z rogami. Z takimi trzeba szczególnie uważać. - pan Mikael poparł żonę i próbował logicznej argumentacji wobec dorosłej córki. - No i właśnie dlatego to byłoby takie ciekawe. No nic. Może później się przejaśni albo chociaż przestanie sypać. Pójdę pogonić służbę aby wszystko było gotowe. - Froya skinęła im głową z szacunkiem jednak ich słowa odniosły wręcz przeciwny skutek. Nie miała zamiaru zrezygnować z pościgu za zbiegami i chciała ruszać jak tylko pogoda się poprawi. Dlatego po śniadaniu poszła aby porozmawiać z majordomem który powinien dopilnować wszystkich przygotowań. Młoda szlachcianka była zdania, że największe szanse jest schwytać zbiegów zaraz po ucieczce. Pierwsze dwa czy trzy dni są najważniejsze póki są w miarę blisko miasta i ślad jest jeszcze w miarę świeży. Potem to już szukanie igły w stogu siana. Na myśl, że w tych warunkach zbiegowie mogliby zamarznąć jaką rzucił jej ojciec tylko się skrzywiła bo to był jeden z tych wariantów jakie psuły jej przyjemność z polowania na niebezpieczną zwierzynę. - Chyba, że wciąż są w mieście. Mogą się ukrywać w jakichś ruderach. Większość miasta to takie rudery właśnie. W morze nie wypłynęli bo wszystkie statki są unieruchomione. A skoro ktoś im pomógł wydostać się z lochu to muszą mieć jakiś wspólników na mieście. Możliwe, że oni by ich ukrywali. Ale spokojnie moje panie, w mieście też wszyscy ich szukają. Rozesłano za nimi listy gończe więc prędzej czy później zostaną schwytani. - głowa rodziny van Hansenów uśmiechnął się uspokajająco do swojej żony i córki, nawet do Joachima aby dodać im otuchy. I wyglądało na to, że zbiegów szuka się tak w mieście jak i poza nim. I to bez względu czy panna van Hansen dołączy do tych poszukiwań czy nie. Część tej obławy wczoraj Joachim odczuł na własnej skórze. Widział jak patrole z kuszami i halabardami no i z psami, przeszukją przechodniów, budynki, tworzą punkty kontrolne na ulicach. Wyglądało to poważnie, władze solidnie się zabrały do tej obławy. Wyglądało na to, że rzucono do tych poszukiwań nawet kadetów Akademii Morskiej. Tak przynajmniej wczoraj ten skryba z jakim rozmawiał Joachim w bibliotece tej uczelni tak mu powiedział. Faktycznie gdy już o zmierzchu opuszczał mury uczelni to plac apelowy był zawalony tylko zdeptanym śniegiem i właściwie nikogo tam nie było. Gdy wracał do rezydencji van Hansenów znów spotkał liczne patrole i jeden czy dwa jego też zatrzymały. No ale nie był fioletową, rogatą kobietą ani dwoma dryblasami no to za każdym razem jakoś udało mu się wyślizgać z tych kontroli chociaż przyjemne to nie było. A widocznie rysopisy jakich szukali strażnicy najbardziej pasowały do Mergi co dziwne nie było. Miała tak wyjątkowy wygląd, że trudno ją było zapomnieć. Jednak kompletnie to nie sprzyjało gdy ją ścigano i szukano. Zaś dwóch dryblasów jak ulał pasowało do opisu Egona i Silnego. Bo jeden łysy a drugi kudłaty a takich właśnie szukano. No i wczraj końcówkę dnia Joachim spędził w zaciszu biblioteki. Gdzie unosił się specyficzny zapach i klimat księgozbioru, uczelni i wiedzy. Podobny do wszystkich bibliotek w jakich młody magister był. Miał okazję zapoznać się dokładniej z tomiszczami jakie poprzednio z braku czasu przerzucił dość pobieżnie. Teraz mógł się wczytać dokładniej w tekst starając się nie myśleć o obławie jaka trwała na zewnątrz. Pewną niedogodność w tej lekturze stanowił fakt, że chyba nikt z uczonych nie uważał syren za tyle interesujące aby pisać tylko o nich. Raczej wrzucano wzmianki o tych półrybach w teksty z morskich legend i folkloru albo w opisach jakichś morskich przygód i potworów. Nie było tak łatwo wyłapać z jednej czy drugiek księgi ten fragment gdzie pisano akurat o nich. A te fragmenty jakie znalazł okazywały się różnej wielkości i jakości. Opisy syren też były dość niejednoznaczne. Na przykład powszechne wyobrażenie, że to pół kobiety i pół ryby, żyjące w morzach powtarzało się prawie za każdym razem. Ale istniały też plotki o takich istotach żyjących w rzekach i jeziorach. Trudne to było do zweryfikowania. Nie do końca też było wiadomo skąd się biorą syreny. Bo raczej każde stworzenie miało rodzaj męski i żeński. A syreny powszechnie uważano za kobiety. A gdzie byli syreni mężczyźni? Brak samców skłaniał niektóych uczonych do rozważań nad nienaturalnym i może spaczonym pochodzeniem tych stworzeń. Może były to tak jak chciał folklor - efekt jakiejś klątwy jaka dotykała tylko kobiety co by tłumaczyło brak mężczyzn. Z drugiej strony chodziły pogłoski o trytonach czyli stworzeniach podobnych syrenom tylko, że z męskimi torsami. Ale pogłoski o nich były jeszcze żadsze niż o samych syrenach a nawet jeśli trytony faktycznie istniały wciąż nie było pewne czy można ich uznać za ten sam gatunek co syreny. Chociaż przy takim założeniu mogło tłumaczyć skąd się biorą kolejne generacje tych stworzeń. Jeszcze inna teoria mówiła, że syreny używają mężczyzn, głównie ludzi, do rozmnażania. Po to ich wabią na brzeg i śpiewają tak pięknie aby ich skusić do siebie. Chociaż znów jak ktoś trafnie zauważył w książkowej polemice jaką czytał Joachim taki rozbitem w zimnej wodzie to raczej miałby co innego w głowie niż jakieś amory z półrybą. To zaś kierowało uwagę uczonych na kolejną cechę charakterystyczną syren jaka powtarzała się w ich opisach czyli śpiew. Jego wpływ na marynarzy, zwłaszcza mężczyzn był powszechnie znany. Co skłaniało do przypuszczeń, że albo jest to jakaś zbiorowo wywołana hipnoza, histeria albo po prostu magia. Ponieważ załogi większości statków składały się raczej z mężczyzn nie do końca było wiadomo jak kobiety mogłyby zareagować na taki syreni śpiew. Byłyby bardziej podatne? Mniej? W ogóle? Tak samo? Każda z tych odpowiedzi wydawała się uczonym równie prawdopodobna. Koniec końców więc syreny były stworzeniami jakie z braku materiału do badań były dla uczonych trudne do sklasyfikowania. Większość wieści o nich pochodziło albo od marynarzy albo z portowych tawern i miejskich legend. Co z założenia stawiało ich jakość pod znakiem zapytania. Bo jak tu wierzyć pijanym, rozwydrzonym marynarzom w tawernach? Syreny stawiały przed uczonymi więcej pytań niż dawały odpowiedzi. Nie było pewne czy to osobna rasa lub gatunek czy nie. Nie było pewne skąd się wzięły i biorą. Może ich rzadkość wskazuje, że to jakaś wymierająca rasa? Albo efekt jakiejś klątwy dlatego tylko co jakiś czas jakaś kobieta przemienia się w syrenę? Jedna z teorii mówiła bowiem, że syreny to taki morski odpowiednik banshee, zjaw i wyjców czyli osób jakie zmarły tragicznie ale z jakichś powodów ich upiory wciąż buszują po tym świecie. Nie było więc też wiadomo czy traktować je za jakąś spaczoną rasę jak choćby zwierzoludzi czy też naturalną jak kolejny gatunek rekinów czy ośmiornic. Zgadzano się, że raczej traktowano je jak szkodniki. W końcu jak jakaś istota śpiewem kieruje statek na skały czy mieliznę to trudno uznać to za coś pożytecznego. I czy motywem syren było żerowanie na truchłach marynarzy czy spółkowanie z nimi aby zapewnić przedłużenie gatunku to już był poboczny temat w porównaniu do zatopionego statku, ładunku i załogi. Ale były też wzmianki, jak jedna z bretońskich opowieści, że była kiedyś taka dobra syrena co przeprowadzała statki przez zamglone i zdradliwe mielizny bardzo tym pomagając marynarzom albo, że kogoś uratowała jakaś morska panna doprowadzając go do brzegu. Trudno było oddzielić prawdę od fikcji. Nawet nie wszystkie wizerunki syren były ze sobą zbieżne. Owszem, zwykle opisywano je jak górę kobiety a dół ryby. Ale zdarzały się też opisy, że miały po cztery lub wiecej ramion albo nawet skrzydła i czasem utożsamiano je z morskimi harpiami gniazdującymi na morskich klifach. A jedna czy dwie wzmianki podawały, że dół zamiast ryby przypominał ośmiornicę. Zaś wedle części legend syreny potrafiły przybrać w pełni ludzki wygląd czyli mieć nogi i w ogóle wyglądać jak młode, piękne kobiety. Ale to mógł też być jakiś wpływ tego jak opisywano driady i nimfy i znów były spekulacje czy są między nimi jakieś powiązania. I najczęściej wspominano o nich z okazji Marienburga. W końcu ten największy port Starego Świata miał właśnie syrenę w herbie. Tu spekulowano, że właśnie ten herb mógł się przyczynić do rozpowszechnienia takiego a nie innego wizerunku syreny. Najwięcej doniesień o tych morskich stworzeniach. Jednak doniesienia i legendy o spotkaniach z tymi syrenami pochodziły od Erengradu, po morza dalekiej północy aż po ciepłe okolice Tilei, Startossy i Estalii. A jeden z uczonych krytycznie się odnosił do tego wszystkiego uważając syreny za wymysł znudzonych rejsem marynarzy jakim się marzą piękne, kobiece skąpo odziane kształty chętne na karesy. Te wdzięki i zachowanie morskich kusicielek oraz niejasne pochodzenie niektórych uczonych skłaniało ku pomysłowi, że to jakaś demoniczna i plugawa nacja stworzona przez mroczne siły aby wodzić marynarzy na pokuszenie. Były i inne, takie które mówiły, że syreny to takie morskie hurysy jakie są morskim ludem i w głębinach prowadzą swoje życie gdzie biesiadują z wybrańcami Mananna. Z jakiej strony więc by nie czytać o tych syrenach trudno było o naukowy konsensus. Zwłaszcza, że źródłem do badań były opowieści marynarzy i ludowe tradycje. No a dzisiaj, w ten ponury poranek z gradem na zewnątrz jaki powoli przechodził w pełnię dnia musiał się na coś zdecydować. Froya mówiła przy śniadaniu, że jak się uspokoi z tym gradem to ruszy konno w szukanie zbiegów za miastem. Wtedy by raczej nie mógł załatwić swoich spraw na mieście. No a jak ruszyłby na miasto a pogoda by się poprawiła to panna van Hansen ruszy w tą pogoń bez niego.
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić |
10-03-2022, 04:33 | #517 |
Reputacja: 1 |
__________________ Evil never sleeps, it power naps! |
11-03-2022, 23:58 | #518 |
Reputacja: 1 | Joachim stwierdził, że gra w całkiem niebezpieczną grę. Z jednej strony musiał sprawiać wrażenie praworządnego magistra, który chce być pomocny w takich kwestiach jak walka z wyznawcami Chaosu. Z drugiej oczywiście chciał by jego kamraci z kultu nie zostali złapani, a on powiązany z ucieczką wyroczni. No ale nie miał wyboru tylko musiał się wprawiać do takiego podwójnego życia jakie go najwyraźniej czekało. Ostatnio edytowane przez Lord Melkor : 12-03-2022 o 00:00. |
15-03-2022, 22:20 | #519 |
Majster Cziter Reputacja: 1 | Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; Dzielnica Południowa; nowa kryjówka zboru Czas: 2519.02.31; Angestag (7/8); zmierzch Warunki: główna izba, jasno, ciepło, gwar rozmów; na zewnątrz półmrok, pada średni śnieg, d.si.wiatr, siarczysty mróz (-25) Wszyscy Obława wciąż trwała. Bez ustanku. Myśliwi wciąż szukali zbiegów i ich wspólników. W mieście i poza nim. W zamieszkałych kamienicach i pustych ruderach. W miejscach gdzie dominowało towarzystwo z półświatka i rezydencjach tych sławnych i bogatych. Na niskim, zachodnim brzegu Salt w nowym mieście i na wysokim, wschodnim. I chociaż od ucieczki z miejskich lochów minęło już kilka dni to nic nie wskazywało na osłabienie poszukiwań. Wręcz przeciwnie. Codziennie pojawiały się plotki kogo znów zaciągnięto na przesłuchania do ratusza. A tych najbardziej podejrzanych czy krnąbrnych lub co wpadli za co innego do kazamat. W ten czy inny sposób obława dotknęła całe miasto i jej mieszkańców. Nie omijała też kultystów którzy spowodowali tą lawinę poszukiwań i przeszukiwań. Więc gdy się spotkali pierwszy raz od tygodnia razem to można było odetchnąć z ulgą, że prawie są w komplecie. A nawet doszły im nowe twarze. Jednak mało kto miał nastrój na świętowanie gdy napięcie spowodowane oddechem pościgu na karku dawał się we znaki każdemu. Nawet miejsce spotkania o tym świadczyło. Było nowe. Pierwszy raz nie spotykali się na “Adele”. Tylko w podziemnej kryjówce w południowej części miasta. Łasica ją znała i tam przeprowadzili się przedwczoraj z tej piwnicy jaką znał Egon. - To nie są trzewia ziemi o jakich myślałam. Tu nie będziemy bezpieczni. Musimy znaleźć coś innego. - powiedziała w Backertag Merga gdy jako ostatnia przeszła trasę z portu do nowej kryjówki. I rozejrzała się po tej piwnicy. Ale zostali tam bo na tamtą chwilę i tak nikt za bardzo nie miał pomysłu na inną kryjówkę. A na ulicach wciąż szalały patrole i punty kontrolne straży. Aż przedwczoraj przyszła Łasica. W przebraniu. Nieźle się przebrała. Z okien wyglądała na jakąś starą jędze i żebraczkę jaka chodzi po pustych domach aby znaleźć coś do jedzenia. I ani Silny, ani Egon co ją znali najlepiej z pozostałych nie poznali jej. Silny mruczał cicho do kolegi zastanawiając się czy lepiej nie otwierać czy otworzyć i zlikwidować starą wiedźmę. Bo ta już weszła na podwórko i szła bo widocznej ścieżce jaką zrobili wcześniej gdy tu się instalowali. Dopiero jak zakapturzona, garbata postać zastukała do drzwi umówionym sygnałem to można było przypuszczać, że to ktoś ze zboru. Ale łysy myślał, że to pewnie zatukany w łachmany Strupas. Jak otworzył drzwi stara weszła mamrocząc coś do środka prosząc o łaskę i jałmużnę. Dopiero jak zamknął drzwi i postać zdjęłą kaptur i jakieś zwoje na głowie ukazała się zaskakująco młoda i roześmiana, kobieca twarz Łasicy. - Przyniosłam wam żarcie. Starszy z Karlikiem przygotowali. I coś do rozrywki. - powiedziała wskazując kciukiem na sanki jakie do tej pory ciągnęłą za sobą. Wyglądały jak coś na znalezione graty i pasowały do przebrania starej żebraczki. Tam jak wyszli to znaleźli prowiant. Coś co można było wrzucić na ruszt, do pieca, nawet butelki z winem. Dobrze. Bo tak na chybcika opuszczali kryjówkę Normy, że właściwie wczorajszy dzień był dość biedny i głodny. A i dłużył się i nudził niemiłosiernie. Dopiero Łasica przywiozła coś dla pociechy ciała i ducha. To pierwsze było na sankach a to drugie to były zurzyta talia kart oraz kości. Aby zapewnić jakąś rozrywkę grupce uciekinierów. Ale włamywaczka miała i mniej dobre wieści. - Macie szczęście, że ja was nie szukam. Widać dym z komina. I te ślady przed drzwiami. Sprawdziłabym ten dom w pierwszej kolejności jakbym was szukała. No ale musiałabym być na tej ulicy i was szukać. - oznajmiła im dwa dni temu gdy weszła do środka aby się ogrzać przy piecu. Trudno było uniknąć dymu w zimie gdy się grzało w piecu albo pozostawionych śladów które dopiero porządny opad śniegu mógł przykryć. Przy okazji łotrzyca przywitała się z kobietami jakie tam były. Z Lilą i Gretchen zdawała się być na koleżeńskiej i ciepłej stopie bo się pośmiały, uściskały i poflirtowały ze sobą. Jednak Merdze łotrzyca okazywała respekt podobnie jak Starszemu. Tam oznajmiła im wszystkim, że port też sprawdzali. Przeszli także przez tą kamienicę gdzie było mieszkanie Normy dzisiaj rano. Więc gdyby tam zostali to by wpadli w kocioł. Ale i statki sprawdzali. Także “Adele” nie uniknęła kontroli. Dlatego Starszy odwołał spotkanie na statku i ci co nie towarzyszyli Merdze mieli znaleźć nową kryjówkę. Właściwie jako, że Pirora była świeżakiem w mieście a i Versana nie była w ten materii ekspertem to spadło to głównie na Vasilija, Strupasa i Łasicę właśnie. Łasica znalazła kryjówkę wczoraj. Jakieś piwnice pod jakimiś ruinami w południowym rejonie miasta. I tam się wczoraj przenieśli. Też na raty i z pomocą maskującego wygląd kostura Mergi. I z tego miejsca wiedźma wydawała się być zadowolona. Za to wczoraj wszystkim uciekinierom oraz Łasicy większość dnia zeszło na porządkowaniu tych lochów. Chociaż w połowie dnia włamywaczka odeszła aby zdać relację Karlikowi. A później grubas znów im dowiózł szamę. Tylko przez Vasilija. W samą porę bo ta porcja z sanek Łasicy już się właściwie skończyła. Wczoraj wieczorem odwiedził ich sam Starszy i jak obejrzał nową kryjókę, zdecydował, że kolejny zbór będzie tutaj. Trudno było ryzykować w obecnych warunkach wycieczkę na “Adele”. Jeszcze tylko trzeba było powiadomić pozostałych ale tym już mieli się zająć Vasilij i Łasica. I widocznie im się udało bo dzisiaj na raty przyszli w końcu wszyscy. Brakowało tylko Kurta ale on czuwał na “Adele”. Można było wreszcie odetchnąć z ulgą, zdjąć maski i poczuć się jak w rodzinie. Ale to rodzinne spotkanie było w trudnych czasach. Gdy się tak spotkali przy wspólnym stole słychać było tylko niezbyt wesołą litanię jak komu dopiekli łowcy jacy ich szukali. - “Kogut” jest spalony. Zapłacili żebrakom aby mieli go na oku. Chyba oprócz tego go ktoś obserwuje z sąsiedniego budynku. Ale na szczęście jeden z tych żebraków to mój znajomek to z nim pogadałęm. Ale jako kryjówka dla nas to raczej jest spalony. - zaczął Strupas w drobnej przerwie między chaustami łapczywego jedzenia. Jedzenie chociaż było całkiem dobre. Okazało się, że Lila i Gretchen całkiem nieźle radzą sobie w kuchni gdzie spędziły dzisiaj większość dnia to i teraz było widać. Chociaż jedzenie mogło podziałać na plus no i widok dwóch młodych, uprzejmych dziewcząt. Obie wydawały się być oszołomione i przytłoczone tym wszystkim a i większość kultystów była dla nich mało znana a one im. - Spalony jak nic. U mnie też byli. Doszli po papierach. Wyparłem się wszystkiego. Powiedziałem, że ktoś się musiał włamać korzystając z tego, że remont był i może ktoś z robotników nie zamknął drzwi czy co. Na razie mnie puścili. Ale nie wiem czy to koniec. - Karlik wyglądał jakby nie spał po nocach. Ten jowialny i żywiołowy zazwyczaj grubas jaki zarządzał całym, logistycznym zapleczem zboru wydawał się być wymęczony i przybity. Widocznie prześliznął się pomiędzy trybami przesłuchania łowców ale wciąż nie było pewne czy go jednak nie capnął. Zwłaszcza jakby chcieli mieć jakąkolwiek zdobycz. - A ja słyszałem, że w “Śledziku” też byli. Chyba wiedzą, że jesteś gladiatorem. Szukają “Egona Lwią Grzywę”. Wiedzą, że jesteś duży i kudłaty. Mają całkiem dobry rysopis. Przetrzepują wszystkich związanych z walkami u Theo. Jego też. Lepiej się tam nie pokazuj. - Vasilij dorzucił kolejną wiadomość tym razem skierowaną do Egona. Przy okazji wyjaśnił los Vogela. Skitrali go w kryjówce bo na zewnątrz nie miał większych szans na ucieczkę albo skitranie się. Na piechotę nie bardzo mógł liczyć, że w tym śniegu jaki zalegał po lasach ujdzie psom i konnym. Wioski już były ostrzeżone a on sam jako mięśniak łatwo wpadał w oko. Po śladach na śniegu mogło pójść nawet dziecko. Każdy który omijał drogi i wioski był z miejsca podejrzany. Port był zamknięty i na wszelki wypadek kapitanat wydał kategoryczny zakaz wypływania wszelkich statków. A łodzie rybackie i inne miały być kontrolowane przed i po wypłynięciu. Więc i droga wodna była mocno strzeżona. - U mnie też byli. Przedwczoraj sprawdzali sklep i magazyn. A wczoraj całą ulicę i także moją kamienicę. Na szczęście nie mam u siebie nic obciążającego. - rzuciła markotnie Versana szczerząc na koniec swoje drobne, białe ząbki. - W “Mewie” to samo. Szukają kobiety z ferajny. Oszustki, złodziejki i włamywaczki. Na szczęście rudej. To jeszcze do mnie nie doszli. Wszystkie tawerny w porcie sprawdzają. Myślą, że ktoś z ferajny był w to zamieszany. Jakaś kobieta. - Łasica dorzuciła swoje trzy grosze uzupełniając ten obraz z perspektywy półświatka. Na szczęście zamachała granatowym kosmykiem włosów który był całkiem inny niż ognistoruda peruka jaką używała jako Katia a jaką spaliłą jeszcze podczas pierwszej nocy w “Kogucie”. Chociaż wcale nie czuła się bezpiecznie. Bo chociaż zadbała o zmianę wyglądu gdy podszywała się po niezbyt mądrą kucharkę w miejskich lochach to już profil złodziejskich specjalności jakich szukali łowcy niebezpiecznie się pokrywał z jej własnym. Nie była pewna czy ktoś w końcu nie zacznie o nią pytać, szukać albo nie zastuka do drzwi. - U mnie też byli. Pytali czy nie zszywałem kogoś rannego ostatnio. Na szczęście nie wyglądam groźnie. Nie mam rogów ani mięśni. To tylko pogadaliśmy trochę i poszli. Dobrze, że nie zeszli do piwnicy! Coś trzeba zrobić z Gustawem! Jak go u mnie znajdą to kaplica dla mnie i dla niego. A każde porządne przeszukanie musi znaleźć zamknięte drzwi w piwnicy. - Sebastian też się gryzł skoro miał taki trefny towar u siebie który bez mrugnięcia okiem mógł go wysłać do kazamatów. Do tej pory po prostu chyba nikt u niego nie szukał czegoś podejrzanego to ten Gustaw był sobie u niego w piwnicy i tyle. Teraz jednak nawet rutynowa kontrola jaka zdecydowałaby się przeszukać jego kamienicę mogła go znaleźć. I to strasznie gryzło młodzika. - Spokojnie synu, zorganizujemy przerzut Gustawa tutaj. - uspokoił go zamaskowany lider zboru. Jaki też miał silne zmartwienie gdy tak słuchał i to pewnie nie od dzisiaj i próbował jakoś nawigować swoim stadkiem po tych nagle wzburzonych wodach. Pirorę też nie ominęła ta obława. Wracała właśnie w Bezahltag jeszcze przed południem od Inka. Już zdążyła się rozstać z Silke i Saną. Zwłaszcza ta druga była skrajnie podekscytowana i przeżywałą wizytę w prawdziwym salonie tatuażu jako romantyczną przygodę rodem z powieści. Wydawało się, że łyknęła bakcyka jeszcze w rezydencji van Zee gdy Pirora przyszła z Silke i szulerka zademonstrowała jej kilka swoich tatuaży. Przy okazji też i Kamili dla której dziewczyna z półświatka wydawała się kimś tajemniczym i egzotycznym. Nawet pytała ją czy nie zgodziłaby się na zrobienie sobie portretu. Jednak to nie ciemnoskóra szlachcianka była tam gwoździem programu tylko tatuaż dla Sany. Ta zaś bez skrupułów zgodziła się przebrać za służącą Pirory. Tu się przydała Margo jaka użyczyłą jej takich ubrań aby nie wyglądało, że dwie szlachcianki odwiedzają salon tatuażu. Silke zaś po opuszczeniu rezydencji przejęła rolę przewodniczki. I tak dotarły we trzy do salonu Inka. Pirora też byłą tutaj pierwszy raz i mogła chłonąć niecodzienną atmosferę i klimat tego miejsca. Różne dziwne malunki, glify, znaki na papierze, skórze i pergaminach. Motto i slogany w różnych językach, nawet fragmenty popularnych psalmów jakie niektórzy sobie tatuowali jako oznakę swojej wiary. Ink rzeczywiście musiał być świetnym artystą także jako malarz. Tyle, że dziurkował swoje obrazy na żywej skórze. Panna Moabit była zachwycona tym miejscem i gdyby nie problem ze zdecydowaniem się co by chciała sobie wytatuować i gdzie to pewnie z miejsca by siadła do dziarania. Ogrom dzieł tatutażysty w jego salonie jakoś niekoniecznie pomagał zawiezić wybór. Wręcz przeciwnie. Można tam było cały dzień spędzić na oglądaniu tych dzieł sztuki. Sana pytała więc swoje towarzyszki o radę zaś sam gospodarz pozwalał im podziwiać i oglądać możliwe, że dzięki swojej znajomości z Silke z jaką przywitał się całkiem ciepło. A gdy Pirora już się z nimi pożegnałą wpadła w sidła straży ledwo wróciła do “Żagli”. Przyszło po nią trzech strażników z halabardami. Na szczęście nie po to aby ją aresztować tylko wysłano ich aby sprowadzili rysowniczkę portretów do ratusza. I tam spędziła sporo czasu gdy poproszono ją aby sporządziła portret tej pary nikczemników jakich przecież widziała podczas swojej wizyty. Czyli rudowłosej kucharki i barczystego brodacza jacy znikli po ucieczce. I podziękowano jej za wcześniejsze portrety. Dzięki temu można było teraz powielić wizerunki zbiegów i rozplakatować po całym mieście i poza nim. Przy okazji stała się świadkiem wielu scen przesłuchań i poruszenia jakie panowało w ratuszu. Niczym w kopniętym gnieździe szerszeni. Trafiła na czekającego na przesłuchanie mężczyznę który wydawał się jakimś bardem czy kimś takim. I zagadał do niej z nonszalancją i swobodą jakby chodziło o jakieś głupstwo a nie poważne oskarżenie przedstawiając się jako Hugo Wspaniały co jak obiecywał słyszał od każdej kobiety która miałą zaszczyt i przyjemność poznać go bliżej. Nie poznała za to nazwiska rycerza z jakim prawie zderzyła się w drzwiach gdy już wychodziła z ratusza. Rzucił krótko i z irytacją aby raczyła się odsunąć i w tej swojej pełnej zbroi wszedł z impetem do środka. Pachniał dworem i mrozem jakby dłuższy czas spędził na zewnątrz. Dojrzała tylko złotego orła na czarnym tle jakiego miał umocowanego do pancerza. Drugi raz uderzyło ją to wczoraj wieczorem. Jak spotkała się z Dirkiem Lange i jego czerwonymi legionistami. - Witam amatorkę pikantnych przygód i mocnych wrażeń oraz pięknych kobiet w brzydkim i brudnym błocie. - powitał ją na statku. Bo w końcu na jednym z nich legioniści zorganizowali wieczorną zabawę. - Sama? Bez swojego haremu? Szkoda. Miałem cichą nadzieję, że zorganizujemy nieco większe zawody. A tak no niestety tylko dwie pary żądnych karlików ślicznotek z kompletnym brakiem poszanowania zasad moralności za to pełnych wyuzdanych żądz udało nam się zebrać na dzisiejszy wieczór. - powiedział chyba troszkę zawiedziony, że nie będzie większej ilości zawodniczek. Potem jednak i tak bawili się świetnie. Były kobiety, wino, śmiech i śmiech. Czwórka dziewcząt tarzała się w błocie na dnie ładowni ku radości swojej i rozentuzjazmowanej widowni złożonej prawie wyłącznie z legionistów. A w nagrodę za swoje wysiłki i trudy zostały obsypane złotem. A tego było sporo bo Dirk obiecał, że ci co zrzucą się najwięcej będą mieli przyjemność towarzyszyć zawodniczkom w kąpieli. Potem te zabawy i tak przeciągnęły się do późnej nocy zmieniając się w pełnowymiarową orgię. Co dziś wieczór Pirora jeszcze to mogła odczuć. Ale wczoraj przy wieczornych rozmowach wyszło, że legionistów też zmobilizowano do poszukowań zbiegów. A, że nagroda za ich głowy była spora to i byli gorliwi w tych poszukiwaniach. Obsadzali część portu, sprawdzali ładownie statków, magazyny no i przechodniów na punktach kontrolnych. Niestety przez te parę dni nic nie wpadło w ich sieci za to wymroziło ich nieźle. Lang i tak uważał, że wykpili się tanim kosztem bo udało mu się wynegocjować port a nie przeszukiwanie miasta czy za miastem. Jak wyglądają przeszukiwanie terenów za miastem to parę dni temu miał okazję przekonać się Joachim gdy dołączył do orszaku panny van Hansen. Wtedy w Backertag grad w końcu przestał padać i blondynka z radością skrzyknęła swoje sługi i zbrojnych aby ruszyć na szlak. Młody magister pierwszy raz miał okazję wydzieć ją w czymś innym niż zdobna suknia. Okazało się, że w pełnej zbroi Froya wciąż wygląda świetnie i czuje się tak samo. Musiała być też zawodowym kawalerzystą bo jazda konna wydawała się jej czymś naturalnym. Była też urodzonym wodzem bo dało się zauważyć, że ma charyzmę i posłuch u swoich ludzi którzy wykonują jej polecenia bez szemrania. Wycieczka była konna. Froya chyba do głowy nie brała sobie innego środka transportu a stawiała na szybkość. Używali też ogarów a szlachcianka kazała zabrać dwa jastrzębie. Tak na wszelki wypadek. Wyjechali z miasta w tereny dla Joachima całkiem obce. Zwłaszcza jak zjechali z dróg i spuścili psy. Przeszukiwali las i okolice rzeki. Froya uważała, że zbiegowie mogli kierować się albo drogami albo zamarznietą rzeką. Drogi były patrolowane więc ona postawiła na rzekę. Jechali wzdłuż niej lub w jej pobliżu. Nie byli też jedynymi szukającymi. W oddali a czasem z bliska mijali inne grupy. Zbronych, najemników, łowców głów, naweg grupy wieśniaków usbrojonych w widły i siekiery. Wszyscy liczyli na zarobek i chcieli dopaść i zabić parszywych odmieńców i ich zdradzieckich wspólników. W pewnym momencie natrafili na trójkę goblińskich, willczych jeźdźców. To był chyba ten moment na jaki czeała panna van Hansen. Rozkazała ich ścigać a gdy konni i ogary opadli goblińskich zbiegów ich liderka przejęła inicjatywę i osobiście zasiekła dwa z goblinów. Trzeciego opadły,z rzuciły z siodła i rozszarpały na krwawy ochłap ogary jeszcze zanim ich właścicielka zdąrzyła wejść do akcji. - Cienizna. I to nie ich szukamy. To nie było godne wyzwanie. - rzekła nonszalancko z pogardą spoglądając na parujące z rozprutych ran truchła goblinów i ich wilków. Niemniej w jakiejś mierze zaspokoiło to jej instynkt łowiecki. Odjechali już naprawdę daleko od miasta nim panna van Hansen zdecydowała się wracać do zamku. Przyjechali właściwie już za późno bo po zmroku i jak bramy już były zamknięte. Ale widząc i słysząc herby van Hansenów straże jak tylko wezwali jakiegoś starszego nie odważyli się trzymać tak zacnych mężów pod bramą. Zwłaszcza jak wracali z pościgu za zbiegami. Co do polowania na syrenę to Froya nie obiecywała Joachimowi niczego. Dała wyraźnie do zrozumienia, że na miano polowania w jej oczach zasługuje polowanie z siodła. Jak na kogoś o jej pozycji wypadało. Wyjątek była gotowa czynić dla odyńców i innej zwierzyny jaką polowało się na stojąco. Jak stała z rohatyną wbitą w ziemie czekając na szarżującego na nią odyńca to tak, to było coś co budziło w niej emocje i ekscytacje. W przeciwieństwie do polowania z łuku czy kuszy, nie wspominając o broni palnej jaką miała w wyraźnej pogardzie. Ceniła wyzwania jakie wymagały sprawności i odwagi no i wydawały jej się interesujące. Na jakieś niebezpieczne bestie. Syrena chyba do nich w jej oczach nie należała. No i raczej nie zanosiło się aby polowało się na nią z siodła. Niemniej stworzenie było dość rzadkie i może dlatego szlachcianka nie powiedziała ostatecznie “nie” tylko coś, że jeszcze o tym pomyśli. A, że przeszukiwania dotyczą także tych najwyższych warstw społecznych to magister miał okazję przekonać się wczoraj. Bo Herr van Hansen, jak na prawego obywatela wypadało, oczywiście wyraził zgodę na przeszukanie swojej posiadłości gdy przybyli łowcy prowadzeni przez jakiegoś oficera. Ten oficer był w pełnej zbroi i sprawiał solidne wrażenie. Na pancerzu dało się dostrzec tarczę herbową złotego orła na czarnym tle. Oficer był grzeczny ale stanowczy. On i stary szlachcic zwracali się do siebie z szacunkiem należym ludziom na odpowiednim poziomie. Zaś nawet strażnicy tego rycerza zachowywali się znacznie grzeczniej niż ich koledzy na ulicy podczas kontroli na ulicach czy przeszukiwania karczm i tawern. To bogate i dostojne miejsce zdawało się ich onieśmielać. Zapewne też splendor jakim cieszyli się van Hansenowie miał tu też coś do powiedzenia. Rycerz został na górze i w przeszukiwaniu kuchni, pomieszczeń dla służby czy budynków gospodarczych nie towarzyszył. Za to gospodarz oprowadził go po swoich komnatach aby wysłannik ratusza miał okazję sam sprawdzić, że szlachetnie urodzeni niczego ani nikogo tu nie ukrywają. Zaszli nawet do pokoju gościnnego w jakim rezydował młody magister chociaż rycerz tylko wszedł do środka i rozejrzał się po nim. Nie było widać żadnych rogatych kobiet ani innych zbiegów to dość szybko wyszedł. Natknął się też na pannę van Hansen i chociaż skłonił jej się grzecznie gdy ojciec mu ją przedstawił to nie wydawał się być nią zainteresowany. W końcu też nie miała rogów ani nie była niebieska ani nijak nie wpisywała się w rysopis zbiegów. Za to Froya ten zbrojny rycerz wydawał się wpaść w oko. Obserwowała jego plecy jak odchodził wraz z jej ojcem korytarzem. Tak, szukano na każdym kroku. Nigdzie nie można było czuć się tak do końca bezpiecznym. Nawet tutaj, w tej nowej kryjówce też jeszcze nie było wiadomo czy zostaną tu na dłużej czy znów się gdzieś przeniosą. Jak wiedziała Priora nawet szlachcianki z kółka poetyckiego zmieniły plany i przełożyły kulig na przyszły tydzień aby nie wchodzić w paradę poszukiwaniom. Bo nie dość, że te trwały także za miastem to mogli tam się kryć ci piekielni zbiegowie a i ci co ich szukali też by pewnie nie byli zbyt szczęśliwi na taką wycieczkę. Obława przy okazji wyłapywała różnych delikwentów od złodziejaszków po przemytników jacy mieli pecha trafić na straż w złym miejscu i momencie. Którzy nie potrafili się z czegoś wytłumaczyć albo podpadli pyskowaniem, próbami ucieczki i stawianiem oporu. Wszyscy trafiali do wieży w ratuszu i na przesłuchania. Albo z braku miejsca do kazamat. Rozjuszona władza mogła teraz prawie każdego zawlec na przesłuchanie. A mało kto odważyl się protestować. W końcu chodziło o niebezpiecznych odmieńców, może nawet tych plugawych kultystów i heretyków. No i o rogatą wiedźmę jaką miano spalić na stosie już za parę dni na dorocznym festynie na cześć przyjścia wiosny. Każdy kto by protestował stawałby się kandydatem na wspólnika takich plugawców a mało kto chciał tak ryzykować. - Moje dzieci, musimy to przeczekać. Nie wyhylać się i przeczekać. Głowy do góry, przetrwamy to polowanie i wyjdziemy z niego silniejsi niż wcześniej. No sami zobaczcie, że rośniemy w siłę. I dalej będziemy rośli. Udało nam się coś co uważano do tej pory za niemożliwe. Wyrwać kogoś z miejskich lochów! Wszyscy mówili, że to niemożliwe. Całe miasto wiedziało, że z lochu nie da się uciec. A teraz całe miasto zobaczyło, że jednak się da! I zrobiliśmy z nich durniów. Dlatego tak szaleją. Nie możemy dać się złapać. Obecnie nawet przypadkowa kontrola jest dla nas niebezpieczna. Ale tu jesteśmy bezpieczni. Na dole jest zejście do kanałów. Vasilij już opracowuje drogę ewakuacyjną kanałami gdyby nam się tutaj powinęła noga. - Starszy wstał aby zwrócić na siebie uwagę pozostałych. I starał się wskazać na te jaśniejsze strony sytuacji. Co prawda jeszcze przed akcją uwolnienia wyroczni wszyscy liczyli się, z reakcją sił rządowych. Ale jednak teraz gdy przez to przechodzili wszyscy wydawali się być nią przytłoczeni i zastraszeni. A mieli nowe twarze w zborze. Para odmienionych dziewczyn, Lilly jaka cichcem przybyłą na saniach Strupasa z jaskini odmieńców i Gretchen jaką samowolnie uwolniła Łasica z trzewi bloku specjalnego. Do tego Norma ze swoimi dwoma toporami jaka ostatnio regularnie towarzyszyła Merdze jako jej ochroniarz i gwardzistka. Co niejako dokoptowało ją do zboru tak samo jak obie mutantki. No i sama Merga. Tajemnicza wyrocznia o błękitnej skórze i potężnych rogach. I tych niesamowicie złotych oczach od jakich stawały włosy na karku gdy się na kogoś skierowały. - Wasz mistrz dobrze mówi. - Merga zasiadała po jego prawicy tak trochę jak jego doradca a trochę jak ktoś więcej. Tak do końca nie było właściwie wiadomo jaki jest jej status poza tym, że bardzo ważny. Wydawała się być naznaczona wolą mrocznych bogów chociaż wiekie oko na zwieńczeniu jej magicznego kostura zdradzało, że ona sama jest zwolenniczką Pana Przemian. Na razie jednak jakoś nie obnosiła się z tym za bardzo i wydawała się wszystkim kultystom bardzo życzliwa jak jakaś starsza siostra, matka czy wiedząca. - Dziś oni mają przewagę. Dziś to ich miasto. Dziś oni rządzą i dytkują warunki. A my musimy się ukrywać i przemykać pomiędzy dziurami systemu. Ale to się zmieni. Sytuacja się w końcu odwróći. To my będziemy tu rządzić. My będziemy tu władcami. Lordami i panami. A oni będą korzyć się przed nami i zabiegać o naszą łasę i względy. To my będziemy dzielić i rządzić. Rozdawać stanowiska i tytuły. Dotacje. Prowadzić armie i flotę. Tak, to miasto będzie należeć do nas. Tak jest to przepowiedziane. Ale jeszcze nie dzisiaj. Dzisiaj jeszcze musimy się ukrywać i przeczekać tą burzę wywołaną moim uwolnieniem. - Merga zwracała się do wszystkich zebranych. Też wstała. Ale jak mówiła chociaż na moment zatrzymała się tym niesamowice złotym spojrzeniem na oczach każdego z kultystów. Mówiła dostojnie i z przekonaniem jak prawdziwy kapłan, dostojnik albo generał. To wlewało otuchę w serca i dawało nadzieję, że jakoś się wykaraskają. - Skoro zaś jesteśmy to dzisiaj wszyscy razem to jest wreszcie okazja abym mogła wam podziękować za wasz trud w dotarciu do mnie i wydostaniu mnie stamtąd. Zwłaszcza chciałam podziękować Starszemu. Który cały czas mnie wspierał w najczarniejszych dniach mojej niewoli. - powiedziała zaczynając nowy temat i położyła dłoń na ramieniu zamaskowanego lidera zboru. Obdarzyłą go ciepłym spojrzeniem i uśmiechem. On skinął swoją zamaskowaną głową. - Tak samo jak pozostali jestem tu tylko po to aby służyć woli naszych patronów i ich planów. - skłonił się lekko aby okazać skromność i szacunek ale to podziękowanie musiało sprawic mu przyjemność. - No i Łasicy. Która jako Katia pierwsza dotarła do mnie osobiście. I dała mi nową siłę i nadzieję, że nie wszystko jeszcze stracone. - spojrzała na siedzącą przy stole włamywaczkę a ta aż pokraśniała z zadowolenia. - To też zasługa Versany. Bo we dwie urobiłyśmy gogusia aby załatwił mi tą robotę. - łotrzyca okazała lojalność czarnowłosej kamratce i wskazała na nią słowem i gestem. Też wydawała się wniebowzięta, że Merga okazała jej pamięć i wdzięczność przy wszystkich. - I tobie Egonie. Łasica zdołała mi przekazać kim naprawdę jesteś. To wierz mi, za każdym razem jak cię widziałam lub słyszałam twój głos to bardzo podnosiło mnie to na duchu. - rogata wiedźma spojrzała na drugiego z kultystów jakiemu udało się przeniknąć do obsługi miejskich lochów. - I wam bracia i siostry co tamtej zimnej nocy ryzykowaliście dla mnie życie aby mnie uwolnić. - popatrzyła z sympatią na Silnego, Joachima i Aarona jacy też brali udział w akcji odbicia wyroczni albo ucieczce później. I w większości spędzili noc w “Kogucie” chociaż wtedy wyrocznią zajmował się głównie Sebastian i nie było z nią wtedy okazji aby zbyt wiele rozmawiać. - Obiecuję wam tego nie zapomnieć. I odpowiednio nagrodzić. Jak mogłabym to zrobić? Nowa broń? Złoto? Przedmiot? Wiedza? Niewolnik? Nie mogę oczywiście wszystkiego ale trochę mogę a chciałabym wam jakoś wynagrodzić wasz trud. Zwłaszcza wam Łasico i Egonie. - powiedziała z zagadkowym, oszczędnym uśmiechem ale brzmiało jakby naprawdę miała jakieś nietuzinkowe możliwości w tej materii. - Bo o ile wiem ze Starszym w tej kwestii już doszliśmy do porozumienia. - powiedziała odwracając się do zamaskowanego lidera zboru. Ten potwierdził jej słowa skinieniem swojej maski. - Tak. Jest nas więcej w tym mieście. Ale to nasza komórka zorganizowała to uwolnienie Mergi. Więc wyrocznia wywyższy nas a nie pozostałych. Wkrótce moj drogie dzieci zrobi nas się więcej. - mimo maski dało się słyszeć, że mistrz się uśmiecha. Chociaż detale zachował dla siebie to brzmiało jakby w mieście byli też inni zwolennicy mrocznych potęg i Merga obiecała mu, że jakoś wkrótce zespolą z nimi siły. A on stanie na ich czele. A wraz z nim ci co dziś siedzą z nim i z nią przy tym stole. - Skontaktowanie się z nimi będzie wymagało pewnego czasu i wysiłku. Ale teraz jak będę odzyskiwać pełnię swoich mocy jestem pewna sukcesu w tej kwestii. - błękitnoskóra wyrocznia z rogami złapała za kielich, wzniosła go do góry i pozostali też się roześmiali dając upust swojej uldze i radości. I ta obiecana przez Starszego uczta wreszcie się mogła zacząć. Była wreszcie okazja aby zapomnieć o tych szykanach i łowach jakie czyhały na nich na zewnątrz i dać upust podczas świętowania zwycięstwa. Porozmawiać z kimś kogo się nie widziało od ostatniego spotkania, jeszcze na “Adele” i przed akcją. Albo z kimś kogo się spotykało po raz pierwszy.
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić |
25-03-2022, 04:55 | #520 |
Reputacja: 1 |
__________________ Evil never sleeps, it power naps! |