Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-03-2022, 20:33   #88
Rewik
 
Reputacja: 1 Rewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputację
Lotta, Oberik
Rok 1489 Rachuby Dolin, Młot - dzień 13, przed dziesiątymi dzwonami;
-49 °F, bezwietrznie, bez opadów, pochmurnie;
Dreszcz przebiegł po plecach Oberika, całkiem, jakby śmierć go powąchała, jak się mawiało w domu. - Panienko, my nie z miasta, możemy ci pomóc? Źli ludzie sobie poszli. - Przynajmniej taką miał nadzieję. Nie znał się na temacie pomagania duszom w rozstaniu się z tym światem, ale był gotów spróbować. Duch kobiety najwyraźniej nie był w stanie zrobić tego sam.

Zjawa zatrzymała się na słowa Oberika. Przekrzywiła swą głowę, która w makabryczny sposób opadła na ramię.
- Owenn! Kochany! Nie rozpoznałam Cię. Tak bardzo się boję! Stefanio, co tu robisz? - Duch całkowicie zdezorientowany zwrócił się gniewnie do Oberika, którego najwyraźniej miał za kogoś innego - Nie powinieneś jej tu przyprowadzać! Nie zniosę myśli, że coś może się wam stać! - kobieta zrobiła krok do przodu.

Lotta oraz Oberik postanowili grać w tę grę, zwłaszcza mężczyzna postanowił nie zaprzeczać, i nie mówić że duch myli się mianując go "Owennem".

Wspólnie chcieli nakłonić ducha do ucieczki, myśląc być może, że w ten sposób duch uwolni się i odejdzie do zaświatów. Im dłużej jednak ją nakłaniali tym jaśniejsze stawało się, że zjawa jest w jakiś sposób przywiązana do tego miejsca. Im bliżej byli przekonania jej ku wyjściu, tym bardziej przerażona i nieobliczalna się stawała. Nagle zaczynała skowyczeć i błagać by ją zostawić. Znów zaczęła krzyczeń nań jak na swych dawnych oprawców.

Przez ten czas, jednakże zdali sobie sprawę, że duch ów był, a raczej miał być pierwszą ofiarą ofiarowań Auril. Wspominany przez zjawę Owenn, którego rozpoznali jako właściciela The Luscan Arms ukrył swą żonę w Dzielnicy Popiołów, tym budynku, podczas gdy samemu próbował znaleźć sposób by, kobieta mogła uciec z miasta.

Mimo usilnych prób pomocy, niewiele byli w stanie zdziałać. Postanowili poinformować męża tej nieszczęsnej kobiety o tym co widzieli.
Lotta, Oberik, Sorcane, Bran
Rok 1489 Rachuby Dolin, Młot - dzień 13, dziesiąte dzwony;
-49 °F, bezwietrznie, bez opadów, pochmurnie;
Dołączyli do Brana i Sorcane oraz Laveny, której także nie udało się schwytać Chwinga. Latarnia wciąż jątrzyła zielonkawe światło w tym miejscu, lecz porzucili nadzieję na sukces tej misji. Lotta i Oberik Gnaralson mieli jednak fascynującą opowieść dla reszty. Ta niespodziewana misja ratunku dla uwięzionego na świecie materialnym ducha także mogła przynieść profity.

Drużyna: percepcja - zdany!

W drodze powrotnej, wracając po swoich śladach zostawionych w śniegu, zdali sobie sprawę, że jest tam jeszcze jeden ślad. Odcisk buta mężczyzny, który najwyraźniej podążał za nimi. Rozejrzeli się, lecz nikogo więcej nie dostrzegli. Czyżby ktoś ich śledził? W jakim celu?

Owenn Tarsenel, z którym widzieli się nie raz był i tym razem w swoim przybytku The Luscan Arms. Był to człowiek o smutnym i apatycznym spojrzeniu, który często przesiadywał w oknie, spoglądając na dzielnicę portową. Uśmiech na jego twarzy potrafiła wywołać tylko jego córka, Stefania, która pracowała w zajeździe ojca. Wieści drużyny wywołały jednak poruszenie na jego zastygłej bez emocji od wielu godzin, a może dni twarzy.
- Jeśli to prawda... - rzekł wodząc oczami od jednej twarzy do drugiej - ... to muszę ją zobaczyć. Powiedzieć jej, że jesteśmy bezpieczni. Ja i Stefania... - Owenn urwał nagle - Proszę, zaprowadźcie mnie do niej. Zapłacę! Ile chcecie? Musze się dowiedzieć jak można jej pomóc, zapłacę też za sprowadzenie kapłanki, jak będzie trzeba. Bogowie przez te wszystkie lata, była tam, zaszczuta, przerażona...moja Esther... - Owenn podszedł do pobliskiego siedziska i usiadł ciężko. Potrzebował chwili, lecz zaraz zerwał się na nogi i zaczął szykować do wyjścia.
- Zaprowadźcie mnie, tylko... nie mówcie nic Stefani. - wzrok mężczyzny powędrował w stronę krzątającej się w oddali dziewczyny, która także zerkała w ich stronę. - Nie zniosłaby tego ponownie.

Zaprowadzili mężczyznę na miejsce i tam pozostając nieco z tyłu, by dać im pomówić, czekali i wypatrywali ewentualnych niepokojących oznak. Widzieli jednak, że obecność Owenna ma rzeczywiście kojący wpływ na ducha.

Bran, Lotta: percepcja - zdany!
Oberik, Sorcane: percepcja - oblany!

- Esther jest już spokojna - powiedział Owenn, podchodząc do nich, po dłuższej rozmowie ze swoją dawną żoną - Wciąż jednak będzie potrzebowała kapłanki. Nie dociera do niej, że nie żyje. Będę ją odwiedzał, zostanę, by ukoić jej strach. To dla mnie wiele znaczy. - rzeczywiście, w oczach mężczyzny było widać przejęcie i troskę. - weźcie to. - rzekł wręczając w ręce Lotty ciężki woreczek z monetami. - Jeśli mogę was prosić o jeszcze jedną przysługę... wiem, że wybieracie się do Bryn Shander, mówiliście o tym po drodze. Przebywa tam kapłanka Lathandera. Sprowadźcie ją do Targos w moim imieniu. To powinno wystarczyć za waszą pomoc i by opłacić podróż duchownej.

Drużyna: otrzymuje 50 sztuk złota
Bran, Lotta, Oberik, Sorcane
Rok 1489 Rachuby Dolin, Młot - dzień 13, trzynaste dzwony;
-49 °F, bezwietrznie, bez opadów, pochmurnie;


Sorcane: sztuka przetrwania - zdany!

Pogoda ostatnimi czasy oszczędzała ich, tak było i tym razem. Błysk Czerni bezbłędnie poprowadził ich przez zasypane śniegiem drogi. Ove, który ostrzegał Lottę przed czyhającym na nią niebezpieczeństwie wyruszył razem z nimi, podobnie jak kilka innych osób, które opuściły Targos po pożarze w dzielnicy portowej. Co ciekawe wspólnie w drogę wyruszył także czarodziej Dzaan, który miał nadzieję jak najszybciej wyruszyć dalej do Easthaven.

Dotarli do Bryn Shander jeszcze przed nastaniem całkowitej ciemności. Ich oczom miasto ukazało się w pełnej okazałości dość szybko, co też ułatwiało podróż. Przed bramą zastali "witający ich" posąg drowiego wojownika Tiago Baenre. Co było osobliwe, wokół posągu nie było śniegu, jakby topniał od jakiejś magicznej, a może demonicznej siły.


Bryn Shander było miastem wzniesionym na wzgórzu i okolonym palisadą. Zazwyczaj Bryn Shander było, podobnie jak Termalaine targane wiatrem, choć tu z racji na swoje wysokie położenie, a nie bliskość jeziora.

Niezliczone latarnie rozwieszone na ulicach kołysały się, rzucając ruchome światło na przechodniów, niczym w jakimś teatrze świateł. W części domostw fakt ten wykorzystano w osobliwy sposób, wykonując przeszklenia z kolorowego szkła, co dawało przepiękne efekty. Dzisiaj jednak wiatr praktycznie nie wiał, choć nasilił się nieco, kiedy podeszli pod bramę co mogło świadczyć o nadchodzącej zmianie pogody.

W Bryn Shander znajdowało się kilka miejsc wartych nadmienienia. Świątynia Amaunatora, kowal oraz konkurencyjna doń placówka z eksportowanym rynsztunkiem krasnoludzkiej roboty spod Kopca Kelvina, stajnie, miejsce najpopularniejsze dla chcących zasięgnąć języka, ale też najniebezpieczniejsze w całym Bryn Shander - tawerna The Northlook (to tutaj miało miejsce ostatnie morderstwo), ale też kilka innych przybytków tego typu o lepszej renomie. Była tutaj też Sala Rady - miejsce, gdzie zarządcy wszystkich miast spotykają się na wiecach, bowiem Bryn Shander było uważane za główne miasto Doliny Lodowego Wichru. Był tu też sklep, prowadzony przez młodego, początkującego maga "Wymyślny Kompas", gdzie można było nabyć różnego rodzaju mapy, przybory piśmiennicze, czy drobne usługi początkującego magika, placówka handlowa podobna do tej z Targos, sierociniec oraz Zakon Rękawicy i więzienie.

Szybko dotarły do nich wieści o tym, że szeryf Markham Southwell wciąż zbiera dowody obciążające mordercę z Northlook, którego rzekomo pojmał i przetrzymuje w więzieniu.

Dość prędko też Bran odnalazł znajomą mu kobietę - Topaz, przyjaciółkę jego oraz goliata Umu.


Wedle pierwszych wymian zdań, Topaz potwierdziła, to co zrelacjonował Branowi już Umu. Człowiek zabity w Northlook został zamordowany w ten sam sposób co żona Brana. Praktycznie nie było krwi, a serce było jakby skute lodem.
- Nie wiem czy dawać temu wiarę. - kobieta mówiła prędko, acz z zadziwiającą dykcją, która pozwalała szybko wychwycić każde słowo w tym potoku zwerbalizowanych myśli. - Wiem to tylko z relacji innych. Nie widziałam ciała, zostało pochowano już na pobliskim cmentarzu, poza miastem. Och Bran, tak bardzo chciałabym pomóc... ale być może los uśmiechnął się do nas. Dzień po morderstwie szeryf Bryn Shander pojmał podejrzanego. Nie ma jeszcze dość dowodów, ale wciąż prowadzi dochodzenie. Podobno to drow. Przybył do Bryn Shander jakoś z końcem Nightal. Bywał w północnej dzielnicy i tej nieszczęsnej tawernie. Podobno widziano go tam nawet w dzień zabójstwa. Chciałam dowiedzieć się więcej, ale szeryf chyba ma mnie już dość. - kobieta uśmiechnęła się do swoich myśli i po przyjacielsku położyła dłoń na ramieniu krasnoluda. - Jak się trzymasz? Co z Umu? Nic mu nie jest? Słyszałam o pożarze, od razu pomyślałam, że to pewnie twoja sprawka - Topaz najwyraźniej z wyrazu twarzy Brana wyczytała, że z Umu wszystko w porżądku. Klepneła go lekko w bark. Zadziwiające było to, jak ta kobieta potrafiła czytać w myślach. Czasem można było odnieść wrażenie, że nie potrzebuje wcale by jej rozmówca się odzywał. Wystarczyło, że zadawała pytania.
- Będę musiała niedługo wrócić do Targos. Myślę... wyruszę nazajutrz, ale najpierw wszystko ci opowiem... i wam, bo rozumiem, że się znacie? - zwróciła się do reszty drużyny. - Jestem Topaz, miło was poznać.

Anathem
Rok 1489 Rachuby Dolin, miedzy pierwszym, a trzynastym dniem miesiąca Młot
Widywał gorsze cele. W zasadzie przy większości z nich, ta była szczytem luksusów. Było co jeść i nie chodziło o przebiegające czasem szczury, chłód doskwierał, ale dało się to znieść - dostał nawet śmierdzący poprzednikami koc. Bito go tylko czasem...

To były zalety bycia na powierzchni.

- Powtórzę...
Wysoki mężczyzna górował nad zakutym w kajdany więźniu. Ludzie z natury byli więksi, lecz ten osobnik był prawdziwą górą. Nie bardzo masywny, ale wysoki i żylasty. Szeryf straży Bryn Shander, z tego co zdążył się wywiedzieć.
- Kim jesteś? Co robisz na powierzchni? Czy jest was więcej i co planujecie w Bryn Shander? Dlaczego zabiłeś tamtego człowieka?

Markham Southwell zmierzył podejrzliwie spojrzeniem przesłuchiwanego. Jego prawe oko było przymrużone jakby na stałe od zadawnionego urazu. Jasne było, że ma zamiar wydusić z Anathema każdą choćby najmniej istotną informację... na różne sposoby.
 

Ostatnio edytowane przez Rewik : 07-03-2022 o 17:03.
Rewik jest offline