Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-03-2022, 11:33   #516
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 86 - 2519.02.28; bkt (4/8); ranek

Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; Port; tawerna “Wesoła mewa”
Czas: 2519.02.28; Backertag (4/8); ranek
Warunki: główna izba, jasno, ciepło, gwar rozmów; na zewnątrz jasno, pada grad, umi.wiatr, lodowato (-30)



Pirora



Pirora siedziała razem ze swoimi nowymi i starymi koleżankami przy tym samym stole przy jakim wczoraj się najpierw zbierały a potem zaczynały te balety. Było gwarno i wesoło. Tak wczoraj jak i dzisiaj. Wczoraj jako przedsmak tej zaczynającej się zabawy a dziś jako słodki i nieco wymęczony finał po kotłowaninie jakiej punkt kulminacyjny był ostatniej nocy w dwóch wynajętych przez Łasicę pokojach na piętrze. Te szemrane towarzystwo potrafiło się bawić na całego, bez zbędnych konwenansów i podchodów. Zwłaszcza jak Łasica jeszcze w pokoju Pirory wczoraj dała wyraźnie do zrozumienia o jaką zabawę jej chodzi.

- Zamierzam się dobrać do majtek i gorsetów każdej z was! Nie myślcie, że którejś się upiecze! - zawołała wesoło w udawanej groźbie. Chociaż wywołała ona wtedy raczej uśmiech rozbawienia i wesołości skoro właśnie po to się umawiały.

Zanim nastał wieczór w “Mewie” dziewczęce twarzystwo zebrało i zaczęło grzeszyć na całego miały jeszcze swoje sprawy do załatwienia w drugiej połowie handlowego dnia. Łasica poszła przygotować “Mewę” na ich przybycie, Burgund zanieść te dwa listy do szantażowanych przez Pirorę adresatów Silke miała jeszcze coś do załatwienia. Panna z Averlandu zaś ruszyła do sklepu Grubsona. Tam zastała tego samego spokojnego kierownika sklepu co poprzednio. Oboje się już nieco znali z widzenia z tych poprzednich wizyt ale nie do niego tam poszła. Oksana też tam było i póki chodziło o relacje krawcowa - klient to niczym się nie zdradziła, że cokolwiek więcej łączy ją z akurat tą klientką co zamawiała u niej spodnie. Dopiero jak poszły do niewielkiej izdebki jaka była przymierzalnią i zostały same mogły sobie obie pozwolić nieco odkryć karty.

- Kolejna wizyta w tamtym cudownym miejscu? Bardzo chętnie. Ale no jak widzisz ja jestem wolna raczej wieczorami. W dzień to mi nieco ciężko coś takiego zorganizować. Chyba, że znów w Festag bo mam wolne. A myślisz o kimś konkretnym kogo byś chciała widzieć na mojej smyczy i pod moim batem? - Oksana już jako nie krawcowa a jako madame wcale nie ukrywała swojej sympatii do tamtego lochu i zabaw z nim. Uśmiechnęła się sympatycznie i z błyskiem w oku na myśl o kolejnej zabawie w tym dawnym pokoju wychowawczym. Chociaż nie dysponowała tak czasem jakby sobie życzyła na takie wizyty.

- Właściwie to miałabym kogoś co idealnie by pasował w tamte dyby i lochy. - przyznała po chwili gdy już padł temat tamtego lochu. Wyglądało na to, że jakaś dama z towarzystwa świetnie się czuje “pod butem” madame chociaż nie zdradziła o kogo chodzi. Owa dama jednak zawsze opuszczała dom w towarzystwie swojej podejrzliwej guwernantki która byłą niczym innym jak przyzwoitką. Chociaż głównie pilnowała aby jej podopieczna nie zostawała sam na sam z jakimiś mężczyznami. Kobiet chyba nie podejrzewała o takie przygody. No ale wizyta w opuszczonym pensjonacie co cieszył się kiepską opinią no raczej to niezbyt wpisywało się w repertuar damy z towarzystwa a już na pewno jej guwernantka nie powinna spuszczać jej z oka. Co Oksana bardzo żałowała bo uznała, że w jej młodej klientce żywioł aż się kotłuje pod skórą a wąż jest w niej bardzo silny więc byłaby pewna, że świetnie by się spisała pod butem i pejczem w prawdziwym lochu. Jednak zasady dobrego wychowania i manier mocno utrudniały zorganizowanie takiego spotkania. Może jutro by się z nią widziała no to by zapytała czy w ogóle by była chętna.

- A może przyjdziesz do mnie jutro? Burgund do mnie przychodzi wieczorem jak skończę robotę. Wiesz po co. - zapytała i zaprosiła ją wczoraj, jeszcze w przebieralni sklepu. Dzisiaj przy śniadaniu w “Mewie” madame nie było z nimi ale Burgund była jedną z wesolutkich partnerek Pirory z jakimi jadła śniadanie po wspólnie spędzonej nocy. Podobnie jak Silke. Silke bez większego zastanowienia zgodziła się pokazać swoje tatuaże tej szlachciance co była ich tak ciekawa. Sama szulerka była ciekawa reakcji owej szlachcianki i tego co by jej mogła pokazać. W końcu niektóre tatuaże miała dość widoczne, w dekolcie, na brzuchu to wystarczyło podwinąć koszulę albo jej rękawy aby pokazać ramiona. Ale tak naprawdę to trudno było znaleźć kawałek anatomii Silke gdzie nie miała jakiegoś tatuażu.

Zaś co do samego dziarania szlachcianki dziewczyny dość zgodnie były zdania, że Ink to najlepszy wybór. I, że najlepiej jakby ona sama do niego przyjechała. To by było najprostsze. A jeśli się wstydzi czy co to niech się przebierze za zwykłą dziewczynę tak jak teraz Pirora na wizytę w tawernie. No bo czy Ink by się zgodził pojechać do “Mewy” albo “Żagli” aby zrobić komuś tatuaż to żadna nie była pewna. Trzeba by pogadać z nim i zapytać. W końcu to taki artysta i niekoniecznie robił to co robił dla pieniędzy. Raczej dlatego, że lubił to robić. I mógł sobie pozwolić na swoje artystyczne widzimisie. I był bez obu nóg. Tylko kikuty mu zostały. Więc także z tego powodu niezbyt chętnie się przemieszczał poza swój warsztat. No ale dziewczyny obiecały, że mogą go zapytać no albo nawet zaprowadzić Pirorę aby sama mogła go zapytać.

- Oj nawet nie wiecie jak ja bardzo tego potrzebowałam! Wreszcie wolność, wino, kobiety, śpiew i przypadkowa miłość! - Łasica wydawała się być w pełni zadowolona z ostatniej nocy. Gdzie dość burzliwie używali łóżek w obu wynajętych pokojach w późnych godzinach wieczornych. I łotrzyca mogła sobie odbić napięcie i strach z ostatnich tygodni. Towarzystwo z “Mewy” też chętnie się integrowało wczoraj z grupą młodych i ochotnych ślicznotek. I nawet jak Pirora nadal praktycznie nikogo z nich nie znała do niejako chroniła ją renoma dziewczyn z ferajny jakby sama była jedną z nich.

Z samych dziewczyn oprócz niej, Łasicy, Burgund i Silke była Cori. Bretonka po matce została wynajęta przez Łasicę na całą noc aż do rana aby była ich osobistą kelnerką. A w gruncie rzeczy po to aby mogła się legalnie bawić razem z nimi. Ostatniej nocy sakiewka Łasicy była bardzo szczodra i właściwie włamywaczka była główną gospodynią organizatorką i sponsorem całej zabawy. Wynajęła nawet prawdziwą kurtyzanę na tą noc. Tak to wyglądało w pierwszej chwili gdy przedstawiała Olenę Priorze. Ale potem jak biesiadowały i wspominały stare czasy to okazało się, że z blondwłosą, sympatyczną kurtyzaną z “Nocnej przygody” znają się bardzo dobrze od czasów “gdy zaczynały nam rosnąć cycki”. Burgund i Nadia nawet pracowały razem z nią w tym zamtuzie i były ciekawe czy ta sala z trumnami wciąż tam jest. Wedle Oleny wciąż była. I cieszyła się nie słabnącym wzięciem. Kolejnej panny nie było z nimi bo Łasicy nie udało jej się ściągnąć ale ją akurat Pirora zdążyła poznać osobiście. Nije Simonsberg. Wedle słów wychowanek miejskich karczm i ulic to Nije kiedyś latała “w krótkich majtkach” tak samo jak one i razem z nimi. No ale teraz była wielką artystką co dawała koncenrty dla sławnych i możnych tego miasta. Brzmiało trochę jak zazdrość, dla tej której udało się wybić ponad ten uliczny poziom jaki reprezentowała reszta ich szachrajskiej paczki. Ale niezbyt. Bo nadal Nije czasem pokazywała się tu czy tam na starych śmieciach no i nie udawała, że ich nie zna co dziewczyny miały jej za spory plus.

- No to za spotkanie po latach! - Silke wzniosła kielich i w górę poszedł kolejny toast. A za oknami grad bębnił o szyby zwiastując mało przyjemny poranek. Na razie jeszcze było śniadanie ale wkrótce trzeba będzie wyjść na ten zimny i świat aby zacząć kolejny dzień.

- A słyszałyście co wczoraj mówili? Podobno Hugo zgarnęli do wieży. Szkoda. - zagaiła Burgund nie będąc pewna czy do towarzystwa dotarła wczoraj ta plotka. Wieść nie była zbyt wesoło. Hugo to był oszust, obibok i bajarz. Czyli oficjalnie minstrel. No a przy okazji wyśmienity flirciarz. I chyba poza Pirorą każda z koleżanek miała z nim przyjemność zawarcia bliższej znajomości i każda miło to wspominała. Dlatego teraz im się go żal trochę zrobiło, że wpadł w złym miejscu i czasie. Bo przez tą ucieczkę to władze mogą chcieć go surowiej ukarać niż normalnie. Tak to by dostał reprymendę, może posiedział w wieży albo przy słupie postał dzień czy dwa i by go puścili. No a tak to mogło się skończyć gorzej jak władze były tak skompromitowane tą ucieczką z ich lochów, że mogły chcieć się pochwalić jakimkolwiek sukcesem.




Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; Port; mieszkanie Normy
Czas: 2519.02.28; Backertag (4/8); ranek
Warunki: główna izba, jasno, ciepło, cicho; na zewnątrz jasno, pada grad, umi.wiatr, lodowato (-30)



Egon



- Ale sypie. - mruknął Silny patrząc ponuro za okno. Trudno było to przegapić. Nawet na słuch. Odkąd wstali dał się słyszeć monotonny stukot małych, zimnych, twardych kulek o szyby. Pogoda była mało przyjemna. Co jednak nie powstrzymało imperialnych przed wznowieniem poszukiwań kolejnego poranka. Właściwie sądząc po ruchomych plamach światła widzianych w ciągu ostatniej nocy w porcie to chyba szukali przez całą noc. A w dzień pewnie też. Chociaż ten grad mocno ograniczał widoczność dalszą niż kilka najbliższych domów. Ale ze dwa razy już widzieli patrol z halabardami jaki przeszedł ulicą przed zajmowanym przez kultystów domem. Przeszedł ale nie zajrzał do środka. To, że polowanie i obława wciąż trwa potwierdzało ujadanie psów słyszalne bliżej lub dalej. Ale nie ustawało ani na chwilę. Wciąż szukano zbiegów.

- To mówisz, Strupas, że sprawdzili “Koguta”. - zagadnął Starszy jaki stał z rękami założonymi na plecach i wpatrywał się w ten ponury widok za oknem.

- Tak, wczoraj. Szli dom po domu. W tamtej okolicy to chyba każdy dom sprawdzili. To “Koguta” też. - śmierdzący żebrak potwierdził swoje słowa. On to wczoraj późnym wieczorem przyniósł te wieści. A Starszy kazał mu przyjść rano.

- Myślisz mistrzu, że ktoś nas wsypał z tym “Kogutem”? - zapytał mięśniak zerkając na zamyślonego, zamaskowanego druida wpatrzonego w szare wody zatoki zasypywane drobnymi kulkami gradu.

- Może. Ale niby kto? Musiałby być ktoś od nas. Nie sądzę. Raczej przeczesali okolicę tam gdzie psy straciły trop. - lider pokręcił głową ale chyba spodziewał się właśnie tego o czym mówił w sprawie poprzedniej kryjówki.

- To niedobrze. Oficjalnie kupiliśmy tą karczmę. Jest jakaś szansa, że dotrą do nas. - Karlik otarł spocone czoło chusteczką. Przyszli dzisiaj rano razem aby sprawdzić jak wygląda sytuacja. Na razie była stabilna. Dzięki udanemu blefowi Egona strażnicy chociaż wczoraj zwrócili na nich uwagę to ostatecznie puścili ich bez sprawdzania zawartości szafy. Dzięki czemu trochę później mogli dotrzeć do tego mieszkania. Jednak ciągłe poszukiwania nadal im zagrażały. Reakcja władz okazała się równie mocna jak akcja spiskowców. Postawili na nogi całe miasto i przeszukiwali je całkiem solidnie. Silny całą noc się zastanawiał czy lepiej siedzieć w jednej dziupli czy się przemieszczać co jakiś czas. Oba rozwiązania miały i wady i zalety które on sam dostrzegał. Wbrew temu co o nim lubiła mówić Łasica to nie był takim tępym osiłkiem. W końcu też był chłopakiem z ferajny. Tylko od bardziej bezpśrednich działań niż ona. I główkował, że jakby siedzieć w jednym miejscu no to unika się ryzyka przypadkowych kontroli na jaką oni trafili choćby wczoraj. Ale też większa szansa, że ktoś cię w końcu zdybie i naprowadzi pościg. No a jakby zmieniać dziuplę co jakiś czas to można się wpakować właśnie na taką przypadkową kontrolę ale też jest szansa, że pścig jak trafi to na jakieś byłe miejsce. Tak jak wczoraj na “Koguta” prawie tuż po tym jak się wynieśli.

- Jeśli nawet. To się od wszystkiego odetniemy. Powiemy, że nic o tym nie wiedzieliśmy. Remont był. Może ktoś z robotników nie zamknął drzwi czy co. Poza tym karczma zwykle stała pusta to może dlatego. - Starszy skinął głową na uwagi ich skarbnika. Widocznie nie uważał ich za bezpodstawne. Ale uspokajający ton zdawał się wierzyć, że nawet w tak niekorzystnym przypadku zdołaliby się wyłgać. Grubas zastanawiał się chwilę nad tym i pokiał głową.

- Jeśli nawet to jako kryjówka i tak jest spalona. Przynajmniej przez jakiś czas. - Silny wzruszył swoimi wielkimi barami dając znać jak widzi sprawę. Z nim też ich lider się zgodził chociaż jako nieme kiwanie głową.

- Tyle pieniędzy! Tyle wysiłku aby to przygotować! I jeszcze remont! A teraz wszystko na nic! - zawołał rozzłoszczony Karlik który zazwyczaj ponosił największe koszty wszystkich ich operacji. A tego “Koguta” szykowali przecież i jako kryjówkę dla zbiegów i jako nową siedzibę dla zboru. Takiego gdzie można by swobodnie umieścić wyrocznię. No i te dwie odmieńce jakich też początkowo nikt nie planował.

- Spokojnie mój synu. To nie jest zmarnowana inwestycja. Remont się dokończy. I otworzymy tam najwyżej zwyczajną knajpę. Albo coś w tym stylu. Ale kryjówkę no tak, trzeba będzie znaleźć nową. - Starszy odwrócił się do niego i odezwał się uspokajającym głosem. Podziałało. Karlik westchnął jeszcze raz ciężko ale nie wydawał się przekonany.

- Może uda się tam otworzyć te walki co Egon miał zamiar? Albo coś z tego teatru co planowała Pirora? Zobaczymy. Coś się wymyśli mój synu. Plany naszych patronów mają wiele ścieżek. Nawet jak któreś wydają się nam ślepe to właśnie tak jest. Nam się tak wydają. - dopowiedział jeszcze wskazując na dodatkowe możliwości jakie niosła ze sobą taka nowa karczma w mieście. Nawet jeśli już niezbyt nadawała się do planów dla jakich pierwotnie ją kupili. Karlik w końću dał się przekonać i pokiwał głową na znak zgody.

- No to i tak trzeba znaleźć jakąś nową dziuplę. - Silny odczekał trochę aby się upewnić, że ci dwaj ważniejsi od niego w ich grupie skończyli ten wątek nim się odezwał.

- Ano trzeba. Powiedz jeszcze raz Strupasie jak to wyglądało z tym “Kogutem”. - zamaskowany mężczyzna zwrócił się do najpodlejszego z ich grona na jakiego na ulicy zwykle najmniej zwracano uwagę. Dlatego nieźle się sprawdzał w roli szpiega.

- No szli dom po domu. Doszli do “Koguta”. Zaczęli walić w drzwi. Nikt nie otwierał to wyważli. Potem weszli do środka. Nie wiem co tam robili bo zostałem na zewnątrz. Coś musieli jednak znaleźć. Bo potem posłali jednego gdzieś dalej. A potem przyjechali saniami. Łowcy czarownic jak nic. Weszli do środka, sprowadzili psy. I węszyli dalej. Potem poszli za psami. Szli waszym tropem jak po sznurku. Ale chyba stracli trop już w samym porcie. Dalej musiałem dać dyla bo mnie psy obszczekały na tyle, że zaczęli się na mnie gapić. To zwiałem. - garbus powtórzył to samo co wczoraj. Tylko to co najważniejsze bo w końcu już o tym gadał wczoraj. Wszyscy obecni to słyszeli ale widocznie mistrz myślał nad tym wszystkim co dalej. Nawet jeśli pościg poszedł p tropie bywalców “Koguta” to tutaj nie doszedł. Ale znów dotarli dość blisko co mogło wyjaśniać nocne światła w porcie. I znów mieli nerwową noc w oczekiwaniu na walenie do drzwi. Jednak nic takiego się nie stało.

- Może przeniesiemy wyrocznię i te dwie na “Adele”? - zaproponował Karlik zerkając na Starszego. Ten pokręcił przecząco głową.

- Nie. “Adele” to nasz azyl. Musi pozostać bezpieczna bez względu na okoliczności. Nie możemy jej narażać. Trzeba znaleźć nową kryjówkę. Z dala od portu skoro tutaj węszą. - zamaskowany lider uniósł do góry palec aby podkreślić to o czym mówi. Teraz zasłona gradu przesłaniała widok na nabrzeże przy jakim cumowała na stałe stara krypa kultystów jednak normalnie mogło ją z okien być widać. To było prawie po sąsiedzku. Odwrócił głowę jak i pozostali na dźwięk kroków na schodach. Po chwili do kuchni wszedł ciemnowłosy cyrulik.

- Jest z nimi dobrze. Są wychudzone ale to po paru miesiącach w lochu nie jest dziwne. Wystarczy je podkarmić. Mają rany ale głównie obtarcia i odleżnyny. Wyrocznia ma pęknięte albo złamane dwa żebra. Musi się zrosnąć. Dlatego powinna unikać biegania, skakania, walki i innych takich aktywności póki się nie zagoi. Też się zrośnie samo. Za miesiąc lub dwa. - Sebastian który przyszedł dzisiaj rano przedstawił swój raport medyczny na temat swoich pacjentek. To, że mniej więcej obie uciekinierki z twierdzy są całe to chyba wszyscy widzieli już wczoraj. Dało się jednak dostrzec pewne zesztywnienie czy osłabienie trudno było jednak znaleźć przyczynę. No i właśnie ją poznali dzięki cyrulikowi.

- Będe jeszcze do czegoś potrzebny? - zapytał młodzian widocznie gotów wrócić do siebie. Póki nie był z nimi ani nie przenosił jakichś podejrzanych ładunków to nawet w razie sprawdzania przez straże chyba nie powinien wpaść. Raczej słabo pasował do rysopisu zbiegów.

- A te dwie gadają dalej? - Karlik zapytał wskazał na sufit gdzie urządzono pokój dla wyroczni. A drugi dla dwójki mutantek. Wiedzieli o kim mówi. Oprócz niego przyszła też Norma. Jak tylko zobaczyła Mergę przyklękła na jedno kolano przed nią i schyliła głowę mówiąc coś zduszonym głosem w swoim północnym języku jakiego południowcy nie rozumieli. Ale to, że uznaje rogatą wiedźmę jako jakiegoś wodza czy kogoś podobnego było czytelne i bez znajomości języka. Merga uspokajająco coś odpowiadała kłądjąc dłoń na myszatych warkoczykach Wilczycy. I o czymś zaczęły rozmawiać gdy w końcu Norma podniosła się z kolan. Ale wciąż dało się dostrzec sztywność i brak płynności w ruchach. I tak wyglądała znacznie lepiej niż na początku zeszłego tygodnia gdy ją Egon z Silnym z towarzyszami wynosili z podziemi do kanałów a potem jeszcze wyżej. Wtedy wyglądała jakby już jedną nogą była w ogrodach Morra. Widocznie dzisiaj jeszcze nie doszła w pełni do zdrowia co zresztą potwierdzały słowa Sebastiana. Ale już była na chodzie i jak się dowiedziała, że udało się uwolnić wyrocznię przybyłą natychmiast razem z nim. Tego się nie spodziewali a bez Kurta nawet po kislevsku trudno było się dogadać nie mówiąc już o języku barbarzyńców z północy. Niemniej obie, i wyrocznia i wojowniczka miały ze sobą wiele do powiedzenia bo w końcu obie poszły na górę i tam dokończyły rozmowę.

- I nie chcę nic mówić. Ale jak znajdą u mnie Gustawa to lipa. A tam niedaleko mnie też się kręcą i szukają. - powiedział po chwili wahania Sebastian. No tak, za ukrywanie odmieńca to groziła czapa. Do tej pory nikt go tam nie szukał ale teraz jak miasto przypominało gniazdo wściekłych szerszeni to nawet rutynowe przeszukanie mogło przynieść tragiczne dla kultystów skutki. Znów usłyszeli kroki. Po chwili w kuchni pokazała się Merga wraz z Normą.





https://whfb.lexicanum.com/mediawiki...9/Merga_01.png




Merga chociaż poruszała się jeszcze ostrożnie, pewnie przez te połamane podczas śledztwa żebra, to jednak wyglądała dzisiaj o wiele bardziej władczo i dostojniej niż gdy była świeżo po uwolnieniu. Ze swoim kosturem i rogami jakie zrobiły niesamowite wrażenie na Lilly. Była nimi zachwycona i z miejsca okrzyknęła ją królową. Co brzmiało na tyle zabawnie, że rozbawiło chyba nawet samą Mergę. Ale różowowłosa z zapałem tłumaczyłą pozostałym, że rogi są oznaki łaski bogów no a takie duże, dorodne i piękne muszą należeć do jakiegoś ich ulubieńca i wybrańca. Z tym to nawet Starszy i sama Merga nie mogli dyskutować i na tym stanęło.

- Witam wszystkich. Chciałam wam niezmiernie podziękować za ratunek i pomoc. A ty Egonie widzę, że potrafisz zachować zimną krew w nagłych wypadkach. Ślicznie sobie poradziłeś wczoraj z tymi strażnikami. - powiedziała witając się z kultystami jacy otoczyli ją opieką wyciągnęli z tarapatów. Teraz zaś dzielili z nią los i niebezpieczeństwo.

- Rozmawiałam z Normą. Powiedziała mi co się z nimi stało. Dopadł ich los równie straszny jak mnie. Udało mi się ich wezwać na pomoc po moich schwytaniu. Niestety chociaż Orkan okazał się śmiałym żeglarzem i sternikiem to pochłonęły ich łódź mielizny tutejszej rzeki. No a dalej to już tutejsze siły z waszego miasta zrobiły z nimi porządek. Zapewne tylko Norma wyszła z tego cało. - wyjaśniła skąd się tu wzięła łódź pełna norsmeńskich wojowników, w samym środku zimy uznawanej za nie nadającą się do żeglugi tak przez żeglarzy z północy jak i z południa.

- Ściągnęłaś ich tu z Norsci? Jak już byłaś w lochu? - Starszy chyba był pod takim wrażeniem tej wiadomości, że aż nie dowierzał.

- Tak. Potem jednak zaczęli mi dodawać usypiacze do jedzenia i picia więc moje możliwości zostały znacznie ograniczone. Dopiero Łasica to przerwała pod koniec mojej niewoli. - przyznała Merga rozglądając się po zebranych jakby szuakała wzrokiem włamywaczki jaka była pierwszą wysłanniczką kultystów jakiej udało się do niej dotrzeć bezpośrednio. Nawet jeśli nie miała pełnej swobody manewru w jej pobliżu.

- Nie ma jej. Pewnie się już puszcza gdzieś na mieście. - burknął pogardliwie Silny z nutką satysfakcji, że może podkopać autorytet nieobecnej.

- No trudno. Niech się wyszumi. A teraz zgaduję, macie jakąś poważną sprawę nad jaką się głowicie. - zapytała rogata machając ręką na nieobecność niebieskowłosej.

- Tak. Szukają cię w całym mieście. Za miastem też. Obława na pełną skalę. Zmobilizowali wszystkich co mogli. Znaleźli tą karczmę w jakiej ukrywaliśmy się wczoraj. Poszli po śladach do portu. I dalej szukają. - powiedział Starszy streszczając krótko to o czym właśnie mówili. Rogata pokiwała głową i popatrzyła na nich tymi niesamowitymi złotymi oczami jakie zdawały się promieniować nieziemskim blaskiem.

- Rozumiem. I będą szukać. Bardzo dokładnie. Ten Hertwig i jego banda mnie przesłuchiwał. To są bardzo groźni przeciwnicy. Bystrzy. Zawzięci. Zdeterminowani. Będzie nas kosztowało sporo wysiłku aby im umknąć. A odpowiedzią na nową kryjówkę jest ziemia. Trzewia ziemi. Szukajcie pod ziemią. Tam będzie odpowiedź. Bezpieczne miejsce gdzie będzie można przeczekać tą zawieruchę. Nim będziemy mogli zabrać się za zrealizowanie planu jaki mnie tu ściągnął. - wyrocznia powiedziała to tak jakby mogła odsłonić mgłę teraźniejszości lub przyszłości chociaż w jakimś stopniu. Po czym podeszła do jednego z wolnych krzeseł przy kuchennym stole i usiadła na nim. Zaś Norma niczym jej gwardzistka stanęła za nią z rękami złożonymi na piersi. Nie odzywała się bo i poza Mergą nikt w tym gronie nie znał języków jakie znała ona. Pozostali popatrzyli na nią a potem po sobie zastanawiając się nad tym wszystkim co powiedziała.




Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; ul. Złota; rezydencja van Hansenów
Czas: 2519.02.28; Backertag (4/8); ranek
Warunki: główna izba, jasno, ciepło, cicho; na zewnątrz jasno, pada grad, umi.wiatr, lodowato (-30)



Joachim




Dla astrologa kolejny poranek okazał się kiepski. Ledwo otworzył oczy i usłyszał charakterystyczne, monotonne stukanie o szyby. Chwilę później ponure chmury wiszące nad miastem z któych sypało drobnymi, białymi kuleczkami jasno wskazywały, że nie ma co liczyć na jakieś oglądanie gwiazd i nieboskłonu. Zresztą był już dzień a te najlepiej się oglądało w nocy. Jednak zawsze była jakaś szansa, że później się przejaśni.

Pogoda jednak mogła namieszać w szykach także każdemu kto planował coś pod otwartym niebem. Bo czy chodziło o pływanie łodzią czy konną jazdę za miastem to gdy padał grad czy sypał śnieg też stawało to pod znakiem zapytania. Jak już zszedł na dół na śniadanie z państwem van Hansen okazało się, że ich najmłodsza blond pociecha wcale nie jest zadwolona z takiej kiepskiej pogody.

- Spójrz na to inaczej moje dziecko. Przecież mogłabyś sobie zrobić krzywdę podczas takiego polowania. - matka chciała chyba pocieszyć córkę widząc jak ta kwaśnieje na ponure widoki za oknem.

- Oj mamo, nie jestem już dzieckiem. - jęknęła smukła blondynka która faktycznie zdradzała kształy i wysławianie się młodej kobiety a nie małej dziewczynki.

- Pani matka ma rację. Pościg jest organizowany przez zawodowców. A ci zbiegowie z kazamat to nie przelewki. Prawdziwe szuje. Podobno jedna z nich jest jakąś okropną, zdeformowaną wiedźmą z rogami. Z takimi trzeba szczególnie uważać. - pan Mikael poparł żonę i próbował logicznej argumentacji wobec dorosłej córki.

- No i właśnie dlatego to byłoby takie ciekawe. No nic. Może później się przejaśni albo chociaż przestanie sypać. Pójdę pogonić służbę aby wszystko było gotowe. - Froya skinęła im głową z szacunkiem jednak ich słowa odniosły wręcz przeciwny skutek. Nie miała zamiaru zrezygnować z pościgu za zbiegami i chciała ruszać jak tylko pogoda się poprawi. Dlatego po śniadaniu poszła aby porozmawiać z majordomem który powinien dopilnować wszystkich przygotowań. Młoda szlachcianka była zdania, że największe szanse jest schwytać zbiegów zaraz po ucieczce. Pierwsze dwa czy trzy dni są najważniejsze póki są w miarę blisko miasta i ślad jest jeszcze w miarę świeży. Potem to już szukanie igły w stogu siana. Na myśl, że w tych warunkach zbiegowie mogliby zamarznąć jaką rzucił jej ojciec tylko się skrzywiła bo to był jeden z tych wariantów jakie psuły jej przyjemność z polowania na niebezpieczną zwierzynę.

- Chyba, że wciąż są w mieście. Mogą się ukrywać w jakichś ruderach. Większość miasta to takie rudery właśnie. W morze nie wypłynęli bo wszystkie statki są unieruchomione. A skoro ktoś im pomógł wydostać się z lochu to muszą mieć jakiś wspólników na mieście. Możliwe, że oni by ich ukrywali. Ale spokojnie moje panie, w mieście też wszyscy ich szukają. Rozesłano za nimi listy gończe więc prędzej czy później zostaną schwytani. - głowa rodziny van Hansenów uśmiechnął się uspokajająco do swojej żony i córki, nawet do Joachima aby dodać im otuchy. I wyglądało na to, że zbiegów szuka się tak w mieście jak i poza nim. I to bez względu czy panna van Hansen dołączy do tych poszukiwań czy nie. Część tej obławy wczoraj Joachim odczuł na własnej skórze. Widział jak patrole z kuszami i halabardami no i z psami, przeszukją przechodniów, budynki, tworzą punkty kontrolne na ulicach. Wyglądało to poważnie, władze solidnie się zabrały do tej obławy.

Wyglądało na to, że rzucono do tych poszukiwań nawet kadetów Akademii Morskiej. Tak przynajmniej wczoraj ten skryba z jakim rozmawiał Joachim w bibliotece tej uczelni tak mu powiedział. Faktycznie gdy już o zmierzchu opuszczał mury uczelni to plac apelowy był zawalony tylko zdeptanym śniegiem i właściwie nikogo tam nie było. Gdy wracał do rezydencji van Hansenów znów spotkał liczne patrole i jeden czy dwa jego też zatrzymały. No ale nie był fioletową, rogatą kobietą ani dwoma dryblasami no to za każdym razem jakoś udało mu się wyślizgać z tych kontroli chociaż przyjemne to nie było. A widocznie rysopisy jakich szukali strażnicy najbardziej pasowały do Mergi co dziwne nie było. Miała tak wyjątkowy wygląd, że trudno ją było zapomnieć. Jednak kompletnie to nie sprzyjało gdy ją ścigano i szukano. Zaś dwóch dryblasów jak ulał pasowało do opisu Egona i Silnego. Bo jeden łysy a drugi kudłaty a takich właśnie szukano.

No i wczraj końcówkę dnia Joachim spędził w zaciszu biblioteki. Gdzie unosił się specyficzny zapach i klimat księgozbioru, uczelni i wiedzy. Podobny do wszystkich bibliotek w jakich młody magister był. Miał okazję zapoznać się dokładniej z tomiszczami jakie poprzednio z braku czasu przerzucił dość pobieżnie. Teraz mógł się wczytać dokładniej w tekst starając się nie myśleć o obławie jaka trwała na zewnątrz.

Pewną niedogodność w tej lekturze stanowił fakt, że chyba nikt z uczonych nie uważał syren za tyle interesujące aby pisać tylko o nich. Raczej wrzucano wzmianki o tych półrybach w teksty z morskich legend i folkloru albo w opisach jakichś morskich przygód i potworów. Nie było tak łatwo wyłapać z jednej czy drugiek księgi ten fragment gdzie pisano akurat o nich. A te fragmenty jakie znalazł okazywały się różnej wielkości i jakości. Opisy syren też były dość niejednoznaczne.

Na przykład powszechne wyobrażenie, że to pół kobiety i pół ryby, żyjące w morzach powtarzało się prawie za każdym razem. Ale istniały też plotki o takich istotach żyjących w rzekach i jeziorach. Trudne to było do zweryfikowania. Nie do końca też było wiadomo skąd się biorą syreny. Bo raczej każde stworzenie miało rodzaj męski i żeński. A syreny powszechnie uważano za kobiety. A gdzie byli syreni mężczyźni? Brak samców skłaniał niektóych uczonych do rozważań nad nienaturalnym i może spaczonym pochodzeniem tych stworzeń. Może były to tak jak chciał folklor - efekt jakiejś klątwy jaka dotykała tylko kobiety co by tłumaczyło brak mężczyzn. Z drugiej strony chodziły pogłoski o trytonach czyli stworzeniach podobnych syrenom tylko, że z męskimi torsami. Ale pogłoski o nich były jeszcze żadsze niż o samych syrenach a nawet jeśli trytony faktycznie istniały wciąż nie było pewne czy można ich uznać za ten sam gatunek co syreny. Chociaż przy takim założeniu mogło tłumaczyć skąd się biorą kolejne generacje tych stworzeń.

Jeszcze inna teoria mówiła, że syreny używają mężczyzn, głównie ludzi, do rozmnażania. Po to ich wabią na brzeg i śpiewają tak pięknie aby ich skusić do siebie. Chociaż znów jak ktoś trafnie zauważył w książkowej polemice jaką czytał Joachim taki rozbitem w zimnej wodzie to raczej miałby co innego w głowie niż jakieś amory z półrybą. To zaś kierowało uwagę uczonych na kolejną cechę charakterystyczną syren jaka powtarzała się w ich opisach czyli śpiew. Jego wpływ na marynarzy, zwłaszcza mężczyzn był powszechnie znany. Co skłaniało do przypuszczeń, że albo jest to jakaś zbiorowo wywołana hipnoza, histeria albo po prostu magia. Ponieważ załogi większości statków składały się raczej z mężczyzn nie do końca było wiadomo jak kobiety mogłyby zareagować na taki syreni śpiew. Byłyby bardziej podatne? Mniej? W ogóle? Tak samo? Każda z tych odpowiedzi wydawała się uczonym równie prawdopodobna.

Koniec końców więc syreny były stworzeniami jakie z braku materiału do badań były dla uczonych trudne do sklasyfikowania. Większość wieści o nich pochodziło albo od marynarzy albo z portowych tawern i miejskich legend. Co z założenia stawiało ich jakość pod znakiem zapytania. Bo jak tu wierzyć pijanym, rozwydrzonym marynarzom w tawernach? Syreny stawiały przed uczonymi więcej pytań niż dawały odpowiedzi. Nie było pewne czy to osobna rasa lub gatunek czy nie. Nie było pewne skąd się wzięły i biorą. Może ich rzadkość wskazuje, że to jakaś wymierająca rasa? Albo efekt jakiejś klątwy dlatego tylko co jakiś czas jakaś kobieta przemienia się w syrenę? Jedna z teorii mówiła bowiem, że syreny to taki morski odpowiednik banshee, zjaw i wyjców czyli osób jakie zmarły tragicznie ale z jakichś powodów ich upiory wciąż buszują po tym świecie. Nie było więc też wiadomo czy traktować je za jakąś spaczoną rasę jak choćby zwierzoludzi czy też naturalną jak kolejny gatunek rekinów czy ośmiornic. Zgadzano się, że raczej traktowano je jak szkodniki. W końcu jak jakaś istota śpiewem kieruje statek na skały czy mieliznę to trudno uznać to za coś pożytecznego. I czy motywem syren było żerowanie na truchłach marynarzy czy spółkowanie z nimi aby zapewnić przedłużenie gatunku to już był poboczny temat w porównaniu do zatopionego statku, ładunku i załogi. Ale były też wzmianki, jak jedna z bretońskich opowieści, że była kiedyś taka dobra syrena co przeprowadzała statki przez zamglone i zdradliwe mielizny bardzo tym pomagając marynarzom albo, że kogoś uratowała jakaś morska panna doprowadzając go do brzegu. Trudno było oddzielić prawdę od fikcji.

Nawet nie wszystkie wizerunki syren były ze sobą zbieżne. Owszem, zwykle opisywano je jak górę kobiety a dół ryby. Ale zdarzały się też opisy, że miały po cztery lub wiecej ramion albo nawet skrzydła i czasem utożsamiano je z morskimi harpiami gniazdującymi na morskich klifach. A jedna czy dwie wzmianki podawały, że dół zamiast ryby przypominał ośmiornicę. Zaś wedle części legend syreny potrafiły przybrać w pełni ludzki wygląd czyli mieć nogi i w ogóle wyglądać jak młode, piękne kobiety. Ale to mógł też być jakiś wpływ tego jak opisywano driady i nimfy i znów były spekulacje czy są między nimi jakieś powiązania.

I najczęściej wspominano o nich z okazji Marienburga. W końcu ten największy port Starego Świata miał właśnie syrenę w herbie. Tu spekulowano, że właśnie ten herb mógł się przyczynić do rozpowszechnienia takiego a nie innego wizerunku syreny. Najwięcej doniesień o tych morskich stworzeniach. Jednak doniesienia i legendy o spotkaniach z tymi syrenami pochodziły od Erengradu, po morza dalekiej północy aż po ciepłe okolice Tilei, Startossy i Estalii. A jeden z uczonych krytycznie się odnosił do tego wszystkiego uważając syreny za wymysł znudzonych rejsem marynarzy jakim się marzą piękne, kobiece skąpo odziane kształty chętne na karesy. Te wdzięki i zachowanie morskich kusicielek oraz niejasne pochodzenie niektórych uczonych skłaniało ku pomysłowi, że to jakaś demoniczna i plugawa nacja stworzona przez mroczne siły aby wodzić marynarzy na pokuszenie. Były i inne, takie które mówiły, że syreny to takie morskie hurysy jakie są morskim ludem i w głębinach prowadzą swoje życie gdzie biesiadują z wybrańcami Mananna. Z jakiej strony więc by nie czytać o tych syrenach trudno było o naukowy konsensus. Zwłaszcza, że źródłem do badań były opowieści marynarzy i ludowe tradycje.

No a dzisiaj, w ten ponury poranek z gradem na zewnątrz jaki powoli przechodził w pełnię dnia musiał się na coś zdecydować. Froya mówiła przy śniadaniu, że jak się uspokoi z tym gradem to ruszy konno w szukanie zbiegów za miastem. Wtedy by raczej nie mógł załatwić swoich spraw na mieście. No a jak ruszyłby na miasto a pogoda by się poprawiła to panna van Hansen ruszy w tą pogoń bez niego.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline