Skryta pod płaszczem prawa dłoń Brujaha zacisnęła się na rękojeści schowanego za pazuchą kołka tak mocno, że ten niemal złamał się. Kiedy wampir siedzący w powozie "uniósł się", przez ułamek sekundy dla znających temperament Marcela świat zatrzymał się, czekając na starcie, zapewne katastrofalne w skutkach dla tkwiącej na trakcie koteri. O dziwo nie nastąpiło nic, choć o tym co stało się tak naprawdę, świadczył tylko znów goszczący na twarzy postawnego wojownika grymas, zapewne mający jak zwykle być swoistym odpowiednikiem szelmowskiego uśmieszku.Thomas pamiętał go z chwili, kiedy się poznali - na sekundę przed tym, nim Brujah wyprowadził pierwsze mierzące w niego ciosy. Młody Ventrue widział go, kiedy Marcel "opanowywał się", by nie ulec jego prowokacji i poczekać na lepszą okazję. Spokój jakiem zareagował okryty podniszczonym pledem olbrzym, świadczył o tym, że znów toczył walkę sam ze sobą. To była jedna z tych walk, w których nie istotne było kto wygra - niezależnie od wyniku, jakaś tragedia zbliżała się wielkimi krokami... -Marcel... Panie... do usług...-olbrzym wciągnął powietrze i wysyczał pierwsze słowa. Kiedy zabrzmiało ostatnie, jego uśmiech wyglądał już prawie szczerze, a jego "lico”- jeśli można użyć takiego słowa jako określenie jego nieogolonej mordy - wyrażało wręcz zrozumienie dla ich sytuacji i rodzaj skruchy za swoje zachowanie.
__________________ -Only a fool thinks he can escape his past.
-I agree, so I atone for mine.
Sate Pestage and Soontir Fel |