Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 08-09-2007, 13:47   #321
 
Ratkin's Avatar
 
Reputacja: 1 Ratkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwu
Skryta pod płaszczem prawa dłoń Brujaha zacisnęła się na rękojeści schowanego za pazuchą kołka tak mocno, że ten niemal złamał się. Kiedy wampir siedzący w powozie "uniósł się", przez ułamek sekundy dla znających temperament Marcela świat zatrzymał się, czekając na starcie, zapewne katastrofalne w skutkach dla tkwiącej na trakcie koteri. O dziwo nie nastąpiło nic, choć o tym co stało się tak naprawdę, świadczył tylko znów goszczący na twarzy postawnego wojownika grymas, zapewne mający jak zwykle być swoistym odpowiednikiem szelmowskiego uśmieszku.Thomas pamiętał go z chwili, kiedy się poznali - na sekundę przed tym, nim Brujah wyprowadził pierwsze mierzące w niego ciosy. Młody Ventrue widział go, kiedy Marcel "opanowywał się", by nie ulec jego prowokacji i poczekać na lepszą okazję. Spokój jakiem zareagował okryty podniszczonym pledem olbrzym, świadczył o tym, że znów toczył walkę sam ze sobą. To była jedna z tych walk, w których nie istotne było kto wygra - niezależnie od wyniku, jakaś tragedia zbliżała się wielkimi krokami...

-Marcel... Panie... do usług...-olbrzym wciągnął powietrze i wysyczał pierwsze słowa. Kiedy zabrzmiało ostatnie, jego uśmiech wyglądał już prawie szczerze, a jego "lico”- jeśli można użyć takiego słowa jako określenie jego nieogolonej mordy - wyrażało wręcz zrozumienie dla ich sytuacji i rodzaj skruchy za swoje zachowanie.
 
__________________
-Only a fool thinks he can escape his past.
-I agree, so I atone for mine.


Sate Pestage and Soontir Fel
Ratkin jest offline  
Stary 10-09-2007, 18:05   #322
 
Bortasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Bortasz ma wspaniałą reputacjęBortasz ma wspaniałą reputacjęBortasz ma wspaniałą reputacjęBortasz ma wspaniałą reputacjęBortasz ma wspaniałą reputacjęBortasz ma wspaniałą reputacjęBortasz ma wspaniałą reputacjęBortasz ma wspaniałą reputacjęBortasz ma wspaniałą reputacjęBortasz ma wspaniałą reputacjęBortasz ma wspaniałą reputację
Na twarzy Przeklętego nie pojawiła się żadna emocja nic nie wskazywało, iż dotarły do niego słowa, jakie wymieniali między sobą jego „krewniacy”. Zdawało się, iż w pełni pochłonął go widok zwierząt zaprzęgniętych do powozu. Dopiero, gdy przemówił Marcel przepraszając za swe zachowanie spojrzał na swych towarzyszy, lecz wciąż jego twarz wydawała się kamienną maska.

„Brujah przeprasza Ventrue. Ventrue obraża Brujaha i jeszcze żyje. Zaprawdę Gehenna jest blisko. „

Skinal głową na zaproszenie do powozu. I cichym głosem przemówił.

- Sir Thomas. Dziękuje.

Na szczęście gardło znów było mu posłuszne i warkot ustał pozostawiając po sobie jeno smutek. Wsiadając do środka powozu skinął niewieście głową i zasiadł na przeciwko niej. W swych myślach ujrzał wiekowy las, w który dwa wilki go ścigały.
Wiatr rozwiewał włosy Thomasowi, gdy z dziką radością starał się dogonić Gniew. Nagle rzucił się do przodu dokładnie w chwili by uniknąć Grozy, która próbowała go obalić na ziemię. Z gromkim śmiechem przeturlał się po ziemi i biegł dalej tym razem uciekając przed swą córą. Ta z gniewnym warknięciem wezwała swego brata i oboje starali się go wziąć między siebie. Śmiech Gangrela rozchodził się szeroko pośród ciszy panującej w Prastarym Lesie. Drzewa tutaj były tak stare iż czul się przy nich smarkaczem jakim był gdy wraz z Królem Ryszardem ruszał do Ziemi Świętej. Gęste korony drzew zatrzymywały promienie słońca sprawiając ze nawet w dzień mógłby chodzić miedzy nimi nie lękając się o swe istnienie. Wiatr zmienił kierunek i cała trojka zamarła. Przez chwile węszyli a potem zaczęli biec na zachód. W oczach ich błyszczały dzikie iskierki radości polowania.
W kąciku oka Kainity zabłysła łza. Szczenięta wprowadziły tyle radości w wieczną noc kainity. Miał się, kim opiekować czy tez miał się, kto nim opiekować. A teraz znów został sam. Skazany na zimną noc, na wieczną cisze.
Thomas siedział pogrążony w swych rozmyślaniach. A jego twarz zdawała się być kamienną maska.

„Groza... Gniew... gdyby tu były... "

Westchnął przeciągle uświadamiając sobie, co by Groza mu zrobiła widząc go w takim stanie.

„Na warczeniu by się nie skończyło. Rzuciłaby się na mnie. I to do gardła. Miałaby rację. Stary durniu. Spójrz prawdzie w oczy. Kochałeś te szczeniaki. Były z tobą tak długo nie starzały się tak jak i ty. Walczyły przy tobie tak długo. Tak długo cię strzegły. Były darem od Boga. Dowodem na to, iż masz szanse odkupić swe zbrodnie. Oddałyście za mnie życie. Za mnie przeklętego. Ja by moje życie coś znaczyło... Jakby miało sens... „

Nagła myśl uderzyła Thomasa. Czyżby Bóg zesłał mu najcięższa próbę? Zesłał mu szczeniaki, gdy Zły szeptał do jego duszy plugawe słowa o mordzie i zbrodni. O tym, że nikt się nie dowie. Nikt... szczeniaki ocaliły resztki jego duszy. A teraz...

„Czyżby uznał, iż jestem dość silny? Że samemu dam radę dostąpić Golkondy? Panie tak długo chodzę po tym świecie i wiem, że chociażbym chodził i drugie tyle nie zrozumiem twych planów. Jedna ma ostoja to wiara w twe miłosierdzie. Wiara w to iż wybaczysz mi me winy.”

Modlitwa, jaką w swych myślach odmawiał Gangrel przynosiła ulgę i pocieszenie. Wizja, iż kiedyś spotka się znów z swymi dziećmi tam w niebie... jeśli tylko na to zasłuży.
 
__________________
Właściwością człowieka jest błądzić, głupiego - w błędzie trwać.— Cyceron
Mędrzec jest mędrcem tylko dlatego, że kocha. Zaś głupiec jest głupcem, bo wydaje mu się, że miłość zrozumiał.— Paulo Coelho

Ostatnio edytowane przez Bortasz : 10-09-2007 o 18:13.
Bortasz jest offline  
Stary 13-09-2007, 23:19   #323
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Brudni i przemoczeni mężczyźni bynajmniej nie stanowili miłego towarzystwa podróży, wobec czego właściciel powozu przy nadarzającej się okazji - to jest, gdy przekroczyli jakąś rzekę - delikatnie, aczkolwiek zdecydowanie, zasugerował Kainitom kąpiel.
Poza małym Ventrue, wędrowcy nie potrafili pojąć takiego marnotrawstwa czasu, nie wypadało im jednak sprzeciwiać się woli tego, który ocalił ich od niechybnej tułaczki.

Jak się zresztą miało okazać wcale nie stracili przez to zbyt wielu cennych minut, bowiem powóz di Bicci'ego radził sobie niebo lepiej niż ten, który użyczyła im Księżna Lukretia. Mimo wybojów i licznych kałuż, powóz cały czas brnął do przodu, a jego miarowe kołysanie usypiało zmęczonych podróżnych.
Nie wypadało jednak dłużej trzymać w niepewności "gospodarza", wobec czego Renault podjął opowieść o ich losach. Zataiwszy jedynie prawdziwy cel misji (wymówił się listem), jak na spowiedzi prawił Giovanniemu o wszystkich przykrościach, które ich spotkał w ciągu tej niechybnej wyprawy. Przystojny wampir o intrygujących oczach słuchał urzeczony, najwyraźniej bardzo lubił opowieści z dreszczykiem emocji… szkoda tylko, że te emocje Kainici odczuli na własnej skórze.

Przy opowiadaniu czas płynął szybko, niczym rwący potok. Zbliżał się świt. Zanim zamknęli powóz od środka, Marcel przywołał piękną orlicę imieniem Julia, która szczególnie zauroczyła ludzką przyjaciółkę Giovanniego. Olbrzymi Brujah musiał obiecać, że wezwie zwierze, zaraz po tym, jak się obudzą. To zresztą było zbieżne z jego planem, gdyż wysłał akurat Julię na zwiad, a wieczorem kazał do siebie wrócić. Teraz dzięki obecności rozmawiającego ze zwierzętami Gangrela, mógł się dowiedzieć konkretów, a nie tylko zdawać na intuicję.


***

Dzień minął spokojnie, o ile nie liczyć kilku przebudzeń, wywołanych jakąś gwałtowną nawałnicą, bądź też gradem. Poprzez senne wizje myśli Thomasa z troską musnęły woźnicy, który to musiał w taką pogodę wykonywać swą pracę. Cóż jednak mógł na to poradzić?

Giovanni zaś, który obudził się najwcześniej, pogładził z czułością śpiącą jeszcze Carmen, po czym ostrożnie uchylił zasłonę, by zerknąć na swego wierzchowca. Okryty derką Arab szedł posłusznie zaraz za powozem. Niestety, pogoda sprawiła, że to piękne zwierze prezentowało się dość żałośnie. Di Bicci musiał zwalczyć w sobie chęć wzięcia stworzenia do powozu, a wystawienia na zewnątrz „przyjaciół”. Niestety… Ogier i tak by się nie zmieścił w środku.

Nagle uwagę Toreadora przykuło co innego…
Pejzaż!
Właśnie musieli minąć jakąś wieś, bowiem z tyłu widział jeszcze sylwetki chałup, tu natomiast przy drodze „rósł” niezwykły zagajnik, gdzie zamiast drzew na ogromnych palach tkwiły... ludzkie trupy!
Przerażony i zafascynowany zarazem esteta chłonął wzrokiem tą okropność, zastanawiając się jakież też powitanie może im samym przyszykować ów sławnym palownik, do którego zmierzali.

Wtem promień zachodzącego słońca błysnął zza chmury, Giovanni błyskawicznie przysłonił więc okienko, zanim poczuł to straszliwe pieczenie na skórze.


***

Gdy wszyscy już otworzyli oczy, spostrzegli się, że nagle czegoś zaczęło im brakować. Dziwna pustka wypełniła przestrzeń, choć przecież słychać było każdy zgrzyt pod kołami, podmuchy wiatry, czy odgłos końskich kopyt…
No właśnie!
Wcześniej nie słyszeli stąpania zwierząt, ponieważ zagłuszył je deszcz! Teraz stukanie o dach, które towarzyszyło im od początku podróży niemal, ucichło, mimo że w oddali słyszeli burzę.
Zniecierpliwiony Marcel odsłonił okno i gwizdnął przyzywając swoją orlicę.
Zaraz potem wszyscy podróżni dostrzegli, jak jego mięśnie stężały, a on sam znieruchomiał.

- Co się stało? – dopytywał się Renauld, lecz nie otrzymał odpowiedzi. Wkrótce zresztą wszyscy zobaczyli, że oto z pewnością wkroczyli na ziemie Vlada Tepesa i bynajmniej nie działo się tu dobrze…


***

Jechali już dobre dwie czy trzy godziny, a deszcz wciąż nie spadł. Marcel uważnie nasłuchiwał , by wyłapać zew Julii, którym zwykle obwieszczała swą obecność. jednakże ta nie pojawiała się, nawet gdy gwizdnął ponownie. To niepokoiło Brujaha o wiele bardziej niż okolica.

Nagle karoca zatrzymała się gwałtownie, tak, że Carmen i Renauld wylecieli ze swoich miejsc. Na szczęście oboje zdążyli się czegoś złapać, by nie upaść.

- Dalej nie pojedziemy! – usłyszeli głos woźnicy.

Każdy był zaciekawiony powodem tak kategorycznego stwierdzenia i już po chwili każdy miał się przekonać na własne oczy. Oto bowiem znaleźli się u stóp kamiennej góry, w której zbocze wmurowana była potężna twierdza.

Jak jednak się do niej dostać?
Nie było żadnej drogi, budowla wydawała się być niedosięgniona. Podróżni zaczęli rozglądać się, wodząc zagubionymi oczyma wokół. Nikt przecież nie brał pod uwagę opcji, że mogą nie być w stanie dostać się do zamczyska!

- Tutaj!

Usłyszeli słodki głos Carmen, która nie tak dawno zniknęła za ogromnym głazem. Gdy również obeszli kamiennego olbrzyma, ujrzeli dziewczynę, która stała na stopniach kamiennych schodów, ciągnących się wąskim pasmem ku górze.
Była to droga na tyle wąska, że dwoje ludzi miałoby już problemy z poruszaniem się ramię w ramię. Od tego pomysłu odstręczała zresztą rozpadlina rozciągająca się z prawej strony.
Tak czy inaczej podróż powozem dobiegła końca... tylko co dalej?
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline  
Stary 17-09-2007, 09:40   #324
 
Bortasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Bortasz ma wspaniałą reputacjęBortasz ma wspaniałą reputacjęBortasz ma wspaniałą reputacjęBortasz ma wspaniałą reputacjęBortasz ma wspaniałą reputacjęBortasz ma wspaniałą reputacjęBortasz ma wspaniałą reputacjęBortasz ma wspaniałą reputacjęBortasz ma wspaniałą reputacjęBortasz ma wspaniałą reputacjęBortasz ma wspaniałą reputację
Z przerażającą fascynacją potomek Kaina obserwował pejzaż, jaki przed nim się rozpościerał. Potęga tego, kto doprowadził do takiego stanu ową okolice wydawała się być niemalże równa Boskiej...

„Boskiej? Bluźnie... Ta.... to coś nie pochodzi od boga. Wręcz przeciwnie. Panie mój... Czyżbym zaczynał rozumieć? Lecz jak ja mam się z nim mierzyć? Jak mam sprostać takiej potędze?”

Nagłe szarpnięcie wyrwało Gangrela z rozmyślań. Widząc niewiastę, którą nagłe zatrzymanie powozu wyrwało ze swego miejsca schylił się i delikatnie pomógł jej wstać. Przez chwilę patrzył jej w oczy...

„Tak piękna... tak przeklęta...

...lecz gwałtownie otworzył drzwi i wyskoczył ze środka, po zauważalnej chwili obrócił się i podał damie rękę by mogła be ryzyka wyjść z powozu.

„Wszyscy jesteśmy grzeszni. Nie mnie oceniać. Zwłaszcza tych, których nie znam. „

Gdy owa niewiasta wyszła z powozu skłonił się jej i odszedł wolnym krokiem by lepiej przyjrzeć się zamkowi. Strach bił z oczu Thomasa i była to jedyna emocja, jaka malowała się na jego obliczu. Zamek wznosił się ku niebu niczym plugawe wyzwanie rzucone Bogu, wszem i wobec mówiące:
Jestem tutaj Stwórco! Nie zdołasz mnie pokonać.

„Jak mam walczyć... w jaki sposób można pokonać...”

Zamknął oczy uciekając przed widokiem, jaki przed nim się rozpościerał. Nagły powiew wiatru przyniósł zapach. Łąki pachnące miętą. Świeży chleb dopiero, co wyjęty z pieca. Dzika róża wspinająca się po murach Zamku.
W ciszy, jaka panowała wokół stwór nocnej ciszy dosłyszał głos. Swej matki, gdy wołała go na śniadanie. Ojca przypominającego, iż dzisiaj jest TEN dzień. Iż dzisiaj wyruszy on wraz z rycerstwem Króla Ryszarda wyzwolić ziemie świętą.

- Pamiętam... Boże... ja pamiętam...

Najcichszy szept wydobył się z ust Krzyżowca, gdy przed oczami jego duszy ukazał mu się Rodzinny dom. Miłości matki w jej piwnych oczach, dumna i krzepką Sylwetkę ojca, który tak radował się z wyprawy, na jaką jego syn się udawał. Tak dawno nie wspominał domu. Tak bardzo to bolało.
Dłoń zacisnęła się na rękojeści miecza. A w głowie Chór głosów Kwiatu Chrześcijańskiego Rycerstwa modlił się do Archanioła Michała.

O najchwalebniejszy Wodzu wojska niebieskiego, św. Michale Archaniele, broń nas w utarczkach i okrutnej walce, którą toczymy przeciw złym duchom z księstwami tego ciemnego świata. Przybądź na pomoc ludziom, których Bóg stworzył nieśmiertelnymi, uczynił na obraz i podobieństwo swoje i wykupił za wielka cenę z tyranii szatana. Wystąp dzisiaj do walki Pańskiej z wojskiem Świętych Aniołów, podobnie jak już walczyłeś z głową pysznych Lucyferem i jego odstępnymi aniołami, którzy nie mogli Ci się oprzeć i nie było dla nich odtąd miejsca w niebie. A ten anioł zbuntowany, przemieniony w anioła ciemności, który czyha jeszcze na ziemi na naszą zgubę, strącony został w przepaść razem ze swymi zwolennikami. Lecz oto ten pierwszy nie przyjaciel i mężobójca znowu podnosi w zuchwalstwie głowę. Przybrawszy postać anioła światłości krąży wraz z całym tłumem złych duchów i stara się opanować ziemię, aby wymazać z niej Imię Boga i Imię Chrystusa, aby porwać, zabić i wtrącić na wieczną zgubę dusze, przeznaczone do korony wiekuistej chwały. Ten smok złowrogi rozlewa na ludzi o zepsutym umyśle i sercu jakoby pełną brudów rzekę: jad swej złości, ducha kłamstwa, bezbożności i bluźnierstwa, tchnienie zarazy bezwstydu, wszelkiego występku i nieprawości. Ci najbardziej zawzięci nieprzyjaciele zalali i napoili goryczą Kościół, Oblubienicę Baranka Niepokalanego i na Jego najświętsze rzeczy wyciągnęli bezbożnie ręce. O Wodzu niezwyciężony, przeciw napaściom odrzuconych duchów wesprzyj lud Boży i daj mu zwycięstwo. Amen.

Pamiętał piekno tamtej chwili. Pamiętał radość i uniesienie. Rycerze Chrystusa. Obrońcy Wiary. Wyzwoliciele...

- Tutaj!

Nagłe wtargniecie w tą doskonałą chwilę sprawił, iż Thmoas obrócił się gwałtownie na wpół dobywając miecze. Nie widząc jednak wroga podbiegł do źródła głosu i ujrzał schody wiodące do góry odnalezione przez ową Niewiastę. Z niedowierzaniem spojrzał na nią i na schody.

„Ile jeszcze znaków potrzebujesz głupcze? Czy mają ci się one objawić złotymi literami na niebie a krzak gorejący wraz z tobą ma je odczytać? Jakich jeszcze znaków potrzebujesz głupcze?”

Od dawna stary Wampir nie odczuwał tego, co teraz. Strachu, poczucia celu, wiary, że to, co robi jest słuszne. Od dnia swej przemiany... tak dawno temu. Lecz nadal się wahał.

„Nie pokonam go w otwartej walce... ktoś kto dysponuje taką siłą. „

Z przestrachem znów rozejrzał się po krajobrazie i nagła myśl zrozumienia sprawiła, że wspiął się na pierwszy stopień schodów wiodących do zamku.

„Nie w otwartej walce... „

Drugi krok przyszedł łatwiej lecz wciąż się wahał. Wiedział jednak już gdzie jest źródło owego strachu to też bez chwili zwłoki przywołał swa najpotężniejszą broń.

”Wszechmogący, Wieczny Boże,
Ty dałeś św. Jerzemu moc do naśladowania Twojego Syna,
a Pana naszego Jezusa Chrystusa w Jego Męce i Śmierci krzyżowej.
Wysławiamy Twoją potęgę i pokornie prosimy,
abyś za wstawiennictwem świętego Rycerza i Męczennika wspierał nas,
słabych, w każdej walce ze złem.

Amen

Strzeż mnie pogromco Smoków.”

Wszedł na trzeci stopień.
 
__________________
Właściwością człowieka jest błądzić, głupiego - w błędzie trwać.— Cyceron
Mędrzec jest mędrcem tylko dlatego, że kocha. Zaś głupiec jest głupcem, bo wydaje mu się, że miłość zrozumiał.— Paulo Coelho

Ostatnio edytowane przez Bortasz : 17-09-2007 o 10:49.
Bortasz jest offline  
Stary 19-09-2007, 10:52   #325
 
Francois de Fou's Avatar
 
Reputacja: 1 Francois de Fou ma wyłączoną reputację
Renauld pochwycił swój rodowy miecz, jedyną rzecz, która pozostała przy nim w tej podróży. Z niesmakiem ruszył po schodach. Cóż miał zrobić? Nie miał innego wyjścia, jednak wchodzenie po schodach do wejścia od zamku? To takie niegodne... Po kilku krokach coś mu uderzyło do głowy. Nie był to pomysł, nie... raczej fakt... Wraz z Millą, stracili prawdopodobnie ostatnią kartę przetargową, by przymilić się Tepesowi. Teraz zostali zdani tylko na siebie. Miał szczerą nadzieję, że palownik, będzie miał dobry humor, gdy przyjmie ich na pokoje, inaczej sprawa może przybrać niemiły dla nich obrót... bardziej niemiły niż ucieczka przed stadem zmiennokształtnych. Musiał coś wymyślić... jakiś plan awaryjny... tylko co? Stopni, a tym samym czasu było coraz mniej...
 
__________________
Tańcząc jak tobie zagrają, spraw by grali to co chcesz tańczyć...
Francois de Fou jest offline  
Stary 19-09-2007, 22:15   #326
 
Ratkin's Avatar
 
Reputacja: 1 Ratkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwu
Zniknięcie jego orlicy dało do myślenia Marcelowi, przypomniało mu o zadaniu jakie mu powierzono i które było dla niego priorytetem. Powinność wobec swojego mentora była ważniejsza niż rozkaz jakiejś zmanierowanej księżnej, ale kiedy spojrzał na jedynego ocalałego poza nim wampira, z którym opuścił zamek, w którym zaczęła się ich przygoda w sercu zdziczałego wojownika pojawiło się coś na kształt żalu. Kiedy Thomas i wredny pokurcz ruszyli po kamiennych schodach prowadzących do zamku Vlada Brujah szybko znalazł się tuz za nim, nie czekając na pozostałych. Wyczekał na stosowny moment korzystając z tego że ścieżka była wąska uniemożliwiając wędrówkę w grupie i cicho rozpoczął rozmowę z małym Ventru.

-Tylko my zostaliśmy, musimy porozmawiać-słowa wypowiadał z wyraźną niechęcią czy wręcz obrzydzeniem.-Miano masz takie, że przewiduję że powinieneś mówić po prowansalsku, to mój jezyk ojczysty choć nie używam go od lat ale myślę. że się zrozumiemy...-nie czekając na znak zrozumienia u de Piccarda zmienił język w jakim szeptał do wynaturzonego chłopca, nie czekając aż Giovanni zauważy że rozmawiają, Thomas i tak zdawał się być jakby obecny w innym niż to miejscu.

-Nie wiem jakimi językami władają nasi towarzysze ale jest szansa że dla Włocha nasz język był za "niski" a rozmodlony krzyżowiec wygląda tak jakby była nadzieja że zaraz potknie się i spadnie w przepaść... Powiedz że to ty a nie Milla miałeś jakieś listy od księżnej? Nie znamy się na tym co mamy zrobić na zamku jeśli sprawy przybrały zły obrót, a to co obserwujemy wokół nas świadczy właśnie o tym, jesteś tego świadom? -było ich tylko dwóch, a nie był to duet w którym Marcel planował zakończyć podróż. Niestety, Milla nie dotrwała do tej chwili, więc był zmuszony próbować porozumieć się z budzącym w nim takie obrzydzenie potworem.
 
__________________
-Only a fool thinks he can escape his past.
-I agree, so I atone for mine.


Sate Pestage and Soontir Fel
Ratkin jest offline  
Stary 19-09-2007, 22:16   #327
 
behemot's Avatar
 
Reputacja: 1 behemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwu



Giovanni di Bicci de Medici


~ Czy śmierć może być piękna?~ zastanawiał się, na pewno była fascynująca, przerażająca. Ostateczna granica za którą były ~Co?~ niezbadane lądy. ~ I niech je odkrywają inni.~ pomyślał Giovanni. Mimo wszystko czuł nie tylko ciekawość, ale i strach. Wiedział, że wchodzi do jaskini drapieżnika większego niż on sam. Lubił niebezpieczeństwo, lubił gdy przytrafiało się innym. Sam istniał na tyle długo, by cenić wygodę. Ale miał zadanie do wykonania. I zamierzał wywiązać sie z niego najlepiej jak potrafił.


Woźnice, wóz a nawet konia pozostawił pod skałą. Zawsze będzie mógł po nich wrócić, wziął tylko to co niezbędne. Carmen. Patrzył podejrzliwie gdy jeden z obcych dotykał jej ciała. Jak śmiał. Choć po części mu to schlebiało. Jakby ktoś mówił "Masz doskonały gust". Na jego bladej twarzy pojawił się uśmiech. cokolwiek ma się stać stawi temu czoła. Poczekał, aż kobieta do niego dołączy i ruszyli w górę schodów, nie spieszył się, pozwolił by inni poszli przodem. Wolał być obserwatorem, i nie zostawiać nikogo za plecami, jak zawsze.


~Śmierć to estetyka pozbawiona wyobraźni.~ bawił się tą myślą, mierząc na ile jest słuszna. ~Ostateczny koniec, życie ucieka, jak napis na piasku porwany zrywem wiatru. Wszystko zostaje wyjaśnione i zakończone. ~ zaczynał czuć coś na kształt obrzydzenia. To nie był jego świat, jego świat był pełen dźwięków, barw, wrażeń. Jego świat miał być piękny jak Carmen, a nie smutny jak krajobraz. Ale było też coś jeszcze, wiedza i władza, atuty których z pewnością Vladovi nie brakowało. To go przyciągało, nawet jeśli Tepes błądził, opowieść o jego ścieżkach mogła być interesująca.
 

Ostatnio edytowane przez behemot : 19-09-2007 o 23:08.
behemot jest offline  
Stary 24-09-2007, 21:36   #328
 
Francois de Fou's Avatar
 
Reputacja: 1 Francois de Fou ma wyłączoną reputację
-Tak, panie Marcelu, miałem list od księżnej. O to nie musisz się martwić. Mamy jednak inne zmartwienie... Pani Milla, miała być naszą kartą przetargową w razie jakiegoś problemu, jednak nie ma tu jej już z nami... Ma pan jakiś pomysł, czym można zastąpić jej obecność wśród nas? -odpowiedział brujahowi głosem zdenerwowanym i zniecierpliwionym jednocześnie. Nie ukrywał przy tym mimiką swojej martwej twarzy podejrzliwości. "Pan Marcel" nie pałał przecież do Renaulda przyjaznymi uczuciami, teraz natomiast chciał się z nim jakoś porozumieć... Prawda? Czy może podstęp?
 
__________________
Tańcząc jak tobie zagrają, spraw by grali to co chcesz tańczyć...
Francois de Fou jest offline  
Stary 28-09-2007, 13:04   #329
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Schody pięły się w górę i pięły, zakręcając wokół zbocza. Niebezpiecznie wąskie, niczym nie odgradzały podróżników od przepaści.
Zatroskany o urodę Carmen i jej bezpieczeństwo, Giovanni otulił swoją muzę płaszczem i kazał iść za sobą.

Wtem piorun rozciął zgromadzone nad zamczyskiem chmury i huknął z całej ziemi w spękaną ziemię, która zadrżała z trwogi. Podróżnicy musieli w pośpiechu złapać się ściany zbocza, by nie spaść, kiedy wszystko wokół trzęsło się, a odłamki skał, sypały na ich głowy oraz ramiona.

Nie przygotowana na to Carmen nie zdążyła uchwycić się ściany i pod wpływem mocnego wstrząsu z przerażeniem w oczach odchyliła się w stronę przepaści. Czuła już jak leci w dół, gdy silne ramię schwyciło ją w ostatnim momencie. Oto jeden z "dzikusów" z poplątaną grzywą, o smutnych oczach, pochwycił ją w ostatniej chwili, ratując kruche życie.

- Uważaj pani. – wyszeptał Thomas, stawiając kobietę na ścieżce.

Oczy jego i Toreadora spotkały się. Czy opiekun kobiety zamierzał coś rzec? Nie zdążyli się przekonać, gdyż przed nimi za zakrętem wyrosły mury zamku. Widać było nawet blask pochodni.


- STAĆ! – usłyszeli męski krzyk, który przebił się nawet przez zawieruchę. – KIM JESTEŚCIE I CZEGO TU CHCECIE?!

Choć byli jeszcze daleko zwieńczenia górskiej ścieżki, Kainici dostrzegli na jej końcu pięciu strażników z mieczami u boków. Zaś wprawione oczy Brujaha i Gangrela zauważyły ponadto, że trzymali oni coś w rodzaju podłużnego tarana, którym mogli zmieść niechcianych gości ze schodów.
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline  
Stary 28-09-2007, 21:52   #330
 
behemot's Avatar
 
Reputacja: 1 behemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwu


Giovanni di Bicci de Medici


Spojrzał na wysokie mury, z pewnością miały robić wrażenie na każdym podróżnym. Na nim robiły. Podróżni z porównaniu z nimi byli nikim. Ale to nie ogrom budowli zajmował jego myśli, tylko śmiałość Thomasa "Jak on śmiał, dotknąć Jej swymi brudnymi łapami" szyderczy głos nieustannie szeptał w jego głowie. Obiecał sobie by starannie obserować Gangrela, a jeśli sięgnie po zakazany owoc, ukarać go srodze.

Tymczasem przed nimi stali strażnicy, pewni siebie i dość liczni, na tyle by zagrozić zmęczonym wampirom. Zresztą, wybijanie służby nie było najlepszym sposobem na ogłaszanie swego przybycia. Przynajmniej nie w Itali. Wyszeptał do pozostałych spokrewnionych:
- To tylko słudzy nawykli do słuchania rozkazów, kto z was moi drodzy, zwykł je wydawać? - był pewien, że wśród tak licznego grona znajdzie się ktoś kto zechce rozmawiać z stróżami. Sam sie do tego nie palił, nie lubił pospólstwa, nawet jako posiłek wydawali mu się obrzydliwi.
 
behemot jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 09:03.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172