Czas i miejsce całkowicie nieznane…
Już samo spotkanie z biegającym po korytarzu spanikowanym stadem solidnie Hectorem wstrząsnęło, bo z natury nie znosił szczurów i szczerze się nimi brzydził, z największą trudnością potrafiąc się zmuszać do ich jedzenia. Teraz, skonfrontowany ze sceną masowego szczurobójstwa w historii ZSA, z największym trudem powstrzymał się od wymiotów.
- Skąd tu się tyle tego wzięło? - zapytał zerkając odruchowo na zmodyfikowaną śrutówkę Małej Mi i przesuwając się o krok w taką stronę, aby zachować przynajmniej pozory trzymania się zasad BLOSu - Są tu jakieś duże gniazda? Nie da się ich zwyczajnie wytruć? Chyba nie wiecie, po ile chodzi teraz amunicja!
Garcia przeniósł pytające spojrzenie na Jackie i wtedy podstępna mała żmija ze śrutówką zdzieliła go bez ostrzeżenia kolbą broni w potylicę… a przynajmniej tak się Hectorowi wydało, kiedy jego głowę przeszył paroksyzm ostrego bólu.
- Oż kurwa! - wyrzucił z siebie zduszonym głosem cofając się od bocznego okienka szoferki i łapiąc rozłożonymi szeroko palcami za tył czaszki. Ciągnik Billa ponownie podskoczył na głębokim wyboju i monter nie zdążył się zasłonić na czas przed metalową ramą okna. Uderzył w nią głową z suchym trzaskiem, który do końca pozbawił go senności.
- Ja pierdolę, ale tu dziury - wymamrotał zbolałym głosem, kiedy mroczki w oczach już ustąpiły i przestały mu lecieć łzy - Daleko jeszcze do tej elektrowni?