Wzniesienie nad jeziorem
Rzemień zastanawiał się jeszcze przez chwilę, a potem wyciągnął z olstra na lewym biodrze kanciastą rakietnicę. Starając się nie hałasować złamał broń w połowie, wsadził do niej grubą racę, a potem złożył pistolet z powrotem i podniósł się na łokciach raz jeszcze spoglądając w dół wzniesienia.
W spalonej i cuchnącej trupem wiosce słychać było jedynie sporadyczne dźwięki wydawane przez padlinożerne zwierzęta.
Dowódca Łowców uniósł rakietnicę ku czarnym przestworzom i pociągnął za jej spust. Raca pomknęła stromym torem w górę, aby po kilku sekundach zapłonąć w nocnych przestworzach upiornie białą poświatą fosforu. Jej nienaturalny blask skąpał w jaskrawym świetle całą okolicę, wyłonił z ciemności ciasne uliczki, nieforemne placyki i zniszczone domostwa.
Leżący na brzuchach zwiadowcy Enklawy ujrzeli odwracające ku niebu łby wielkie zwierzęta, przypominające monstrualne krzyżówki psów z niedźwiedziami. Ujrzeli zasłonięte plandekami pudełkowate kształty terenowych samochodów oraz ustawione ze skrzyń barykady na większości odkrytej przestrzeni osady. Ukryte za metalowymi maskami oczy podążyły odruchowo w ślad za racą, ale w przeciwieństwie do ogłupionych tym zjawiskiem zwierząt ludzie momentalnie odzyskali rezon.
Wioska - jeszcze sekundę temu będąca miejscem niemal perfekcyjnej nocnej zasadzki - ożyła w jednej chwili hukiem, trzaskiem i łoskotem zmasowanej kanonady. Przyczajeni za wzniesionymi wcześniej polowymi fortyfikacjami Sowieci, z nieludzką wręcz cierpliwością i dyscypliną czekający w ciemnościach na pojawienie się nieznanego im przeciwnika, zasypali grzbiet wzniesienia lawiną stali i ognia. Rykoszetujące od skał pociski siały wokół siebie kawałkami ołowiu i odłupanego kamienia i ktoś leżący w szyku na prawo od Łasicy krzyknął przeraźliwie ugodzony improwizowanym szrapnelem.
- Ja pierdolę! - wrzasnął zwiadowca zasłaniając jedną ręką głowę, a drugą próbując namacać na oślep swojego struchlałego brata - Czekali na nas!
Z wysokości wzniesienia padło kilka oddanych na oślep wystrzałów z Lee Enfieldów, ale ta namiastka oporu nie zrobiła na Sowietach najmniejszego wrażenia. Kanonada momentalnie przybrała na sile, włączyła się w nią kakofonia dwóch lub trzech karabinów maszynowych dosłownie rozłupujących skały chroniące z grubsza wysłanników Enklawy.
- Będą próbowali zajść nas z flanki! - krzyknął Kosiarz - Musimy się wycofać!
Rzemień przytaknął Łowcy gwałtownie, uderzył go wierzchem dłoni w ramię dając znak, by ten cofnął się pierwszy. Wielkokalibrowy pocisk wystrzelony gdzieś z dołu trafił Kosiarza w tej samej chwili co dłoń Rzemienia, urwał mu połowę czaszki siejąc krwią, mózgiem i odłamkami kości w twarz przeładowującego broń Blachy.
- Odwrót! - rzucił na całe gardło dowódca Łowców, ale Łasica byłby gotów przysiąc, że w huku kanonady tylko on jeden dosłyszał desperacki rozkaz Rzemienia.