Chloe zadowolona wprowadziła wszystkich do swojego domostwa. Jej nowi towarzysze pomimo wszystkiego byli w dobrych nastrojach co i jej sie udzielało. Zaczęła nucić pod nosem znaną jej z altdorfskich tawern piosnkę wyjmując przy tym pęk kluczy. Wybrała jeden, najwiekszy i przekręciła nim w zamku dużych, dębowych drzwi.
-Pozszywam was, pozszywam - zachichotała - i nie jedno piwo tylko dwa panowie - mrugnęła do Wolfganga - wszak dwóch nam się popsuło, nie jeden- zaśmiała się mijając kuchnię i spiżarnię. Drzwi do nich były otwarte, jednak oprócz zapachu zagotowanej wczorej kapusty nie było tam nic innego czuć. Chloe skierowała się jednak po schodach do góry. -Tylko nie "Pani", nie jestem taka stara - zaśmiała z udawanym wyrzutem do Lilawandera. - ale bardzo będe rada, że będziesz mi towarzyszył. Pomoc się zawsze przyda. - odpowiedziała i otworzyła jedne z drzwi na korytarzu. Był to jej prywatny pokoik, z kikloma książkami na półkach i bałaganem na czystym, choć zmiętolonym łóżku, widocznie nie zaścielonym rano. Chloe najnormalniej w świecie podeszła do jednej z szafek i wyjęła klucz. Wróciła do reszty. Podała klucz Wolfangowi. -to jest klucz do Waszego pokoju. - Wskazała drzwi obok - róbta co chceta - zaśmiała się - a reszta tędy - wskazała drzwi naprzeciwko swojego pokoju, za którymi mieścił się jej "gabinet". - "kozak" pierwszy - podchwyciła żart Wolfganga i skinęła z uśmiechem na Celahira.
W gabinecie panował wbrew pozorom porządek, narzędzia i instrumenty medyczne były poukładane na czystym stole, jedynie w paru miejscach zostały zakrzepnięte ślady krwi czy innych wydzielin, których nie dało się zmyć. -No to zaczynamy - Chloe nie mogła się powstrzymac i z fanatycznym, ba, dla nieprzyzwyczajonych wręcz niepokojącym uśmiechem wskazała reką miejsce gdzie mieli usiąść Celahir i Otto.
__________________ "Bretonnia to kraj spokojny i sprawiedliwy, w którym kazdy człowiek wie, gdzie jego miejsce. Twoje jest na stryczku"
Za Panią Jeziora!
Ostatnio edytowane przez Mayer : 08-09-2007 o 13:59.
|