Szaleństwo otaczało Dextera i strach go niósł o swój najcenniejszy skarb jakim była jego skóra. Niziołek poganiał, leśniczy wskazywał drogę i tylko kozak mu pomagał ogarniać medyka co chyba oszalał. Nie wiem po co mu pomagał, tylko go spowalniał. Chyba za bardzo się wczuł w rolę. Niestety doświadczenie skłoniło go do trzymania się roli. Nawet jeśli miał się przez to trochę narazić dźwigając jakiego starego wariata. Już i tak było wokół niego za dużo pytań przez tamtą staruchę, więc liczył że drobne rycerskie czyny dadzą mu trochę czasu aby wykombinować jak się cichcem wymknąć z tego kurwidołka jakim okazało się południe Wissenlandu.
Ucieszył się, że medyk się ogarnął na tyle by samemu iść i nie trzeba go już targać. Niziołek jednak się do czegoś przydał, a ich zwiadowca dał propozycje gdzie się udać.
- Wąwóz brzmi dobrze. Głupcami i tak się już okazaliśmy dając się zaskoczyć, a czas jest nam cenny. Trzeba jak najszybciej do swoich wrócić z ostrzeżeniem i wieściami. Zwlekać i czekać na wroga w niehonorowej zasadce czasu i sensu nie ma.- odpowiedział na propozycję towarzysza. Mózg mu mówił, że wiać trzeba, a walka to ryzyko jakiego nie chciał ponosić.
Rzuty: 29, 37, 44, 49, 81