Po ucieczce z pożaru śmierdzieli wszyscy, wszystko i wszędzie. Dla Waldemara nie było to bez znaczenia. Szedł jednak pokornie na wyznaczonym przez Fredka w kolumnie miejscu.
Chwilowo nic więcej nie mógł uczynić, jak oczekiwać na bycie wyprowadzonym z niebezpiecznego lasu. Minęły całe dekady od czasu, gdy ostatni raz musiał w popłochu wbiegać przed niebezpieczeństwem. Ze smutkiem stwierdził, że nie czuł w kończynach tej mocy, co wtedy.